Wszedłem do domu, a za mną Toluś. Zaciekawiony rozglądał się po mieszkaniu. Panował tu niemiłosierny upał. Tatko w swojej troskliwości postanowił nie otwierać okien. Chyba obawiał się przeziębienia. Na zewnątrz było tylko 28 stopni. W mieszkaniu termometr wskazywał 34 kreski - nie, nie popsuł się. Mamcia z braku powietrza rzuciła się do okien. Otworzyła wszystko na przeciąg. Trudno było wywietrzyć, bo wiatru chroniczny brak, ale po pół godziny temperatura zaczęła spadać. Ciśnienie Mamci też spadało. Walczyła w domu nie tylko z upałem, lecz także z porządkiem w kuchni. W łazience lepiej nie było. Zamiast swoich cudnych kwiatów, ujrzała bagienne kompozycje. Brunatne, zgniłe resztki, onegdaj pięknych grudników, moczyły się w donicy. Na balkonie, dla urozmaicenia otoczenia, Tatko postawił na kompozycje pustynne. Tu i ówdzie, sterczały suche liście i zaschnięte kwiaty pelargonii. Hortensja smętnie zwiesiła swoje listki, ale jeszcze żyła, więc Mamcia podjęła natychmiastową akcję ratunkową, biegnąc co tchu po wiadro z wodą. Tatko stał osłupiały, oczywiście nie wiedział o co Mamci chodzi??? Przecież to takie trudne i nie do ogarnięcia dla faceta w wieku sześćdziesięciu jeden lat. Młody jest (duchem), to jeszcze się nauczy - w przyszłym wcieleniu...może. Brudno wszędzie, ale kto by tam sprzątał? Tatko z pewnością nie. Mamcia nic nie mówiła, tylko biegała z jednego miejsca na drugie, a to ze szmatą, a to z konewką. Chyba jeszcze trzymała ją adrenalina po podróży, bo nie wiem skąd miała tyle energii? Jakby nie było, 12 godzin w upale i skupieniu na drodze, dały nam w kość i z reguły, każdy potem chce odpocząć. Mamcia nie chciała. Naprawdę obawiałem się o stan jej zdrowia. Myślałem, że mogłaby się już przyzwyczaić do takich widoków. Zawsze jest tak samo, gdy ojciec zostaje bez opieki. Nie przyzwyczaiła się.