Podaruj znajomemu subskrypcję Autora Agnieszka Kotuńska w formie kuponu podarunkowego.
Zobacz jak działają kuponyZanim dowiecie się, co chcę promować, chciałam napisać kilka słów o sobie, moim życiu i o tym co się takiego stało, że w mojej głowie zrodził się taki pomysł.
Mam na imię Agnieszka i jestem żoną, oraz mamą dwójki dzieci.
Ze względu na obciążenia genetyczne, jak i również na szaleńczą miłość, jaką darzę mojego męża, postanowiłam dosyć szybko urodzić dzieci. Jednym z powodów również było to, że mój mąż jest 8 lat starszy i nie chciał, aby dzieci mówiły do niego dziadku (hihi).
Wracając do sedna w wieku 22 lat zostałam szczęśliwą mamą bardzo wyjątkowego chłopca. Daliśmy mu na imię Cezary i dokładnie jest takim czarującym Czarkiem. Kiedy Czaruś skończył 16 miesięcy, na świat przyszła przeurocza Justynka, która imię odziedziczyła po swoim Śp. dziadku, jak i niebieskie, jak ocean oczy, oraz leworęczność (cóż za wyjątkowy zbieg okoliczności ).
Kiedy Czarek skończył 3 latka, zdiagnozowano u niego autyzm i to był ten moment kulminacyjny, który wywrócił cały mój świat do góry nogami. Oprócz żoną, mamą i tak zwaną kurką domową, stałam się terapeutą 24h na dobę. Jeździłam z nim od lekarza do lekarza, po psychiatrach, psychologach, neurologopedach i terapeutach integracji sensorycznej. Patrzyłam jak ci wspaniali ludzie ćwiczą z moim synem, równocześnie ucząc mnie jak mam sobie z nim radzić, oraz co najważniejsze wspierali mnie.
Sama chłonęłam wiedzę, niczym gąbka zanurzona w wodzie, ratując moje dziecko od życia w złotej klatce. Wyciągając go do granic wytrzymałości i pomimo jego początkowego uporu, delikatnie popychając do przodu.
Pomimo tego, że walczyłam i się nie podawałam pewnego dnia do moich drzwi zapukała depresja, która przerodziła się w nerwicę lękową. Wspierana lekami, oraz pomocą terapeutów poznawczo-behawioralnych jakoś ciągnęłam do przodu. W pewnym momencie miałam wrażenie, że działam jak robot. Zamknęłam się w domu odseparowując się od bliskich i znajomych, poświęciłam wszystko, by wyciągnąć syna zza przezroczystej ściany dzielącej go od naszego świata.
Pamiętam jak płakałam i mówiłam, że nigdy nie będzie chodzić, mówić, bawić się z rówieśnikami, a co gorsza nie będzie samodzielny. Pomimo wielu trudności, które towarzyszą mu do dziś, wyrósł na 11 letniego geniusza z pięknymi marzeniami (chce zostać komentatorem sportowym ) i dumnego z tego że jest wyjątkowy. Ma doskonałą świadomość tego, że jest autystyczny i raczej 3 kołowy rower zawsze będzie mu towarzyszył w jego podróżach. Ale dla niego to żaden problem, jest dumny z tego jaki jest.
Co do Justynki jest wspaniałą szaloną dziewczynką z duszą artystki, niesamowicie uzdolnioną plastycznie, mega kreatywną z uśmiechem na twarzy kroczącą przez świat. Moja gwiazda trenuje piłkę ręczną oraz rock’n’roll akrobatyczny (duma mamusi i tatusia ).
W tym wszystkich oczywiście, nie zabrakło mojego męża Roberta, który zawsze mnie wspierał przytulając i mówiąc: „Kto da radę, jak nie ty”, i który nigdy nic nie powiedział, kiedy wracał zmęczony z pracy, a na stole nie było obiadu, bo ja akurat walczyłam z depresją. Pomagał jak mógł i nigdy nie narzekał.
W końcu wyszłam na prostą, odstawiłam leki i życie zaczęło się układać. Jednak ktoś z góry stwierdził, że jest jeszcze jedna rzecz, z którą muszę się zmierzyć. Kiedy codzienne woziłam mojego najwspanialszego już Śp. dziadka na radioterapię, źle się poczułam. I jak grom z jasnego nieba spłynęła na mnie wiadomość, że ktoś inny z rodziny musi mnie zastąpić, bo ja już nie będę w stanie wozić dziadka do szpitala.
Złośliwy rak trzonu macicy, taką diagnozę usłyszałam… Przeszłam dwa zabiegi, których wyniki histopatologiczne potwierdziły diagnozę. 10 grudnia 2018 roku przeszłam zabieg histerektomii, szczęście w nieszczęściu rak został na tyle szybko wykryty, że ominęła mnie radioterapia. Co do chemioterapii, mój genetyk sugerował tak zwaną chemię w tabletkach, ale po długich rozmowach z moim onkologiem, zdecydowałam, że nie będę ich brać. Już nigdy więcej nie zostanę mamą. Do dziś słyszę słowa lekarzy pytających mnie czy mam dzieci. Na szczęście zdążyłam dzięki naciskom mojego męża.
Raz w roku mam wykonywane badania genetyczne i kontrolne w szpitalu. I choć ciągle mi coś dolega, nie zagraża to mojemu życiu. Przynajmniej na razie.
Wiem, że ludzie przeżywają gorsze tragedie czy straty, jednak nie każdy jest na tyle silny psychicznie, by sobie radzić z trudnościami, jakie nas od czasu do czasu odwiedzają zupełnie nie proszone, pchając się do naszego życia z brudnymi butami.
Do dziś zmagam się z nerwicą lękową, ale zdecydowałam się nie brać leków. Jakoś sobie radzę, czasami jest lepiej, a czasami gorzej. Jak zresztą u każdego z nas.
Kilkanaście miesięcy temu w mojej głowie zrodził się pomysł napisania książki, fikcyjnej powieści fantasy, głównie po to, by moje myśli przekierować na inny tor. Nie miałam zamiaru jej wydawać dopóki przez przypadek nie pochwaliłam się mojej bardzo dobrej koleżance. Naciskała na mnie, że chce przeczytać kilka rozdziałów, aż skończyło się na tym, że była z moją książką na bieżąco czytając kolejne nowo pisane rozdziały (ciągle ją męczę spojlerami hihi ).
Dała mi takiego kopa, że zaczęłam marzyć o wydaniu jej. I dziś nadszedł ten dzień, kiedy pomimo wielu wątpliwości zdecydowałam się na ten krok. Jednak nie chcę wydawać książki z wydawnictwami, tylko jako self publisher i wszystkie koszty ponoszę sama.
Nie chciałam zakładać konta, gdyż myślałam, że poradzę sobie finansowo. Za redakcję, korektę, skład, okładkę i audiobooka zapłaciłam ponad 10tys złotych. Nie mam już pieniędzy na wydruk a w chwili obecnej, dopieszczam również moją drugą książkę (romans gangsterski). Ponad to piszę już drugie części do obu powieści, jak i mam pomysł na kolejne książki.
Dzięki Państwa wparciu, mogę osiągnąć swój cel!
Chcielibyśmy Cię poinformować o ryzykach, związanych z Twoim zaangażowaniem finansowym. Przekazując środki na realizację pasji Twojego ulubionego Twórcy prosimy, abyś wziął/wzięła pod uwagę kilka kwestii.