Surfacer z puszki: Mój test w makro. Czy aerograf idzie do lamusa?
Mycie aerografu po podkładach. Znasz ten ból? Ja na pewno. Te cholerstwa są lepkie, przyczepne i zdają się mieć własne zdanie, gdy próbujesz je usunąć. A rozcieńczanie? Niekończące się pytania na forach tylko potwierdzają, że to wcale nie jest bułka z masłem. No i na koniec deser: wybór tego jedynego, właściwego podkładu. Najczęściej polecanymi produktami wydają się być Surfacery od Mr. Hobby, w gradacjach 1000 i 1500, dostępne w słoiczkach o pojemności 40 ml. Najpierw rozcieńczamy je z iście laboratoryjną precyzją, następnie przepuszczamy przez nasze chromowane aerografy, by finalnie zaaplikować na modele. Aerografy te później pieczołowicie czyścimy, bo przecież prawdziwego modelarskiego kowboja poznaje się po tym, jak lśni jego sprzęt 😉.
A co, gdyby można było ten proces skrócić do zaledwie 25% potrzebnego czasu? Co, gdybym nie musiał tej całej procedury przechodzić trzykrotnie od nowa, bo zawsze zapomnę czegoś zapodkładować i później przygotowuję miksturę podkładową dla jednego drobiazgu, który zawieruszył się podczas wcześniejszej sesji?
Tę oczywistą przewagę wydawał się oferować Surfacer w sprayu. Oczywiście zdawałem sobie sprawę z jego obecności na rynku od lat, jednak z pewnego konkretnego powodu skutecznie go unikałem. Uroiło mi się bowiem, że z czysto technicznego punktu widzenia aerograf ma na pewno przewagę, jeśli chodzi o jakość położonej powłoki surfacera. Byłem przekonany, że spray z pewnością zalewa detale, bo to w końcu silny strumień, podczas gdy aerografem mogę dmuchać chmurki subtelne niczym te puszczane przez młodzież z e-papierosów. Wbiłem sobie do głowy, że przewaga surfacera rozcieńczonego jedynym słusznym Mr. Color Thinnerem będzie tak niebotyczna, iż zamówienie podkładu w puszce oznaczałoby, że moje modele po prostu zbyt wiele stracą na jakości.
Wtedy, podczas luźnej rozmowy ze znajomym, usłyszałem, że jeden z czołowych polskich modelarzy specjalizujących się w pancerce w skali 1:72 używa właśnie surfacera w sprayu. Pomyślałem: "Kurczę, gość od 15 lat zdobywa medale gdziekolwiek pojedzie i używa podkładu z puszki, i to jeszcze do modeli w 'jeden siedem dwa'?".
Zamówiłem.
Akurat miałem przygotowane wszystkie elementy do dioramy „Konsumpcjonizm”, więc wpadłem na pomysł, aby przetestować wersję w sprayu. Figurki świń miały widoczny raster, czyli paski-warstwy druku 3D. Mozolnie zeszlifowałem je gąbeczkami ściernymi, na tyle ostrożnie, aby nie „zetrzeć” detali twarzy i kształtów mięśni zwierząt. Pod palcami powierzchnia wydawała się gładka, ale w obiektywie makro, gdy głowa świni mająca około 4 milimetry została powiększona na cały ekran, było widać jak na dłoni, że ten raster wciąż tam jest.
Nakładając podkład w ogrodzie w "ultra profesjonalny" sposób (tak naprawdę nie palę, ten kadr to żartobliwa scenka „BHP malowania sprayem”, którą przygotowałem do filmu), położyłem pierwszą warstwę. Po dobie ponownie usiadłem do pracy z kamerą uzbrojoną w obiektyw makro.
Już na pierwszy rzut oka widziałem różnicę. Gładko. Jednolicie. Ale co najważniejsze, szary zawodnik – bo celowo taki kolor wybrałem – zadziałał jak policyjny reflektor na miejscu zbrodni. Obnażył każdą, nawet najmniejszą niedoskonałość modelu, której wcześniej moje oko nie wyłapało. I właśnie o to chodzi w szarych podkładach – to starzy wyjadacze, którzy nie biorą jeńców. Pomyślcie o takim szarym surfacerze jak o neutralnym filtrze w fotografii. Zero kolorystycznego "szumu", zero połysku, który mógłby zakłamywać obraz. Tylko czysta, brutalna prawda o powierzchni. Szary kolor siedzi idealnie pośrodku skali tonalnej, między czernią a bielą, więc:
Wypukłości? Od razu łapią światło, robią się jaśniejsze. Natychmiast wiesz, gdzie jest górka, a gdzie dołek.
