LINK DO MATERIAŁU NA YOUTUBE: https://youtu.be/HNxMpK2rZg0
Być może będzie to dla Was olbrzymim zaskoczeniem, ale jestem wielkim fanem intelektualnej twórczości Marka Fishera. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że jest to szokująca i zupełnie niespodziewana informacja, ale takie są fakty. Mark Fisher, brytyjski krytyk, filozof i teoretyk kultury, autor takich książek jak Realizm Kapitalistyczny czy Hauntologia często charakteryzowany jest jako katastrofista i czarnowidz. Nie jest to reputacja całkowicie pozbawiona podstaw. Większość jego dorobku opowiada bowiem o problemach z zastojem kulturowym, społecznym i politycznym współczesności, o depresji, na którą zresztą cierpiał oraz innych, podobnie dołujących tematach. Nie bez wpływu na tę reputację pozostaje również fakt, iż Fisher zakończył życie popełniając samobójstwo, w stosunkowo młodym wieku czterdziestu ośmiu lat.
Większość internetowych memów o Marku Fisherze – których powstało bardzo wiele, co pokazuje zresztą, jak popularny wśród młodszego pokolenia był i nadal jest to myśliciel – skupia się właśnie na smutku, depresji i poczuciu egzystencjalnej beznadziei. Tak przynajmniej było do niedawna. W ostatnim czasie zauważyłem bowiem bardzo znaczącą zmianę w dyskursie wokół Marka Fishera. Jego idee i diagnozy na temat realizmu kapitalistycznego były tak trafne, że ich odpowiednie przeprocesowanie zajęło nam wszystkim sporo czasu i mentalnej energii. To z kolei oznaczało zakleszczenie się w katastrofizowaniu i czarnowidztwie pod tytułem „nie ma żadnej nadziei, kapitalizm wygrał”, czyli czymś, przed czym właśnie przestrzegał nas ten autor. Wydaje mi się jednak, że powoli wychodzimy z tego stanu. I robimy kolejny krok…
Ale zapędziłem się odrobinę. W największym skrócie, dla osób, które natknęły się na ten wideoesej przypadkiem i nie mają najmniejszego pojęcia, o czym mówię. W swojej najważniejszej książce, zatytułowanej Realizm Kapitalistyczny: Czy nie ma nadziei? Fisher postawił tezę, iż pod koniec dwudziestego wieku, gdy wszystkie niekapitalistyczne eksperymenty z urządzaniem świata albo upadły albo całkowicie się skompromitowały, neoliberalny kapitalizm tak mocno sparaliżował wyobraźnię ludzi, że całkowicie zatraciliśmy umiejętność choćby wyobrażenia sobie czegokolwiek innego, w domyśle - lepszego.
A to spowodowało pewien rodzaj zastoju, w którym wady neoliberalnego kapitalizmu z roku na rok są coraz bardziej odczuwalne i coraz bardziej zabójcze dla coraz większej liczby osób na całym świecie, ale my i tak nie jesteśmy w stanie z tym nic zrobić. Bo nie tylko nie mamy żadnego planu B, ale większość z nas nie przyjmuje do wiadomości, że może istnieć jakiś plan B. Ponieważ jasne, kapitalizm jest okropny, generuje coraz większe nierówności ekonomiczne, alienację społeczną i powoli uśmierca planetę doprowadzając do zmian klimatu – ale jedyne alternatywy, które potrafimy sobie wyobrazić, jedyne alternatywy, którym pozwala się istnieć, to autorytarny zamordyzm w rodzaju Rosji, Chin albo Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej.
I to sprawia, że nawet ludzie zgadzający się z tezą, że kapitalizm jest fundamentalnie wadliwy i poprzez swoje ambicje nieskończonego wzrostu prędzej czy później doprowadzi do nieodwracalnej katastrofy, do dosłownego końca świata i tak będą preferowali kapitalizm bardziej niż cokolwiek innego. Ponieważ łatwiej wyobrazić sobie koniec świata niż koniec kapitalizmu.
