No i już. Tak jak pisałem wcześniej w komentarzach, noc z soboty na niedzielę to był moment żeby połowić bursztyn. Pisałem również, że ten sztorm nie przyniesie wielkich ilości bursztynu, przynajmniej tu na środkowym wybrzeżu i wytłumaczyłem dlaczego. Nie będę ukrywał, że marzyłem o tym, żeby się pomylić. Nie wyszło. Złaziłem 15km, patyk do wybrzeża dobił tylko w jednym miejscu. Właściwie co chwila zmieniał zdanie. A to trochę dobijał do brzegu, a to trochę odchodził. Bursztynu w tym było co kotek napłakał. Więc po trzech godzinach łowienia zakończyłem tą nierówną walkę przynosząc do domu około 170 gram bursztynu. Czy jestem zadowolony? Jestem. Czy mógłbym być bardziej? Mógłbym. Ale nie przesadzajmy. I tak było super zmoczyć się po pachy i połowić bursztynki. Pozdrawiam serdecznie, pomyślności i pełnych kaszorów :)
Trwa ładowanie...