Trudna walka z bezdomnością...
Każdy kto pomaga kotom doskonale zna dwa uczucia: bezradności i niemocy.
Pomaganie bezdomniakom to jak walka z wiatrakami przy silnym wietrze.
Nasza codzienność to dziesiątki zgłoszeń o porzuconych, bądź świadomie rozmnożonych kotach. Pytania "czy można do państwa przywieźć", "weźmiecie? Bo kocica mi urodziła i nikt ich nie chce", "Bo miałam rezerwację, ale ludzie zrezygnowali", "bo mają już 3 miesiące i nie mam z nimi co zrobić"... I tak w nieskończoność.
Mamy XXI wiek, programy gminne (tak, wiemy, że nie wszędzie działają), mnóstwo fundacji które finansują kastracje, lecznice niemal w każdym miasteczku. A kociaki wciąż wylewają się zza każdego rogu.
Bo ktoś chciał mieć malutkie kotki, bo są fajne i słodkie. Bo nie przypuszczał, że jak karmi kotkę pół roku to będzie tak bezczelna i urodzi małe. No jak śmiała... Powinna stosować antykoncepcję...
Kochani to nie żarty. To dzieje się naprawdę. I niekoniecznie na wsiach, gdzie świadomość ludzi odnośnie kastracji jest mniejsza.
Więc po raz kolejny błagamy - nie mnóż bezdomności. Nie chcesz mieć gromadki kotów to wykastruj kotkę. Nie stać cię? Zadzwoń do najbliższej fundacji, zapytaj o pomoc. Nie pomogą - zadzwoń do kolejnej. Nie rozdawaj kociąt w "dobre ręce" bo 80% z nich dobre nie są. A jeśli już rozdajesz, spisz umowę. Zagwarantuj kociętom bezpieczeństwo, zapisując w umowie konieczność kastracji i szczepień.
Bo to, że taka fundacja jak nasza, przyjmuje ponad 40 kociąt miesięcznie, nie bierze się z niczego. To wina rozmnażania, braku odpowiedzialności i zrzucania jej na innych.
A jeśli chcesz wesprzeć nas w naszych codziennych działaniach na rzecz walki z kocią bezdomnością - ZOSTAŃ NASZYM PATRONEM!
Bo każdy wykastrowany kot = szczęśliwy kot!
Trwa ładowanie...