Wgłębienia i rysy? Rzucają cień, stają się ciemniejsze. Każda, najdrobniejsza ryska po papierze ściernym o gradacji 400 niemal krzyczy: "Tu jestem, popraw mnie!". Dzięki temu mózg przestaje wariować od kolorów – czy to jakaś wściekła czerwień, czy blady turkus – i wreszcie może skupić się na samej strukturze. Dla porównania: przy czarnym podkładzie cienie często giną w ogólnym mroku, a przy białym – drobne detale potrafią zostać prześwietlone i zupełnie zniknąć. Jest jeszcze jeden kluczowy aspekt: jakość samego wypełniacza. Dobre szare podkłady, takie jak Mr.Surfacer, Tamiya czy te od AK, mają znacznie drobniejszy pigment niż typowe kolorowe "spraye dekoracyjne" z marketu budowlanego. Dlatego cienka, równa warstwa takiego szarego speca nie tyle maskuje defekty, co precyzyjnie je obrysowuje. To jak profesjonalny szkic przed nałożeniem właściwych kolorów – pokazuje wszystko, co trzeba wiedzieć.
No właśnie – jak cienka warstwa powstała z puszki? Czy moje obawy się potwierdziły?
No dobrze, ale co z tym nieszczęsnym rastrem? Pod obiektywem makro – który jak bezlitosny prokurator modelarstwa – dąży by prawda wyszła na jaw. Linie rastra? Owszem, jakby trochę złagodniały, podkład otulił je swoją mikronową kołderką. Ale żeby raster zniknął? No tyle to nie dam! Charakterystyczne oliniowanie wciąż tam było, może tylko minimalnie mniej bezczelne niż wcześniej. Ale cholera, musicie mi wierzyć na słowo (albo na zdjęcia!), jak ten podkład dobrze siadł! Jak idealnie się wygładził po odparowaniu! Dla mnie – szok i niedowierzanie.
Po tym doświadczeniu moje obawy wydają się zupełnie bezpodstawne. Oczywiście, dla pełnej recenzji należałoby zmyć ten podkład i położyć analogiczny produkt z aerografu, ale nie to było celem testu. Chodziło o sprawdzenie, czy puszka faktycznie jest groźna dla powierzchni, zwłaszcza dla faktur tak istotnych w modelarstwie pancernym (gdzie na przykład producent zadbał o odwzorowanie faktury odlewu stali), nie wspominając już o figurkach w skali 1:35 z najwyższej półki, których zagniecenia materiałów i cienkie rękawki swoją filigranowością potrafią wgnieść w fotel.
Tak, spodziewam się, że dałoby się wyciągnąć nieco więcej z mocno rozcieńczonego surfacera 1500 nakładanego aerografem, ale… czy na pewno? Dajcie znać, czy interesuje Was takie porównanie. W każdym razie, konkluzja dla mnie jest następująca:
Mój werdykt? Gigantyczna oszczędność czasu przy naprawdę więcej niż przyzwoitej jakości powłoki. Czy naprawdę warto dalej uprawiać ten modelarski masochizm z rozcieńczaniem, aplikacją i – przede wszystkim – czyszczeniem aerografu, tylko po to, by urwać te mityczne 5 mikronów z grubości powłoki? Na to pytanie musicie już odpowiedzieć sobie sami. Również finansowo, myślę, że będzie taniej lub porównywalnie – bo przecież surfacer ze słoiczka wymaga dolania co najmniej tyle samo bardzo drogiego rozcieńczalnika, a domycie aerografu zużywa całkiem sporo kolejnej chemii. Wydajność puszki jest spora, natomiast surfacera w słoiczku, szczerze mówiąc, taka sobie. Aby to dokładnie policzyć, trzeba by sporo malować, ale jest to do zrobienia. Jednak nie o to tutaj chodzi. Czas to też pieniądz. Zwłaszcza dla mnie – kręcenie filmów zajmuje dodatkowy czas i muszę szukać sposobów na jego oszczędzanie.
