KONSUMPCJONIZM | Część 2: Lodówka, która przeżyła więcej niż niektórzy z nas

Obrazek posta

Za nami wakacje i czas najwyższy zająć się projektem na wyższych obrotach, choć w międzyczasie stało się coś, co mocno wywróciło do góry nogami moje przemyślenia i plany co do projektu dioramy "konsumpcjonizm".

Z nienacka nadszedł niespodziewany cios, otrzeźwiający jak chlust w twarz z zimnego bałtyckiego morza - co czyni pomysł znacznie bardziej osobistym niż dotychczas. Wrócimy do tego później.

Dzisiaj też przedstawię dokładny opis procesu pięknej i ślicznej lodówki w skali 1:35 drukniętej w 3d z stajni EMP3D, którą starożytną drogą wymiany barterowej nabyłem jako bazę na starą, śmierdzącą, nadgryzioną (dosłownie!) zębem czasu padlinę.

Lodówko-gruz paradoksalnie działa i chłodzi głównym bohaterom sceny pizzę i piwo. Przypomnę, zwłaszcza dla nowych odwiedzających mojego bloga: tworzymy groteskową dioramę wyrywek ze stodoły symbolizującej dom, otoczonej śmieciami po skonsumowanych fastfoodach, pełną ukrytych symboli i znaczeń.

A zamiast ludzi… świnie. I nie mam na myśli łobuzów ze starszej klasy, którzy zabrali Ci piłkę i nie chcieli oddać, a autentycznie czworonożne schaby - będzie kontrowersyjnie.

Diorama ma nieść konkretną symbolikę i poruszać trudny temat bez politycznej poprawności serwowanej w masowych mediach, do których też nawiążę.

Lodówka będzie stać w centrum sceny więc musi łapać wzrok i być pewną "wisienką" na torcie, nie kradnąc całkowicie atencji ale jej wydźwięk ma mówić jasno - jestem używana w cholerę!

Stęchła stodoła, piach, błoto, gnojownik, częsty kontakt z mokrymi racicami - wszystko to postarzało ją w sposób dotkliwy, co postanowiłem odwzorować, choć finalny szlif dostanie pod koniec budowy dioramy.

Proces tworzenia rdzy na modelach jest niezwykle szeroko eksploatowany, więc ciężko tu odkryć amerykę. Chemicznie rdza to uwodniony tlenek żelaza Fe2O3·nH2O, który w naturze przybiera całą paletę odcieni - od jasnopomarańczowego przez ceglasty aż po niemal czarny magnetyt.

Kluczowa różnica między świeżą rdzą na czołgu po kilku dniach walk na froncie a 50-letnią korozją AGD? Głębokość penetracji i struktura krystaliczna. Stara rdza wżera się przez dziesiątki mikronów stali, tworząc charakterystyczne "kratery" i łuszczące się warstwy.

Problem z rdzawymi kolorami standardowych producentów? Mają bazę zgodną z całą linią - są do malowania, nie weatheringu. W praktyce oznacza to, że nie dają szorstkiej, trupo matowej tekstury, nawet przy grubych warstwach.

A właśnie taka tekstura jest kluczowa przy efektach rdzy. Modelarz malujący tradycyjnym akrylem musi się więc wystrzegać tworzenia nadmiernych faktur.

Ale od czego wymyśliłem Modellersów jak nie od rozwiązywania takich problemów. Produkty z mojej stajni (uwaga lokowanie produktu ;) ) mają swoją specyfikę, i jak mnie znacie, pracuje się nimi łatwiej bo są bardziej przystosowane do konkretnych zadań.

Podkładowanie

Sprzęty na przełomie wieku XX produkowano przede wszystkim prosto, a każdy facet miał podstawową wiedzę, jak tak proste sprzęty naprawiać.

Emalia ceramiczna z lat 50. była wypalana w temperaturze 750-850°C - dosłownie wtapiana w stal. Grubość? Około 0,5-1 mm czystego szkła z tlenkami metali.

Twardsza niż większość nowoczesnych powłok, ale z jedną wadą - przy mechanicznym urazie pęka jak skorupka, bo szkło nie lubi naprężeń punktowych. Stąd te charakterystyczne "pajęczyny" pęknięć wokół każdego głębszego odprysku.