Eksplorowanie tego założenia i tego, jak wpływa ono na ludzką kondycję, na epidemię depresji w krajach zdominowanych przez neoliberalny kapitalizm, jak wpływa na kulturę masową, która ma obsesję konserwowania dawnych form kulturowych za pomocą nowych technologii, zamiast wykorzystywać nowe technologie do tworzenia nowych form kulturowych – wszystko to stanowiło większą część intelektualnej pracy Fishera. Była to złożona, kompleksowa diagnoza, która – jak nietrudno się domyślić – była przytłaczająco dołująca. Kapitalizm jawił się w niej jako niepowstrzymana siła natury, która zawładnęła już niemal każdym aspektem naszego życia i cały czas próbuje wyrwać nam jeszcze te nieliczne, które zachowujemy dla siebie.
I, jak już mówiłem, przeprocesowanie tego wszystkiego w dyskursie akademickim, społecznym i internetowym trochę nam zajęło i nie było najprzyjemniejszym doświadczeniem. Fisher miał olbrzymi talent w umiejętnym i czytelnym przedstawianiu kompleksowych idei, ale też przez sporą część jego twórczości prześwitywały narastające zaburzenia depresyjne i ten depresyjny nastrój dość powszechnie udzielał się ludziom czytającym Fishera i dyskutującym o jego książkach.
A jednak, wydaje mi się, że w ostatnich latach nastąpiła jakaś zmiana. Bo choć Fisher znany jest przede wszystkim ze swojej ponurej diagnozy rzeczywistości, to przed swoją śmiercią w dwa tysiące siedemnastym roku zaczął myśleć nad skuteczną terapią.
*
Animatrix to antologia krótkometrażowych filmów animowanych, których akcja rozgrywa się w uniwersum filmowej serii Matrix. Reżyserki aktorskich Matrixów, Lana i Lily Wachowski, były wielkimi fankami japońskich filmów i seriali animowanych science-fiction, takich jak Akira, Ghost in the Shell czy Appleseed. W ramach promocji swoich kolejnych filmów z tej serii siostry zaprosiły do współpracy japońskich – i nie tylko japońskich, jak się za moment przekonamy – reżyserów i animatorów, dając im wolną rękę i spory budżet na zabawę w matrixowym uniwersum.
Z czasem zresztą taka praktyka stała się dość popularna w ramach promocji hollywoodzkich superprodukcji. Najnowszy kinowy Bladerunner reklamowany był, między innymi, krótkometrażowym filmem animowanym wyreżyserowanym przez twórcę kultowego anime Cowboy Bebop, Shinichiro Watanabego. Film można obejrzeć na YouTube, do czego zresztą gorąco zachęcam. Nie można też nie wspomnieć o antologii Star Wars Visions, jednej z najciekawszych, najbardziej kreatywnych rzeczy, jakie w ostatnich latach ukazały się w ramach Gwiezdnych Wojen. To właśnie siostry Wachowski były pionierkami takich zabaw.
Ale wróćmy do Animatrixa. Wspomniałem, że nie wszyscy zaproszeni do współpracy twórcy pochodzili z Japonii. Jednym z tych wyjątków był Peter Chung, amerykański animator koreańskiego pochodzenia, który… cóż, jest prawdziwym unikatem jeśli chodzi o zachodni przemysł animacji. Chung znany jest z bardzo specyficznego, ekspresywnego i rozpoznawalnego na pierwszy rzut oka stylu, który łączy w sobie wrażliwość amerykańskiej, japońskiej i europejskiej animacji w proporcjach, których nie sposób doszukać się nigdzie indziej.
Najsłynniejszym dziełem Chunga jest Aeon Flux, animowany serial dla dorosłych, który miał premierę we wczesnych latach dziewięćdziesiątych na MTV. Serial opowiadał o bardzo enigmatycznym konflikcie między dyktatorem cyberpunkowej dystopii, a tajną agentką działającą na rzecz sąsiedniego mocarstwa. Chyba. Aeon Flux bardzo mocno opierał się bowiem na symbolizmie, prawie nigdy niczego nie tłumaczył, a niektóre odcinki ewidentnie nie rozgrywają się w tej samej chronologii wydarzeń, co pozostałe, nawet jeśli opowiadają o tych samych postaciach. Jak się pewnie domyślacie, kocham ten serial całym sercem i polecam go każdej osobie, której jeszcze nie odstraszyłem tym opisem.
