Newsletter: czy kobieta może się rozwieść?
Nigdy w żadnej dziedzinie życia, w żadnym okresie życia, w związku z jakimikolwiek wydarzeniami, czy decyzjami nie byłam tak krytykowana jak za rozwód, kontekst rozwodu, sposób rozwodu, czas rozwodu, okres który dzielił rozwód i rozstanie, za sposób dogadywania się, za niedogadywanie się, za milczenie w tym temacie jak i za mówienie. Próbuję zrozumieć to od jakiegoś czasu, i nadal nie potrafię. Przychodzą mi do głowy same banalne stwierdzenia, że małżeństwo jako komórka społeczna, jest wynalazkiem na tyle starym, że gra nam w głowie, jak hejnał. Myślę, że może dorosłe życie jest na tyle nudne, że zostają nam jedynie cudze rozwody, aby poczuć że życie ma jakiś smak, przyszło mi do głowy że być może kwestie rodziny są tak palące, bo każdy z jakiejś pochodzi i ciągle się do niej musi odnosić. Ludzie na cudzych historiach próbują rozwiązać swoje napięcia, a trudno o bardziej wdzięczny obiekt niż rozwodnicy, którzy odkąd skręcili źle, podejmują jedynie błędne kroki…
Zawsze argumenty które wymyślałam nie starczały, były jak za krótka kołdra. Zostawało to coś, które umykało klasyfikacji. Jednym zdaniem, mogłabym zapytać: o co wam wszystkim chodzi? Dlaczego tak bardzo, moje wybory, muszą być zrozumiałe, dlaczego z tak wielką dokładnością.
Nie widzę powodu, aby doprowadzać do tak dramatycznych interpretacji małżeńskich, rodzinnych, jak ma to miejsce zazwyczaj w rodzinach, w internecie itp wszędzie gdzie ludzie chcą mówić.
Serio. O ile nie ma problemów, które przerastają standardowy poziom utrudnień życiowych, uważam że jedyne co można zrobić to zobaczyć rozwody takimi jakimi są. Rozwód, rodzina, ślub, nie są jedynymi dziedzinami życia dorosłych kobiet i mężczyzn. Naprawdę mam wrażenie, że to naszemu społeczeństwu nadal unika.
Wiem, że kobiety które pytają mnie notorycznie o to jak to jest możliwe, że dogadałam się z moim byłym mężem, nie pytają naprawdę, jedynie powtarzają swój sprzeciw wobec takiego życia, podkreślając jak bardzo jest dla nich niezrozumiałe. Nie wiele jest do rozumienia w cudzych decyzjach, wiele do zaakceptowania. Sytuacji kiedy ludzie żyją tak jak ja i mój były mąż, jest coraz więcej. Jak się dogadałam z byłym mężem? Po prostu, przeszliśmy pewne etapy. Czy moje byłe małżeństwo jest źródłem mojego niepokoju? Nie. Czy jest to temat tożsamościowym? Też nie. Myślę, że dopóki inna niż macierzyńska wersja kobiecego życia, nie będzie witana bez wyszeptanego „wow” albo „oooo?” rozwody nie będę traktowane jak coś z czym da się żyć, z czym da się układać. Nigdy w żadnej innej dziedzinie życia, nie czułam takie duchoty, braku wolności, kompletnego braku indywidualności, krytykanctwa. Wiem, że otacza nas wiele osób zewnątrz sterowanych, który uznają jedynie to co zostało od zewnątrz powiedziane i uznane. Nigdy wcześniej, w żadnym innym temacie nie słyszałam ich tak często. Przy odrobienie szczęścia latami można mieć jedynie mgliste wspomnienie, że gdzieś żyją ale trzymają się z daleka. Jeśli pojawia się rozwód, przylatują jak głośne, małe irytujące ptaszki. Ani nie straszne, ani pożyteczne, jedynie głośne.
