ZDECYDOWAŁEM że do wszystkich moich artykułów i fragmentów książek dostęp będzie zawsze darmowy, a nie dopiero po zapłaceniu progowej kwoty wsparcia i dostępu. No a jeśli ktoś uzna że zostanie moim ‘Patronem’ i będzie mnie wspierał finansowo to BÓG ZAPŁAĆ … no i potraktuję takich ‘Patronów’ szczególnie …
*Dla Patronów wspierających mnie kwotą większą niźli 100zł miesięcznie mam nagrody specjalne czyli NOWIUTKIE I NIGDZIE NIEDOSTEPNE PŁYTY CD I KASETY MAGNETOFONOWE DO ROZDANIA ZA DARMO ! + KSIĄŻKI W WERSJI ELEKTRONICZNEJ
----------------------------------------
I HAVE DECIDED that access to all my articles and book fragments will always be free, and not only after paying a threshold amount of support and access. And if someone decides to become my ‘Patron’ and supports me financially, then GOD BLESS YOU… and I will treat such ‘Patrons’ especially…
*For Patrons who support me with an amount greater than PLN 100 per month, I have special prizes, i.e. BRAND NEW AND NOWHERE UNAVAILABLE CDS AND TAPE CASSETTES TO GIVE AWAY FOR FREE! + BOOKS IN ELECTRONIC VERSION.
Contact --- pawul70@gmail.com
Pokazuję (link) okładki płyt i kaset do wyboru:
I am showing (link) covers of CDs and cassettes to choose from:
https://patronite.pl/post/72793/otro-group-r
INTRODUKCJA
Żyjemy tu od lat tak samo, znosząc szykany, wyzwiska, poniżanie i wypędzanie …
GOROL, CHADZIAJ, WULC, WERBUS, KROJCOK i GOROLE RAUS
[dzielenie ludzi – yskryminacja, ksenofobia, podobne do rasizmu]
-------------------------------------------------------------------------------
Śląsk=Polska i nie od dziś wiadomo, że żyje tu także trochę tolerowanych
i dobrotliwie ignorowanych wrogów Polski zwanych bardzo trafnie „opcja niemiecka”
- tyle że współcześni Niemcy nie chcą i nie mają z nimi nic wspólnego :-)
---------------------------------------------------------------------------------
Te obce Polakom określenia będą się pojawiać co i rusz treści książki (takie zło konieczne), a zatem niezbędne jest ich wyjaśnienie już na wstępie …
Gorol {rasistowskie bo dzielące ludzi-pogardliwe wyzwisko - gwara śląska} – określenie używane przez niektórych ludzi mieszkających na Śląsku, stosowane dla określenia osoby spoza Śląska. Najczęściej słowo ‘gorol’ przyjmuje znaczenie obraźliwe, mające charakter poniżenia osoby w znaczeniu "ten gorszy"
Wulc { rasistowskie bo dzielące ludzi-pogardliwe wyzwisko - gwara śląska} – przyjezdny do pracy, mieszkaniec hotelu robotniczego
Werbus { rasistowskie bo dzielące ludzi-pogardliwe wyzwisko - gwara śląska} – przyjezdny do pracy na ogłoszenie w prasie ogólnopolskiej zamieszczone przez śląską kopalnię, hutę, itp. Takie ogłoszenia zamieszczano z powodu braku rąk do pracy na Śląsku
Krojcok (bastard/ bastard) { rasistowskie bo dzielące ludzi-pogardliwe wyzwisko - gwara śląska} - pokrzyżowaniec (od niemieckiego-der Kreuzung- krzyżówka, skrzyżowanie) określenie osobnika powstałego w wyniku skrzyżowania dwóch organizmów rodzicielskich czyli człowieka, który jest pół-Ślązakiem i po połowie nie-Ślązakiem. Oznacza to, iż jeden z jego rodziców nie pochodził ze Śląska (na przykład przybył na Śląsk podczas fali migracyjnej w czasach PRL)
Chadziaj { rasistowskie bo dzielące ludzi-pogardliwe wyzwisko - gwara śląska} – szmaciarz, wsiok, osoba niechlujna, Polak ze Wschodu / zza Buga
Gorole Raus { rasistowskie bo dzielące ludzi-pogardliwe - gwara śląska} – jest to często używany na Śląsku w sporach różnego rodzaju zwrot, zalecający tym którzy tu przyjechali późnej niźli ci zwrotu używający, aby się wynieśli bo to nie ich ziemia i region jeno tych uzurpujących sobie prawo do wypędzeń
Hanys {pogardliwe wyzwisko - gwara śląska} – określenie rdzennego mieszkańca dawnej niemieckiej części Śląska. Słowo to pochodzi od niemieckiego imienia Hans. Słowo to sugerowało niemieckie pochodzenie Ślązaków. Niemcy (Prusacy) natomiast stworzyli termin Wasserpolaken, pogardliwe określenie mieszkańców Śląska.
Ostatnio pojawiły się nowe rasistowskie bo dzielące ludzi mutacje obelg wykreowane przez trolle internetowe na potrzeby hejtu internetowego i tak mi to wytłumaczył jeden z nich
--- {{ Jeżeli ktoś jest polskim Ślązakiem, to będą go wyzywali raczej od „Poltoni”, „Poluchów” czy „Polajdrów”, mniej od „Goroli”. Ci natomiast odpowiadają im podobnie, wyzywając od „szwabów”, „folksdojczów” i „hanysów”. }}
W związku z powyższym ja także, adekwatnie do ciężaru ich wyzwisk (6 różnych, klasycznych i szeroko używanych + kilka nowych) i w zależności od kontekstu oraz wyrównania celności przekazu, używam, dla pełnego zobrazowania i opisu, dwóch określeń - ‘hanys’ / (liczba mnoga – „hanysy’ lub ‘hanysiaki’ + „opcja niemiecka”.
*
Niezwykle rzadko takim językiem posługuje się śląska inteligencja, ludzie wykształceni. Przez ponad 50 lat obserwacji zauważyłem, że określeń tych używa śląska patologia, taki śląski niedouczony ciemnogród (śląska fizyczna siła robocza) lubujący się głównie w chlaniu gorzały, a przy okazji też w podziałach, konfliktach, kpieniu i poniżaniu innych od siebie …
Zbędne to wszystko i konfliktujące tubylców określenia – ale jest jak jest i jako że tej fizycznej, bez wykształcenia albo o niskim stopniu wykształcenia, ludności zawsze ci tu było potrzeba sporo do prymitywnej roboty to pewnie ten śląski syf będzie istniał jeszcze wiele, wiele lat … A przecież logicznie rozumując Ślązacy to wszyscy mieszkańcy Śląska którzy tu mieszkają, rodzą tu i wychowują swoje dzieci, uczą się, studiują, pracują, budują, żyją i umierają na tej ziemi od lat ... a nie tylko uzurpujący sobie prawo do bycia jedynymi Ślązakami (nad-Ślązakami) tacy co to przyjechali tu wcześniej !! Innym rezultatem tego stanu spraw jest to że, Śląsk się wyludnia bo młodzi z niego uciekają do nowoczesności i świata pozostawiając ten skansen za sobą …
WSTĘP
18.12.2023 – 5.20 rano – przebudziłem się jak zawsze do tej mojej znienawidzonej syf roboty (zło konieczne) i już nie mogłem dalej spać. W takich chwilach nabiegają mi do głowy różne myśli – mniej czy bardziej ważne, wartościowe – myśli ginące, zacierające się w pamięci w chwilę. Dzisiejsza była dość wyraźna i nie chciała się usunąć w niepamięć – napiszę książkę i mam już jej tytuł – ‘GOROL – syn chadziajki’.