Chung dostał wolną rękę w kwestii zarówno estetyki, jak i fabuły swojej krótkometrażówki w Animatriksie. I całe szczęście, ponieważ jego film, Matriculated, jest, przynajmniej według mnie, najlepszy z całej tej antologii.
*
Acid Communism to nieukończona książka Marka Fishera, która w zamierzeniu miała zawierać w sobie rozważania na temat tego, jakim orężem walczyć z realizmem kapitalistycznym i jak wyrwać się z tego kulturowego paraliżu. Choć od razu muszę podkreślić, że określanie Acid Communism mianem „nieukończonej książki” prawdopodobnie jest sporym nadużyciem. Prawda jest bowiem taka, że Fisher zdążył jedynie napisać wstęp do tej pozycji, a i on pozostał niedokończony. Tym niemniej, wstęp jest już jakimś punktem wyjścia – w większości książek naukowych i publicystycznych wstęp ma na celu zarysowanie ogólnych założeń i tez, które eksplorowane będą w kolejnych rozdziałach książki. Nie inaczej jest i w tym przypadku.
A my jesteśmy w na tyle komfortowej sytuacji, że możemy przeczytać ten wstęp, ponieważ został on opublikowany, zarówno za darmo w Internecie, jak i w czasopismach naukowych i publicystycznych. Również polskich. Linki do wszystkich materiałów i źródeł, jak zwykle znajdziecie w opisie.
Czym zatem jest „komunizm na kwasie”?
Fisher cofa się w swoich rozważaniach do lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku – dekady, którą uznaje za kluczowy moment przejścia, gdy socjalistyczne idee naprawdę miały szansę rozkwitnąć i rozwinąć się w coś, co przekształci kraje Zachodu w zdrową lepszą alternatywę dla kapitalizmu. Były to czasy z jednej strony bezprecedensowej stabilności ekonomicznej, z drugiej – presji ze strony bloku Wschodniego, który wówczas nadał miał się dobrze i stanowił wyrazisty kontrast, w opozycji do którego można było budować lepszą rzeczywistość. To spowodowało rozkwit rozmaitych lewicowych kontrkultur i ruchów masowych, od ruchów hippisowskich w USA i Wielkiej Brytanii, poprzez antyrasistowskie ruchy społeczne w Stanach Zjednoczonych, aż po doskonale nam już znanych francuskich sytuacjonistów oraz wiele innych nurtów i ruchów społecznych i organizacji pchających dyskurs w społeczne i ekonomiczne lewo.
Lata siedemdziesiąte przyniosły jednak neoliberalną kontrrewolucję, która te ruchy albo zdławiła i zepchnęła w niszę albo strywializowała i pochłonęła, w kolejnych dekadach coraz bardziej umacniając swoją pozycję. I w końcu utknęliśmy w realizmie kapitalistycznym, w którym nie ma żadnej realnej alternatywy, a kapitalizm jest powszechnie uznawany za w najgorszym razie mniejsze, akceptowalne zło. Autor proponuje cofnięcie się do tamtego konkretnego momentu w dziejach, próbę zrozumienia, co właściwie poszło nie tak i wyciągnięcie z tego lekcji na przyszłość. A właściwie to – na teraźniejszość.
Mark Fisher wskazał kilka szczególnych, konkretnych elementów, które – według niego – sprawiły, że w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych wykształcił się klimat dla aż tylu interesujących i żywych lewicowych ruchów. Jednym z nich była wspomniana już stabilność ekonomiczna. Dziś może się to wydawać fantastyką naukową, ale w tamtym okresie górne stawki podatku dochodowego w USA potrafiły sięgać nawet dziewięćdziesięciu pięciu procent. Bardzo zajmująco pisał o tym na swoim blogu Wojciech Orliński:
Historycy ekonomii nazywają lata 1945-1975 „złotą erą kapitalizmu”. Kraje kapitalistyczne notowały wtedy średnio trzyprocentowy wzrost rocznie, podczas gdy przez ostatnie 30 lat średni wzrost jest o połowę niższy.
