Słowo przejmujące grozą każdego, kto kiedykolwiek miał do czynienia z tą chorobą. Najgorszy koszmar fundacji, domów tymczasowych i osób „siedzących w kotach”, a zwłaszcza w kociętach. Niestety, mając do czynienia z kociętami prędzej czy później możemy się z nią zetknąć.
Chciałam się z Wami podzielić tym, jak udało mi się w tym roku wyciągnąć za ogonki 15 kociąt z panleukopenii. Tak. Niestety w tym roku ten wirus dopadł mój dom tymczasowy. Udało się ocalić 15 na 15 maluchów. Pięć z nich miało 4-5 tygodni. Dwa miały 8 tygodni, zaś 8 miało zaledwie 2,5 tygodnia, gdy zachorowały. I nie, nie łączę miotów bez odbycia wcześniejszej kwarantanny.
Pierwszy majowy miot przyniósł ze sobą panleukopenię. Gdy udało się go wyleczyć i gdy wszystkie 5 kociaków znalazło swoje domy (nadmienię jeszcze, że przez cały okres choroby były trzymane w kojcu w jednym pokoju), zabrałam się za gruntowną dezynfekcję całego domu. Kupiłam porządny, mocny ozonator. Ozonowane były wszystkie pomieszczenia po kilka godzin – niektóre parokrotnie. Wszystko też było myte Virkonem. Dopiero wtedy pod dach Przystani trafiły kolejne maluchy. Nic im się nie działo przez okres mniej więcej 4 tygodni. To uśpiło moją czujność, ponieważ dwukrotnie już minął czas dwutygodniowej kwarantanny. W momencie, gdy mijał ich czwarty tydzień pobytu u nie, trafiło do mojego domu tymczasowego następnych 8 kocich maleństw. Miały zaledwie tydzień życia. Zaś parę dni później okazało się, że BUM!!! Jeden z dwóch tymczasków-starszaków zachorował na panleukopenię! Czyli albo jeszcze gdzieś się wirus zakamuflował i kociak napotkał na niego podczas eksploracji domu, albo uchował się na dorosłych kotach, których nie da się odkazić czy wyozonować. Dość, że nagle miałam 10 chorych na panleukopenię kociaków: dwa ośmiotygodniowe i osiem 2,5 tygodniowych. I co teraz…?
Chcę podzielić się z Wami moim schematem leczenia, który nie zawiódł mnie w tym roku ani razu. Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że są różne szczepy wirusa, jedne bardziej zjadliwe, inne mniej, które powodują u kociaków różny przebieg tej choroby. Niemniej plan działania przedstawiony tutaj jest planem uniwersalnym, i wdrożony błyskawicznie po szybkim rozpoznaniu choroby w większości przypadków ratuje życie.
Po pierwsze, aby surowica w pełni zadziałała, musi być podana jak najszybciej, najlepiej w początkowej fazie choroby. Potem oczywiście też zadziała (o ile zwierzę nie jest bardzo osłabione i wyniszczone chorobą), ale jej działanie jest wówczas słabsze (wirus już przeniknął do jelit i zdążył uszkodzić je w znacznym stopniu), a powrót do zdrowia – jest dłuższy czy stoi wręcz pod znakiem zapytania.
Najlepsza surowica, z jaką się dotąd spotkałam, i która najbardziej mi się sprawdziła, to Feliserin Plus (surowica niemiecka) i tę zawsze stosuję
Bardzo dobry jest też Globfel 4 - surowica rosyjska:
Sprawdza się też surowica ukraińska - Cat Protect 4, ale najlepiej podana na początku choroby:
Co do czeskiego psiego Canglobu P – był czas, że była to jedyna w miarę dostępna surowica u naszych południowych sąsiadów i jeszcze dzisiaj wielu polskich weterynarzy z niej korzysta. W moim doświadczeniu jednak jej działanie jest loterią. Czasem pomaga, czasem nie pomaga. W gabinetach weterynaryjnych z reguły mają właśnie Canglob (jeśli mają w ogóle, bo to też nie jest takie oczywiste), natomiast dla mnie jego stosowanie to po prostu ruska ruletka. Bywało, że uratował życie kotu, ale bywało i tak, że kot umarł mimo otrzymania Canglobu. Oczywiście, lepszy jest Canglob, niż niepodanie żadnej surowicy, a także lepszy jest Canglob, niż surowica odwirowywana z krwi kota.
