Dyktowanie

Obrazek posta

Dyktowanie.

Ja nie piszę tego felietonu, ja go dyktuję. Leżę w wannie pełnej gorącej wody i podgrzewam obolałe plecy i bark – i ględzę do smartfona, w którym zainstalowałem specjalną aplikację to zapisywania ludzkiej gadki. Sprawdziłem, wie kiedy pisać u, a kiedy ó, odróżnia h od ch, stawia znaki interpunkcyjne, może się okazać, że to idealny wynalazek dla kogoś, który z jakichś powodów nie może chwilowo pisać, bo go na przykład boli to i owo. Zobaczymy jak się to potoczy.

Właśnie czytam, że Harrison Ford też złapał półpaśca i z tej przyczyny nie pojawi się dzisiejszej nocy na gali oskarowej. Szkoda, bo go lubię. On ma 82 lata, więc znacznie więcej, niż ja. Dociera do mnie, że w pewnym wieku banalne choroby potrafią być groźne, nie tylko nieprzyjemne. Półpasiec to wysypka, która na przemian szczypie, swędzi i boli, i trwa według lekarzy od 10 dni do paru miesięcy i ma w opisie słowa „według wielu pacjentów ból jest jednym z najgorszych, jakie mogą dotknąć człowieka”. Nie wiem, czy jest skala mierzenia bólu, jak skala Richtera, mierząca gabaryty trzęsienia ziemi, ale wiem, że od dwóch tygodni z okładem budzę się każdej nocy nieco po pierwszej i wiję się (wyję też) z bólu grzbietu, od łopatki po pas, uwierzcie mi, ze nie wiadomo co wtedy robić. Leki przeciwbólowe są dozwolone w ilościach ograniczonych, mieszać ich nie wolno, działają dwie-trzy godziny, potem trzeba przeskoczyć na maści typu Voltaren czy Traumon. Czasem pomagają. Więc o tej pierwszej w nocy od dwóch tygodni włączam serial „Dzień Zero” z Robertem De Niro. Całkiem na czasie amerykański dramat polityczny z elementami terroryzmu. Pierwszy telewizyjny (Netflix) serial z udziałem De Niro, który jest jak zwykle wspaniały (tu jestem zboczony, bo faceta podziwiam od zawsze), a mimo to oglądanie sprowadza się do autotortury. Po pięciu minutach łapię się na tym, że jednak ból wygrywa i myślami odlatuję w stronę samobiczowania, muszę znowu te same pięć minut obejrzeć ponownie, żeby skumać o co chodzi.

De Niro ma 82 lata, podobnie jak Ford. Uderzyło to we mnie kilka dni temu, kiedy pojawił się komunikat o śmierci Gene Hackmana, który miał lat 95. To wtedy doskoczył do mnie komunikat, że moi idole, moi przewodnicy stada, najzacniejsi pasażerowie mojego wagonu, wreszcie moje latarnie morskie w świecie sztuki filmowej – wszyscy są w wieku zamykania szlabanu. Moi ukochani aktorzy, rekordziści i mistrzowie świata w tym fachu, Jack Nicholson, który ma lat 87, Al Pacino z liczbą 84 na grzbiecie, Dustin Hoffman ze swoimi również 87 latami. Wciąż wojownicza Jane Fonda ma takie samo 87 lat – ile to jeszcze potrwa? Najmłodszy z nich, Christopher Walken, ma lat 81.

W świecie muzyki jest podobnie. I też piasku w klepsydrze zatrzymać się nie da. Mick Jagger ma 81 lat, Keith Richards 81 lat, Jimmy Page 81 lat, Ringo Starr 84 lata. Neil Young ma 79, a punkowa rewolucjonistka Patti Smith - 78. Małolatki. Na szczęście Meryl Streep ma zaledwie 75 lat, o 2 więcej niż ja. To mnie może nie pociesza, ile dodaje mi otuchy. Janusz Gajos ma lat 85, Robert Duvall – 94 lata. I Willie Nelson, bóg muzyki country, ma lat i wiosen 91. A Paul McCartney ma lat 82.

Miałem szczęście przeżyć najlepsze lata w historii muzyki czy filmu w towarzystwie takich ludzi. Widziałem ich na ekranie, słyszałem z głośników. Filmy z lat 60-tych i 70-tych ub wieku to piramidy Cheopsa kinematografii z rolami i scenariuszami, które uczyły całe pokolenia. Cała muzyka świata stoi na filarach zbudowanych w latach 60-tych XX wieku, kiedy ówcześni wichrzyciele mieli po 20-parę lat, rzucali się z motyką na Marsa, poszerzali naszą wyobraźnię i przesuwali granice - wydawało się, że postęp się nigdy nie skończy. Dziś Roger Waters ma lat 81, David Gilmour – 78.

To nie jest epitafium, skądże :) To jest jedynie refleksja i podziękowanie. Bo jeśli już masz głowę postrzeloną i szukasz w życiu guza, to dobrze go zaliczyć od kogoś, kto umie uderzyć. Nie wiem kim są dzisiejsi idole świata pop kultury. Czy Billie Eilish jest dla nich takim samym wulkanem, jakim Janis Joplin była dla nas. Czy ichniejszy Ryan Gosling, lat 44, ciągnie ich do kin, jak nas Marlon Brando. Nie wiem, co czują. Czy dla nich ma jakiekolwiek znaczenie pierwsza wizyta naszych ludzi na Księżycu, czy może machają ręką i od razu mówią „tylko Elon Musk”.

Kończę, muszę jeszcze to przeczytać, sprawdzić, czy są błędy, wysłać i powoli szykować się do spotkania o 21:00 na Facebooku. Choćby na godzinkę. Po prostu żal mi bez tych randek naszych utraconych. I jeszcze w nocy Oscary, ale to już mnie na pewno półpasiec obudzi.

Pozdrawiam Was serdecznie.

ZH

Zobacz również

Słabe wieści.
Lekcja historii
Cudowne dzieci

Komentarze (2)

Trwa ładowanie...