Różne kraje kapitalistyczne mają różne nazwy na określenie tego okresu bezprecedensowej prosperity. Włosi mówią o latach dolce vita, Niemcy o niemieckim cudzie gospodarczym, Amerykanie o latach rokendrola, ale wspólną cechą jest nostalgia za kapitalizmem, który działał. Neoliberalne reformy z przełomu lat 70. i 80. miały ten kapitalizm poprawić, ale w rzeczywistości go zepsuły. Po 30 latach widać to już bardzo wyraźnie – miało być lepiej, a jest z roku na rok coraz gorzej.
Tak wysoka progresja przekładała się na mniejsze nierówności ekonomiczne, lepsze płace i zabezpieczenia socjalne oraz masę pieniędzy na różne kosztowne, ale interesujące zabawy jak chociażby rozwój, technologii lotów kosmicznych przez NASA. A ludzie, którzy mają poczucie ekonomicznej stabilności, są bardziej otwarci na eksperymenty społeczne, na myślenie nie o samym przetrwaniu, ale o lepszej przyszłości w ogóle.
Po drugie, rozwijająca się wtedy technologia komunikacyjna, upowszechnienie masowych środków przekazu pokroju radia i telewizji służyły jako coś unifikującego ludzkość. Dziś może nam się to wydawać strasznie naiwne, ale warto pamiętać o tym, że były to czasy, w których kapitalizm nie umiał jeszcze pasożytować na mediach masowych tak, jak robi dzisiaj – bo nie miał czasu jeszcze się tego nauczyć. Coś podobnego, na drobniejszą skalę, starsi z Was mogą pamiętać z własnej młodości, jeśli dorastali w pionierskich czasach Internetu, jeszcze przed erą monopolu Google’a i Facebooka.
Dziś technologia widziana jest raczej jako zagrożenie dla naszej egzystencji. Algorytmy oraz rozwój zautomatyzowanej produkcji masowej zabierają pracę i, co za tym idzie, środki do życia. Wielkie korporacje mają olbrzymi dostęp do naszych prywatnych danych i bardzo niewiele mechanizmów kotrolujących to, co z tymi danymi robią. Rządy infiltrują swoich obywateli.
Wtedy wyglądało to zupełnie inaczej, masowa komunikacja oraz kosmiczny wyścig, który w końcu doprowadził do lądowania ludzkiej załogi na Księżycu, zwiastowały nową, lepszą erę. I nadzieję na to, że kolejne wynalazki poprawią nasze warunki życiowe, a nie że będą odbierały nam prace, inwigilowały nas i próbowały sprzedać nam paskudnego awatara z gębą małpy, upierając się, że kryje się w tej transakcji jakakolwiek wartość.
Po trzecie, kulturowa fascynacja środkami psychoaktywnymi, jak choćby ten nieszczęsny kwas, którego Fisher używa w tytule swojej książki oraz innymi metodami rozszerzania ludzkiej świadomości, jak hipnoza, medytacje czy sztuka abstrakcyjna. Jest to zresztą temat, który autor poruszał już w swoich książkach, pokazując jak kapitalizm zawłaszczył rewolucyjny potencjał substancji psychoaktywnych, wykorzystując je do stymulowania ludzkich ciał, by były wydajniejsze w kapitalistycznym trybie produkcji – od takich używek jak kawa będąca paliwem dla prawie wszystkich korposzczurów na tej planecie po antydepresanty, mające na celu jak najszybsze postawienie na nogi osoby w kryzysie depresji, by mogła wrócić do pracy.
[I tu muszę się zatrzymać i podkreślić, że absolutnie, w żadnym wypadku, nie jest to zachęta do porzucenia medycznej terapii depresji lub innych zaburzeń – pamiętajcie, zawsze stosujcie się do zaleceń lekarza w kwestii przyjmowania leków. Ten argument często jest opacznie rozumiany. Nie chodzi o to, by odrzucić medyczną terapię jako taką. Chodzi o to, by zrozumieć, że leczenie depresji bez uświadomienia sobie jej kontekstu społecznego jest naklejaniem kolejnych plasterków na kolejne rany, bez choćby próby zrozumienia, że coś te rany zadaje i warto byłoby pozbyć się tego czegoś. A nie, że plasterki nie są potrzebne. Bo są.]