Skoro Surfacer w puszce daje radę – nie ma co się przejmować, Modellersi! Zwłaszcza, że to podkład – ma trochę wyrównywać mikrorysy i przygotować dobrą powierzchnię pod bardziej techniczne malowanie bazowe z modulacją czy cieniowaniem. I to zadanie spełnia. Tak jak powinien.
Co dalej? Ano, dziś na warsztat wjechała lodówka, która w dioramie „Konsumpcjonizm" będzie wyglądać, jakby przeżyła apokalipsę – czyli planuję turbo zniszczenia i festiwal rdzy. Specyfika tej sceny aż prosi się o eksperymenty, więc na pewno pobawię się tam co najmniej dwiema różnymi technikami rdzewienia. Zanim jednak pokażę Wam efekty, czeka mnie jeszcze wyjazd i seminarium, które mam poprowadzić – nomen omen – o chemii modelarskiej i jej rozcieńczaniu. Kto wie, może nawet uda mi się nagrać z tego jakiś materiał specjalnie dla Was, Patronów? Jestem ciekaw, co Was bardziej intryguje i co chcielibyście zobaczyć jako pierwsze: relację z festiwalu rdzy na lodówce, czy może bardziej techniczne dywagacje o chemii i thinnerach? Dajcie znać w komentarzach pod postem! Wasze głosy jednakże... nie pomogą mi ustalić priorytetu tym razem. Ale może na przyszłość? Czas nagli – więc czekajcie na przygody i relację z wyjazdu, połączoną z mini urlopem. Ahoj!
Twoja Ściągawka: Sprayowanie Jak Pro!
Przygotowanie Puszki:
- Rozgrzej: 5 min w ciepłej wodzie (∼40∘C) – lepsze ciśnienie, drobniejsza mgiełka.
- Wstrząsaj: Min. 1,5 min (aż kuleczka lata) – unikniesz problemów i plucia.
Aplikacja – Kluczowe Zasady:
- Odmuchaj dyszę: 2-3 strzały obok modelu – czysta dysza, równy strumień.
- Dystans: 15-20 cm, ale w upały bliżej, ręka równolegle. Za blisko = „pomarańcza”; za daleko = szorstki nalot.
- Mgiełka-test (pierwsza warstwa): Szybki, cienki przejazd – sprawdzisz ustawienia, mgiełka zmatuje plastik dla przyczepności.
- Warstwy krzyżowe: Pracuj poziomo, potem pionowo (1-2 min przerwy) – uzyskasz równe krycie.
- Obracaj model: Nie siebie! Unikniesz „cieni” (niedomalowanych miejsc).
Po Malowaniu – Finał:
- Suszenie: 20-30 min „do dotyku”, pełne utwardzenie 24h. Nie śpiesz się ze szlifowaniem!
- Mokre szlifowanie (jeśli trzeba): Gąbeczki 1000-2000 + woda z kroplą płynu – wygładzisz na „lubrykant” bez rycia.
- Czyszczenie dyszy: Odwróć puszkę, psikaj aż poleci sam gaz – puszka posłuży dłużej.
STOP Wpadkom – Jak Uniknąć Problemów:
- Zacieki / Łezki? Przyczyna: Za wolno przesuwasz rękę / za blisko modelu. Rozwiązanie: Zwiększ dystans, pryskaj krótszymi, energicznymi seriami.
- Chropowata „Kreda”? Przyczyna: Za daleko / zimna puszka / zbyt suche powietrze. Rozwiązanie: Ociepl puszkę, skróć dystans do 5-10 cm, zadbaj o wilgotność w pokoju >40%.
- Pajęczynka / Szorstkie Nitki? Przyczyna: Spadające ciśnienie w puszce / dysza lekko przytkana. Rozwiązanie: Krótki strzał z puszką "do góry nogami", przetrzyj dyszę patyczkiem z thinnerem. Nie pomogło? Śmietnik.
Trwa ładowanie...