Skoro ON – książkowy gwiazdor napisał swoje ‘Kajś’ albo ‘Odrzania’ – ten sam który „Przez większość życia uważał Ślązaków za jaskiniowców z kilofem i roladą”, a ten drugi, inny gwiazdor napisał ‘Drach’ albo ‘Morfina’ i nazbierali za to nagród, kasiory i splendorów co niemiara – to czemu ja nie mogę? – odważę się – a co mi tam! – łba chyba nie oderwą – no chyba że oderwą :-) KASIORA I NAGRODY MI ZWISAJĄ :-) Mogę i odważę się napisać coś co będzie innym odcieniem śląskości, drugą stroną, rewersem monety on nazwie Śląsk – tubylczego, niepotrzebnie aż tak trudnego życia i kłopotów, poniewierki z tym związanych.
Poprzewracałem się z boku na bok aż w końcu widząc bezsens samouśpienia wygramoliłem się z mego drogiego czeskiego łóżka, pozostawiając w nim 46 letnie ciałko mej ciągle pięknej oraz seksownej żonki i poczłapałem do kuchni. Wszystko to zajmuje mi nieco czasu bo mam już te swoje 72 lata i daje mi to znać w przeróżnych postaciach. Zrobiłem jak co rano kawkę i z kubeczkiem poczłapałem w inny zakątek mego starego mieszkania w którym w czasie WW2 mieszkał jakiś ‘hitler-wielbiciel’ i wywieszał za okno przy głównej ulicy ‘hitler-fana’ z ichnim ‘hakenkrojcem’ – a co wiem bo mam czarno-białe i kiepskiej jakości foto okna mojego mieszkania z lat wojny.
Zasiadłem przy biurku i moim starym komputerze – chwilkę pomyślałem i jazda … Kolejny raz ruszyłem do pisania w moim życiu książki – tym razem już siódmej :-) – innej niźli poprzednie blisko związanymi z mymi pasjami życiowymi. Teraz będzie o moim trudnym życiu na Śląsku … Sporo mam już wcześniej do tej książki napisane i porozrzucane tu i ówdzie, a głownie na moich ponad 70 blogach. Wystarczy to wszystko skrzętnie pozbierać, podopisywać łączniki oraz nieco nowych tekstów i będzie – będzie książka stojąca w realnej opozycji do tych które pieją z zachwytu nad Śląskiem i wychwalających to co niekoniecznie tego warte.
____________________________________________________________
HANYSIAKOWO / ZAGRYZIAKOWIE --- „przywitanie” …
„dewej gelt i mycka gorolu bo ci ryjok sciulomy”.
Jechałem nie wiedząc gdzie jadę, a co boleśnie wylazło na wierzch dopiero na miejscu. Jadąc na Śląsk wydawało mi się że jadę tylko na inny kawałek Polski. Nic z tego … Administracyjnie to oczywiście Polska ale na miejscu to tygiel w którym pomieszane grupki etniczne zagryzają się od lat (zagryziakowie) !!
Matka załatwiła starą i zdezelowaną ciężarówkę z PKS Dzierżoniów. Ładowaliśmy na nią nasz dobytek chyba z 2h. Był styczeń 1972 roku – zimno. Zakopałem się pod stare kołdry na pakę tej ciężarówy i jechałem południowymi drogami z Dolnego na Górny Śląsk. Wreszcie dotarliśmy. Już po drodze wyczuwałem w powietrzu jakiś przemysłowy smród czy gaz, max nieczyste powietrze.
Było już późne popołudnie gdy ciężarówa zatrzymała się w Rudzie Śląskiej dzielnicy o nazwie Nowy Bytom, a dokładniej w miejscu zwanym przez tubylców z niemiecka Schlafhaus (teraz zburzony) tuż obok huty oraz zasyfionej i max patologicznej wtedy dzielnicy robotniczej Kaufhaus.
Wyskoczyłem z paki w nos ‘walnął mnie’ niesamowity smród przemysłowy (HUTA oraz NIEDALEKA KOKSOWNIA) i ujrzałem zgraję brudnych dzieciaków gadających lokalną gwarą co wydało mi się nieco dziwaczne oraz straszny brud dookoła. Wyjeżdżając z Dzierżoniowa widziałem pola zasypane białym i czystym śniegiem – tu natomiast śnieg był mocno przysypany jakimś czarnym syfem i do śniegu niepodobny. Schlafhaus od starej, wyeksploatowanej i trującej na maxa Huty ‘Pokój’ dzieliła tylko ulica.
Przenosiliśmy te nasze graty na drugie piętro do dwuizbowego dość obszernego i wysokiego chyba na 4 metry mieszkania. Mnie to mieszkanie nie za bardzo interesowało bo wiedziałem że póki co będę mieszkał w innym miejscu Śląska, a docelowo w USA - miałem inne plany.
____________________________________________________________
MOJE MIEJSCE …
Nowy Bytom {Schlafhaus, Kaufhaus, Fryna}
Nowy Bytom stał się silnym ośrodkiem przemysłowym skupionym wokół huty i kopalni „Pokój” (dawniej Friedenshütte i Friedensgrube). W październiku 1921 roku przesądzona została przynależność niemieckiego Friedenshütte / Nowego Bytomia do Polski.
Następnego dnia mojego pobytu na Śląsku „wyszedłem na miasto” aby z bliska zobaczyć jak to wszystko wygląda. Zdziwiły mnie czerwone i zielone ramy wielu acz nie wszystkich okien. Dziwaczne to było bo dotychczas znałem ramy białe z Polski i nie tylko. No nic taki region, tacy ludzie i takie mają okna – pomyślałem. Ludzie wydawali się jacyś tacy szarzy i przybrudzeni, smutni, zamyśleni by nie napisać że wyglądający jak bezkontaktowi, zablokowani / odjechani, a może to ten ogólny klimat smrodu i brudu – szkodliwej chemii w powietrzu i na ziemi wywierał na mnie takie podfałszowane wrażenie ?
---------------------------------------------------------------------------------
Ciekawostka!