Wracając do meritum. Rewolucyjny potencjał środków psychoaktywnych zawsze był traktowany przez rządzących jako coś niebezpiecznego. Skrajnie konserwatywny prezydent USA, Richard Nixon, doszedł do władzy na początku lat siedemdziesiątych właśnie poprzez wywołanie antynarkotykowej paniki.
W dwa tysiące szesnastym roku, dziennikarz Dan Baum zrelacjonował swoje spotkanie z Ehrlichmanem w 1994, który tak opisał wówczas powód wojny Nixona z narkotykami:
Kampania Nixona w 1968, i Biały Dom Nixona, miały dwóch wrogów: antywojenną lewicę i czarnych. Rozumiesz, co mówię? Wiedzieliśmy, że nie możemy zdelegalizować bycia pacyfistą albo bycia czarnym, ale mogliśmy publicznie skojarzyć hipisów z marihuaną i czarnych z heroiną, a przez ich ciężką kryminalizację mogliśmy zdezorganizować te społeczności. Mogliśmy aresztować ich przywódców, robić naloty na ich domy, rozbijać ich spotkania, i codziennie szkalować ich w wieczornych wiadomościach. Czy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że kłamiemy na temat narkotyków? Oczywiście, że tak.
Okej, warto w tym momencie zaznaczyć, że owszem, narkotyki były elementem kultury ruchów kontrkulturowych w USA lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, ale ich rola w żadnym razie nie była tak destruktywna i przytłaczająca jak obrazowała to propaganda Nixona. Z tego zresztą powodu ta propaganda była tak skuteczna i zapewniła Nixonowi dwie kadencje – ponieważ, jak w każdej dobrej propagandzie, kryło się w niej ziarno prawdy.
Antynarkotykowa panika do dnia dzisiejszego wykorzystywana jest zresztą do tłumienia rewolucyjnych i antysystemowych działań. Dosłownie „do dnia dzisiejszego”. Prezydent Rosji i zbrodniarz wojenny Władimir Putin próbował usprawiedliwić inwazję na Ukrainę między innymi przez oskarżanie demokratycznie wybranego rządu Ukrainy o bycie, tu cytat „neonazistami i narkomanami”.
Łał, prawdopodobieństwo tego, że ten wideoesej zostanie dopuszczony do monetyzacji maleje z każdą chwilą. Jakby co, pamiętajcie proszę, że mam Patronite’a i rozważcie subskrypcję, jeśli uznacie, że warto.
I nie, w żadnym razie nie zachęcam tu nikogo do eksperymentów z narkotykami. Sam nie mam z nimi aż tak znowu wielkiego doświadczenia. Na szczęście, nie wydaje mi się, by o to konkretnie chodziło Fisherowi. O co więc mu chodziło? Cóż, sprawdźmy.
*
Matriculated – immatrykulacja – jest określeniem procesu przyjęcia na studia i załatwienie wszystkich formalności z tym związanych. Nie czujcie się źle, jeśli nie znaliście wcześniej tego słowa. Ja sam poznałem je dopiero w trakcie pracy nad tym wideoesejem. W szerszym, nieco bardziej symbolicznym znaczeniu immatrykulacja może zatem oznaczać proces otworzenia się na wiedzę i edukację, wstęp do lepszego rozumienia świata. Sam termin, przynajmniej w języku angielskim, przypomina też trochę w swoim brzmieniu słowo „Matrix”, co dodaje kolejną warstwę zrozumienia do tej gry słów.
Film opowiada o grupce członków ruchu oporu, którzy zajmują się przeciąganiem maszyn na stronę ludzi. Co ciekawe, nie robią tego za pomocą przemocy, siłą zmieniając oprogramowanie sztucznej inteligencji, ale podłączając ją do zamkniętej, barwnej i abstrakcyjnej wersji matrixa. W ten sposób buntownicy pokazują maszynom pełne spektrum ludzkich doznań i emocji, ucząc sztuczną inteligencję empatii i zrozumienia – i dając możliwość dobrowolnego dołączenia do ruchu oporu.
