Repozytorium #19. Dzień dobry we wrześniu

Obrazek posta

Podobno „jaki pierwszy wrzesień, taka będzie jesień”. Niech to będzie dobry dzień. Po wakacjach wracamy do regularnych newsletterów z Instytutu Reportażu. Dzisiejszy zaczynamy letnim podsumowaniem od księgarza Marcina, przypominamy sprawę Jarosława Ziętary i piszemy o wczorajszych obchodach 45. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych. 

 





Wakacje się kończą, a ja postanowiłem napisać o wakacyjnych książkach, wakacyjnym czytaniu.

No właśnie. Wakacje, kanikuła, wywczas, dni pogody i relaksu to czas, kiedy szuka się ochłody także w książkach, często łatwych i przyjemnych. To se normal.

Ale nie zawsze. Jak się okazuje i jak pokazują nam goście Wrzenia Świata, jest to także czas, gdy czakry w głowie szukają czegoś trudniejszego, słów, gdzie czasem brakuje pocieszenia, gdzie słodycz miłości zalewa oczy. Chodzi oczywiście o reportaże i szerzej rozumianą literaturę faktu. 

W naszym Wrzeniowym wakacyjnym zestawieniu hitem sprzedaży są i Rok, w którym nie umarłem Mikołaja Grynberga, i Hiroszima Johna Herseya. Do tego Kamionek Marcina Wichy, Neapol słodki jak sól Piotra Kępińskiego, MDM Marszałkowska Dzielnica Marzeń Krzysztofa Mordyńskiego. Cały czas zainteresowaniem cieszy się The New Yorker. Biografia pisma, które zmieniło Amerykę Michała Choińskiego.

Ktoś mógłby zapytać, czy mam na to dowody. Owszem oraz no właśnie. Z półki z książkami wydawnictwa Dowody cały czas najchętniej wybierane są reportaże i eseje, zwłaszcza Mała empiria Katarzyny Sobczuk, Szkodniki Doroty Borodaj, Ozland Agnieszki Burton, Osobisty przewodnik po Pradze Mariusza Szczygła i Głusza Anny Goc.

A mnie wakacyjnie bardzo przypadła do gustu książka Maurice z kurą Matthiasa Zschokke, wydana przez Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego. Mam wrażenie, że przeszła bez echa, szkoda. To powieść. Dla osób poszukujących, dążących do totalnego spokoju w sobie. Akceptacja lekkiego lenistwa, błogie odczuwanie codzienności i drobnostek.

 

Już na początku uwiodło mnie zdanie, które szło ze mną cały czas: „Gdybym tak mógł rozsiąść się w fotelu, w którym zazwyczaj czytam, i gapić się przed siebie, podczas gdy w dole toczyłyby się pociągi miejskiej kolei – jakież  by to było wytchnienie (...)”.

Mówiłem to ja, Marcin. Księgarz Wrzenia Świata.



 

Rzadko piszemy o aktualnościach politycznych, ale ta wydaje się istotna dla polskiego krajobrazu medialnego. Wczoraj w Gdańsku odbyły się obchody 45. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych i powstania NSZZ „Solidarność”. Osobne uroczystości zorganizowały „Solidarność” oraz Europejskie Centrum Solidarności i miasto Gdańsk.

Na mocy umowy „Solidarności” z TV Republika w sali BHP były kamery tylko jednej stacji telewizyjnej, TV Republika właśnie. Oznacza to, że TV Republika miała wyłączność na transmisję przemówienia prezydenta Karola Nawrockiego w sali BHP. Dziennikarze innych stacji nie zostali wpuszczeni – organizatorzy tłumaczyli, że zaprosili tak wielu gości, że kamery się nie zmieściły. Stacje, które chciały transmitować obchody, musiały umieszczać na antenach informację SYGNAŁ TV REPUBLIKA – również stacje telewizji publicznej. Nie skorzystał z tej możliwości m.in. TVN24. Stacja napisała w oświadczeniu, że te zasady godzą w wolność mediów, dlatego, „choć planowaliśmy, nie będziemy w stanie pokazać na naszej antenie uroczystości z udziałem prezydenta”.