Były jednak rzeczy o które po 50 latach w zatęchłych warunkach zadbać jest trudno, więc wszechobecna rdza zaczęła nadtrawiać grube blachy, pod grubą emalią.

Zabawę w próbę jej odtworzenia rozpocząłem rzecz jasna od podkładu - tutaj klasyka gatunku, położony szary Mr. Surfacer 1500 z puszki.

Po dobie można już działać dalej. Tutaj podejście do tematu rdzy nieco się różni od tworzenia świeżej rdzy na tankach walczących na froncie, bo i sama korozja kilkudziesięcioletniego sprzętu jest znacznie bardziej zaawansowana i po prostu starsza.

Co to oznacza dla mnie? Konieczność zastosowania zróżnicowanego arsenału dostępnych specyfików. Takie stare i zaawansowane klimaty rdzy to są powierzchnie noszące setki i tysiące dni eksploatacji, wpływu środowiska, ich użytkowników i anomalii pogodowych.

Korozja stali w praktyce

Natura sama się konsumuje i odtwarza - i taki proces już zaczął się zauważalnie ostro na lodówie Świniowskich.

By to odwzorować, postawiłem na 3 kolory rdzy z serii Weathering Paints w trzech odcieniach: Dark Rust (MWE-009), Medium Rust (MWE-010) i Light Rust (MWE-011). Przeplatane bądź mieszane ze sobą oferują już conajmniej wystarczającą mnogość kolorów jej odcieni.

Zacząłem od najciemniejszego z tych kolorów "Dark" i dokładnie pokryłem cały model lodówki. I… inne obowiązki wycięły mnie na kilka dni z modelowania.

W międzyczasie, przeglądając fotki referencyjne, ale też kierując się własną dedukcją, postanowiłem, że drzwi powinny być nieco już zżarte od spodu.

Zastanówmy się, lodówa będzie stała w zatęchłej stodole na gołej ziemi.. no a świnie, mają racice, no nie?! :D

Kto choć raz chodził w butach po domu, ten wie, że meble często oberwały przypadkowym kopnięciem. A co tak dostać z racic?!

No i chwytliwość racicy wokół klamki pewnie też wątpliwa, podobnie jak wstawionego właściciela, tak więc umówmy się: spód lodówki i klama nie miały lekkiego życia.

Aby stworzyć przeżarty rant lodówki, zeszlifowałem więc jej dolną krawędź w nieregularne wżery, aby ją później wypełnić pastą z rdzawego pigmentu imitującego śmiertelnego raka korozji ;)

Na bazę z "Dark Rust" użyłem dwóch pozostałych "Weathering Paintów" przeplatając kolory, wklepując gąbeczką, w wielu warstwach, aż do zadowalającego efektu.

Ciekawostką, także dla mnie było wykorzystanie czarnego tuszu do wzbogacenia rdzy i jego unikalnej właściwości obwódkowania. Takiego modelarskiego oczywiście, a jakże by inaczej, z moim własnym logo.

Modellers World (swoją drogą moje inicjały to M.W. - przypadek?) ma już w ofercie własne tusz przystosowany typowo do modelarskich zastosowań, z odpowiednio dobranym nasyceniem.

Efekt łatwo jest "przegrzać" tuszami artystycznymi, a tu wymagana jest subtelność. Jak się tym pracuje? Bardzo prosto. Najlepiej metodami podobnymi do chippingu - gąbką lub pędzlem wstukujesz w powierzchnię.

Wychodzą charakterystyczne transparentne plamki mikroskopijnych rozmiarów, doskonale imitując stare ślady zabrudzeń. Na rdzy czarny kolor wyjątkowo dobrze gra, bo rdza lubi w swojej palecie także takie czarno-rdzawe kolory ujawniać.

Tusz "WeatherINK: Black" (MWI-001) wykorzystałem też do czegoś w rodzaju "pre-shadingu". Gąbeczką nanosiłem więcej warstw na rogach i przy podstawie. Właśnie tam planowałem najstarsze, najciemniejsze ogniska korozji.