Ważne jest, by w tym momencie pamiętać o szerszym kontekście uniwersum Matrixa. Pierwszy Matrix opowiadał o buncie przeciwko opresyjnemu systemowi społecznemu, który wbudowany jest tak głęboko w ludzką świadomość, że stał się praktycznie niezauważalny dla wszystkich z wyjątkiem grupki odszczepieńców, którzy uświadomili sobie niebezpieczną iluzję tego systemu. Co więcej, każda osoba żyjąca w tym systemie w każdej chwili może zmienić się w agenta tego systemu brutalnie dławiącego ewentualny opór.
Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na to, że programy Matrixa od samego początku były mocno humanizowane. Już w pierwszym filmie Smith, jeden z agentów, wyraża frustrację swoją rolą policjanta pilnującego, by przebywające w Matriksie osoby się nie buntowały i odrazę, jaką darzy ludzkość. Z drugiej strony mamy Wyrocznię, która sprzyja ludziom i pomaga im w buncie, choć później jej rola w całej tej intrydze zostaje nieco skomplikowana. W kolejnych filmach poznajemy programy, które również cierpią z powodu bezdusznego systemu społecznego, który bezlitośnie kasuje niepotrzebne oprogramowanie, nie zwracając uwagi na to, że to oprogramowanie jest inteligentne i samoświadome, a zatem żywe. I jego życie liczy się tak samo jak życie ludzkie.
Bohaterowie Matriculated chcą zatem dać maszynom szansę pojednania, nie przez brutalną przemoc, ale przez otworzenie ich umysłów na zupełnie nowy sposób myślenia o ludziach – nie jak o zasobie do eksploatacji, ale jak o równorzędnych istotach. Dla maszyn, przynajmniej tych przedstawionych w Matriculated, jest to jednak całkowicie obcy sposób myślenia, więc by mieć jakąkolwiek szansę na porozumienie, ludzie z ruchu oporu muszą sięgnąć po wyjątkowe środki.
Tymi wyjątkowymi środkami jest stworzenie mniejszej wersji Matrixa. Takiego, który jest kompletnie różny zarówno od zwyczajnej, dużej wersji Matrixa, jak i od realnego świata. Przestrzeń, w której nie działają żadne znane prawa i w której nie ma żadnych znanych ograniczeń. To przestrzeń, w której może zdarzyć się wszystko, więc maszyny podłączone do tej wersji matrixa muszą porzucić swój dotychczasowy sposób myślenia, by w niej przetrwać.
Filmy z serii Matrix są z reguły bardzo zdyscyplinowane kolorystycznie. W realnym świecie, postapokaliptycznym pustkowiu zniszczonym przez maszyny, zazwyczaj dominuje czerwień i kolor granatowy. Matrix, wirtualna rzeczywistość symulująca zwyczajny świat, kodowana jest zielenią. To umożliwia czytelną, wizualną identyfikację obu tych światów. Widz nigdy nie będzie zdezorientowany ani się nie pomyli co do tego, czy dany fragment filmu rozgrywa się w rzeczywistym świecie czy w symulacji, bo obie przestrzenie są tak odmienne kolorystycznie. Wiele osób nie zauważy tego w sposób świadomy, ale podświadomie zarejestruje tę różnicę.
Chung, kreując tę małą, pozbawioną ograniczeń wersję Matrixa, wyrzucił całe to kodowanie kolorystyczne przez okno. Świat ludzi i maszyn nawet nie tyle się ze sobą miesza, co zostaje całkowicie zignorowany, ponieważ w opozycji do niego powstała zupełnie nowa rzecz. Taka, która wymaga zupełnie nowej optyki. I to w tym dziwacznym miejscu, zarówno ludzie jak i maszyny muszą zmienić swój sposób myślenia i funkcjonowania, by odnaleźć wspólne zrozumienie.
Nie powiem wam, jak kończy się Matriculated. Jak często bywa w uniwersum Matrixa, konkluzja jest słodko-gorzka, ale niepozbawiona nadziei, dlatego pozwolę tym z Was, którzy jeszcze nie widzieli tej animacji, odkryć to samodzielnie.