- czerwona farba na oknach? PODOBNO, zwyczaj malowania czerwienią zwaną mahoniem, miał dość proste początki. Był to kolor, który najczęściej w zakładach kopalnianych zostawał. A jako, że górnicy od czasu do czasu mogli zabrać ze sobą coś do domu, to zabierali i malowali tym okna. Zwyczaj ten jest praktykowany do dzisiaj, a konserwator zabytków ściśle przestrzega zasad zanim wyda zgodę na wymianę okien. Ja wymieniłem swoje jakieś 10 lat temu na nowoczesne i plastikowe i zanim to zrobiłem musiałem uzyskać zgodę konserwatora zabytków na kształt i kolor (zielone). Zielone okna. PODOBNO, lokatorzy tych mieszań byli pracownikami hut, a w hutach była nadwyżka farby zielonej. Ile w tym prawdy? Nie wiem… --- jest jak jest i w niczym to nikomu nie przeszkadza :-) Ot taki sobie „urok Śląska” w niektórych starych i zacofanych jego miejscach …
---------------------------------------------------------------------------------
Zaszedłem do niedalekiego i dość obszernego sklepu ‘PSS Społem’ urządzonego na parterze wielgaśnej, solidnej i ładnej acz starodawnej budowli o nazwie KAUFHAUS czyli dom towarowy, który teraz już tym domem towarowym nie był. Teraz był to jedynie obszerny sklep na parterze. Tubylcy zwali ten sklep „Delty”, że niby taki wygodniejszy skrót od ‘delikatesy’. Zbudowano to w 1904 roku przy dość dużej i rozwojowej wtedy hucie jako największy ponoć w Europie tamtych czasów dom handlowy gdzie handlowano masą przeróżnych towarów od parteru po najwyższe piętra. W 1972 roku (za wyjątkiem parteru) był to biurowiec ‘PSS Społem’. Towary w sklepie nie różniły się niczym szczególnym od tych z Dzierżoniowa czy innych miast ówczesnej PRL-Polski.
Znałem już ‘Delty’, widziałem ze wszystkich stron ten legendarny dom handlowy ‘Kaufhaus’ – mogłem zatem przejść dalej zawracając od Kaufhausu, przechodząc obok Schalfhausu, huty, placówki straży pożarnej, parterowej łaźni przez hutniczy przejazd kolejowy obok dyrekcji huty ‘Pokój’. Za tym przejazdem (taka granica umowna) zaczynała się już inna dzielnica – Nowy Bytom zwany przez tubylców - Fryna. Na Frynie zaczynał się jakby inny śląski świat. Szło się szerokim chodnikiem pomiędzy gęsto posadzonymi (dwa rzędy) drzewami kasztanowymi (póki co bez liści bo był styczeń). Stały tu ładne i okazałe kamienice oraz wille hutniczych niegdyś gonzów – teraz zamienione na przedszkola, itp.. Tu były i są nadal poczta, kościół oraz duży o specyficznej architekturze, okazały Urząd Miasta. Dzisiaj po latach patrzę na to wszystko inaczej. Zaszły tu też, co naturalne, duże zmiany. Warto jednak w tym miejscu zatrzymać się chwilkę i zaprezentować historię MOJEGO MIEJSCA NA ZIEMI, mojej dzielnicy w mieście – tak jak ja to widzę i mam zapisane w pamięci oraz wspomnieniach.
--------------------------------------------------------------------------------
* kafhaus – osiedle ‘kaufhaus’ w latach powojennych aż do jego wyburzenia (większości familoków) w latach '90 - wyglądało przeohydnie - - - BRUD, SMRÓD, BŁOTO, MAX MENELNIA I PATOLOGIA - słowem kliniczny przykład dziadostwa i zacofania - obraz nędzy i rozpaczy – ludzkiego upodlenia !!
Słynna ulica ‘gwardii ludowej’ max-lokal-menelnia, wstyd i hańba Śląska i Polski lat '70 --- total zasyfiona truciznami dzielnica robotnicza przy hucie ‘pokój’ zamieszkiwana przez patologiczny i rozpijaczony element robotniczy, nadający się jeno to prymitywnej / fizycznej / wyniszczającej roboty w hucie. W latach '70 mieszkałem z rodziną w familoku na parterze - pamiętam te czasy i to miejsce jako istne piekło na ziemi !
* schlafhaus – „Szlafhaus” czyli dom sypialny. Był to budynek ogromnych rozmiarów, w którym znajdował się dawniej hotel robotniczy. W ‘prl’ – podobnie jak niedaleki ‘kaufhaus’ - - - BRUD, SMRÓD, BŁOTO, MAX MENELNIA I PATOLOGIA - słowem kliniczny przykład dziadostwa i zacofania - obraz nędzy i rozpaczy – ludzkiego upodlenia !!
CENTRUM FRYNY
mój dom
ten dzisiejszy bo wcześniej mieszkałem pod dwoma adresami na Schlafhaus i Kaufhaus (wymawiane przez tubylców Szlafałz i Kafałz)
Na paru starych fotkach widać sporo hitlerowskich flag wywieszonych z okien domów. Jedna z nich zwisa z okna mojego aktualnego mieszkania. Wynika z tego, że w pewnym okresie historii naszej dzielnicy sporo tu mieszkało hitlerowskich faszystów, ale także trzeba brać poprawkę na fakt, że terror hitlerowski nie dawał ludziom zbyt wielkiego pola manewru. Przychodził jakiś gestapowiec i kazał wywieszać flagi - szczególnie jak się mieszkało przy głównej ulicy. Podobnie było i u nas w czasach PRL. Jak raz odmówiłem wywieszenia na 1-go maja czerwonej szmaty, którą mi dostarczył jakiś komucha z KM PZPR, którego siedzibę miałem za oknami na przeciwko - to wsadzili mi kolegium i groźbę, że mnie wyeksmitują z mieszkania !! No i można sobie było zgrywać bohatera na przeciw komuszej potęgi i aparatu prześladowczego. Podobnie pewnie było w przeszłości na Frynie kiedy to władcami miasta byli hitlerowcy. Nazwali sobie rynek "adolf hitler platz" a ludziom kazali zawieszać swoje ohydne szmata-flagi z pokrzywionym krzyżem w oknach. Mam kilka starych fotografii z 1940 roku - widok na główną ulicę 'herman goring strasse' – dzisiejsza Niedurnego - skrzyżowanie ul. Kościuszki i Niedurnego z okien zwisa pełno hitla-badziewu - na starych fotkach widać też sporo balkonów, które po wojnie polikwidowały durnowate komuchy władające hutą i tym miastem !!
DOM SŁONECZY - ZUNURA
Przy skrzyżowaniu ulic Niedurnego, Pokoju i Chorzowskiej wznosi się jeden z najpiękniejszych domów mieszkalnych starej zabudowy Nowego Bytomia, zbudowany na przełomie XIX I XX wieku. Ten okazały budynek narożny, ze szczytami z zastosowaniem konstrukcji muru pruskiego, jest nakryty wysokimi dachami. Elewacje są ozdobione skromnymi płycinami sztukatorskimi o motywie secesyjnym. Na elewacji południowej zachował się UNIKALNY w skali Śląska, artystycznie wykonany zegar słoneczny. Ta kamienica potocznie nazywana jest Zunura (z języka niemieckiego Sonnenuhr, czyli zegar słoneczny).
WASERTUR
To potoczna nazwa wieży wodnej ( z niemieckiego Wasserturm ). Wieże wodną na obecnym zbiegu ulic Pokoju i Chorzowskiej zbudowano w 1908 roku. Związane było to z uruchomieniem kanalizacji w latach 1906 – 1907. Wodociągi na tym terenie zostały uruchomione znacznie wcześniej, bo w 1884 roku. Dziś stoi od lat bezużyteczna i pusta – sprzedana ponoć przez miasto osobie prywatnej.
