Projekt Ados -> Świt Bogów - C01:R01

Obrazek posta

Świt Bogów - Wstęp          *         Spis Treści          *         Następny Rozdział ->


Świt Bogów
Część Pierwsza: Powtórne Przybycie


Rozdział I

I wtem objawi się on, Talanos.
Zstąpi z gwiazd na swym ognistym rydwanie,
ciągniętym przez dwa wierzchowce o płonącym oddechu,
których ryk rozedrze całun nocy nieprzejrzanej.
~”Zapowiedź przyjścia” fragment
Era I
Autor nieznany

 

Tej nocy, gdy to wszystko się zaczęło, miałem zaledwie piętnaście lat.

Podróżować zacząłem zaraz po śmierci moich rodziców, gdy miałem siedem, może osiem lat… już nie pamiętam, ale szczerze, to nie jest to istotne dla całej historii... w każdym razie, rodzinny majątek został sprzedany, a za tak zdobyte pieniądze dalsza rodzina, w akcie swej dobroci, wysłała mnie do stolicy, bym pobierał nauki u Jahona, jednego z najbardziej uznanych mistrzów w środowisku uniwersyteckim.

Mistrz mój, Jahon z rodu Nester, miał wtedy prawie sześćdziesiąt lat, jednak nie przeszkadzało mu to w podróżowaniu po całym Ados i zapuszczaniu się w niezbyt przyjemne miejsca, jak na przykład Samotna Wieża, w której przebywaliśmy od kilku dni oczekując na noc całunu, kiedy to panowały idealne warunki i nieboskłonie, pozwalający dostrzegać odległe planety, gwiazdy i inne ciała niebieskie.

Samotna Wieża była strzelistą kamienną budowlą, wznoszącą się dwa piętra ponad korony otaczających ją drzew. Jej nazwa wzięła się stąd, że została wybudowana jako samotnia, w której mędrcy, uczeni i kapłani mogli oddawać się rozmyślaniom i medytacji, z dala od dobrodziejstw i przekleństw miejskiego życia.

Miejsce to także miało swoją upiorną stronę, ponieważ zostało wzniesione w głębi Przeklętej Puszczy. Gęstego lasu pełnego dzikiej i bardzo groźnej zwierzyny, moczar mogących pochłonąć cały wóz, oraz duchów wędrowców, którzy stracili w niej życie, gubiąc się w labiryncie zwodniczych dróg i szlaków.

Tamtego razu, w Samotnej Wieży, przebywała nas łącznie piątka. Ja wraz z mistrzem Jahonem, członek Solviańskiej Rady Miast, który nie zdradził mi swojego imienia, oraz dozorca wieży wraz z żoną. Ta ostatnia dwójka mieszkała tam ponoć od zawsze, opiekując się budynkiem i goszcząc tych, którym udało się do niej bezpiecznie dotrzeć.

Trzeciego dnia pobytu w Samotnej Wieży, a była to moja pierwsza wizyta w tymże miejscu, zapytałem mistrza przy obiedzie, gdy byliśmy sami.

— Mistrzu, dlaczego ani dozorca, ani jego małżonka nie odzywają się ani słowem? Czyżby nie mieli do ciebie szacunku, albo może wręcz przeciwnie, bali się do ciebie odezwać?

Mistrz zaśmiał się krótko, jakby bawiła go moja niewiedza.

— Widziałeś tatuaż na ich szyjach? — odpowiedział pytaniem na pytanie, jak to miał w zwyczaju.

Kiwnąłem głową, przypominając sobie kilkucalowy tatuaż tuż obok gardła, a przedstawiał on zaszyte usta. Identyczne widziałem wielokrotnie zarówno w stolicy jak i podczas podróży odbytych z mistrzem. Lecz nigdy wcześniej nie zastanawiałem się czy mają one jakieś znaczenie, brałem to za przejaw ówczesnej mody, tak samo jak choćby noszenie koszul wiązanych na plecach, a nie na przedzie.

