Akademia Sowiego Dworu. Wielkanocne zające.

Obrazek posta

Zajęcza mama jest sprytna. Rodzi 3 do 4 maluchów w niewielkim dołku zwanym kotlinką. Po kilku dniach dzieciaki rozchodzą się, każdy szuka własnego prywatnego dołka. Wracają na swoje miejsce wieczorem,  ich mama pojawia się zazwyczaj godzinę po zmroku, karmi je, wylizuje i zostawia. Dzieciaki (po gruntownym wysiusianiu się) znów się rozpraszają. Taki rytuał ma miejsce zazwyczaj dwa razy na dobę. Dzięki temu drapieżnikom trudniej wytropić małe zające. A - jeśli już jeden wpadnie, to nie pociąga za sobą pozostałych. Co ważne, maluchy nie mają zapachu, zostawianie moczu w innym miejscu, też ułatwia im ukrycie się przed lisami i psami.

Wszystko to sprawnie działa, dopóki człek nie zauważy na łące szarej niepozornej kulki. Wystarczy spojrzenie w wielkie czarne oczęta i wielu ludzi czuje przymus udzielania pomocy, "uratowania". Tymczasem już nasz dotyk jest dla malucha niebezpieczny. Zostawia zapach, który dla zajęczycy jest sygnałem, że z dzieciakiem jest coś nie tak, a dla drapieżników informacją, że tu oto znajduje się całkiem smaczna przekąska.

Zabranie rzekomo osieroconego dzieciaka, bynajmniej nie ułatwi mu przeżycia. Odchowanie zajęcy, ze względu na szczególną podatność na stres i skomplikowany układ pokarmowy jest trudne. Statystycznie zaledwie 1/3 zajęcy, które trafiają do ośrodków przeżywa. I nie wynika to bynajmniej z zaniedbań rehabilitantów. Ot, bardzo trudno jest odtworzyć to, co mają w naturze.

Dlatego, wielkanocne zające najlepiej zostawić ich mamom, na łące.

#zające #akademiasowiegodworu #sowidwor

Zobacz również

Akademia Sowiego Dworu
Kosiarka...
Sezon lęgowy w pełni

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...