Fani historii, w której Mroczny Rycerz stał się krwiopijcą, mylnie zakładają, że przytrafiło mu się to dopiero w trylogii „Red Rain". Batman pił ludzką krew i to w latach 80., na łamach zeszytowej serii „Batman”. Dzisiaj przybliżymy mało znaną historię o tym, jak Batman spotkał wampira i prawie wtedy zginął, a wszystko zaczęło się jeszcze w 1939 roku...
Jedna z najbardziej ikonicznych ilustracji Mrocznego Rycerza dla mnie to ta, na której widzimy w oddali wielki zamek na wzgórzu. W kierunku budowli u podnóża wzniesienia zmierza zakapturzony zwyrodnialec (z jednym z najstarszych symboli niebezpieczeństwa widniejącego na jego szacie — czyli czaszką ze skrzyżowanymi piszczelami). Tajemniczy mężczyzna trzyma w objęciach nieprzytomną kobietę (wiem, trochę seksistowskie cliché z „damą w opresji”, które jest starsze od samego Batmana). Nad wszystkim natomiast unosi się duch, czy też raczej obecność naszego protagonisty, pochylonego nad tą sceną mściciela, któremu przyjdzie zmierzyć się ze złoczyńcą.
Detective Comics #31. DC Comics. 1939.
Ilustracja pojawiła się na okładce wydanego w 1939 roku Detective Comics #31, w którym to Batman spotkał na swojej drodze drugiego w historii superzłoczyńcę, a był nim Szalony Mnich, czyli Mad Monk — wampir (pierwszym super złoczyńcą był niejaki Doktor Śmierć, ale dość szybko umarł, nadając tym samym swojej złowieszczej ksywce nowego znaczenia).
W tej dwuczęściowej historii napisanej przez Gardnera Foxa i narysowanej przez Boba Kane’a Batman przez przypadek trafia na trop Mad Monka, gdy ten wykorzystując swoje diaboliczne moce hipnotyzuje dziewczynę o imieniu July, narzeczoną Bruce’a Wayne’a. W celu powstrzymania złoczyńcy przed… czymkolwiek, co zaplanował (w historii nie jest jasno wytłumaczone, jaki jest jego nadrzędny cel) nasz bohater jedzie ze swoją partnerką na Węgry, gdzie już jako Batman ściera się z Mad Monkiem oraz wampirzą towarzyszką Mnicha o imieniu Dala w twierdzy na szczycie wzgórza. Kulminacja tego pojedynku może wydawać się nieco rozczarowująca, bo po początkowej porażce zamaskowanego mściciela, ten postanawia wrócić do domu, wytopić srebrną kulę — Batman następnie zakrada się ponownie do zamku, by władować pocisk w serce Monka, kiedy ten sobie smacznie śpi w trumnie. Koniec.
Tak, zgadza się, Batman wtedy używał jeszcze broni palnej, a inną ciekawostką z tego komiksu było to, że historia zaczynała się w Nowym Jorku, a nie Gotham City (jako że GC prawdopodobnie nie zostało wtedy jeszcze nawet wymyślone). Chociaż całościowo fabuła miała więcej dziur, niż przysłowiowy ser szwajcarski (nikt chyba jednak wtedy nie oczekiwał niczego więcej po tych komiksach), tak niewątpliwie postawienie wampira, istoty zła i prawdziwego drapieżnika nocy naprzeciw Batmana, człowieka stającego się w tym momencie jedynie uzurpatorem mroku — była nader ciekawym rozwiązaniem. Moim zdaniem.
Mad Monk zniknął na długie lata, a nowa wersja wspomnianej okładki pojawiła się z numerem Batman #227, który zaczerpnął inspiracje z oryginalnej historii z 1989 roku. Zamieniono jednak wampira na szaleńca parającego się czarną magią i próbującego przyzwać demona za sprawą mrocznych obrzędów ze składaniem ofiar z ludzi.
Odziany w charakterystyczny czerwony strój krwiopijca powrócił dopiero w 2006 roku za sprawą komiksu „Batman: The Mad Monk”, który tutaj stał się przywódcą tajemnego kultu i wreszcie dostał też imię i nazwisko (jakby akurat to było mu potrzebne, pfff) — Niccolai Tepes. Poza tym w jego komiksie można było znaleźć dużo podobieństw do oryginalnej historii sprzed lat.
Mad Monk 1939 vs. Mad Monk 2007.