Co do surowicy odwirowywanej z krwi kota-ozdrowieńca po panleukopenii: są osoby, które ją stosują i mają przy tym sukces. Na pewno lepsza jest surowica od ozdrowieńca bądź kota regularnie szczepionego, niż żadna. Natomiast jeżeli jest dostęp do surowicy syntetycznej (choćby był nią Canglob), to jest ona zdecydowanie lepsza, niż tzw. surowica „robiona z kota”. Chociażby dlatego, że we krwi kota-ozdrowieńca, który przechorował panleukopenię, tak naprawdę bardzo krótko utrzymuje się wysoki poziom przeciwciał (2, 3, 4 miesiące), potem natomiast przeciwciała spadają (stąd także ozdrowieńców należy szczepić!) Dzieje się tak dlatego, że dla organizmu nieekonomiczne jest ciągłe utrzymywanie wysokiej liczby przeciwciał w momencie, gdy nie jest to już konieczne i tak naprawdę nie da się też określić miana tych przeciwciał w surowicy odwirowywanej z krwi.
Dodatkowo surowica robiona z krwi – czy to kota regularnie szczepionego, czy z kota – ozdrowieńca po panleukopenii – nie jest jednak tak laboratoryjnie czystą surowicą, jak ta syntetyczna. Może nastąpić choćby konflikt serologiczny – wbrew temu, co się mówi, że koty dachowe mają głównie grupę krwi A – miałam taką historię u jednego kociaka). Surowica robiona z krwi zawiera nie tylko immunoglobuliny przeciwko panleukopenii, ale też inne białka, mogące wejść w konflikt z krwią leczonego przez nas zwierzaka.
Ostatnia uwaga co do surowicy jest taka, by zawsze stosować ilość podaną na ulotce. Jeśli kociak ma już 4-5 tygodni i więcej, powinien dostawać normalnie całą dawkę, jaka napisana jest na ulotce. W przypadku kociaków do 4 tygodnia życia można jeszcze zastosować połowę dawki. Ważna informacja w przypadku kociaków 3-tygodniowych i młodszych: u nich działanie jakiejkolwiek surowicy jest osłabione, ponieważ dysponują jeszcze przeciwciałami od matki. Zatem podanie surowicy – nawet na wejściu - takim maluchom nie gwarantuje tego, że nie zachorują.
Na zakończenie punktu o surowicy dodam, że nie odważam się prowadzić domu tymczasowego dla kociąt, nie mając surowicy w lodówce. Poleganie jedynie na weterynarzach, którzy bardzo często jej nie mają, albo mają jedynie Canglob, nie jest najlepszym pomysłem, gdyż o życiu i śmierci kotka często decyduje tempo podania surowicy. Oczywiście zawsze pod okiem weta z uwagi na możliwość wystąpienia wstrząsu anafilaktycznego w przypadku jakiejkolwiek surowicy.
Kolejną bardzo ważną rzeczą w leczeniu panleukopenii jest antybiotyk. Jest on kluczowy ze względu na wtórne infekcje bakteryjne i na to, że podczas choroby uszkadzane są jelita. Poza tym „pan-leukopenia”, jak sama nazwa wskazuje, powoduje spadek białych krwinek, które odpowiadają za odporność organizmu. Taki organizm podatny jest na wszelkie możliwe patogeny i trzeba zabezpieczyć go odgórnie, podając silny antybiotyk, najlepiej podskórny lub dożylny. U maluchów jest to najczęściej Synergal (Synulox), i podaje się go długo – ok 10-14 dni, jednocześnie włączając probiotyki. Bardzo dobrze sprawdza się też Linco-spectin.
Biegunka przy panleukopenii (charakterystycznie śmierdząca słodkawo) najpierw jest z reguły jasnobrązowa i wodnista, i nie do opanowania żadnymi tradycyjnymi środkami, a potem – w miarę, jak organizm atakowany jest przez bakterie – może przyjmować też inne kolory: od zielonych po krwiste. Wynika to z obecności bakterii oraz z uszkodzenia ścian jelit oraz kosmków jelitowych. Nie bez powodu mówi się, że panleukopenia robi z jelit krwawą sieczkę. Jest to niezwykle bolesne dla kota, który – pozostawiony bez leczenia albo leczony niewłaściwie – może z czasem załatwiać się kawałkami jelit oraz krwią. Dlatego właśnie probiotyk i antybiotyk muszą od razu być wprowadzone.
