[Sprawdzam] Karmelowy popcorn

Obrazek posta

Robimy sobie na miesiąc – a może nawet dłużej? – w „Sprawdzam” przerwę od gier. Ten odcinek w całości poświęcony jest produkcjom, które możesz obejrzeć na Netfliksie i HBO GO.


To All the Boys I've Loved Before (Do wszystkich chłopców, których kochałam)
romans • dramat • trylogia | USA


Obejrzeliśmy z chłopakami „To All the Boys I've Loved Before”. A potem drugą część. I trzecią. Trylogia będąca adaptacją powieści Jenny Han opowiada o dziewczynie, która na przestrzeni lat zakochuje się w wielu chłopakach i za każdym razem pisze do nich listy miłosne, których nigdy nie wysyła. Po latach znajduje je jednak i w tajemnicy wysyła jej młodsza siostra – wszystkie naraz. Skutkuje to serią kompromitujących sytuacji oraz relacją, która zaczyna się jako wyrachowany układ, a z czasem przeradza w coś więcej. Niedawno miałam przyjemność oglądać serię „Never Have I ever”, w której rodzina głównej bohaterki pochodzi z Indii, co fabuła często i umiejętnie podkreśla; bohaterką „To All the Boys I've Loved Before” jest z kolei dziewczyna z koreańskimi korzeniami, lecz tu pochodzenie nastolatki nie stanowi tak istotnego wątku. Cieszę się jednak, że branża jest coraz bardziej inkluzywna i otwarta na reprezentację – przyznaję, że z aktorów kojarzyłam jedynie Janel Parrish znaną z roli Mony w „Pretty Little Liars” („Słodkich kłamstewkach”). „To All the Boys I've Loved Before” to filmowy fast food o w sumie błahych nastoletnich problemach – na sytuacje, w których masz ochotę obejrzeć coś naprawdę lekkiego.


Chernobyl (Czarnobyl)
dramat | Wielka Brytania, USA | 1 sezon


„Czarnobyl” obejrzałam już dawno, w drugiej połowie sierpnia, ale jakoś nigdy nie miałam okazji opowiedzieć o nim w „Sprawdzam” i uznałam, że jeśli nie zrobię tego teraz, we wrześniowym odcinku, to nie zrobię tego nigdy. Miniserial przedstawiający wydarzenia, jakie rozegrały się w Czarnobylu, w którym w 1986 doszło do katastrofy elektrowni jądrowej, to absolutny must watch. Powolna, ciężka, składająca się z zaledwie pięciu odcinków produkcja pokazuje – za pomocą niespiesznych, długich, często cichych scen – polityczne i techniczne przyczyny eksplozji, proces ewakuacji, wreszcie skutki radioaktywności. W pierwszym odcinku grupa ludzi stoi na moście i obserwuje z daleka pożar, a między nimi fruną drobinki, którymi zachwycają się dzieci – nie wiedzą jeszcze, że najpóźniej za kilka lat umrą na raka, ale widzowie wiedzą. To straszne. I to w zasadzie największa siła tego serialu: ani pracownicy elektrowni, ani politycy, ani szarzy obywatele mieszkający w okolicy przez długi czas nie mają pojęcia, z czym się mierzą, aż wreszcie groza sytuacji spada na nich i jest absolutnie przytłaczająca. Jest gorzej, niż wszyscy podejrzewali, w konsekwencji wielu złych decyzji ludzie umierają w męczarniach, żołnierze wybijają zwierzęta i zalewają zwłoki betonem, a szalejący w ruinach reaktora żywioł zdaje się nie do zatrzymania. Wyreżyserowany przez Craiga Mazina serial pokazuje ten koszmar kawałek po kawałku – i okazuje się, że życie napisało scenariusz gorszy niż niejeden hollywoodzki scenarzysta.


Mare of Easttown (Mare z Easttown)
kryminał | USA | 1 sezon


Siedem odcinków „Mare of Easttown” – ciągle nie wiadomo, czy powinniśmy liczyć na drugi sezon – opowiada historię policjantki, która zmaga się z jednej strony z osobistą tragedią, z drugiej z nierozwiązaną sprawą sprzed roku. Matka zaginionej dziewczyny podważa jej kompetencje, szef przydziela jej do pomocy młodego detektywa, a tymczasem w mieście dochodzi do zbrodni i jeszcze jednego zaginięcia. Ten klasyczny miniserial spodoba się przede wszystkim miłośnikom „Broadchurch”, bo również tu wątki osobiste przeplatają się z tradycyjnym kryminałem. W „Mare of Easttown” pojawiło się sporo znanych nazwisk – w główną rolę wciela się Kate Winslet, w jej partnera z policji Evan Peters, w nowego w mieście pisania Guy Pearce – co owocuje garścią przyzwoitych kreacji aktorskich. Serial nie jest wybitny pod żadnym względem, ale dobrze robi to, co powinien – umiejętnie utrzymuje uwagę widza spragnionego tajemnicy i dostarcza mu finał, który wprawdzie nie powala na kolana, ale także nie rozczarowuje. 


Do zobaczenia za miesiąc!

sprawdzam artykuł

Zobacz również

2021: List na wrzesień
[Recenzja] „Blaszany bębenek”. Capitol pokazuje klasę
2021: Wrzesień

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...