Chcą byśmy kastrowali psy! Kontrowersyjny projekt już po pierwszym czytaniu
Zapewne mało kto z Was nie słyszał o tym projekcie. Projekcie, który nazywany jest potocznie „Uwolnić psy z łańcucha!”. Krzykliwa nazwa, pod którą sprzedawano tę ustawę w mediach. Pod takim też hasłem promowano ją, zbierają podpisy obywateli (i uzbierano ich niemało, bo ponad pół miliona). Nie dziwię się. Sam jestem przeciwnikiem trzymania psów na łańcuchach, więc pewnie nie wczytując się w zapisy projektu, bym się pod tym podpisał.
Projekt jednak zakłada znacznie więcej, niże polepszenie dobrostanu zwierząt. Inicjatorzy z Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej, w której zawarli się przedstawiciele OTOZ Animals, Viva! Akcja dla Zwierząt, Mondo Cane i Akcja Demokracja, chcąc czynić dobro, mogą wyrządzić krzywdę.
Smutne jest, że w składzie komitetu znajdują się nazwiska celebrytów, posłów czy prawników. Nie ma tutaj nazwisk lekarzy weterynarii czy specjalistów z psiego behawioru. Choć, jeśli to projekt obywatelski z nazwy, to taki komitet powinien zawierać również nazwiska fachowców zajmujących się na co dzień przypadkami psów. Dlaczego ich tam nie ma? Tego mogę się jedynie domyślać.
Dlaczego nie zgadzam się z projektem ustawy? O tym mogę Wam napisać
Odbiegając od całości tekstu ustawy, który dotyka ogólny dobrobyt zwierząt, skupię się tylko na jednym, istotnym i w mojej ocenie dyskwalifikującym projekt zapisie, który kłóci się z nauką i moją specjalizacją.
„Art. 9d, pkt 1. Psy i koty na obszarze całego kraju podlegają obowiązkowej kastracji, co dotyczy obu płci. Nie dotyczy to psów lub kotów utrzymywanych w celach hodowlanych przez Hodowców.”
Dla laika jest to zrozumiałe. Wykastrujemy psa lub kota, zniknie problem z bezdomnością tych zwierząt. Win-win, prawda? Niestety, to tak nie wygląda. Eliminując jeden problem, zwiększamy kolejny.
W mojej pracy z psami często właśnie agresja stanowi problem. Bez względu na to, czy jest ona proaktywna i reaktywna. Zasadniczo wpływ na to ma poziom testosteronu. W takich sytuacjach pracę z psem zaczynam właśnie od zlecenia badania poziomu testosteronu u psa. To daje nam już wstępny obraz na to, co może powodować agresję.
Jak wiemy z biologii, ten hormon produkowany jest w jądrach. Tych samych, które projekt ustawy chce psy pozbawić. I to dochodzimy do clou problemu.
Behawioralne znaczenie testosteronu
Przyjmijmy, że nasz pies boi się niemal wszystkiego. Wykazuje agresję proaktywną, której celem jest odstraszenie zagrożenia, wyprzedzenie reakcji i przygotowanie organizmu na to, co może nastąpić później. Pomaga mu w tym… no właśnie – testosteron. Ten hormon sprawia, że pies podejmuje ryzyko, odpowiada za właściwy rozwój emocjonalny zwierzęcia. Osłabia emocje strachu.
Wyobraźcie sobie teraz sytuację, w której takiego strachliwego psa pozbawiamy tej odwagi. Zabieramy mu coś, co sprawia, że i tak w niebezpiecznej dla niego sytuacji czuje się odrobinę lepiej.
Tym działaniem krzywdzimy go jeszcze bardziej. Nasz czworonóg nie będzie czuł się jeszcze gorzej niż przedtem. A nie o to chodzi w pracy behawiorysty, by pies czuł się gorzej. Nie. To tak nie działa.
Z drugiej jednak strony, naukowe badania udowodniły, że w wielu przypadkach kastracja nie rozwiązywała problemów z agresją ofensywną u psów, a wręcz je nasilała. Mimo tego inicjatorzy chcą przepchnąć ustawę.
Pamiętajmy, wytrzebienie jest nieodwracalnym procesem, który może trwali skrzywdzić psychikę psa. Są lepsze metody, które mogą przynieść taki same efekt z punktu widzenia psiego behawioru. Kastracja chemiczna jest tego idealnym dowodem. Po co krzywdzi psa do końca jego życia, jak można sprawdzić czy identyczny sposób metodą mniej inwazyjną? Dla nas, behawiorystów, taka decyzja poprzedzona jest wieloma czynnikami: obserwacją, analizą zachować na płaszczyznach psychologicznej, etologicznej i biologicznej. Dopiero później wydajemy osąd.
W ocenie inicjatorów projektu psa trzeba kastrować, bo to rozwiąże problem z bezdomnością zwierząt.
Kastracja z medycznego punktu widzenia
Przez moje życie przetoczyło się kilka psów, w większości były to suki i żadna nie była kastrowana. Ilu weterynarzy, tyle opinii na ten temat, ale ostatecznie do opiekun podejmuję tę decyzję.
I tu warto rozważyć wszelkie za i przeciw. Na początek te widoczne na pierwszy rzut oka: samiec - mniej moczem znakuje teren, nie jest narażony na choroby (jak nowotwór jąder, przerost prostaty itp.); samica – nie ma cieczki; nie jest narażona na choroby układu rodnego (jak ropomacicze itp.). Niemniej pojawiają się inne zagrożenia, jak pokastracyjne nietrzymanie moczu (). Nie mylić z częstomoczem. Tutaj pies mimowolnie oddaje mocz opróżniając część lub nawet cały pęcherz moczowy. Dolegliwość ta jest obserwowana u 3% do 20% suk po zabiegu. Dotyka to w większości właśnie suk.
Kastracja nadto może nieco zwiększyć ryzyko innych schorzeń, takich jak pewne rodzaje nowotworów czy problemy z tarczycą. Zmienia się również metabolizm psa i pojawia się większa tendencja do tycia oraz mniejsza do spacerów. To z kolei może wywołać kolejne schorzenia wynikające np. ze złej diety.
Zatem sami widzicie, zabieg ten wpływa na wiele czynników zdrowotnych i psychicznych u naszych kochanych psów. Może zatem dlatego w Komitecie Inicjatywy Ustawodawczej trudno znaleźć osoby specjalistów, bo wiedzą oni, że to nie jest takie czarno-białe, jak inicjator próbuje nam to sprzedać.
Trwa ładowanie...