*
Oba człony terminu „komunizm na kwasie” należy traktować niedosłownie, ale raczej prowokacyjnie. Komunizm jest tu zatem ogólnie pojmowaną lewicową wrażliwością o potencjale rewolucyjnym. Kwas to natomiast ogólne określenie dla jakiekolwiek metody wyłamania się z utartych schematów myślenia. Jak już wspominałem, narkotyki i środki psychoaktywne nie są jedyną metodą na osiągnięcie tego celu. Można to robić na wiele sposobów. Istotne jest to, by całkowicie oderwać się od rzeczywistości i wyjść z konwencjonalnego, racjonalnego sposobu rozumowania.
Część z Was być może słucha tego wszystkiego z rosnącym zaniepokojeniem. Te osoby chciałbym uspokoić. Fisher nie proponuje tu porzucenia racjonalności jako takiej, ale świadomego wykorzystania nieracjonalności jako narzędzia do kwestionowana tego, co uznajemy za oczywiste i niepodważalne. By sprawdzić, czy aby na pewno jest aż tak oczywiste i niepodważalne jak nam się wydaje.
Na pewno znacie powiedzenie, że wszystkich wielkich odkryć dokonano przez przypadek. Nie wydaje mi się, by była to prawda – jestem pewien, że sporo wielkich odkryć dokonano metodą precyzyjnej, intencjonalnej analizy. Jest to jednak powiedzenie, które bardzo dobrze obrazuje ideę stojącą za komunizmem na kwasie. Czasami postąpienie w jakiś nieoczekiwany, niezaplanowany sposób może przynieść zaskakujące rezultaty. Rezultaty, których nigdy nie osiągnęlibyśmy postępując zgodnie z planem. A nawet więcej – o których nie wiedzielibyśmy nawet, że są możliwe, gdybyśmy postępowali zgodnie z planem. Bo nigdy nie przyszłoby nam do głowy, że coś takiego w ogóle jest możliwe.
Wszyscy i wszystkie mamy wdrukowane wiele bardzo założeń o świecie. O tym jak funkcjonuje, co jest możliwe, a co nie. To nieuniknione w procesie socjalizacji i edukacji – żeby przetrwać, musimy znać zasady gry. Skutkiem ubocznym jest jednak fakt, że wiele tych założeń nie ma pokrycia w rzeczywistości. Rzeczy, o których myślimy, że są niemożliwe – ponieważ od zawsze słyszeliśmy, że takimi są i nigdy nie zdarzyło nam się tego kwestionować – choć nie wiemy, czy tak jest w istocie. Albo nawet więcej – rzeczy, o których w ogóle nie myślimy, ponieważ mamy je zakodowane tak głęboko, że uznajemy je za element rzeczywistości, niewidzialny i przeźroczysty jak powietrze i nienaruszalny jak prawa grawitacji.
Żeby zacząć zauważać te rzeczy – nie mówiąc już nawet o ich kwestionowaniu – musimy radykalnie wyrwać się z ustalonych kolein myślenia. I wiecie co? Tym właśnie będziemy się zajmować przez resztę tego roku. Mam już dość pustego katastrofizowania. W planach na ten miesiąc miałem stworzenie wideoeseju o realizmie kapitalistycznym, ale to byłby kolejny dołujący materiał na temat, o którym mówiłem na moim kanale już wielokrotnie. I, jeśli mam być szczery, mam tego trochę dosyć.
Dlatego od teraz będziemy szukać nowych, radykalnych pomysłów na lepszą przyszłość – w filozofii, sztuce, kulturze i polityce. Mówiąc my, mam oczywiście na myśli siebie, ale Was również zapraszam do dołączenia, jeśli macie ochotę.
Bibliografia:
Kapitalizm, który działał:
https://ekskursje.pl/2011/11/kapitalizm-ktory-dzialal/
Kwasowy komunizm, "Praktyka teoretyczna"
https://pressto.amu.edu.pl/index.php/prt/article/view/30972
Trwa ładowanie...