Trufla czy świnia?
Tametsi
Grip Top Games | PC | bardziej wymagający Saper
Mając do wyboru Tametsi i serię Hexcells – oba będące wariacją na temat Sapera – bez wahania wybieram to drugie. Mam wrażenie, że Tametsi, w przeciwieństwie do konkurencji, robi wszystko, by zniechęcić do siebie współczesnego gracza. Gdyby arkusz kalkulacyjny miał heksy zamiast prostokątów, dałoby się stworzyć Tametsi w Excelu. W tle nie ma żadnej muzyki. W dodatku poziom trudności między poszczególnymi łamigłówkami rośnie nie powolutku, lecz skokowo, w związku z czym już po paru planszach wiedziałam, że się z Tametsi nie polubię. W pewnym momencie zamiast szukać min postanowiłam narysować ślimaka z szalikiem na szyi, bo gra daje możliwość chwycenia w dłoń pędzla – narzędzie, które innym służy zapewne do wizualizowania, a mnie do ucieczki przed koniecznością rozgrzewania komórek mózgowych do czerwoności. Tametsi jest trudne i może przytłoczyć, mnie przygniotła konieczność liczenia i rozmieszczania min w myślach, bo to element Sapera, który nie sprawia mi frajdy. Natomiast do Hexcells chętnie sobie kiedyś jeszcze wrócę.
Pig (Świnia)
dramat | Kanada | 2021
Nie jestem obeznana z kinematografią, a już tym bardziej w filmach, w których grał Nicolas Cage. Szybki rzut okiem na Filmweb sugeruje, że nie widziałam ani jednego filmu, w którym grał, co chyba – biorąc pod uwagę jego wieloletnią karierę – mogę chyba uważać za osiągnięcie. Z tego też powodu nie jestem w stanie porównać jego gry aktorskiej z innymi produkcjami, ale jeśli wierzyć temu, co mówią wszyscy wokół, w „Pig” Nicolas Cage zagrał kompletnie inną rolę niż zazwyczaj. Bohater, w którego się wciela, mieszka w lesie, a do towarzystwa ma tylko świnię, z którą jest silnie związany i która jest niezastąpiona, jeśli chodzi o wyszukiwanie trufli. Kiedy więc zwierzę zostaje porwane, Rob, nie zmywszy nawet krwi z twarzy, wyrusza na poszukiwania, przy okazji odkrywając przed widzami sekrety swojej przeszłości. Film został nakręcony w sposób przesadnie powolny i kojarzy mi się z ambitnym kinem oglądanym przez najwytrwalszych na maratonie o czwartej nad ranem. I jak nie mam nic przeciwko produkcjom nagranym w taki sposób – dość powiedzieć, że jednym z moich ulubionych filmów jest „Melancholia” Larsa von Triera, przez wielu uważana za kino bardzo pretensjonalne – mam wrażenie, że w przypadku „Pig” ani nie jest to uzasadnione, ani nie ma odzwierciedlenia w fabularnej głębi. Surowa kreacja bohatera nie jest niczym wybitnym, a Cage nie okazał się aktorem, który – jak choćby Anthony Hopkins – potrafi skraść scenę bez wypowiedzenia ani jednego słowa. „Świnia” jest filmem przereklamowanym.
Roswell, New Mexico (Roswell, W Nowym Meksyku)
SF | USA | 3 sezony
Oryginalne „Roswell: W kręgu tajemnic” – serial o kosmitach udających normalne dzieciaki – oglądałam na wyrywki, będąc nastolatką, a parę lat temu zmusiłam enkiego, żeby obejrzał ze mną całość. Mam olbrzymią słabość do tego serialu – był koszmarnie zagrany, ale miał fantastyczną czołówkę, świetny powolny klimat i fenomenalny zwrot fabularny pod koniec. Serio, do dziś mnie mrozi, kiedy pomyślę o stukaniu palcami. Z ogromnym entuzjazmem usiadłam więc do „Roswell, W Nowym Meksyku” będącego rebootem serialu – już niekoniecznie dla nastolatków, lecz dla dorosłych, bo też Max, Liz i ekipa niedługo będą mieć trzydziestkę, mają poukładane życia, pracę, a w przypadku Isobel nawet małżeństwo. Ekranizacja HBO porusza znacznie doroślejsze wątki, takie jak dyskryminacja na tle rasowym czy seksualnym, a gra aktorska jest w niej znacznie lepsza. Nie zmienia to jednak faktu, że… tęsknię za oryginałem i mam ochotę go jeszcze raz zobaczyć. Fabuła w reboocie gna jak szalona, wątki zmieniają się jak w kalejdoskopie, ludzie dowiadują się o kosmitach niemal od razu, a potem następuje milion dodatkowych rzeczy bez miejsca na oddech – a każda jest duża i mogłaby samodzielnie pociągnąć cały sezon. Tyle że ciągle oglądamy pierwszy! Przez to, że mnóstwo ważnych wątków otwiera się i zamyka jeden po drugim (nawet na przestrzeni jednego odcinka!), kompletnie nie czuć ich wagi i przechodzi się nad nimi do porządku dziennego. Nic mnie w „Roswell, w Nowym Meksyku” nie zdziwi, więc o znaczących zwrotach akcji nie może być mowy – wielka szkoda. Będę oglądać dalej, ale bez większego entuzjazmu.
Do zobaczenia za miesiąc!
Trwa ładowanie...