ZAMECZEK LEŚNY
Istnienie tej nazwy wyjaśnić można tym, że teren obecnego Nowego Bytomia porośnięty był dawno temu gęstym i ciemnym (czarny) lasem, pośrodku którego stał właśnie ów „Zameczek Leśny”. Obiekt ten był niegdyś willą mieszkalną dyrektora huty cynku „Rozamunda” – po której pozostała jeno jako tako zrekultywowana hałda. W pobliżu stoją też cztery wielkie i stare bloki mieszkalne w stylu familoków czyli taka dawna kolonia robotnicza o nazwie „Neubau” powstała w latach 1902-1904 dla pracowników huty żelaza „Friedenshütte” – dzisiejsza „Pokój”. Kolonię zlokalizowano na południowo-wschodnim krańcu ówczesnej osady, przy wspomnianej hucie cynku „Rosamunde”.
SZKOŁA
Zespół 3 budynków na ul. Hallera. Dzisiaj Szkoła Podstawowa Nr 1 - imieniem Tadeusza Kościuszki. Obok szkoły stoi okazała jak na tamte czasy hala sportowa, która była niegdyś nieodłączną częścią szkoły.
KINO „PATRIA”
Historia kina rozpoczyna się w 1937 roku, kiedy to Jan Jasiulek szukał parceli pod dom. Ówczesny burmistrz Nowego Bytomia złożył mu propozycję sprzedaży działki po korzystnej cenie, pod warunkiem, że jej część zostanie przeznaczona na budowę dużego, nowoczesnego kina. Budowę rozpoczęto 4 kwietnia 1937 roku, a 18 nastąpiło otwarcie. Wyświetlono w tym dniu dwa filmy: polską produkcję "Dyplomatyczna żona" oraz amerykańską "Stawkę o życie". Kino w tamtych czasach cieszyło się niesamowitą popularnością. Niestety właściciel bardzo krótko cieszył się sukcesem kina, tuż po wybuchu wojny został odsunięty od prowadzenia kina jako osoba "politycznie podejrzana". Jan Jasiulek pracował w Polskim Komitecie Plebiscytowym i brał udział w powstaniu. Fakt ten posłużył jednemu z volksdeutschów do pozbycia się niewygodnego właściciela. Doniósł na niego do gestapo i przyczynił się do jego zesłania do obozu pracy w Dachau. Dziwnym zrządzeniem losu bohater tej historii obóz przeżył i został zwolniony z przymusowych robót, do kina jednak nie mógł powrócić... Po wyzwoleniu prawowity właściciel starał się odzyskać kino, na drodze stanęła mu jednak ta sama osoba, składając donos, tym razem do UB. Dokumenty, które wcześniej zdecydowały o zesłaniu do Dachau, tym razem szczęśliwie uratowały Jana Jasiulka przed obozem w Mysłowicach, kina jednak nie odzyskał. Rodzinny interes został upaństwowiony i przejęty przez Film Polski, a właścicielowi przydzielono śmiesznie niską pensję i mianowano kierownikiem. Jan Jasiulek zmarł, nie odzyskawszy swojej własności. Kino wróciło w ręce jego rodziny dopiero w latach 90-tych XX wieku.
FRIEDENSHUTTE / Huta “Pokój”
Hutę w Nowym Bytomiu w 1839 roku zbudował gliwicki kupiec Dawid Loewenfeld. Nabył on w wieczystą dzierżawę od zarządu miasta Bytomia 22 morgi gruntu. Wielkość przedsięwzięcia oraz związane z tym zakłady zmusiły właściciela do zawiązania spółki, w skład której weszli: Szymon Loewi kupiec i Maurycy Friedlender bankier z Bytomia. Wybudowana w 1840 roku huta składała się z jednego wielkiego pieca obsługiwanego przez dmuchawę oraz kuźni i stolarni. Pierwsza nazwa huty “Friedenshütte” wzięła swój początek od nazwiska bankiera Friedlendera. W 1851 roku hutę, za kwotę 760000 zł., nabył hrabia Andrzej Renard, drugi co do wielkości zasobów finansowych na Górnym Śląsku potentat. Zmodernizował hutę i w 1855 roku sprzedał ją “Śląskiej Spółce Hutniczej Minerwa” z siedzibą we Wrocławiu. Była to pierwsza na Śląsku koncesjonowana spółka akcyjna. Huta “Pokój”, której wartość w 1871 roku oceniono na 2 971 768 zł., przeszła na własność nowej spółki pod nawą “Górnośląskie Towarzystwo Akcyjne”. Z początkiem 1880 roku na czele spółki, w której huta “Pokój” odgrywała czołową rolę, stanął inż., Edward Meyer, wybitny i przedsiębiorczy hutnik. Z miejsca przystąpił do modernizacji huty. Załoga huty w 1901 roku wzrosła do 3 337 osób. Po przejęciu huty przez Polskę w 1922 roku wyłoniły się trudności gospodarcze. W 1931 roku ustanowiono nad spółką zarząd przymusowy, który doprowadził do wykupu przez Państwo Polskie większości akcji. Huta “Pokój” była największą hutą w przedwojennej Polsce. Obszar huty liczył 55 hektarów.
EDUARD MEIER
Pochodzący z saksońskiego Halle inżynier do Nowego Bytomia trafił w roku 1880, obejmując stanowisko dyrektora huty "Pokój". Następne kilkanaście lat to okres gwałtownej modernizacji zakładu: powstały nowoczesne stalownie (wprowadzono system thomasowski, a następnie siemens- martin), walcownia, postawiono czwarty wielki piec, do huty wprowadzono instalacje elektryczne, a do produkcji energii elektrycznej wykorzystano gaz wielkopiecowy. Za jego czasów wybudowano też budynek hutniczego kasyna (obecnie Miejskie Centrum Kultury) i znaczną część osiedla "Kaufhaus", a po wielkim wybuchu kotłowni (lipiec 1897 roku) utworzono zakładową straż pożarną. Pod rządami Meiera huta stała się dużym, nowoczesnym zakładem, odpornym na wahania koniunktury. Niegdyś przed hutą stał pomnik Pana Meiera, który przetrwał dwie wojny światowe i dwukrotną zmianę państwowej przynależności Nowego Bytomia. Choć dyrektor był rodowitym Niemcem jego popiersie ostało się w gorących czasach powstań śląskich i plebiscytu, a następnie Polski sanacyjnej. W nienaruszonym stanie przetrwał niemiecką okupację w czasie WW2. Później bezpowrotnie "zniknął". Dziś jego szczątki leżą porozrzucane po mieście (wiem gdzie), a władzom miasta nie spieszno pomnik odbudować. W pobliżu pomnika stał szpital. Ogromna budowla, którą w 1972 roku odwiedziłem bo chorował ktoś z rodziny. Chyba w późnych latach ’70 szpital zburzono ze względu na poważne szkody górnicze – zakałę Śląska.
KOŚCIÓŁ NA FRYNIE
W 1909 roku architekt Johannes Franziskus Klomp przedstawił projekt kościoła oraz budynku probostwa. Zbudowano go w latach 1909 - 1912 roku. Wcześniejszy kościół z 1885 roku usytuowany był na terenie osiedla Otylia i był niewielki oraz mało odporny na szkody górnicze (zakała Śląska) – to też dziś nie ma po nim śladu – no może (i o dziwo) ostał się budynek plebanii stanowiący dziś zasoby mieszkaniowe miasta.
