[Ranking] Najciekawsze gry z E3 2021

Obrazek posta

Dziesięć pereł, które nawlekę na jedwabną nić i zawieszę na szyi.


1. Inscryption

 

Inscryption tworzone jest przez Daniela Mullinsa – tego samego, który dał wcześniej graczom Pony Island oraz gatunkową hybrydę The Hex. Ograłam także mnóstwo jego krótkich prac i najbardziej spodobał mi się horror Solipsis ze zbioru Dread X Collection 2. Mullins jest bardzo solidnym developerem, który wie, jak budować niepokojący klimat, co zresztą udowodnił w demie Inscryption, Sacrifices Must Be Made dostępnym TU. To karcianka, w której bohater mierzy się w domku w lesie z istotą skrytą w cieniu, zagrywając karty przedstawiające zwierzęta. Punkty zlicza waga i, co ciekawe, da się jej szale przechylić na swoją korzyść – jednak trzeba za to zapłacić krwią i jej konsekwencjami. Jeśli poświęcisz oko, nie będziesz widzieć połowy stołu; jeśli utniesz dłoń, nie będziesz mógł zagrywać kart. Klimat dema jest zachwycający, kiedy więc kilka miesięcy później zobaczyłam znajomą stylistykę na konferencji Devolvera, zatkało mnie. Niby nie dowiedziałam się niczego nowego (elementy logiczne rodem z escape roomów; proceduralnie generowane elementy, najpewniej ścieżki), ale ekscytuje mnie fakt, że potwierdzono datę premiery – 2021. 


2. Citizen Sleeper


Citizen Sleeper powstaje w tym samym studiu, które wcześniej stworzyło In Other Waters, silnie bazującą na słuchu eksplorację obcej planety. Najnowszy projekt Jump Over The Edge w niczym nie przypomina poprzedniego – to inspirowana „papierowymi” erpegami gra osadzona w głębokim cyberpunku. Bohater to tzw. śpiący, czyli cyfrowa, należąca do korporacji świadomość, która zostaje wybudzona na stacji kosmicznej Erlin's Eye. W każdym „cyklu” rzucasz kostkami, po czym przypisujesz wyniki – trochę jak w Dicey Dungeons czy Here Be Dragons – do różnych akcji. Citizen Sleeper to jednak gra na wskroś fabularna, w której kości przypisujesz do pracy, pomocy rozmaitym mieszkańcom stacji lub hakowania. Bardzo chciałabym to wszystko przetestować jak najszybciej, lecz nie ma żadnego dema, a premiera pełnej wersji dopiero w 2022. 


3. Toem


Gry o pstrykaniu zdjęć wydają się ostatnio bardzo popularne – w ciągu kilku ostatnich miesięcy zadebiutowały Alba: A Wildlife Adventure, New Pokémon Snap, Beasts of Maravilla Island... a to tylko tytuły, które kojarzę. W tym roku premierę będzie miało stylowe Toem, którego fantastyczne demo miałam okazję ogrywać w czasie czerwcowej edycji Steam Next Fest – swoją drogą, nadal jest ono dostępne. Na zwiastunie gra wyglądała ciekawie, ale nieporywająco, natomiast wczesna wersja okazała się nieziemska! Bohater wyrusza w długą podróż, by znaleźć i sfotografować tytułowe Toem, a po drodze wykonuje mnóstwo zdjęć, by 1) uzupełniać album; 2) wykonywać zadania mieszkańców zwiedzanych po drodze mieścin i zarabiać w ten sposób pieczątki wymagane do przejazdu autobusem dalej. Demo pokazało mi dwie lokacje i mnóstwo questów, było lekkie, zabawne, dopracowane jak diabli i sprawiło, że gra trafiła do top 3 moich wyczekiwanych premier z E3. Moje jedyne zarzuty to średnio przyjemne sterowanie oraz fakt, że żeby „zaliczyć” wyzwanie fotograficzne, obiekt musi znaleźć się nie tylko w kadrze, ale w niewielkim kwadraciku pośrodku. Poza tym – niech już wychodzi!


4. The Wandering Village


Studia Stray Fawn, przyznaję, nie kojarzę. Widzę, że ma w portfolio serię Nimbatus, w której buduje się drony, a także Niche – A Genetics Survival Game i platformówkę Retimed, ale żaden z tych tytułów nic mi nie mówi. Jego nowy projekt, The Wandering Village, to z kolei bardzo moje klimaty – city builder, w którym budujesz osadę na grzbiecie olbrzymiego, dinozauropodobnego stworzenia. Gra brzmi jak Airborne Kingdom, któremu zresztą, podobnie jak Frostpunkowi, blisko jest do The Wandering Village również w kwestii rozgrywki, choćby ze względu na ograniczone miejsce na budowę. Mieszkańcy świata wnoszą miasta wysoko z obawy przed toksycznymi grzybami, których strzępki unoszą się z wiatrem, powodując czasem ich niebezpieczne wyrastanie w bazie; wielkiemu zwierzęciu da się wydawać komendy, których może posłuchać w zależności od łączących was relacji; jeśli użre je komar, może się okazać, że na dinozaurze wyrośnie górka. Mnóstwo fajnych pomysłów, tylko premiera nie wiadomo kiedy.