— Tatuaż ten oznacza, — tłumaczył — że oboje złożyli wieczne śluby milczenia w jednym z klasztorów. Podczas specjalnej ceremonii tatuuje się wzór przedstawiający usta, które następnie się otwiera, — przyłożył końcówkę noża do szyi, aby lepiej mi to zobrazować — wbijając poświęcone ostrze na tyle głęboko, by przeciąć mięśnie odpowiedzialne za mowę, ale na tyle ostrożnie, aby nie uszkodzić tętnic czy żył. — chwyciłem się odruchowo za gardło — Na koniec usta te się zaszywa, a po zagojeniu, tatuuje się wzór przypominający usunięte wcześniej szwy.

Masowałem delikatnie mięśnie szyi, miałem nieprzyjemne wrażenie jakby to mi ktoś wbił nóż w gardło.


 

Czwartego dnia pobytu w Samotnej Wieży, tuż przed zmrokiem, udaliśmy się na jej szczyt. Wieża była pozbawiona dachu, przez co sprawiała wrażenie niedokończonej, lecz było to przez budowniczych zamierzone. Dzięki temu rozwiązaniu, można było prowadzić stamtąd wygodną obserwację nieboskłonu, jak i puszczy ciągnącej się aż po horyzont.

Dozorca, na prośbę mistrza Jahona, zawczasu przygotował nam dwa drewniane stoły, zapas świec do rozświetlenia mroku, oraz słój suszonego mięsa, gdybyśmy zgłodnieli. Przyniósł także dzban z czystą wodą ze studni, tak jak zalecił mistrz, gdyż nie chciał on byśmy podczas pracy pili dzikie wino.

Dzikie wino, które produkowano w wieży, było mocnym trunkiem z owoców zebranych w Przeklętej Puszczy. Miało ono moc szybkiego stępiania zmysłów, co mogło mieć niekorzystny wpływ na zamierzony plan pracy nad obserwacjami.

Rozłożyliśmy na stołach księgi dawnych mistrzów prawiących o astronomii i mapy nieboskłonu, które przywieźliśmy ze sobą, po czym zaczęliśmy porównywać je z tym, co pojawiało się na wschodnim niebie wraz ze znikającym słońcem na zachodzie.

Nawet się nie zorientowałem kiedy, do stołu przy którym staliśmy, dosiadł się przebywający w wieży radny. Do tej pory medytował w swej komnacie na piątym piętrze, unikając nas cały czas, nawet nie pojawiał się na posiłkach spożywanych wspólnie w jadalni.

Radny ten był mężczyzną w okolicach trzydziestki, stosunkowo młodym jak na stanowisko które pełnił. Poza przeciętnymi rysami twarzy i ciemno brązowymi oczami, miał długie na kilka cali srebrzyste włosy, które wyglądały na nieczesane od paru dni.

— Mistrzu Jahonie, — zwrócił się radny do mistrza, jakby się już wcześniej znali, lecz jednocześnie w bardzo oficjalny sposób, świadczący o wielkim szacunku do jego osoby — czego poszukujesz na tych mapach?

Brak oficjalnego powitania ze strony radnego, mógł świadczyć o tym, że mężczyźni już ze sobą rozmawiali w czasie pobytu w wieży.

— Jakiś czas temu, — odparł, wskazując Konstelację Drzewa Życia na mapie — zaobserwowałem na niebie gwiazdę, której wcześniej nie było. Mój przyjaciel z… — głos mu na chwilę utknął w gardle, a wzrok miał wbity w podpisane kropki na papierze, odchrząknął i znów zaczął mówić — Mój przyjaciel, z którym wymieniam korespondencyjnie opinie, również ją zaobserwował. Obaj mamy podejrzenie, że ta gwiazda, może w rzeczywistości gwiazdą nie być.

Radny spojrzał na mistrza zaintrygowany marszcząc czoło.