RYNEK NA FRYNIE
Niegdyś było to błotniste klepisko i plac targowy. Z biegiem lat plac zagospodarowywano sadząc też na nim wartościowe i ładne drzewa. Siadywałem tam wielokrotnie gorącym latem w cieniu pośród kwiatów i różnorodnej oraz pięknej zieleni (nie tylko ja) z wózkami w których woziłem na spacerki moje dzieci. Zimą rozbawione i szczęśliwe dzieciaki zjeżdżały na sankach z ośnieżonej i niewielkiej górki. Potem wykarczowano piękny drzewostan i totalnie zniszczono skwer przed Urzędem Miasta. W zamian za ogromne pieniądze z Unii Europejskiej zbudowano bezużyteczny kamienny plac z drogą fontanną, której zrujnowane resztki straszą do dziś. W ostatnich latach słyszy się o powrocie do dawnej choć unowocześnionej koncepcji z dużą ilością roślinności.
RATUSZ
Budynek ratusza w Nowym Bytomiu powstał w latach 1928 –1929. Obiekt wybudowany został w stylu modernistycznym z wykorzystaniem istniejącego budynku municypalnego z 2-giej połowy XIX wieku. Gmach został nieumiejętnie i niepasująco nadbudowany w okresie powojennym o jedno piętro. Obecnie w budynku mieści się Urząd Miasta.
CASINO / DOM KULTURY
Dawna siedziba kasyna hutniczego później oberża pod Białym Orłem. W latach powojennych Zakładowy Dom Kultury Huty „Pokój” , obecnie mieści się w nim Miejski Ośrodek Kultury im. Henryka Bisty
VILLA FLORIANKA
Na ul. Niedurnego 73 znajduje się willa zbudowana w 1905 roku. Budynek charakteryzuje się nieregularną asymetryczną bryłą z dwoma szczytami, wykuszem i drewnianą werandą. Na budynku znajduje się malowidło ścienne wykonane techniką mozaikową przedstawiające św. Floriana – patrona hutników stąd obiekt ten ma nazwę - Florianka. Po wojnie mieściło się tu przedszkole. Wewnątrz budynku zachowało się kilka okien secesyjnych z charakterystycznymi witrażami. Natomiast w holu znajduje się obudowany kominek i boazeria z elementami snycerki z czasów budowy.
BARDZO CIEKAWY OPIS
Z maila skierowanego do mnie autora dużego bloga o Rudzie Śląskiej przez dawnego mieszkańca Fryny. Okazało się z listu, który do mnie dotarł, że w Nowym Bytomiu po wojnie znajdował się 'obóz pracy' dla jeńców niemieckich - oto ta informacja:
Witam -
Piękne wspomnienia na twoim blogu. Jedna rzecz budzi moją ciekawość. Nigdzie nie znalazłem wzmianek na temat obozu, który istniał przy ul. Pokoju do lat 50-tych. Był to obóz jeniecki (Niemców), pracowali na kopalni 'Pokój'. Po likwidacji obozu baraki zamieniono na 'dom górnika', no i znowu na terenie parku zaczęła się wojna z 'gorolami'. Kiedy przybysze wtopili się w środowisko 'dom górnika' czyli baraki zostały zlikwidowane, a na ich miejscu powstały ogródki działkowe dla pracowników kopalni. Wreszcie i ogródki zlikwidowali, a na ich miejscu powstało osiedle, które istnieje do dzisiaj. A ten obóz jeniecki zaczynał się mniej więcej na wysokości 'Ośrodka Zdrowia' i schodził w kierunku ul. Ratowników. Kończył się ogromną dziurą, zapadliskiem podchodzącym do ul Chorzowskiej i do Ratowników. Jak te ulice się wtedy nazywały nie mam pojęcia. Potem to zapadlisko zostało zasypane i powstało boisko na, którym mecze rozgrywał 'Górnik Nowy Bytom'.
Pozdrawiam Janusz Gulis
PostScriptum
Przypomniało mi się, że:
1/ Na 'Otylii' na przeciw cmentarza (teraz są domki) był obóz 'SP - Służba Polsce'. Jak długo to istniało nie pamiętam, ale byli to młodzi ludzie dobrze zorganizowani.
2/ Koło stacji ratowniczej pogotowia było boisko do siatkówki i bardzo często organizowali mecze.
3/ Przed mostem na ul. Czarnoleśnej była dolina nazywana 'Tojfla', gdzie zbieraliśmy się w zimie z sankami i łyżwami - - - - to była jazda!!
4/ 'Kaufhaus' to była w tamtych czasach strefa zakazana. Zapuszczenie się tam groziło niezłym łomotem mimo że miało się tam kolegów, a dostępu do swoich dziewczyn bronili jak świętości. Najbezpieczniej przez 'Kaufhaus' było poruszanie się tramwajem.
____________________________________________________________
ZWIEDZANIE FRYNY NIE ZAWSZE BYWAŁO PRZYJEMNE
... mamy też TU czyli w Nowym Bytomiu pamiątki haniebnego traktowania nas Polaków przez zamieszkującą tu niegdyś niemiecko-hitlerowską zbir-hołotę
Zbrodnie niemiecko-śląskiego 'Freikorps' w Nowym Bytomiu
Kiedy 3 września 1939 r. do Nowego Bytomia weszli członkowie niemieckiej formacji zbrodniczej Freikorps Ebbinghaus. Była to zbieranina kryminalistów, niemców-śląskich, dowodzona przez pochodzącego z Gliwic SS-mana nazwiskiem Karl Rolle, swego czasu szeroko znany wymiarowi sprawiedliwości Republiki Weimarskiej z powodu licznych oszustw i innych przestępstw - tacy właśnie stanowili z zasady trzon SS. Do Freikorpsu, działającego w Nowym Bytomiu dołączyły po drodze rozmaite elementy kryminalne, które wojna powyciągała na światło dzienne. Wśród nich znajdował się też niejaki Emanuel Donitzka z Knurowa. Jego pierwszą ofiarą 8 września stał się pochodzący z Bielszowic były powstaniec śląski Józef Czogała. Również 8 września Donitzka zamordował innego powstańca śląskiego Hermana Kubicę. Według relacji świadków Donitzka rozerwał mu koszulę i scyzorykiem rozciął brzuch; twierdząc przy tym, że szuka „polskiego serca” Kubicy. Na ścianie dużej budowli pod adresem Niedurnego 44 (siedziba Freikorps w 1939 roku) oraz na budynku po przeciwnej stronie ulicy Niedurnego 63 (Przedszkole) znajdują się takie same dwie tablice informujące o hitlerowskich zbirach które w piwnicach tych budynków katowały i wymordowały mieszkańców Rudy Śląskiej / Fryny / Nowego Bytomia.