TV Republika to stacja prywatna. Utrzymuje się z darowizn, zbiórek od widzów, kontraktów sponsorskich i reklam. Dekadę temu stacja miała oglądalność oscylującą wokół 1%. Rok temu, w lipcu 2024, zajmowała już szóste miejsce w rankingu oglądalności. W tym roku znalazła się na pierwszym, z udziałem w rynku na poziomie 6,81%. Ten sukces był obudowany wsparciem od spółek Skarbu Państwa, które przez ponad dziesięć lat zasilały budżet TV Republika.

Oczywiście Solidarność może tłumaczyć się tym, że jako organizator ma prawo wybrać obsługę medialną. Ale te okrągłe obchody trudno uznać za prywatną uroczystość. Brał w nich udział Prezydent Polski – na marginesie, decyzją jego urzędników, teren stoczni został ogrodzony i przedzielony barierkami, co nie zdarzało się w latach poprzednich, nawet gdy na obchodach gościł Andrzej Duda. Dodatkowo Porozumienia Sierpniowe to polskie dziedzictwo. 16 października 2003 roku tablice z 21 postulatami wpisano na Światową Listę Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Tablice zostały uznane za jeden z najważniejszych dokumentów XX wieku, świadectwo przełomowych wydarzeń.

Decyzja o powierzeniu transmitowania jednej, prywatnej stacji, wydaje się więc niepokojącym precedensem, choćby z tego powodu, że urząd Prezydenta jest wykorzystywany do budowania wiarygodności i ekskluzywności prywatnego medium, którego znaczącą część przychodów stanowią wpłaty od widzów.

Natomiast jeśli chcą Państwo poczytać o Porozumieniach Sierpniowych, reporterzy i reporterki nie zawodzą. W II tomie 100/XX Antologii polskiego reportażu pod redakcją Mariusza Szczygła znajdą Państwo trzy znakomite teksty z roku 1980. Pierwszy, reportaż o Annie Walentynowicz zatytułowany Ludzie może i nie są źli Hanna Krall napisała jesienią 1980 dla tygodnika „Polityka”. Cenzura nie pozwoliła go opublikować, ukazał się więc w „Tygodniku Powszechnym”, który cieszył się nieco większą swobodą.

„Anna Walentynowicz na pytanie o początek (bo trzeba, byśmy wiedzieli wszystko od początku to może zrozumiemy, co się stało. 14 sierpnia co się stało, parę minut, kiedy to, wchodząc do stoczni, Anna Walentynowicz zobaczyła w bramie jakieś panie czekające na nią z kwiatami i usłyszała, że jacyś panowie proszą, by weszła na koparkę i powiedziała parę słów):

- Mam pięćdziesiąt jeden lat, urodziłam się na Wołyniu. Miałam matkę, ojca i brata. Kiedy wybuchła wojna, ojciec poszedł na front, brata wywieźli, a matka umarła na serce” – tak się zaczyna ten tekst, do którego lektury serdecznie zachęcamy, jeśli go Państwo jeszcze nie znają.

Kolejny w tym tomie tekst, który chcemy polecić, to reportaż zbiorowy autorstwa Marka Millera z zespołem, Kto tu wpuścił dziennikarzy. To wielowątkowy tekst, natomiast do Antologii Mariusz Szczygieł wybrał fragmenty dotyczące pracy dziennikarzy w stoczni w sierpniu 1980. Ewa Junczyk-Ziomecka w tym wielogłosie mówi np: „W Warszawie mówiono, że stocznia nie przyjmuje żadnych dziennikarzy, a mnie cholernie zależało, żeby tam wejść”, a Krystyna Jagiełło: „Dziennikarz w Polsce jest człowiekiem, w którego warsztat pracy wpisany jest strach, lecz strach w nas zmniejszył się w Sierpniu, dlatego, że jeśli człowiek pożyje trochę wśród ludzi, którzy rzucają na szalę stawkę swojego życia, to to działa”.

