Dlaczego najlepsza liga na świecie nie jest najlepsza?
Czy nasza najwyższa liga żużlowa jest najlepsza? Ten temat przewija mi się przez głowę niezmiennie od czasu, gdy taką została nazwana przez media. Potężne ilości pieniędzy, niezliczona ilość sponsorów, piękna oprawa graficzna no i ten niesamowity komentarz ekspertów, teoretyków żużla, doktorów owalu, od których czasem bije po oczach uwielbienie nad własnym produktem.
Ale czy faktycznie nasza Ekstraliga może mianować się najlepszą na świecie?
Na początek policzmy, ile mamy oficjalnych lig na naszym globie. Polska, Wielka Brytania, Szwecja, Dania, Francja, Norwegia, Finlandia, Czechy oraz Rosja. Łącznie 9 lig żużlowych.
Na świecie mamy 297 krajów, czyli w około 3% krajów są rozgrywane oficjalne ligi żużlowe.
Wynik porażający nawet dla kogoś, kto nigdy nie interesował się czarnym sportem, ale pewnie też dla tych, co się interesują dyscypliną żużlową nie od dziś. Muszę też zaznaczyć, że w naszym sporcie nie istnieje zasada przypisania jednego zawodnika do jednej drużyny. Ci sami żużlowcy, którzy tworzą „najlepszą ligę na świecie”, tworzą też inne ligi. Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę koszta uprawiania żużla na poziomie profesjonalnym, a te do niskich niestety nie należą. Wiele zespołów spoza Polski zwyczajnie nie stać na zawodnika pokroju Bartka Zmarzlika, Artioma Łaguty czy Roberta Lamberta.
Przejdźmy jednak do słowa „najlepsza”. Co to oznacza?
Angaż najlepszych zawodników, najlepsza formuła rozgrywania meczów, najlepsze widowisko.
O ile w pierwszym przypadku nie można się przyczepić, bo to właśnie w Polsce żużlowcy zarabiają najwięcej pieniędzy, o tyle dwa pozostałe aspekty pozostawiają wiele do życzenia.
Nasz system rozgrywek nie jest najlepszy. Wiem, że teraz zostanę przeklęty niczym Królewna Arabela i narażę się wielu wąsatym Panom związkowym, ale taka jest prawda. Zacznijmy od tego, że sezon żużlowy w Polsce zaczyna się w kwietniu, a kończy już we wrześniu. 6 miesięcy na 12 możliwych. Niektóre zespoły (tak jak w tym roku Częstochowa i Leszno) kończą sezon w połowie sierpnia. Stadion zamknięty, brama przewiązana łańcuchami. Na najlepszą ligę zapraszamy za rok!
Dlaczego więc przeciętny Kowalski ma okazję średnio tylko 7 razy w roku oglądać swoją ulubioną drużynę, płacąc przy tym niemałą cenę za bilety? Dlaczego Panowie w garniturach boją się zwiększyć ligę do dziesięciu lub dwunastu zespołów? Nie przekonują mnie stwierdzenia, że powstanie tzw. liga „dwóch prędkości”, że nie ma tylu „klasowych” zawodników do wypełnienia składów. Żużlowców jest mnóstwo, tych lepszych i tych słabszych. Tylko poprzez regularne ściganie się w profesjonalnej lidze zawodnicy podnoszą swoje umiejętności i wyrastają na liderów swoich drużyn. Wystarczy dać im szansę. Nie przemawia do mnie również stwierdzenie, że kluby będą musiały płacić swoim najlepszym zawodnikom ogromne pieniądze za zdobyte punkty. Przy większej ilości meczów w sezonie można ustalić stawkę punktową na takim poziomie, aby zarabiali dokładnie tyle, ile zarabiają obecnie. Dlaczego twardogłowi wąsacze nie stworzą warunków dla nowych producentów jednostek silnikowych? Usłyszymy, że to nie jest w ich zakresie obowiązków. Ale spójrzmy prawdzie w oczy. Działaczom na rękę jest pobieranie wielkich pieniędzy za jak najmniejszy wkład własny, tak jest po prostu wygodniej.
Kolejną kwestią, która tak często jest krytykowana to miejsce dla zagranicznego juniora w składzie meczowym. Według mnie jest to jedyna dobra decyzja w przeciągu ostatnich kilku lat podjęta przez władze ligi. Skoro jesteśmy tą najlepszą ligą, stosujmy najlepsze rozwiązania i dajmy możliwość startu najlepszym żużlowcom. Posiadamy ligę U-24 co wprowadziło masę młodych i perspektywicznych zawodników. To w tej lidze uczą się oraz są sprawdzani nowi żużlowcy, oraz ci, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę więc tłumaczenie, że dwa miejsca dla polskich juniorów są po to, aby nasi wychowankowie mogli się szkolić to po prostu mit. Ilu młodych żużlowców wyrosło na klasowych zawodników, będąc tym numerem dwa z pary juniorskiej?
Ostatnim aspektem jest „wspaniałe widowisko”. Są takie stadiony i takie tory, na których podczas wyścigów nic się nie dzieje. Mijanek brakuje, a na torze widzimy jedynie unoszące się kłęby kurzu. Znów wrócę do naszych krawaciarzy. Dlaczego istnieje przepis, aby kluby musiały inwestować w oświetlenie, rozgrywając mecze o godzinie 16.00 w lipcu czy sierpniu ? Dlaczego mecze nie mogą być rozgrywane o takiej porze, aby przygotowanie nawierzchni toru nie sprawiało problemów i marnego widowiska? Przecież jesteśmy najlepszą ligą na świecie...
Nie mogę pominąć faktu, że na większość podejmowanych decyzji wpływ ma telewizja. I być może właśnie w tym tkwią problemy. Bo telewizja daje pieniądze, to chce tak i tak, a tego ma nie być, bo nie. Panowie wąsacze, nie tędy droga do świetności. Marne widowisko podrasowane przez stację telewizyjną nigdy nie będzie można uznać za najlepszy produkt. Przypomina to trochę pudrowanie syfa.
Polska liga ma ogromny potencjał, aby faktycznie mienić się najlepszą spośród dziewięciu oficjalnych lig na świecie, ale potrzebuje konkretnych działań regulaminowych. Przede wszystkim nasza ukochana dyscyplina potrzebuje kreatywnych i niebojących się różnych posunięć ludzi, którzy mądrze i bez obrażania się na związki z lig zagranicznych ułożą szkielet produktu, który faktycznie będzie mógł zostać ogłoszony bez żadnych wątpliwości „najlepszą ligą na świecie”.
Autor: Bartosz Rega
Trwa ładowanie...