*
W innym miejscu nie opodal stoi pomnik Jadwigi Markowej śląskiej=polskiej działaczki społecznej, która między innymi doprowadziła do zamknięcia niemieckojęzycznej szkoły na terenie Nowego Bytomia. Jest to miejsce gdzie 7 września 1939 roku znaleziono jej sprofanowane zwłoki. 3 września 1939 roku została aresztowana przez członków zbrodniczej organizacji hitlerowskiej ‘Freikorps’, którzy w jej domu znaleźli sztandar ‘Towarzystwa Polek’, na którym widniał orzeł biały. Kazano jej przejść boso główną ulicą miasta / Fryny ze sztandarem, po czym sztandar publicznie spalono. Markową więziono wraz z innymi patriotami śląskimi=polskimi w piwnicy domu przy Niedurnego 44 poddając ją torturom. Zmarła od ciosów zadanych cegłami. Jej szczątki znaleziono w dole w okolicy domu kultury Huty „Pokój”. Ekshumowano je we wrześniu 1945 roku. 15 września odprawiono jej oraz innym ofiarom uroczysty pogrzeb i pochowano w grobie masowym, w którym spoczywają też szczątki Piotra Niedurnego, który walczył o wolny, polski Górny Śląsk i powstańców śląskich. Grób znajduje się na komunalnym cmentarzu w Rudzie Śląskiej - Nowym Bytomiu, przy ulicy Chorzowskiej. Złożono tu zwłoki: Jadwigi Markowej, Karola Płaszczyka, Wilhelma Prokszy, Hieronima Kubicy i Józefa Jarkulisza. Piotr Niedurny ofiara antypolskiego terroru na Śląsku został aresztowany w Bytomiu / Szombierkach przez członków niemieckiego Grenschutzu, organizacji walczącej z polskim ruchem narodowowyzwoleńczym. Następnego dnia (30 styczeń 1920) znaleziono jego zmasakrowane ciało w Szombierkach.
*
Na tablicy innego budynku przy ul. Niedurnego 25 znajdujemy informację, że w tym z kolei domu w 1943 roku za pomoc niesioną polskim jeńcom wojennym, zamordowano innych śląskich=polskich bohaterów, a mianowicie małżeństwo Józefa i Marię Wrobińskich.
____________________________________________________________
DZIEŃ DRUGI …
Drugiego dnia wcześnie rano „wyszedłem na miasto” i poszedłem na niedaleki przystanek tramwajowy nr 9, aż tu nagle napadło mnie dwóch hanysiaków blablających bełkotliwie jakąś śmieszną i brzydaśną lokalną gwarą – takim zniekształconym i zniemczonym językiem polskim. Prawie nic nie rozumiałem czego ode mnie chcą za wyjątkiem tego, że jestem w opałach i chyba dostanę łomot. Nie myliłem się … Poczułem zaraz bęcki na twarzy, głowie i plecach. Walili we mnie jak w jakiś worek treningowy. Całe szczęście że zima była mroźna i byłem grubo ubrany. Odzież niwelowała chyba o połowę siłę tych ciosów – no za wyjątkiem tych w twarz i głowę. Co umiałem to oddawałem ale to tylko pogarszało moją sytuację. Nie byłem w stanie wygrać z dwoma łobuz-chachar-hanysiakami. Powalili mnie na błotnistą ziemię i opróżnili kieszenie. Jak skończyli i uciekli to zacząłem się zbierać. Obok (całe szczęście w nieszczęściu) leżał mój portfel w którym brakowało tylko kasy – nie wiele i tak było tej kasy – ale dla lokalnych hanys-pato-meneli to chyba wystarczyło na kilka butelek czegoś najtańszego czym oni zwykli się zaprawiać. Mnie najbardziej cieszyło że zostawili portfel z dokumentami – no bo przecież jechałem przyjmować się do pracy. Takie lokalne, „hanysie przywitanie na Śląsku”. Zapamiętałem to bo było to pierwsze z czego poznałem Śląsk i te ich krzyki w hanysiej gwarze --- „dewej gelt i mycka gorolu bo ci ryjok sciulomy”.
Poobijany wróciłem do mieszkania wywołując przerażenie matki, która krzyczała że trzeba z tym iść na milicję. Jej nowy partner jednak mocno to odradzał stwierdzając że tu tak jest i że nic to nie da, że tłuką się przyjezdni z lokalnymi i że jedyne co można to unikać starcia. Widać było że był zastraszony i nie chciał problemów. Zapamiętałem te dwie hanysie mordy i widywałem potem wielokrotnie zapijaczonych i szlajających się po mieście. Nie zaczepiali mnie już jednak. Z biegiem lat wyglądali coraz gorzej i gorzej aż wreszcie zniknęli co oznaczało że zmarli tak samo jak wielu im podobnych znanych mi hanys-meneli. Kilka dni później (już wykurowany i ponownie „piękny” :-) pojechałem do Zabrza aby realizować mój plan przeprowadzki na Śląsk, a mianowicie konieczność pracy w kopani co dawało mi zwolnienie od znienawidzonej przez młodych służby wojskowej w komuszej PRL-armii.
Wyzywanie oraz krzywdzenie przyjezdnych i osiedlonych na Śląsku to jakby sport jakiś, mania ulubiona hanysiaków ... Coś czego nie spotyka się już nigdzie w Polsce, a i na świecie chyba też !! Mieszkałem w wielu miejscach, najdłużej w USA i nigdy, nikt mnie tam nie wyzywał choć byłem 'wyraźny' przyjezdny. No a tu na Śląsku przez ponad 50 lat byłem przez hanysiaki wielokrotnie wyzywany, wypędzany, krzywdzony, prześladowany --- i nadal to trwa.
____________________________________________________________
WERBUS, WULC i GOROL …
gehenna śląska
W 1972 roku Zabrzańskie Zjednoczenie Przemysłu Węglowego mieszczące się przy ul. Wolności 337 (dzisiaj jest tam niemiecka firma kolejowa DB) publikowało masowo ogłoszenia w prasie ogólnopolskiej czytanej przez młodych – ZAPRASZAJĄC NA ŚLĄSK DO PRACY W KOPALNI. Gwarantowali pracę, dobre wynagrodzenie i hotel robotniczy ale co mnie 20 letniego wtedy chłopaka przekonało to to że zwalniali ze służby wojskowej !! Górnictwo mocno się wtedy rozwijało, a na Śląsku (jak zawsze) brakowało rąk do pracy / ludzi pracowitych. Przyjechałem zatem. Nie dlatego że zapałałem jakąś szczególną miłością do górnictwa czy Śląska – o NIE – NIGDY W ŻYCIU !! Każdy młody i rozumny chłopak w tamtych czasach chciał się wymigać od 2 lub 3 letniej obowiązkowej = przymusowej służby wojskowej w komunistycznej armii PRL. Praca w kopalni dawała taki przywilej.