Straszną sprawą jest przeciekanie międzykomókowe jelit, kiedy są one już tak zniszczone, że nie wchłaniają żadnego pożywienia ani nawet nie pozwalają na wchłanianie się kroplówek. Dzieje się tak z reguły u kotów źle leczonych lub nieleczonych. Miałam kilka lat temu taki przypadek, gdy jeszcze nie miałam takiego doświadczenia z tą chorobą i byłam zdana na weterynarzy nieumiejących leczyć panleukopenii, jako, że kot był z pewnej fundacji mającej umowę z tym konkretnym wetem. Wyprowadzenie zwierzaka z takiego stanu jest praktycznie niemożliwe, wtedy też się to nie udało. Należy więc zrobić wszystko, by do tego nie dopuścić.
Co do samej biegunki, potrafi ona trwać bardzo długo, ponieważ dość szybko w panleukopenii funkcja jelit i ich kosmki ulegają uszkodzeniu. Rekordzistką u nas była sześciotygodniowa Mozaika, która miała biegunkę przez 3 tygodnie, czyli przez pół swojego maleńkiego życia. Przeszliśmy przez najróżniejsze barwy tej jej biegunki, a na końcu miała w kupce żywą krew, ponieważ tak długo już ona trwała. Przy biegunce spowodowanej panleukopenią stosuje się: pastę ProKolin (probiotyk z glinką kaolinową na zagęszczenie kału),
czy Smectę 2-3 razy dziennie. Bardzo sprawdzają się też lewatywy z probiotyku FortiFlora na zasiedlenie jelit oraz prebiotyk FlorActive.
FlorActive wspomaga właściwe odżywienie enterocytów (komórek jelita cienkiego), ich regenerację i odtworzenie właściwej mikroflory przewodu pokarmowego. Przy długotrwających biegunkach należy również smarować pupę kociaka, łagodząc podrażnienia. U nas sprawdził się Alantan, a w przypadku krwistych odchodów i/lub wysunięcia się części odbytu (co może się zdarzyć przy takim nadwerężaniu pupci biegunkami) – ProctoGlyvenol.
Zdarza się, że Panleukopenia zaczyna się od wymiotów, innym razem od wysokiej gorączki i senności, jeszcze kiedy indziej od uporczywej biegunki, a dopiero potem dołączają inne objawy. Może być też tak, że wymiotów nie ma, i wtedy generalnie mówi się, że rokowania są lepsze. Niechęć do jedzenia występuje natomiast prawie zawsze. Zarówno w przypadku wymiotów jak i w przypadku niechęci do jedzenia kociak musi dostawać leki przeciwwymiotne/powstrzymujące mdłości. U starszych kociąt (powyżej 8 tygodnia życia) jest to Cerenia, zaś u młodszych – Metomotyl. Jednak jeśli występują wymioty, to najlepszą zasadą jest ZERO jedzenia doustnie, do momentu ustania tych wymiotów. Według niektórych szkół leczenia panleukopenii dobrze jest też nie dawać jedzenia do momentu ustania samej biegunki (a jedynie kroplówki dożylne), jako że jedzenie podawane doustnie powoduje mnożenie się bakterii w przewodzie pokarmowym. Ale przy kociętach nie jest to niestety możliwe. Kociaki bardzo szybko potrafią wpaść w hipoglikemię, i czasem wręcz nie da się takiego kociaka uratować – z powodu niedocukrzenia. U małych kociąt to, co można zastosować w przypadku silnej biegunki czy wymiotów (oprócz podania leków przeciwwymiotnych) to zastąpienie dwóch czy trzech posiłków na dobę podawaną doustnie glukozą w ilości takiej, jaką dostałyby porcję mleka.
W przypadku występowania wysokiej gorączki podaję przez 3-5 dni przeciwzapalnie tolfedine. Bez zbicia gorączki kociak i tak nie będzie jadł, a jak nie będzie jadł, to nie będzie miał siły na walkę z chorobą. Gorączkę bardzo łatwo poznać po kocich dzieciach. Stają się wtedy osowiałe, polegują, są takie jakby wewnętrznie stłamszone.