— Ciekawe, — odparł po chwili zadumy — a powiedz mi mistrzu, jak zamierzasz to sprawdzić, czym jest lub czym nie jest ta… — szukał przez chwilę dobrego słowa, lecz najwidoczniej nie znalazł, mówiąc niepewnie — ta gwiazda?

Mistrzowi natychmiast zaświeciły się z radości oczy, jak zawsze kiedy miał okazję pochwalić się swoim nowym wynalazkiem lum odkryciem.

— Byłeś szanowny panie kiedyś w Świątyni ku czci Tilli? — zapytał, podnosząc spod stołu drewnianą skrzynię obitą wołową skórą i okutą brązem, ktorą położył ciężko na blacie.

— Nie miałem ku temu sposobności, — odparł radny wstając i przyglądając się skrzyni — a dlaczegóż o to pytasz mistrzu?

— Otóż w świątyni tej, znajduje się bardzo ciekawy mechanizm, strzeżony przez tamtejszych kapłanów, który udało mi się wiele lat temu zbadać z bliska, — powiedział chwaląc się — dzięki paru znajomościom i skrzynce złota. Jak zapewne wiesz, posiadają oni tam wielkich rozmiarów złote lustro, umieszczone na szczycie świątynnej wieży, którego blask jest tak silny, że potrafi w ułamku cetni rozpalić święty płomień na ołtarzu. Lecz prawdą jest, że samo w sobie lustro jest niewiele więcej warte niż złoto, z którego je wykonano.

— Czy aby przypadkiem nie mówisz, — stwierdził niepewnie radny, po chwili namysłu — o Mieczu Tilli, którym dokonują egzekucji przez rozcięcie słońcem?

Rozcięcie Słońcem, przypomniałem sobie księgę, którą kiedyś czytałem, polega na powieszeniu skazanego za ręce, bądź nogi, pomiędzy dwoma wysokimi na pięć pięter słupami, znajdującymi się na placu rynkowym w stolicy Ill. Następnie odsłania się, znajdujące się na świątynnej wieży lustro, zwane także Mieczem Tilli, które swym świetlistym ostrzem rozcina skazańca na pół, paląc jego ciało ku uciesze zgromadzonych. Podobnie składa się Tilli również inne ofiary w postaci żywego inwentarza, zarówno zwierząt jak i niewolników.

— Tak, tak… — potwierdził mistrz, machając ręką jakby to było mało istotne — Prawdziwym sekretem tego blasku nie jest jednak wielkość lustra, — mówił podekscytowany — lecz specjalny klejnot, podarowany ponoć przez samą Tillię na początku świata. Klejnot ten właśnie jest w stanie zebrać promienie słoneczne w strugę światła zdolną stopić stal.

— No dobrze mistrzu, — powiedział radny — lecz co to ma wspólnego z zawartością tej skrzyni?

Mistrz otworzył mosiężne zamki.

— Otóż zbadałem ten niesamowity kryształ z bliska i po wielu tygodniach pracy nad polerowaniem szklanych krążków, — otworzył wieko i sięgnął do środka — stworzyłem... — urwał na chwilę chcąc zbudować napięcie, co po minie radnego można było stwierdzić za skuteczne, i omal nie wykrzyczał z dumy — Dalekosiężne oko!

Mistrz wyciągnął ze skrzyni swój nowy przyrząd, mosiężną tubę, w której znajdował się szereg szklanych krążków, o których wspomniał. Były one różnymi wariacjami kryształu z Miecza Tilli, oczywiście dużo mniejszymi i nie wykonanymi z rzekomego diamentu, a z piasku, jak szkło, lecz nie takiego samego, jaki stosuje się przy wytopie szyb czy butelek, a z tak niesamowicie drobnego, że w dotyku czuło się, jakby sucha woda przelewała się przez palce.

— Zmrok jeszcze do końca nie zapadł, — powiedział mistrz, patrząc w niebo — ale myślę, że można by już go rozłożyć.