W ogóle właściwość tuszy do cieniowania dzięki ich fantastycznej transparentności jest wyjątkowo ciekawa, o czym opowiem przy okazji następnego projektu, modelu wielkiej ciężarówko-amfibii LARC-V w klimatach Wietnamu 68.

Lodówka po tuszach ewidentnie nabrała charakteru starszej. Myślę, że lekko nawet przesadziłem, ale i tak 90% pokryjemy kolorem, więc to nawet dobrze.

Kolor bazowy

Szara barwa była łatwa do pokrycia przez akrylowo winylową AK 3GEN w kolorze Greenish White (AK11005), która okazała się prawdziwym koszmarem do malowania aerografem, jak większość białych kolorów.

Po rozcieńczeniu pół na pół z Acrylic Doctorem własnej produkcji i przerzuceniu się z Procona z dyszą 0.3 mm na Ultrę z H&S uzbrojoną w zestaw iglicy z dyszą 0.5 malowało się już zgrabnie.

Ciężko tutaj mówić o precyzji malowania choćby serią AK Real Colors.

Mimo to, położony grubą warstwą zielonkawy biały z palety AK, a raczej przypominający biało miętowy kolor obrzydliwych cukierków z Rossmanna, idealnie pasował do szalenie modnego pastelowego koloru.

Kolorystyka lat 50. to właśnie takie pastelowe barwy. Emalia ceramiczna była niezwykle trwała chemicznie, ale łatwa do odpryśnięcia przy urazach mechanicznych.

Technologia globalna, często używana na AGD tamtych czasów, którą odwzorowuję w mojej scenie. Przez 50 lat lodówka kilka takich urazów już przeszła, stąd liczne i punktowe, płatowe i duże ogniska korozji.

Ma to tworzyć pewien kontrast, znak przeszłych już czasów, gdzie pomimo okropnych zmian jakie nosi na swojej "skórze", i blizn przeszłości, to… działa!

Działa pół wieku, tak jak działają podobne sprzęty jeszcze w niejednym domku letniskowym dziadków i teściów, chłodząc kraftowe piwko lub nieco mniej kraftowe, a powiedzmy manufakturowe wina kręcone potajemnie z wiśni w szklanych gąsiorach.

Albo świniaka na wesele wnuczki.

Jednakże złośliwością losu lodówka na naszej scenie, paradoksalnie będzie chłodzić tylko codziennego browara, colę i fastfoody. Których przemiał ma taki, że mimo swej szlachetności ekologicznej, "urodziła" odpadów opakowań na tony.

To Ci, przewrotny los. Super trwała lodówka upychana tanim korpo-pożywienio-szitem, który już dawno opanował życie Świniowskich.

Fenomen tego typu inżynierii, zakładającej dostarczenie konsumentowi jednego sprzętu "na całe życie", jeśli tylko taka będzie jego wola, był wyrazem uczciwej umowy, i zdroworozsądkowego podejścia do kapitalizmu.

Liczby nie kłamią - MTBF (średni czas między awariami) lodówek z lat 50-60 wynosił 20-25 lat. Współczesne? Ledwie 10-13 lat, i to według optymistycznych danych producentów.

Kompresory wtedy? Hermetically sealed, 250 watów, proste jak cep. Dziś? 150 watów ale z elektroniką za 500 zł, która padnie po pierwszej burzy.

Postęp? Owszem - w generowaniu e-śmieci.

Straciliśmy to gdzieś po drodze, kupując i wymieniając na potęgę rzeczy, gównianej jakości i nic nie warte już po kilku latach użytkowania.

Założę się, że niejedna taka sama lodówka przeżyła powódź '97. Wynieśli ją z piwnicy, wysuszyli, podłączyli - chłodzi do dziś. A jak iPhone wypadnie Ci z kieszeni? 1000 zł za wymianę 5x10 cm szybki.

Coś ewidentnie poszło nie tak!

Czy to wyłączna wina producentów? A może także nas, konsumentów? Swoją biernością i żądzą posiadania akceptujemy ten cyrk. Kupujemy dla chwilowej przyjemności.

