Akt III
PRZEKROCZENIE RZEKI
Stanąłem na brzegu w mroźny poranek
Kra szła rzeką nieśpiesznie, zimno od samego patrzenia
Zima skrzypi pod butami, przestępujesz z nogi na nogę
A po drugiej stronie szeroko leniwie płynącej rzeki, chaty dymią
A ziemia aż po kres się ciągnie i tonie w powietrzu mroźnym
I wiatr zerwał się z łańcucha i ujada nad naszymi głowami
I pies gna po tamtym brzegu i ujada w naszym kierunku,
Na niespodziewanych gości, co za chwilę otworzą wielkie wrota
Wyciągam przed siebie ręce, a dłonie mróz łapie i trzyma w powietrzu
Oddychać nie można, pali w płucach siarczyście
Trzęsę się nie z zimna, ale ze strachu niewytłumaczalnego
I w nogi miękkie ten strach idzie uroczyście
Schodzimy z wysokiego wału twierdzy
Jest jakiś majestat w tym prostym i powolnym zejściu
Jakiś hołd nam się zrobił zwyczajnie
I te nasze ręce wyciągnięte jakbyśmy ślepi byli
Jakbyśmy natknąć się mieli na coś niewidzialnego
Jak w niewiadomą wielką wchodzimy na lód rzeki
I nie wierzymy w to co się dzieje, że idziemy …
Klękamy na krze i kładziemy się pokornie na niej jak na podłodze cerkwi
I płyniemy z wolą boską, na drugi brzeg
A ręce do czerwoności zmarznięte ciągle przed siebie wyciągnięte
Jakby do Boga wołały?
Akt II
Tak czuję strach
Tak czuję strach, codziennie budzę się przerażony perspektywą dnia
Codziennie i bez rozgłosu giniemy, jest nas coraz mniej..
Dlatego zapale papierosa. Idę i palę, idę i palę….
Dlatego opowiem wam o miłości
Nie znam jej , nie wiem kim jest
Ale czuję ją , jest bardzo daleko
To moja siostra, moja najbliższa, mieszka w domu na wyspie
Gdziekolwiek nie jesteśmy ona wie gdzie jestem ja, ja wiem gdzie ona.
Ona nie powie że kocha, dlatego ja też tego nigdy nie powiem
Dlatego nigdy nie będziemy pewni siebie
Tak, czuję strach, codziennie budzę się przerażony perspektywą dnia
Codziennie i bez rozgłosu giniemy, jest nas coraz mniej…
Dlatego zapalę papierosa. Idę i palę, idę i palę…
Moja miła , moja siostra lubi słońce i morze
Odwrotnie niż ja, ja tylko śniegi gór, zawieje zamiecie,
Moja miła otwiera się na mnie i szuka we mnie swojego zaginionego życia
Chcę żeby znalazła, ale to jest niemożliwe bo nie mamy na to czasu
Moja miła przeżyła dużo, ja też nie mało, teraz ledwo się poznajemy
I tak do siebie lgniemy, że strach, bo potem znów się rozejdziemy
Tak, czuję strach, codziennie budzę się przerażony perspektywą dnia
Codziennie i bez rozgłosu giniemy, jest nas coraz mniej..
Dlatego zapalę papierosa. Idę i palę, idę i palę…
Moja miła powiedziała, że nie wyjdzie za nikogo
Bo ona ma taką wiarę, że tylko to co nieobiecane jest stałe i prawdziwe.
Nie proszę jej o rękę bo ucieknie, nie proszę jej o życie, bo zamilknie
Sam chodzę po ulicy i palę, myślę o tej miłości – nie miłości
O tej dziewczynie, o jej sercu nie-sercu, które przytulam
A ono płonie w moich rękach, grzeje, spala mnie do szczętu
Tak czuję strach , codziennie budzę się przerażony perspektywą dnia
Codziennie i bez rozgłosu giniemy, jest nas coraz mniej…
Dlatego zapalę papierosa. Idę i palę , idę i palę…
Idę brzegiem morza, duktem leśnym, płajem górskim
Myślę , że spotkam ją, przytulę,
Na końcu drogi stałem ja i tylko ja; jej brat
I na mnie wreszcie otworzyła ramiona
Przytuliła, zapłonęła i zniknęła
Tak czuję strach, codziennie się budzę przerażony perspektywą dnia
Codziennie bez rozgłosu giniemy, jest nas coraz mniej
Dlatego zapalę papierosa. Idę i palę, idę i palę…
Stoję sam na skrzyżowaniu ulic, życie toczy się
Pod moimi nogami kartka ze słowami :
Czuję jak cię boli!
Teraz wiem, że to była miłość-niemiłość
I o niej wam opowiedziałem, choć nie chciałem
Tak czuję strach, codziennie się budzę przerażony perspektywą dnia
Codziennie bez rozgłosu giniemy, jest nas coraz mniej
Dlatego zapalę papierosa. Idę i palę, idę i palę…
Teraz sprzedaję puch, który lekko, przyjemnie,
ładnie unosi się w powietrzu. Jest cicho i pusto
Ten puch opada powoli. Jest przyjemna biała cisza,
a tego białego puchu jest tak dużo,
że nie słychać nawet gąsienic czołgów, które nadchodzą.
Moja miła…Tak, czuje strach…
Trwa ładowanie...