Jak powiedział tak zrobił. Ustawił skonstruowany specjalnie pod to urządzenie trójnóg, zamontował tubę i spojrzał.

— Cudownie! — wykrzyczał podniecony i zaczął przeczesywać niebo, w poszukiwaniu gwiazdy, gwiazdą niebędącej.

Zmrok zapadał już bardzo szybko, aż zrobiło się już na dobre ciemno.

Mistrz, nie przerywając obserwacji nieba swym Dalekosiężnym Okiem, wraz z radnym od czasu do czasu zamieniali między sobą parę słów na temat polityki, technologii wojennych, uprawy ziemi czy medycyny.

Odkąd mistrz zaczął przeczesywać niebo, minęły dwa horany, co stwierdziłem po prędkości spalania się świecy, które rozstawiłem aby móc widzieć tekst wydrukowany w opasłych księgach.

Temperatura bardzo się obniżyła. Pomimo iż było lato, zacząłem widzieć swój oddech, a na murach wieży osiadł szron. Noc całunu nigdy nie należała pod tym względem do najprzyjemniejszych.

Całe szczęście gdy zaczynały mi już kostnieć palce u dłoni, mając problem z choćby chwyceniem strony w księdze, którą przeglądałem, zjawiła się żona dozorcy z rondlem gorącej, mocno parującej zupy i dzbanem dzikiego wina.

Nałożyliśmy sobie jedzenie do drewnianych misek. Co prawda ciężko było ocenić z jakiego zwierzęcia zupa ta była zrobiona, ale tego chyba nikt nie chciał wiedzieć.

Najlepiej to podsumował radny, widząc mnie przeglądającego się z nieufnością kawałku mięsa.

— Niewiedza bywa czasem zbawienna. — i łyknął spory kawał mięsa bez patrzenia.

— Lecz częściej prowadzi do zguby. — odparł szybko mistrz.

— Smutni są ci co wiedzą dużo, bo są świadomi tego jak wiele nauczyć się jeszcze muszą.

— Wiedza przynosi zbawienie przez oświecenie.

— Szczęśliwy głupiec i smutny mędrzec, obaj mają swoją rację.

— Głupiec nie wie, że jest głupcem.

— Lecz wie, że jest szczęśliwy, a prawdziwy mędrzec uważa się za głupca, do tego smutnego głupca.

Wymiana poglądów trwała z każdym łykiem zupy. Wtem przypomniał mi się cytat, który nieśmiało wypowiedziałem.

— Łono Esenhar dostąpią żyjący zgodnie z prawem pokoju i prawem szczęścia.

Obaj mężczyźni patrzyli na mnie w ciszy. Po chwili radny przemówił.

— Księga Życia i Śmierci, akt szósty Pogranicze. — powiedział tytuł, z którego mój cytat pochodził, po czym zwrócił się do mistrza pytaniem — Syn?

— Uczeń, — odparł odkładając pustą miskę — nie jest co prawda tak zdolny jak większość, która do tej pory u mnie pobierała nauki, — poczułem się zażenowany słysząc to — ale wiem, że osiągnie w życiu więcej niż którykolwiek z nich, a nawet przegoni i mnie, gdyż posiada niezwykły ukryty dar.

Radny uśmiechnął się szeroko słysząc to, sięgnął po dzban z dzikim winem podnosząc go w górę i z uśmiechem spytał.

— Mistrzu, może wina?

— Noc jeszcze młoda, — odparł spoglądając znów przez swe urządzenie na gwiazdy — a całun taki piękny. — by po chwili dodać — Uczniowi polej, o ile nie godzi to twej reputacji.

— No wiesz Mistrzu Jahonie, — powiedział z uśmiechem — twój uczeń już wykazał się mądrością, a skoro sam mi go polecasz jako towarzysza rozmowy, to nie śmiem ci odmówić. — po czym zwrócił się do mnie — Jak się zwiesz młodzieńcze?