Potrzeby górnictwa to jedno a lokalna ludność to drugie. Już na dzień dobry spotkałem się z wyzwiskami od „goroli”. Tak hanysiaki na Śląsku od zawsze wyzywają przyjezdnych i w sumie przez nich niechcianych [„gorole raus”]. Ciekawe to było podejście. Sami nie dawali rady, a jak przyjechali jacyś do pomocy to witano ich wyzwiskami i wrogością … Skierowano mnie na kopalnię ‘Sośnica’ (pole wschód). Wydano świstki, podano adres i radź sobie sam, znajdź to i pociągnij dalej. W hotelu robotniczym w Sośnicy (3 bloki) spotkałem kilkuset takich jak ja chłopaków z całej Polski. Oczywiście ten potężny hotel był przez lokalnych (jakże by inaczej) wyzywany z niemiecka - „WULC-HAUS / WERBUS-HAUS”. Szybko dowiedziałem się że ten ‘wulc’ czy ‘wulec’ i ‘werbus’ to taki jak ja czyli przyjezdny, nowy, niechciany, gorszy choć z przymusu potrzebny bo hanysiaki nie dawały rady. Nie dość że ‘gorol’ to jeszcze ‘wulc’ i ‘werbus’. Tyle sobie zadawali trudu żeby nas wyzywać i dokuczać. Tutejsza historycznie polska ludność wieki całe żyła pod buciorem / ‘zaborem’ niemieckim toteż ich gwara stała się (szczególnie pośród niewykształconej i prymitywnej siły roboczej) totalnym dziwactwem językowym na terenie Śląska i Polski. Nasi oczywiście nie byli dłużni i oddawali podobnymi wyzwiskami, znanymi od dawna czyli ‘hanys’ albo bardziej złośliwie, a co usłyszałem od pewnego górnika pod ziemią kiedy kłócił się z jakimś hanysem - „hitlerowskie sierotki”. Utkwiło mi to w pamięci bo mimo wszystko było śmieszne. Jeden taki prymityw-hanys był moim kierownikiem oddziału, któremu złożyłem tzw. papiery pośród których było świadectwo ukończenia szkoły zawodowej. Jak się potem okazało ten hanys ukradł mi to świadectwo i nigdy go już nie odzyskałem. Musiałem wykonać sporo starań aby sobie załatwić duplikat.
Pierwsze chyba 2 tygodnie pracowałem jako tzw. ładowacz machając łopatą z węglem. Potem pracowałem na wydziale mechanicznym czyli trochę wyżej niźli zwykłe ‘ryle węglowe’. Ciężka to była i max niebezpieczna praca. Pewien trudny do zapomnienia incydent spowodował że robotę w kopalni porzuciłem nagle i nieodwołalnie. Poszliśmy wyciągać części kombajnu w miejscu gdzie zawalił się kawałek ściany wydobywczej. Podnosiliśmy we czterech na kolanach (bo było bardzo nisko) 400 kilowy kawał żelaza gdy nagle jeden z nas wyłamał się krzycząc że już nie daje rady. Puścił zatem żelastwo a ono zatrzymało się na moich udach. Pozostali dwaj górnicy próbowali mnie ratować przed zmiażdżeniem nóg i trzymali ile sił aż w końcu żelastwo ześliznęło się po moich udach zdzierając spodnie i sporo naskórka. Kto okazał się krzykliwym nierobem przez którego o mały włos zostałbym kaleką – a no hanysiak-nierobol oczywiście. Oni w ogóle migali się od ciężkiej roboty którą wykonywali nasi czyli ‘gorole’ i ‘wulce / werbusy’ :-)))) Fakt był taki, że jakby nie te ‘gorole’ i ‘wulce / werbusy’ to kopalnie na Śląsku można by pozamykać. Zawlokłem się zatem utykając pod szyb i czekałem do rana (to była nocna szychta) aż nocna zmiana wyjeżdżała na powierzchnię. Tak wyglądał mój ostatni dzień pracy na kopalni ‘Sośnica’. Porzuciłem ją nagle i niespodziewanie choć nie miałem takiego zamiaru. Nie zwalniałem się oficjalnie – ot zabrałem swoje manele, wyjechałem i tyle. Nie mogłem jednak zbyt długo pozwolić sobie na ‘wolność’ i po pewnym krótkim czasie musiałem poszukać innej pracy wykonywanie której dawało przywilej uniknięcia przymusowej służby wojskowej. Znalazłem taką pracę w Stoczni Gdynia. Zakwaterowałem się pośród setek innych chłopaków takich jak ja w hotelu robotniczym. Ciekawostką jest to że w Gdyni nikt nas przyjezdnych nie wyzywał od ‘goroli’ i ‘wulców / werbusów’ jak to robiły na Śląsku prymitywne hanysiaki. W Gdyni byliśmy po prostu takimi samymi ludźmi jak inni obok. No ale to już inna historia, na inną opowieść i nie tym razem …
____________________________________________________________
GOROL / HANYS MANIFESTO
Mam teraz 72 lata (2024). Wychowałem się w Dzierżoniowie (Reichenbach) na Dolnym Śląsku. W dzieciństwie mało na to zwracałem uwagę ale zauważałem ludność niemiecką / śląską - mieszkającą koło nas. Nie działa im się krzywda. Ani nie widziałem ani nie słyszałem aby ich ktokolwiek prześladował – pomimo, że byli to Niemcy czyli naród z którego wielokrotnie wypełzła na Europę pożoga wojenna. Wręcz przeciwnie moja mama przyjaźniła się z paroma Niemcami. Mnie głównie utkwiło w pamięci, że dziwnie mówili po polsku czyli z twardym niemieckim akcentem. W szkole nauczono nas jaką krzywdę wyrządzili Polakom Niemcy. Uczono nas też że, tą krzywdę wyrządzali nie wszyscy Niemcy. Byli też tacy, którzy nienawidzili ‘hitlera’, tego co zrobił oraz tych którzy go popierali – czyli większość Niemców. Ci Niemcy z Dzierżoniowa woleli mieszkać w Polsce nie chcieli jechać do Niemiec – mówili, że nie chcą mieszkać razem z tymi którzy jeszcze nie tak dawno ochoczo hajlowali i mienili się „rasą panów” popierającą ‘hitlera’. Sporo też koło mnie mieszkało ludności żydowskiej i ze wschodnich terenów przedwojennej Polski. Miałem kolegów i koleżanki zarówno pośród Niemców jak i Żydów. Właściwie my dzieciaki nie zauważaliśmy pomiędzy sobą takich różnic. Żyliśmy sobie tym naszym powojennym życiem rano w szkole, a po południu drąc spodnie na gruzach czy pobliskich drzewach.
Wnerwia mnie jak ktoś wyzywa mnie od „goroli” tylko dlatego, że on akurat szwargoli swoją regionalną hanys-gwarą, a ja mówię czysto po polsku i z tego powodu uważa siebie za lepszego czy jedynego „władcę” Śląska. Wnerwia mnie też jak pojadę w inne miejsca Polski gdzie inni Polacy szwargolą znowu jakąś swoją, inną gwarą, a mnie jako Polaka ze Śląska wyzywają od „hanysów”. Co to za dziwaczne i przeohydne podziały. Kto i kiedy zaprowadził to w nasze życie i po co ?! Pewnie nie szybko to się uda ale definitywnie należy dążyć do likwidacji takich fałszywych podziałów. Upatruję w tym szansę na śląską normalność czyli zjednoczenie wszystkich mieszkających tu ludzi. Na Śląsku mieszka nas około 4-5 milionów i wszyscy powinni się tu czuć u siebie oraz dobrze. Nie powinno tu być żadnych ruchów dążących do nikomu już dzisiaj niepotrzebnej i utopijnej, przedwojennej - tzw. „autonomii Śląska” czy (co gorsza) oderwania go od Polski („opcja niemiecka”). Są to ruchy kreujące jedynie niezgodę i ferment w społeczności śląskiej / polskiej. Ostatnimi czasy często widać i słychać oszołomów co to głoszą – NIE JESTEM POLAKIEM – jestem „narodowości śląskiej” ... A gdzie "naród śląski" ma swoje państwo albo kiedy miał no bo bez państwa nie było i nie ma narodu a jeno science fiction (SF) political służące rozrabiactwu. Albo z jakiego państwa Ślązacy wyemigrowali że teraz można ich nazwać narodowością (mniejszością narodową) ? Śląsk to tylko region Polski z własną gwarą itd. jak kilka innych regionów w których nikt nie namawia do odrzucania prawdziwej narodowości polskiej na rzecz SF. Powstańcy Śląscy bili się i umierali za wyrwanie ze szpon germańskich i przyłączenie do Polski. To co mieli rację czy się mylili ?? Szanujemy ich za to czy nie ??