Małżeństwo, nadal, jak jest okazuje jest dla wielu osób strefą konserwatywną. Ale jeśli my sami nie jesteśmy tak konserwatywni, nie ma powodu żebyśmy je traktowali jak komunię świętą. To co wygrało z małżeństwem w moim przypadku, jako założeniem, jest przyjaźń i więź z moim byłym mężem. Okazuje się, że są rzeczy prawdziwsze i mocniejsze niż to jak powinno, zdaniem innych być.
W różnych dziedzinach żyłam jak chciałam i robiłam co chciałam, jedynie w tej budzi to tak głębokie niezrozumienie, które nie słabnie. Nie wiem dlaczego ludzie tak bardzo pilnują innych, aby żyli tak jak się ich zdaniem powinno. Żyjemy w czasach kiedy na wyciągnięcie ręki mamy metody na uelastycznienie siebie i swoich relacji ze światem… może potrzeba lat, aby to dobrodziejstwo przeniknęło do głębszych społecznych warstw.
Jeśli jesteś przed rozwodem, albo tuż po, daj sobie szansę na to żeby móc sytuacje realizować indywidualnie, tak jakby świat nic w tej sprawie nie szeptał na ucho.Jest to trudne, bo tak się składa, że świat w tej sprawie ciągle coś deklaruje, albo się dziwi. Trzeba się temu postawić, tak jak wtedy kiedy stawiamy się światu w innej dziedzinie życia. Choćby najdrobniejszej.
Wbrew temu co można sobie pomyśleć, stojąc przed swoją osobistą sytuacją, rozwód to nie jest koniec świata, czas zmienia sytuacje, warto pracować nad tym aby były elastyczne, nie szukać odpowiedzi na zewnątrz. Ból mija i jeśli się im pozwoli, przychodzą nowe rzeczy, etapy, uczucia itp . Co straszne to co teraz piszę, ani trochę nie jest banalne, rozwody są przeżywane jak końce świata, i tego końca świata od kobiet się oczekuje. Można stworzyć nową rodzinę, albo….czekać na stworzenie innej rodziny, aby ponownie zalogować się do systemu. Nie ma drogi ucieczki dla dorosłej kobiety. W innym przypadku, wszystko dziwi, dziwi nieskończenie, nienasycone zadziwienie….
Uczciwie mówiąc małżeństwa nie różnią się za bardzo od związków, ale traktujemy je jak pieczęć. Możemy romantyzować małżeństwo poprzez obietnice lub nie, nie zmienia to faktu że małżeństwa są absolutnie tym samym co inne relacje i związki. Nie jesteśmy więc nieruchomi, wobec zawartego w rozwodzie fatum konfliktu, wrogości itp. Jedyne co robi różnice, to nabożność która szuka potem zemsty lub wrogości, w rozmiarze wcześniejszej świętości.
Kiedy się rozglądamy dookoła, może się okazać że ten współczesny trend dobrych relacji po rozwodzie, potrafią realizować ludzie podobni do nas, inteligentni, wrażliwi, odpowiedzialni z wyobraźnią.
Rozwód to duża zmiana, ale nie ostatnia.
Kiedyś kiedy jeszcze nie byłam 40 letnią kobietą, wydawało mi się że moja dorosłość i wolność są nieskończone, mam wrażenie że społeczne konsekwencje małżeństwa, wydają się ten etap próbować zakańczać, sugerując że są mi przeznaczone inne wersje życia.
Nigdy się jeszcze nie poddałam presji.
Wszyscy kochają strofować matki, pouczać je, ale dodałabym do tego strofowanie rozwódek. Mieszanie się w życie dorosłych kobiet, jest społecznym przykazaniem. Żadna się jeszcze dobrze nie rozwiodła, powinna działać inaczej, zawsze inaczej...w mniejszej zgodzie, większej zgodzie. Inaczej. Zawsze powinna myśleć o innych inaczej, przede wszystkim jej zadaniem jest myśleć o innych, tak aby nie starczyło jej czasu na myślenie o sobie...
Trwa ładowanie...