— Tukus, panie. — odparłem odbierając od niego kubek wina.

— A więc Tuksie uczniu Jahona, — wzniósł swój kubek w geście toastu — by bogowie obdarzyli cię szczęściem i mądrością.

Wziąłem łyk wina i poczułem w ustach niewyobrażalną falę silnych aromatów i gorąca gdy trunek trafił do mego żołądka. Odetchnąłem głęboko. Radny zaśmiał się donośnie.

— Nie piłeś do tej pory Dzikiego Wina? — spytał.

— Piłem, — odetchnąłem głęboko — panie, ale było zawsze rozcieńczone.

— Tak, — odparł śmiejąc się — nie jest to co prawda tak mocne jak trunki z Brors, które kupcy przywożą zza morza, ale nieźle rozgrzewa i tępi zmysły. — wypił zawartość swojego kubka całkiem szybko i dolał sobie więcej, po chwili spytał — Jesteś obecnie jedynym uczniem swego mistrza? — przytaknąłem — Dziwne, zazwyczaj uczeni mają trzech uczniów, z którymi podróżują i którzy im służą. Dlaczego?

Spojrzałem na mistrza Jahona, a ten tylko machnął ręką, dając mi pozwolenie na swobodne mówienie.

— Pobieram nauki u mistrza już od kilku zim, w tym czasie jeden z jego uczniów, niedługo po tym jak zacząłem, musiał stanąć przed ołtarzem Esenhar, po tym jak wyszło na jaw, że ma romans z jedną z córek radnego z miasta na pograniczu z krajem Ill, gdy ta zaszła w ciążę. Sprawa została szybko wyciszona, gdyż pochodził z dobrego rodu, a teraz sam ponoć zajmuje stanowisko podradnego i ma zająć miejsce swojego teścia gdy ten się zestarzeje. Nim wraz z mistrzem ruszyliśmy w podróż do Samotnej Wieży, był jeszcze z nami Grim…

— Debil. — mruknął mistrz pod nosem, a ja zaśmiałem się trochę zakłopotany.

— ...starszy o rok ode mnie chłopak. — kontynuowałem — Podczas pobytu w stolicy, dużo czasu spędzaliśmy na miejskiej wieży obserwacyjnej, gdzie mistrz dostał od gwardii pozwolenie na urządzenie stanowiska pracy. Testowaliśmy tam dalekosiężne oko, obserwując za dnia i nocy powierzchnię Menos i Etos.

Pod nieobecność mistrza natomiast Grim odkrył, że jest to idealne miejsce, aby przy pomocy dalekosiężnego oka, obserwować kobiety i dziewczęta, kąpiące się za murami miejskiej łaźni. — radny uśmiechnął się — Trwało to jednak do czasu, aż Grim postanowił sprawdzić jak wygląda Solos z bliska, przez co stracił wzrok w jednym oku. Dosłownie mu je wypaliło. — aż przebiegł mnie dreszcz gdy sobie przypomniałem tamten krzyk Grima.

Kiedy mistrz dowiedział się o tym co Grim zrobił, omal ze złości go nie zrzucił z wieży za jego głupotę, twierdząc, że przysłużyły się tym społeczeństwu, eliminując jego podrzędne nasienie.

Był to pierwszy i ostatni raz, gdy widziałem mistrza w tak złym humorze, pomyślałem, przypominając sobie wściekły wyraz twarzy mistrza.

Jak widzisz panie, mistrz ciągle jest w podróży i ciężko go złapać w jednym miejscu, na tyle długo, aby miał okazję sprawdzić zdolności i przyjąć uczniów. — zakończyłem opowieść.

Wziąłem kolejny łyk dzikiego wina, które smakowało mi coraz bardziej.

— Fascynujące… — mistrz powtarzał cicho co chwila do siebie.