Często też przyjmują pozycję „na chlebek”, z opuszczoną do dołu głową. Wyglądają tak, jakby im ktoś wypompował całe powietrze i nie mają chęci na zabawę, a jedynie na spanie.
Niezwykle istotną kwestią w leczeniu panleukopenii są kroplówki. Jeśli występują wymioty i biegunki, absolutnie niezbędne są codzienne kroplówki – najlepiej w małych porcjach kilka razy dziennie, oczywiście zgodnie z wagą i ilością dobową. Biegunki wypłukują elektrolity, więc płyn wieloelektrolitowy pomaga te elektrolity uzupełniać. Jeżeli kot ma masywne wymioty, wówczas obowiązkowo muszą być to kroplówki dożylne, które dużo lepiej się wchłaniają (od razu do krwioobiegu), niż te podskórne. Do kroplówek kot winien dostawać tzw. „schabowy”, czyli Duphalyte – w zastępstwie jedzenia jeśli nie je oraz na wzmocnienie, a także glukozę i wit. B12.
Jest to punkt, którego wielu weterynarzy nie przestrzega, a który jest obowiązkowy w leczeniu panleukopenii. Pan-leukopenia, czyli uogólniona, całościowa leukopenia organizmu – stąd wywodzi się nazwa tej choroby, ponieważ do tego właśnie dochodzi przy tej chorobie. Następuje gwałtowny spadek białych krwinek, odpowiedzialnych za odporność. Gdy spadną do niebezpiecznego poziomu poniżej dolnej granicy, kot bezwzględnie musi dostać lek odbudowujący białe krwinki – Zarzio. Jeśli go nie dostanie, a one spadną jeszcze niżej, to tylko transfuzja krwi jest wtedy w stanie go uratować. Dobry wet na początku choroby robi morfologię codziennie (!) i kontroluje poziom leukocytów. Jednak zwykle po podaniu surowicy, a zwłaszcza po powtórzeniu jej drugi i trzeci raz leukocyty wystrzelają nagle kosmicznie w górę, znacznie powyżej górnej granicy normy. To znaczy, że organizm podejmuje walkę i że ma już teraz czym walczyć. Wtedy można kontrolować morfologię co parę dni.
Na początku choroby jest tendencja do gorączek, zaś potem (zwłaszcza, gdy wymioty i biegunki wyczerpują małe ciałko), może nastąpić spadek temperatury ciała do niebezpiecznego poziomu. Jeśli temperatura za bardzo, kotek umrze. Dlatego należy sprawdzać temperaturę co 3-4 godziny i kociaka AKTYWNIE ogrzewać Oczywiście można dać mu matę grzewczą lub termofor, ale to nie wystarczy. AKTYWNE ogrzewanie to położenie go sobie na termoforze, przykrycie kocykiem i rozcieranie mu całego ciała, aż temperatura wzrośnie (ponownie mierzymy po ok 15-20 minutach i sprawdzamy). Prawidłowa temperatura kota to między 38 a 39,3 stopnie. Jeśli kociak chorujący na panleukopenię ma temperaturę poniżej tej normy, należy zastosować aktywne ogrzewanie. Jeśli ma powyżej normy, to prawdopodobie ma gorączkę i musi dostać lek na jej zbicie (Tolfedine w injekcji). Tu filmik, jak ogrzewać kociaka:
Każdy chory maluch przechodził u mnie dodatkowo kurację fosprenilem i gamavitem – dostawał je wraz z całą baterią innych leków. Fosprenil to lek przeciwwirusowy i zwiększający odporność na infekcje. Wykazuje aktywność między innymi przeciw parwowirusom (do nich należy wirus panleukopenii) i ma działanie przeciwzapalne. Dobrze jest go podawać doustnie (jeden z możliwych sposobów podań), ponieważ wówczas pomaga w usuwaniu wirusa z jelit, gdzie wirus ten rezyduje. Gamavit zaś to dodatkowy boost z aminokwasów, witamin i składników mineralnych. Jest to kompleks substancji aktywnych biologicznie. Optymalizuje procesy metaboliczne i normalizuje morfologię krwi. Zwiększa też aktywność wirusobójczą surowicy i ma działanie immunomodulujące. Jest to biogenny stymulant i adaptogen.
Trwa ładowanie...