Pozwalamy korporacjom zarządzać jakością, jakby nie produkowali dla ludzi, tylko rzucali paszę... świniom. Bo wiedzą, że w pazerności i tak przeżremy wszystko, co wyprodukują.

Czyż nie ekologiczniej byłoby mieć jeden sprzęt 30 lat, generując 2-3 odpady przez swoje życie, niż generując ich dwadzieścia, choć bardziej "energooszczędnych"? Takich "eko"?!

Z zieloną nalepką z wielkim A++, wmawiającym Ci, że właśnie ratujesz planetę kupując kolejne 50 kilo plastiku i drucików? Ta naklejka A++ to największy przekręt marketingu - oszczędzasz 50 zł rocznie na prądzie, ale wywalasz 3000 zł co 7 lat na nową lodówkę.

Matematyka poziomu podstawówki, ale najwidoczniej wszyscy woleli WF.

Czyż stara stal nie zamieni się w rdzawy pył szybciej niż poliuretanowe tworzywo zakopane w piasku?

Korozyjne tango

Ja tam wolę stal, więc muszę zaakceptować rdzę, jak własną teściową. Odsłońmy ją.

Na tym etapie proces jest prosty jak budowa rosyjskiego drona. Wszystko dzięki "Chipping Medium" położonym grubą warstwą pędzlem pod kolor bazowy.

Teraz wystarczy zwilżyć powierzchnię wodą, poczekać aż przesiąknie przez mikropory do medium, i zdzierać płaty, rysać rysy, i cieszyć się realistycznym efektem.

Tutaj postarałem się o coś jeszcze. Gruba warstwa farby na grubej warstwie chipping medium, położone szybko po sobie, pozwoliły mi stworzyć efekt "spękanej powierzchni".

Niestety efekt w tej skali widoczny jest dopiero w obiektywie makro, co widzą Patroni - ale musicie nam wierzyć na słowo.

Jeżeli w jakimś miejscu chcę konkretny większy płat odpadniętej emalii, nakłuwam to miejsce skalpelem lub drucianą szczotką. Naruszona głębiej punktowo powierzchnia momentalnie staje się wrażliwsza na odpadanie dzięki szybszej aktywacji Chipping Medium względem "okolicy".

Tu chyba nie muszę wykładać fizyki jądrowej aby wytłumaczyć, jak działa ten mechanizm. Zresztą identycznie dzieje się choćby na autach - od małego odprysku po kamyczku, do wstrętnego purchla.

W autach z resztą skrzętnie wykorzystują to producenci do szybkiego postarzania wielu modeli aut, które słyną z niezawodności mechanicznej. Ale to na pewno przypadek, prawda..?

Uznajmy więc, że nasz model lodówka wygląda po 50 latach jak Opel sąsiada po 15, na tym etapie.

Kiła i mogiła olejami

Finalny wygląd lodówki uzyskałem pracą wyłącznie washami olejnymi z serii "Oil Wash: Fresh Rust, Old Rust i Deep Black".

Tymi z nowej serii w brązowym szkle z pędzelkiem, nakładając kropki tu i tam, pozwalając washowi spływać lub wsiąkać w detale, i poprawiając w nieskończoność przez całe popołudnie, niespiesznie.

Pozwalałem efektom wyschnąć a potem je ścierałem zwilżonym w thinnerze pędzlem, nieraz całkowicie w przypływie emocji, gdy zaciek nie chciał się uformować tak jak sobie to wyobrażałem ;)

Ten proces na nowej formule Oil Washa jest dość bezkarny, bo teraz oleje te mają "drugie życie" nawet po wyschnięciu…

Także i nawet na drugi dzień, w świetle porannego słońca jeszcze wróciłem i poprawiałem oleje. A to suchym patyczkiem, co fajnie pozwala wygładzić krawędzie "washa", a to znowu zmywając jakiś i robiąc od nowa.

Przyznam, że zabawa washem w tym wydaniu była bardzo przyjemna i mógłbym tak w nieskończoność. Zwłaszcza, że czas jest tu sprzymierzeńcem, a każde dodatkowe mikro-dawki washa pozwalały na odkrywanie coraz to nowych kształtów plam i zacieków.