5. Moonglow Bay


Moonglow Bay wygląda jak skrzyżowanie gier Lego z Minecraftem (tylko ładniej!) i pewnie nie byłabym nim zainteresowana, gdyby nie fakt, że rozgrywka koncentruje się na rybołówstwie. A ja uwielbiam bawić się w wirtualne wędkowanie! Co ciekawe, akcja osadzona jest w miasteczku, którego mieszkańcy boją się łowić ryby, a zadaniem gracza będzie sprawdzenie, ile prawdy jest w opowieściach o potworach kryjących się pod powierzchnią wody. Zwiastun sugeruje, że w Moonglow Bay oprócz łowienia na gracza czeka standard znany ze Stardew Valley i podobnych – gotowanie czy pomaganie muzeum w powiększaniu kolekcji. Gra zadebiutuje już w tym roku, będzie oferować co-opa, do którego można wpaść bez zobowiązań, a przede wszystkim możliwość odkrywania tajemnic oceanu i aż 100 gatunków podwodnej fauny. Ahoj!
 

6. Behind the Frame


Wygląda to trochę tak, jakby dwuwymiarowa bohaterka została wyrwana z anime i wrzucona w trójwymiarowe tła stylizowane na malarstwo olejne – i coś mi się tutaj gryzie. Koncepcja jednak bardzo mi odpowiada: to ciepła, relaksująca opowieść o artystce, która potrzebuje namalować ostatni obraz na zbliżający się wernisaż. Ma tłustego, kreskówkowego kota i barczystego, brodatego sąsiada, który, przeczuwam, wcale jej nie ignoruje, tylko po prostu ma problemy ze słuchem. (Węszę za to wątek miłosny!). Zdaje się, że bohaterka Behind the Frame będzie tworzyć prace, fantazjować i wspominać, a wszystko to będzie przeplatane prostymi łamigłówkami i piciem zbyt dużych ilości kawy. 
 

7. Slime Rancher 2


Slime Rancher 2 to wyjątek – jedyny na tej liście sequel. Choć zazwyczaj preferuję nowe pomysły, do świata pełnego przesłodkich, plumkających glutów wrócę z wielką radością. Jeżeli jeszcze nie miałeś_aś okazji zagrać w pierwszą odsłonę, polecam ją gorąco – mimo że na pierwszy rzut oka wygląda, jakby chodziło tam tylko o krzyżowanie zwierzaków i zarabianie na ich kupach (tak!), gra jest znacznie głębsza i bardziej złożona. Tym razem bohaterka przekroczy Morze Szlamików i uda się na Tęczową Wyspę, na której czekają unikatowe rasy poringów... znaczy się oryginalnych, niewidzianych nigdy w żadnej inne grze glutów... a także dająca się rozbudowywać cieplarnia i nowe możliwości w zakresie kupowania sprzętu. Będzie kolorowo, uroczo, choć nie spodziewam się niczego ponad więcej tego samego.
 

8. A Musical Story


Dosłownie kwadrans temu odkryłam, że A Musical Story – gra rytmiczna, w której rysowane cutscenki przeplatane są krótkimi sekwencjami QTE – ma demo, więc ograłam je natychmiast. To przedstawiona bez używania słów opowieść o trójce znajomych, którzy ruszają samochodem w podróż pełną przyjaźni, muzyki i marihuany. Fragmenty muzyczne wymagają poczucia rytmu (ewentualnie dobrego wyczucia odległości), ale po paru nieudanych próbach w danej scenie gra lituje się nad graczem i po okręgu zaczyna jeździć pomocnicza kropka. Nie wykluczam, że nie ogram jej na Twitchu, bo to w pewnym sensie interaktywny film, który wydaje się idealną produkcją do tego, by odpalić ją po zachodzie słońca i zatopić się w atmosferze wśród dźwięków strun i bębnów. Premiera niebawem.


9. Lakeburg Legacies


Wirtualny odpowiednik domku dla lalek... czy raczej zamku, grodu i podgrodzia, bo też rzecz dzieje się w królestwie, którego mieszkańców będziesz kojarzyć w jak najbardziej korzystne pary. Trochę to więc Simsy, trochę Massive Chalice, bo rodzice przekazują cechy swoim pociechom. Wszystko będzie proceduralnie generowane, a żeby nie było zbyt łatwo, nie zabraknie chaotycznych wydarzeń losowych. Nie mam pojęcia, jak będzie się w to grało, ale chętnie to odkryję – niestety dopiero w przyszłym roku, bo premiera planowana jest na 2022.
 

10. Walk


Walk to dowód na to, że potwór nie musi być realistyczny, żeby straszyć – ba, im mniej realistyczny, tym bardziej przerażający. Projekt antagonisty ścigającego dziewczynę po pustym, pozbawionym mieszkańców mieście, statyczna kamera charakterystyczna dla starych odsłon Resident Evil czy Silent Hill, niewyraźny filtr stylizowany na miejski monitoring, chaotyczne napisy na ekranie mówiące, by się chować i nie dać się zauważyć – wszystko to sprawia, że Walk wygląda naprawdę niepokojąco. Nie przepadam za survival horrorami, bo bardzo mnie stresują, ale ta japońska produkcja wygląda na tyle intrygująco, że może się skuszę i specjalnie dla niej zrobię wyjątkowo czarny piątek.


Do zobaczenia za miesiąc! Koniecznie daj znać, co z powyższej listy przypadło Ci do gustu!

artykuł

Zobacz również

2021: maj
[Sprawdzam] Trzy produkcje o zwierzętach
2021: czerwiec

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...