Hej! Od 2020 roku razem ze znajomymi pomogłam 168 kotom z Polski i z Ukrainy 💃🏻 Skąd ta dokładna liczba? Każdego kotka, którym się zaopiekowaliśmy zapisuję na liście, bo każdy uratowany przypadek pokazuje mi, że to co robimy ma mega sens.
Prowadzę instagram @magdajagnicka i @bankotki - mam swoje dwa przygarnięte kotki i od momentu ich adoptowania, nie mam dnia bez jakiejś kociej „awarii”. To, że ktoś znalazł małego kota na środku leśnej drogi to pikuś. W tym roku dostałam także wiadomość o kocie oblanym kwasem albo o ośmiu kotach zamkniętych w szopie na wsi bez dostępu do wody i jedzenia. Ludzie się już wręcz przyzwyczaili, że jeśli jest jakaś „akcja” z kotem, to trzeba napisać na insta do Magdy Jagnickiej.
Prawda jest taka, że wszystkie koty sa wspaniałe, mogą przynieść masę radości, ale… niektóre maja nierówny start. Potrzebują naszego wsparcia.
Działam bardzo dynamicznie, staram się momentalnie odpisywać na wiadomości i w swojej pomocy być bardzo konkretna, szybka i skuteczna. Zdarzyło mi się wyjść z pracy czy zawalić spotkanie rodzinne, bo trzeba było pilnie zgarnąć bezdomnego kota z ulicy, zabezpieczyć go czy natychmiast zawieźć do lekarza. To na czym mi zależy to odpowiedzialny i kochający dom stały dla kotka - jak najszybciej.
Gdy myślę o kotach, które spędzają lata swojego życia w klatkach w schroniskach czy kociarniach, bo komuś wydaje się to lepszy los niż oddanie kota do adopcji osobie która np. jeszcze nie ma osiatkowanych okien… to jeszcze bardziej jestem zmobilizowana do działania. Gdy czytam na Facebooku posty typu „Znalazłam kota, nie mogę go zatrzymać, wieczorem zawiozę go do schroniska”, od razu myślę jak się zaangażować. Pragnę ominąć cały ten system do którego kot wpadnie jeśli trafi do schroniska z którego często już po prostu nie wyjdzie - wiele kotów pokonuje tam stres, choroby i umierają, szybko lub powoli, tydzień po tygodniu gasną.
Dlatego uważam, że takie indywidualne działanie jest super ważne, a domy tymczasowe to mega istotna część procesu pomocy zwierzęciu. To właśnie tam możemy poznać kotka osobowość, możemy mu pomóc dojść do zdrowia i formy, nauczyć go życia z człowiekiem, sfotografować go ładnie i sprawić by przestał być niewidzialny. Pokazać go światu i znaleźć kogoś komu na jego widok szybciej zabije serce.
Na początku działalność opiewała na na przykład dwa, trzy uratowane koty miesięcznie. Jednak od tej jesieni sprawy nabrały takiego tempa, że podczas tylko września przez moje „ręce” przeszło ponad dwadzieścia bezdomnych kotów, a w lutym było ich już dwa razy tyle. Wszystkie znalazły dom.
Mogę poświęcić swoją energię, czas, swoje auto, benzynę, swoje social media i kontakty by w pomoc angażować więcej osób. Nie mogę jednak finansować tego w całości sama. Tym bardziej, że cała ta działalność wpływa na moje życie zawodowe - zamiast planować kolejne projekty czy tworzyć insta stories o modzie, ja właśnie kolejną godzinę jadę ze wsi do weterynarza, z weterynarza do domu tymczasowego…. itd. Większości tych przygód nawet nie wrzucam na swoje instastories, bo nie spodziewam się żeby na koncie stylistki ktoś chciał codziennie oglądać koty wyłapane z działek czy filmiki z leczenia świerzbowca w ich uszach. Wiele ludzi więc nie ma pojęcia jak ta moja działalność się rozrosła i jak powoli mnie przerasta.
Ok, przypuśćmy, że odbieram kota znalezionego na mrozie pod Wołominem i co dalej? Wszystkie kotki umieszczam w domach tymczasowych osób, które zgłaszają się do mnie na Instagramie. Wiele z nich ma super chęci, ale nie ma choćby kociej wyprawki aby takiego bezdomniaka do siebie przyjąć. Nie pamiętam ile razy w tym roku kupiłam transporterek, kuwetę, ile razy kupowałam karmę, żwirek. Zaryzykowałabym stwierdzeniem, że na 10 domów tymczasowych, 3 domy tymczasowe kupiły wszystko same lub posiadały już te rzeczy, reszcie wszystko przywiozłam ja. Najczęściej po adopcji kota te elementy nie są mi zwracane, bo albo się wykorzystały (tak jak jedzenie czy żwirek) albo są w dalszym użyciu.
W zależności od stanu zdrowia kota, prędzej czy później albo ja albo opiekun/ka z domu tymczasowego zawozi kotka do lecznicy. Trzeba go zbadać, sprawdzić czy nie ma chorób zakaźnych, odrobaczyć, podać środki przeciwko pchłom czy kleszczom. Klasykiem jest świerzbowiec w uszach, koci katar, zdarzają się bardzo trudne do wybicia pasożyty w układzie pokarmowym albo śmiertelne choroby takie jak panleukopenia. Czasami koszty jednej wizyty mogą wynieść kilkaset złotych. Podczas półtorarocznej działalności, tylko trzy razy założyłam zbiórki na wydatki u weterynarza. Resztę finansowałam sama lub te koszty brały na siebie osoby z domów tymczasowych. Nie mogę dłużej tak postępować, ale nie mogę też tych kosztów całkowicie uniknąć, bo jeśli ktoś mi przywozi zakatarzonego i zziębniętego 8-tygodniowego kota to jeśli nie dostanie on jak najszybciej pomocy lekarskiej, po prostu odejdzie.
Gdybym miała zewnętrzne środki finansowe, mogłabym też niektóre kotki od razu kastrować. Obecnie robię to bardzo rzadko, najczęściej czekam i zrzucam ten koszt na
przyszłego właściciela, bo zwyczajnie nie stać mnie na to. Czasami jednak nie można czekać - jeśli ktoś przekazuję mi 8-miesięczne rodzeństwo gdzie jest kotka i kot, nie rozdzielając ich właściwie ryzykuję, że w domu tymczasowym dojdzie do zapłodnienia kotki. Wystarczyłoby wykastrować chłopaka i dylemat by od razu zniknął.
Właśnie do tego potrzebuję Patronite: aby nie było dylematów na tle finansowym :) Ze wszystkimi innymi radzimy sobie doskonale!