Czasem dając niespodziewanie fajne efekty. Niejeden z tych fajnych efektów zmyłem potem próbując go poprawić, a potem próbowałem ponowić…

I ani się spodziejesz a już za oknem ciemno.

Jednak zdecydowanie washowanie Oils'ami to mój ulubiony, relaksujący moment weatheringu. Teraz, wystarczy poczekać do wyschnięcia aż thinner odparuje pozostawiając piękny, matowy brud i korozję.

Czarnym kolorem washa podkreśliłem linię uszczelki drzwiowej, jak i dolną powierzchnię obudowy. Podmywałem ją kolejnymi dawkami thinnera, celowo bez wycierania.

Pozwalając farbie się rozrzedzać tworzyłem subtelne warstwy niezwykle realistycznego brudu. Czarny kolor doskonale zaimitował ten rodzaj brudu czarnej pleśni zmieszanej z okolicznym syfem bytu Świniowskich.

Tworząc obleśne i niesmaczne wrażenie: "z tej lodówki to bym nic nie zjadł."

By to całkowicie zabezpieczyć należałoby położyć warstwę akrylowego werniksu, ale z tym jeszcze poczekam. Do momentu osadzenia lodówy na dioramie - być może dostanie jeszcze jakiś dodatkowy, subtelny weathering spajający ze sceną.

Nieoczekiwany przewrót losu

Zaczynając dioramę chciałem ugryźć w sumie poważny temat trochę na wesoło i w krzywym zwierciadle, o czym mówiłem szeroko w pierwszej części na YouTube: [youtube.com/watch?v=tofmRJTe1pM&feature=youtu.be].

Scena przedstawiająca postacie owładnięte potrzebą konsumowania, tkwiących w niezdrowych, uzależniających nawykach miała mówić prawdę trochę o nas wszystkich.

Bo wszyscy zmagamy się z jakimiś toksycznymi nawykami i o potrzebie przemyślenia stylu życia. Takie "bawi ale też uczy".

Niestety dzień przed moimi urodzinami 24 sierpnia nagłą śmiercią zmarł mój kolega, taki którego znałem od szkoły i jakby… o nieobecnych mówić się nie zwykło, tym bardziej w złym świetle.

Nie rozwijając się więc na ten temat, to był fajny chłopak, tylko miał właśnie takie złe nawyki, czy jakby ktoś to ujął, uzależnienia. I śmierć nastąpiła najpewniej właśnie przez nie.

Trochę mnie to dobiło i nie ukrywam rzuciło cień na może nie tyle los, co scenariusz dioramy którą tworzę teraz dla Was. Pod sceną, trupia czacha symbolizująca nadchodzącą śmierć, będzie teraz miała niezwykle osobisty charakter, tak świeżo po tym wydarzeniu.

Trudniej będzie robić ten film na wesoło i szczerze mówiąc, bardzo będę chciał tam jednak dawać jak najwięcej do myślenia. Zwłaszcza nam, facetom w okolicach 40, by stanąć w prawdzie o sobie samym.

Nie wiem tak naprawdę co padnie w filmie, myśli mi się aktualizują i zmieniają każdego dnia… Ale mam dodatkową motywację, aby się nie krępować, zarzucić kłam pieprzonej poprawności politycznej, przedstawiającej wszystko w elegancki, słodko pierdzący sposób.

Gdy zakopywany jest człowiek, całe to pieprzenie idzie w diabły.

Do roboty

Tak, zdecydowanie sobie to powtarzam, chciałbym więcej czasu znaleźć na modelarstwo. I w końcu po ogarnięciu nowych wersji sklepu zacząłem znajdować ten czas.

Pozostało mi wykonać szkielet dioramy z czachy i XPS, oblec to błotem i ziemią oraz pomalować resztę drobiazgów, których jest sporo.

Myślę - do następnego, w następnym tygodniu!

rdza z pamiętnika modelarza weathering architektury 1:35 "Konsumpcjonizm"

Zobacz również

Kawa z Modelarzem odc. 1
Warsztaty widmo, góry jak z bajki i BRDM na horyzoncie
KONSUMPCJONIZM | Część 2: Ankieta - W jakich warunkach osadzić lodówkę?

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...