Radny już otwierał usta, aby zadać pytanie mistrzowi, lecz udało mi się go szybko powstrzymać, omal nie upadając, gdyż wino uderzyło mi do głowy, w momencie szybkiego poderwania się z krzesła.

Wiedziałem, że kiedy mistrz wpada w stan fascynacji — jak to wraz z uczniami i jego synami określaliśmy — nie należy mu przeszkadzać i dać spokojnie pracować, aż sam do siebie nie zawoła.

— Teraz lepiej mówić szeptem, panie, — powiedziałem, gdy ten pomógł mi usiąść obok siebie nim upadłem — mistrz wpadł w trans. — po dłuższej chwili obserwowania mistrza, spytałem się radnego — Panie, wybacz mi śmiałość, ale trapi mnie pytanie, co właściwie robisz w takim miejscu jak to?

— Powiem ci, jak się ze mną jeszcze napijesz. — stuknęliśmy się kubkami i obaj się napiliśmy porządnego łyka — Otóż widzisz mój drogi przyjacielu, — powiedział — ukrywam się przed zabójcami, jak zapewne wiesz, noc całunu, jest także zwane w niektórych rejonach świętem skrytobójców, przez idealny mrok jaki panuje. A ponieważ poruszam na zebraniach rady bardzo ciężkie tematy dotyczące regionu, z którego pochodzę, narażam się wielu grupom. — nachylił się w moją stronę i powiedział jeszcze cichszym szeptem — Obecnie, z tego co mi wiadomo, płacą za mnie dwadzieścia tysięcy złotych.

Zakrztusiłem się winem.

Za tyle złota można było kupić wieś, co prawda nie za dużą, bo wystarczającą spokojnie dla wyżywienia i ulokowania jakichś siedmiu przeciętnych rodzin, ale zawsze to coś.

— Fascynujące! — krzyknął mistrz, po czym wskazując na niebo — Patrzcie!

Spojrzeliśmy, a oczom naszym ukazała się rosnąca kula ognia, jakby bogowie zerwali gwiazdę z całunu i cisnęli nią w stronę Ados.

Przeleciała ona bez najmniejszego dźwięku nad naszymi głowami zostawiając za sobą dwie smugi ognia, by po chwili rozedrzeć nocną ciszę tak donośnym hukiem, że szkło w oknach wieży i w dalekosiężnym oku pokruszyło się na drobne kawałeczki. A cała nasza trójka padła na podłogę, przytłoczona dźwiękiem porównywalnym do tysięcy grzmotów, następujący natychmiast po sobie.

Nie ukrywam, zwymiotowałem z bólu, jaki przeszył moją głowę.

Kiedy dzwonienie w uszach ustało zacząłem się podnosić z podłogi.

— Talanos… Talanos nadchodzi… nie jestem godzien… o bogowie… — mówił do siebie radny, leżąc na posadzce w pozycji embrionalnej i tuląc do piersi resztki dzbana wina, strzaskanego przez grzmot.

Mistrz Jahon natomiast leżał jak sztywno jak kłoda patrząc się w niebo z wyciągniętą ręką w górę, pokazując na pozostawione przez gwiazdę dwie smugi powtarzając tylko w kółko jeden wyraz.

— Fascynujące!

Wychyliłem się za mur okalający szczyt wieży.

Co to na wszystkich bogów było? pomyślałem.

W oddali na zachodzie, gdzieś za krańcem lasu, gwiazda błysnęła uderzając w ziemię, rozświetlając tym samym horyzont jakby nastał dzień, a po chwili potężny huk eksplozji dotarł do moich uszu.

Mistrz zerwał się na równe nogi i wykrzyczał

— Siodłać wierzchowce!


Świt Bogów - Wstęp         *         Spis Treści          *         Następny Rozdział ->

Zobacz również

Projekt Ados - Opowieści i Legendy z Ados - Bard Laise
Projekt Ados -> Świt Bogów - C01:R02
Projekt Ados -> Świt Bogów - C01:R03

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...