Zupełnie inny w tonie, bardziej cierpko-ironiczny, jest tekst Sceny pomnikowe autorstwa Michała Ogórka, poświęcony sporom wokół Pomnika Poległych Stoczniowców 1970. Projekt był gotowy, miejsce wybrane, uzgodnienia zapisane w uchwale Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego z 24 sierpnia. „3 września zaczęły się wyłaniać niespodziewane trudności” – pisał Ogórek. „Na szczęście znalazła się już grupa osób, która wyręczy stoczniowców w trudnej myślowej pracy, zadba, żeby właściwy projekt stanął na właściwym miejscu i we właściwym czasie, no, po prostu weźmie wszystko na siebie”. Fascynujące są losy tego pomnika, którego budowę bardzo chciały odwlec ówczesne władze.

 



 

Chcemy wspomnieć o jeszcze jednej rocznicy.

1 września 1992 roku zaginął Jarosław Ziętara, dziennikarz śledczy „Gazety Poznańskiej”. Ziętara opisywał afery gospodarcze pierwszych lat transformacji. 1 września wyszedł z domu do pracy, ale nie dotarł do redakcji. Policja zakładała najróżniejsze wersje: ucieczkę za granicę, utratę pamięci, nawet samobójstwo, natomiast jego bliscy i współpracownicy niemal od początku byli pewni, że został uprowadzony z powodu któregoś z dziennikarskich śledztw, łączyli je zwłaszcza ze sprawą pewnego holdingu transportowego. Pierwsze śledztwo wszczęto dopiero rok po zaginięciu dziennikarza, bardzo późno. Nie przyniosło rezultatu, podobnie jak dwa kolejne.

W 1999 roku Jarosław Ziętara został uznany za zmarłego. Jego ciała do dziś nie odnaleziono, a sprawa nie została kompleksowo wyjaśniona, mimo że prokuratura skierowała do sądu akty oskarżenia przeciwko kilku osobom, m.in. Aleksandrowi Gawronikowi za podżeganie do zabójstwa. Gawronik ma wyjątkowy życiorys, w 1989 uruchomił pierwszą w Polsce sieć kantorów walutowych, w 1990 roku znalazł się na pierwszym miejscu listy 100 najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost”, a w 1993 został senatorem. W późniejszych latach toczyło się przeciwko niemu kilka postępowań. W styczniu 2024 Gawronik został prawomocnie uniewinniony od zarzutu podżegania do zabójstwa dziennikarza.

W 2016 r. na ścianie kamienicy przy ulicy Kolejowej w Poznaniu, gdzie mieszkał Jarosław Ziętara, odsłonięto tablicę pamiątkową z napisem: „Zginął dlatego, że był dziennikarzem”.  

 



 

I jeszcze dopisek. 

Rozmaite serwisy, w tym Forbes, piszą o nowym raporcie Microsoft, który ujawnia zawody najbardziej zagrożone przez AI i te bardziej bezpieczne. Jak zostało to ustalone? Firma zmierzyła „wskaźnik przydatności sztucznej inteligencji” dla różnych zawodów, analizując polecenia i pytania kierowane do Copilota. Potem przeanalizowano przydatność rozwiązań. Okazuje się, że wśród 10 zawodów, na które największy wpływ ma generatywna sztuczna inteligencja, są m.in. tłumacze ustni i pisemni, historycy, stewardesy i stewardzi, pracownicy obsługi klienta oraz, a jakże, serdecznie pozdrawiamy, pisarze i autorki.

Jak tłumaczy Microsoft, zawody znajdujące się na liście są związane z przetwarzaniem informacji i komunikacją oraz analizą danych, tworzeniem treści lub odpowiadaniem na pytania.

fot. Unsplash

 

Natomiast wśród zawodów „odpornych” na konkurencję ze strony sztucznej inteligencji są przede wszystkim zajęcia wymagające obecności i fizycznego zaangażowania, takie jak: flebotomiści (osoby zajmujące się pobieraniem krwi), pielęgniarki i pielęgniarze, osoby zajmujące się usuwaniem materiałów niebezpiecznych, malarze, tynkarze, chirurdzy szczękowo-twarzowi oraz monterzy i naprawiacze szyb samochodowych.