Autor Matt Wagner cofnął się tu do początków krucjaty Mrocznego Rycerza, gdy ten stawiał dopiero swoje pierwsze kroki na ścieżce zemsty i walki ze złem. Nowe starcie z Szalonym Mnichem było rebootem oryginalnej historii z lat 30., a zarazem bezpośrednią kontynuacją wydanego chwilę wcześniej „Batman and the Monster Men” Wagnera — historii, która także opowiadała na nowo fabułę Batman #1 (1940) o tytule „Professor Hugo Strange and the Monsters”.
Wydarzenia w obu tych komiksach plasowały się gdzieś między „Batman: Year One”, a „Batman: The Man Who Laughs”.
Chwila, ejże, ale miało być przecież o tym, jak Batman zmienił się w wampira! Zgadza się. I teraz o tym będzie.
Jak część z Was może kojarzy, na początku lat 90. DC Comics opublikowało historię pióra Douga Moencha z rysunkami Kelley’ego Jonesa — „Red Rain”. Całość działa się w alternatywnej rzeczywistości (cykl Elseworlds) poza kontinuum cyklicznie wydawanych zeszytów DC Comics i przedstawiała walkę Batmana z hrabią Draculą, TYM hrabią Draculą, który zawitał do gotyckiego Gotham, by żerować na jego mieszkańcach.
W efekcie tej potyczki nasz bohater sam stał się krwiopijcą, chociaż udało mu się pokonać Księcia Ciemności. Komiks okazał się na tyle dużym sukcesem, że doczekał się dwóch — nieco gorszych — kontynuacji. Jednak co z Batmanem, który stał się wampirem w głównym kontinuum cyklicznie wydawanych zeszytów DC Comics? I tu właśnie po raz kolejny pojawia się Mad Monk!
Autorami historii są Gerry Conway (scenariusz) oraz Gene Colan (ołówek) i Alfredo Alcala (tusz). Całość rozpoczyna się w numerze Batman #349 i rozciąga na trzy kolejne numery i jeden Detective Comics po drodze. Co jednak istotne, to że całość praktycznie niczym nie nawiązuje do swojego pierwowzoru sprzed blisko 40 lat i przedstawia inną wersję Mad Monka, gdzie punktami stycznymi pozostał fakt jego wampirzej natury i szaty mnicha (tutaj zamiast czerwieni różowe). Przy okazji czytelnik poznaje back story postaci.
Czytelnik dowiaduje się, że zanim Mnich stał się kreaturą nocy, był plantatorem z Południa o nazwisku Louis Dubois, który nawet po zakończeniu Wojny secesyjnej i idącym za tym zniesieniu w Stanach niewolnictwa, wciąż więził ludzi na swojej plantacji, wyżywając się na nich bezlitośnie swoim batem. Było tak aż pewnej nocy, podczas tajemniczych obrzędów VooDoo rzucono na niego klątwę w ramach zemsty za wyrządzone czyny. Dubois zwabiony do lasu dźwiękami bębnów został ugryziony wtedy przez węża, którego jad zmienił białego plantatora w nocną bestię, a jej pierwszą ofiarą stała się rodzona siostra Duboisa — Dala. Od tej chwili mieli razem kroczyć przez mrok, pozbawiając życia kolejne ofiary, które nie zdołały uciec ich szponom i kłom.
Wśród tych ofiar znaleźli się też obrońcy Gotham City — Batman i Robin (Dick Grayson).
Kadr z komiksu Detetive Comics #517
Szybko okazuje się, że wampirzy wirus znajduje się we krwi ofiar, więc jedynym ratunkiem dla „Dynamicznego duetu” jest całkowita transfuzja. Zanim jednak dochodzi do tego odkrycia, nie obywa się bez ofiar w ludziach, co widać na załączonym obrazku. Czy to znaczy, że komiksowy Batman jednak jest mordercą? Na to by wyglądało, chyba że powinniśmy wziąć poprawkę na jego niepoczytalność w związku z faktem, że w chwili popełniania morderstwa był wampirem… nad czym ja się w ogóle teraz zastanawiam?
Kadr z komiksu Detetive Comics #517
Mad Monk zostaje oczywiście pokonany, choć w dość enigmatyczny sposób — oboje razem z siostrą dostają po kilka mocnych razów na szczękę, aż tracą przytomność. Przyziemnie. Czy to znaczy, że stwory zostały potraktowane „antidotum” później? Zapewne, jako że już nigdy więcej te postaci nie powróciły do cyklicznej serii o Mrocznym Rycerzu. A szkoda, bo Mad Monk zasługuje na znacznie więcej. W końcu jako pierwszy zmienił Batmana w wampira.
[Kadr otwierający artykuł pochodzi Detetive Comics #517]
- Paweł
Trwa ładowanie...