Obserwując rodziców i rozmawiając z nimi widzę, że jesteśmy coraz bardziej świadomi tego, że dzieci- uwaga, werble- naśladują nasze zachowania. Więc jeśli krzyczysz- krzyczą. Jeśli rzucasz rzeczami w złości- rzucają. To proste przełożenie. Oczywiście nie jest tak, że zachowują się tak wyłącznie wtedy, gdy któryś rodzic dał taki przykład. Powody mogą być inne, choć sposobów radzenia sobie z emocjami uczą się od nas i basta. Śmiało możesz przyjrzeć się sobie, jeśli coś w zachowaniu twojego dziecka cię wkurza, przeszkadza ci itp. Sprawdź jak tam z tym zachowaniem jest u ciebie.
Nieco mniej oczywiste przypadki odwzorowywania lub- jak ja to nazywam- oddawania zachowaniem trudnych sytuacji są np. następujące:
Dziecko wiecznie szuka dziury w całym, widzi same negatywy. To częsta sytuacja, gdy rodzice komunikują mu głównie błędy i niedociągnięcia, negatywne uwagi na temat jego zachowania. Uczy się postawy, w której widzi się na czarno.
Rozmawiałam kiedyś z mamą, której dziecko w domu buntowało się przeciwko wszystkiemu. Mama cicha, łagodna. O co chodziło? W rozmowie ujawniło się, że mama miała mnóstwo niewyrażonego buntu wobec swojej sytuacji, swojej relacji z mężem. Dzieci nie są głupie. Może czegoś nie umieją nazwać, ale wyczuwają emocje jak sejsmografy. Jej dziecko wyrażało bunt zamiast niej. Czuło go całym sobą.
Bardzo rzadko bierzemy pod uwagę, że dzieci nie tylko oddają zachowanie czy emocje rodziców, ale też to, co dzieje się POMIĘDZY nimi.
Jesteśmy ostoją dziecięcego poczucia bezpieczeństwa. To, co dzieje się między nami w parze, stwarza atmosferę, jaka panuje w domu. Jest powietrzem, jakim się w tym domu oddycha. Myślisz, że chodzi tylko o to, że jak się kłócicie, to dzieci tego słuchają i jest im źle? Nie tylko. Gdy między wami można powiesić siekierę w powietrzu, czują to bardzo mocno. A przedłużające się ciche dni to zbrodnia na dziecięcej psychice. Nastoletniej też. Gdy nie umieją tego nazwać, jest jeszcze trudniej. Gdy nie mogą tego powiedzieć na głos, to gdzie to pójdzie? No właśnie.
Dzieci oddają zachowaniem to, z czym mają kontakt. Oddają emocjami. Oddają też ciałem. Mój fizjoterapeuta, konsultując się ze mną, jakie mogą być objawy u dzieci tego, co nie od nich zależy, pokazał mi coś, co nazwałam sobie „rtg konfliktu pomiędzy rodzicami”. Pokrzywiony kręgosłup jakiegoś dziecka, na poziomie serca. Myślałam, że się rozpłaczę na tej leżance. Tyle niewinnego cierpienia. Nierozpoznanego, bo dorośli zajęci są prostowaniem tego kręgosłupa, a nie swojej relacji. A ta, nawet dla spotykającego się z nimi gościa od fizykoterapii ich dziecka, była wyczuwalna.
O ile jesteśmy w stanie przyjąć, że z emocji może boleć brzuch lub głowa, o tyle trudniej nam przyjąć, że można chorować, dostać wysypki, mogą wypadać włosy, można mieć krzywy kręgosłup.
(choć paradoksalnie dostałam wiele wiadomości o tym, że złamałam kość śródstopia, gdy noga ześlizgnęła mi się na schodach, ponieważ za dużo pracowałam. U kogoś potrafimy błyskawicznie diagnozować. Swoją drogą, wiele w tym prawdy, choć nie cała, ale to na inne opowieści. Czy jednak mamy tę czujność, że zaczadzamy domowe powietrze złym stanem naszej dorosłej relacji?)
Małgorzata Musiał w swojej świetnej książce „Bo ty im na wszystko pozwalasz” cytuje piramidę potrzeb Emerego, która dotyczy dzieci (wziętą z książki R.E. Emery „Dwa domy, jedno dzieciństwo”- jedyne 250 zł na olx...), i mówi co następuje:
kolejność potrzeb dzieci, poczynając od najbardziej podstawowych i nieodzownych to potrzeby fizjologiczne, potem potrzeby bezpieczeństwa, potrzeba jednego dobrego rodzica, potrzeba ochrony przed konfliktami, potrzeba dwojga dobrych rodziców, a na szczycie potrzeba samorealizacji/ dzieciństwa. To oznacza, że ważniejsze od tego, czy oboje macie tak samo dobre relacje z dzieckiem, wspólne metody wychowawcze i sposoby komunikacji, ważniejsze jest, żebyście chronili je przed swoimi konfliktami. By dzieci nie musiały w nich uczestniczyć, zabierać strony, przekazywać coś między wami.
I choć Emery ma swoje za uszami (Gosia przyznaje, że w tej samej książce dopuszcza kary cielesne jako ostateczną formę dyscyplinowania dzieci) to jednak twierdzenie, iż „ochrona przed konfliktami jest bardziej podstawowa niż głębsze relacje z dwojgiem rodziców” jest efektem jego solidnej analizy konfliktów między ojcami a matkami.
Jeśli cię teraz sfrustrowałam, bo nagle okazało się, że temat jest poważniejszy niż sądziłeś czy sądziłaś, to... wybacz, nie żałuję. To jest tak ważne, że zaryzykuję. To prześwietlenie kręgosłupa się nie odzobaczy.
......
To jest treść newslettera, jaki wysłałam zapisanym na niego osobom. Otrzymałam po nim niemało odpowiedzi na temat własnych spostrzeżeń, niestety potwierdzających słuszność moich słów. Szczęśliwie, dowiedziałam się też o przynajmniej kilku przykładach zmian, które pod wpływem tej wiedzy wdrożyli rodzice. Nieustannie trzymam za nich kciuki!
Trwa ładowanie...