… i jeszcze coś ważnego o czym należy ciągle przypominać !! …
Powstańcy Śląscy – walczyli o wolność Śląska z Niemcami. Nigdy nie walczyli przeciwko Polsce / Polakom. Oni chcieli wydrzeć Śląsk z łap niemieckich i przyłączyć do Polski. Jakby się dziś czuli widząc nieuki i wywrotowcy, zwykłych rozrabiaczy - jakichś neofaszystów czy co(?) niszczących ich dzieło ??
Z konieczności życiowej przeprowadziłem się na Śląsk w 1972 roku i doświadczyłem natychmiast właściwego tubylcom (HANYSY) szyderstwa, prześladowań, a nawet przemocy !! – kierowanych przeciwko takim jak ja --- GOROLOM !! --- tak oni (ci niby Ślązacy) nas tu wyzywali, a co słyszy się do dziś !! Obce mi były takie podziały bo przyjechałem z miejsca (Dolny Śląsk) gdzie ludzie żyli zgodnie i spokojnie. Zaraz poczułem się na Śląsku obco i niechciany dlatego mam cholerną alergię na tą ichnią „śląskość” !! – opartą na ciemnocie, ksenofobii, prymitywie i zacofaniu – taki śląski skansen kulturowo-obyczajowy. Żyję tu z hanysami ponad 50 lat. Wiele mnie razi i wnerwia ale potrafię to stolerować i żyć z tym bo tacy są i niech sobie będą - TRUDNO. Boli mnie jeno ich wywyższanie się nad innymi, takie śląskie over-ego (przerośnięte ego). No bo w niczym nie są lepsi od tych którzy tu się osiedlili później niźli oni. Przed hanysiakami żyli tu też (co często podkreślam) jacyś wcześniejsi osiedleńcy ale wymarli i ich głosu na temat hanysiaków już nie słychać. Pełno tu synów i córek „chadziajów”, a są jeszcze ich dzieci czy wnuki wyzywane z niemiecka „krojcoki” – tak nas wyzywają hanysiaki, no bo przecież nie Ślązacy=Polacy.
**
W bezpośrednim starciu poglądów na Śląsku mają miejsce takie oto opinie czy fakty:
*Czy to ‘gorole’ wywieszali w 1939 r. hitlerowskie flagi w takiej ilości, że nie było widać fasad budynków!
*To nie oni z entuzjazmem i zbiorowo podpisywali volkslisty, podnosili ręce z pozdrowieniem „sieg heil” i kolaborowali bez przymusu. To nie oni paradowali w mundurach Wehrmachtu, SS, czy ubrankach NSDAP czy Hitlerjugend. Do dziś ‘gorole’ pytają: Czy to, że 99% mieszkańców Śląska podpisało volkslistę było zdradą narodową, czy nie? Mieliśmy prawo traktować hansyów jak Niemców, czy nie? Czy takim ludziom można było, bez żadnych wahań, powierzać stanowiska tuż po wojnie, czy nie?
*Nie wszyscy, aż tak idealizują „swój Śląsk”. Inne spojrzenie na Heimat (hajmat) miał Horst Bienek, urodzony w Gliwicach pisarz niemiecki, który tak charakteryzował współziomków: ”Kopalnia, gospoda, kościół, łóżko – to cztery słupki górnośląskiego baldachimu, albo mówiąc dosadniej: pracować, chlać, modlić się i spółkować, z tym był Górnoślązak właściwie szczęśliwy. Zapewne chciałby zarobić nieco więcej pieniędzy, aby więcej wychlać i chciałby też więcej pieprzyć, aby móc się więcej spowiadać…”
*Historia, czy ktoś chciał, czy nie, wymieszała na Śląsku hanysów z gorolami. Dla jednych zniszczyła cywilizację, dla innych tylko podniszczyła cofko i zbędny śląski skansen.
* W 1989 r. Otto von Habsburg, deputowany CSU, zgłosił w Parlamencie Europejskim propozycję ponownego plebiscytu na Górnym Śląsku. Choć w Strasburgu nie została potraktowana poważnie, to na Śląsku nie przeszła bez echa – a jakże.
*Jak nazwać urodzonego i wychowanego na Śląsku, albo jego 90 letniego ojca, który tu mieszka i pracuje życie całe, ponad 70 lat – że niby kim jest i skąd ?
*A czy w innych miejscach świata poróżnia się i wyzywa innych przybyłych no np. w Nowym Jorku czy Los Angeles ? Czy oni tak, jak to ma nadal miejsce tu na Śląsku, wyzywają siebie wzajemnie, szydzą, kpią, dokuczają ?
____________________________________________________________
Póki co mamy do nadrobienia coś z wcześniejszej przeszłości – czyli skąd się wziąłem, kim byłem i jestem …Ja ‘gorol syn chadziajki’ w innych miejscach Polski często wyzywany od hanysów tylko dlatego, że mieszkam teraz na Śląsku …
____________________________________________________________
NOWIUTKIE PŁYTY CD I KASETY MAGNETOFONOWE DO ROZDANIA ZA DARMO DLA PATRONÓW !!
W drugiej połowie lat '90 pracowałem dla firm fonograficznych pragnących wyjść z piractwa fonograficznego - zmory tamtych czasów polskiego rynku muzycznego / fonograficznego. Sprowadzałem dla tych firm licencje fonograficzne. Wydaliśmy kilka fajnych płyt CD i kaset magnetofonowych (no bo to była ta epoka :-) Dzisiaj to są już muzycznie historyczne wydawnictwa, które można traktować sentymentalnie ...
Mam kilkadziesiąt nowych egzemplarzy promocyjnych z tamtych lat i rozdam je jako nagrody specjalne - za darmo, po jednym egzemplarzu - każdemu nowemu PATRONOWI - aż do wyczerpania zapasów :-)
------------------------------------------------------------
BRAND NEW CDS AND TAPE CASSETTES TO GIVE AWAY FOR FREE TO PATRONS!!
In the second half of the 90s, I worked for record companies that wanted to get out of record piracy - the nightmare of the Polish music/recording market at that time. I imported record licenses for these companies. We released a few cool CDs and tapes (because that was that era :-) Today, they are already musically historical releases that can be treated sentimentally ...
I have several dozen new promotional copies from those years and I will give them away as special prizes - for free, one copy - to each new PATRON - while supplies last :-)
------------------------------------------------------------
In this material, I show the covers of records and tapes to choose from.
https://patronite.pl/post/72793/otro-group-r
W tym materiale pokazuję okładki płyt i kaset do wyboru.
Zgłaszajcie się na adres / Contact me at
Trwa ładowanie...