"Przyroda zrobi swoje..."
"Przyroda zrobi swoje..."
Takie słowa usłyszeliśmy od nastolatki, która wtorkowym, bardzo późnym popołudniem, poprosiła nas o pomoc dla wioskowej kotki. Te słowa wypowiedziały dorosłe osoby, rodzice, którzy powinni być wzorem i przykładem empatii dla swoich dzieci. Osoby te patrzyły na cierpienie i powolną śmierć kotki - bo przyroda zrobi swoje...
Kiedy dotarło do nas zdjęcie kotki, oblepionej larwami much, nie mogliśmy uwierzyć, że nikt nie zwrócił na nią uwagi wcześniej.
Wioskowy kot - jak wiele mówią te słowa.
Wolontariuszka wraz z partnerem pojechali natychmiast po kotkę. Lecznica, mimo braków personelu (urlopy), nie odmówiła pomocy.
***
Wtorkowe popołudnie, ładna pogoda, mnóstwo planów… I nagle pojawiła się ONA. Kiedy z partnerem zobaczyliśmy jej zdjęcie w Internecie i błagalną prośbę o pomoc w transporcie, nie mieliśmy wątpliwości, że nasze plany przestały już mieć znaczenie. Bo ONA nie mogła czekać! Po pół godziny dotarliśmy na miejsce. Tam zastaliśmy młodą dziewczynę. Wzięłam transporter i ruszyłam w jej stronę. Zaprowadziła mnie do starej szopy, to tam czuwała cały czas przy kotce. Okryła ją kocem, była przy niej cały czas desperacko odganiając muchy, które zjadały ją żywcem. Delikatnie, na kocu wsunęłyśmy ją do transportera. Nie protestowała, nie miała nawet sił by się ruszyć. Idąc do auta minęłam się z matką młodej dziewczyny, która miała do niej pretensje, że ta zadzwoniła po pomoc dla cierpiącego zwierzęcia. Na usta cisnęła mi się masa niecenzuralnych słów, ale ugryzłam się w język. Nie było czasu na dyskusje, które nic nie zmienią, każda minuta była na to zbyt cenna. Rzuciłam tylko wrogie spojrzenie, wsiadłam do auta z kotką i ruszyliśmy w drogę do lecznicy.
Kotka wysunęła łapkę przez kratki transportera. Całą drogę tą łapką ściskała moją dłoń. Zamruczała… Widziałam jak cierpi, jak ciężko oddycha, jak gaśnie jej życie… Chciałam żeby czuła, że nie jest już sama, bezimienna, nieważna dla nikogo. Vida – tak dałam jej na imię. Do lecznicy udało nam się dojechać dość szybko. Tam od razu trafiła w ręce lekarzy. I wszyscy kurczowo czekaliśmy na dalsze informacje…
***
„Duszność, utrata wzroku i inne objawy neurologiczne. Na ciele pełno ran po pogryzieniu. Larwy much są już wszędzie, w pyszczku też. Nie jesteśmy w stanie nawet jej znieczulić by oczyścić rany. Nie da się już nic zrobić, możemy tylko skrócić jej cierpienie” – tak brzmiała informacja, którą chwilę później otrzymaliśmy z lecznicy…
Nie mogliśmy pozwolić by cierpiała…
Vida odeszła. Zabiła ją ludzka obojętność! Zabiła ją wszechobecna znieczulica!
Przepraszamy Cię Vido, że tak późno spotkałaś na swojej drodze dobrego człowieka. Człowieka, który powiedział „nie mogę pozwolić by tak cierpiała!”
Mogliśmy już tylko ukoić twój ból…
***
KAŻDEGO DNIA STAJEMY DO WALKI O KOCIE ŻYCIE I CHOĆ NIE KAŻDĄ Z NICH UDAJE SIĘ WYGRAĆ, NIE PRZESTAJEMY DZIAŁAĆ. JEŚLI CHCESZ WSPOMÓC NASZE DZIAŁANIA I RAZEM Z NAMI ZAWALCZYĆ O LEPSZY KOCI LOS – ZOSTAŃ NASZYM PATRONEM!
Trwa ładowanie...