No dobrze. Copilot to konwersacyjny asystent oparty na sztucznej inteligencji, który pomaga zautomatyzować rutynowe zadania. Może tworzyć szablony dokumentów, analizować dane, prognozować, przeszukiwać i porządkować wiadomości e-mail, tworzyć odpowiedzi. Nie może pobierać krwi ani usunąć ósemek. Oznacza to, że rekordy Copilota wskazały przetwarzanie informacji i komunikację oraz analizę danych – a więc zadania, które właśnie ten model AI wykonuje – jako zajęcia zagrożone przez sztuczną inteligencję. Jest to uroczy przykład bigtechowego myślenia życzeniowego. I jeszcze jedno - z Copilota w ciągu tygodnia korzysta jakieś 20 mln użytkowników na świecie, podczas gdy np. z ChataGPT w tym samym czasie korzysta około 400 mln osób (OpenAI i twórcy innych modeli mają swoje własne analizy dotyczące „zastępowalności zawodów”, na ogół wyniki się różnią). Jest więc bardzo prawdopodobne, że Copilot musi się co najmniej trochę podciągnąć z analizy danych i uwzględniać wielkości próby oraz jej reprezentatywność. 

 


 

Od września zaczynamy nowy sezon spotkań i wydarzeń i będzie się u nas sporo działo.

Już jutro, czyli we wtorek 2 września zapraszamy do Faktycznego Domu Kultury (i online, bo to wydarzenie transmitowane) wraz z Wydawnictwem Literackim zapraszamy na premierę tomiku poezji Na skrawku Jarosława Mikołajewskiego. Rozmowę z autorem poprowadzi Katarzyna Kasia. Zaczynamy o 18.00.

Natomiast w środę 3 września, również o 18.00, w FDK-u odbędzie się spotkanie poświęcone książce Rewolwer obok Biblii. Jak pisze Anne Appllebaum, to „książka o historii, ale taka, która przede wszystkim pomaga zrozumieć najnowsze problemy i nadzieje amerykańskiej demokracji”. Autor, Maciej Jarkowiec, napisał również świetną Powrócę jako piorun. Krótką historię Dzikiego Zachodu.

W środę 10 września o 18.00 kolejna premiera - spotkanie z Jędrzejem Dudkiewiczem, autorem książki Inny dom. Ludzie, system i granice wsparcia w polskich DPS. Rozmowę z autorem poprowadzi Paulina Januszewska.

Tego samego dnia serdecznie zapraszamy do Wrzenia Świata, gdzie od kilku już miesięcy dyskutuje Faktyczny Klub Książki. Tym razem rozmawiamy o książce Imperium bólu. Baronowie przemysłu farmaceutycznego Patricka Raddena Keefe’a – monumentalnym reportażu o rodzinie Sacklerów, która najpierw wsławiła się mecenatem sztuki, a potem zbiła fortunę na rynku opioidów. Zaczynamy o 18.30, klub prowadzi Aleksandra Pakieła.

Jesienią ruszamy też z nowymi cyklami spotkań, będziemy o nich całkiem niebawem informować. 

Mamy też – dzięki Państwa wsparciu – sporo nowych tekstów, zapraszamy do nas na ir2.info. Zwracamy Państwa uwagę na tekst poświęcony jednemu z największych dziennikarskich oszustw w historii amerykańskich mediów - reportażowi z 28 września 1980 zatytułowanemu Jimmy's World. O jego autorce Janet Cooke pisze w ir2 Olga Gitkiewicz. Bardzo szczególnie polecamy również cykl poświęcony Gazie, którego pomysłodawcą jest Filip Springer. 

Dziękujemy za każdą Państwa wpłatę. Wsparcie na Patronite jest dla nas bardzo ważne - nie tylko w sensie finansowym, choć organizacja pozarządowa taka jak nasza bardzo takiej pomocy potrzebuje. Jednak te wpłaty to dla nas również bardzo ważny i bardzo podnoszący na duchu dowód Państwa sympatii i zaufania. 

Serdeczności

Zespół IR. 

Zobacz również

Mariusz Szczygieł: Do której grupy wakacyjnych czytelniczek i czytelników Państwo należą?
Repozytorium #20: Higiena informacyjna w czasach polikryzysów
Nowość: Historia reportażu w odcinkach. Wykłady otwarte

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...