Miłe Moje, Szanowni Moi,
Zapewne wielu z Was zastanawia się, co tam u mnie i co ze mną, i czy aby nie zmarnowaliście na mnie swoich dotacji.
Co do tego ostatniego, to nie wiem, czas pokaże, ale - mówiąc ogólnikami - żyję i mam się jako tako.
Jestem Wam jednak winien kilka prawd na mój temat i myślę, że najwyższy już czas, żeby je wyjawić.
Zanim jednak do tego przejdę, pozwólcie, że skupię się na najważniejszym.
Otóż chciałbym prosić wszystkich Patronów, którym coś obiecałem i jak dotąd nie dotrzymałem słowa, żeby się ze mną skontaktowali.
Nie będę ukrywał, że unikam facebooka świadomie, z rozmysłem i tak szczerze, jak to tylko możliwe, i że prawie już zapomniałem o moim profilu autorskim, więc obiecany wpis na listę Patronów wydaje się w tej chwili bezwartościowy. Niemniej, jeśli ktoś ma takie życzenie, nie ma problemo. Po prostu dajcie znać.
Ważniejsze jednak wydaje mi się to, że części z Was jak dotąd nie wysłałem mojego "Kota Czarownicy", a to już haniebne, skandaliczne, niedopuszczalne i wymagające jak najszybszej korekty zaniedbanie. Dlatego wszystkich, którzy nie otrzymali ode mnie Kotka, a otrzymać powinni, proszę o pilny kontakt mailowy albo przez Patronite. Najlepiej od razu z informacjami, nt. tego, w jaki sposób i na jaki adres wysłać książkę, oraz dla kogo ma być dedykacja.
Z góry dziękuję i pokornie błagam o wybaczenie wszystkich moich zaniedbań.
A teraz trochę historii mniej lub bardziej współczesnej, czyli słów kilka o tym, co u mnie dobrego (oraz słów znacznie więcej o całej reszcie).
Jeśli chodzi o moje zdrowie i wszystko dookoła, to nie ma źle, a może nawet jest nieźle; wszystkie moje... mankamenty, przynajmniej jak na razie, udaje mi się utrzymać w ryzach. Jest niemal stabilnie, więc codzienne funkcjonowanie nie sprawia mi większych problemów. Udaje mi się też ignorować poczucie beznadziei towarzyszące... świadomości pewnych spraw.
Trzymajcie kciuki, żeby owo status quo trwało jak najdłużej.
Jeśli chodzi o pisanie, to jest, niestety, gorzej. A być może nawet znacznie gorzej. Pewne sprawy w życiu mi się dokumentnie posypały (np. w październiku zeszłego roku musiałem sprzedać za grosze mój samochód, bo nie nadawał się już do niczego, prócz remontu prawie dwukrotnie przekraczającego jego rynkową wartość - gdybym mógł sobie pozwolić, to bym się szarpnął, ale... - więc zostałem uziemiony i pozbawiony źródła zarobków, jakim był ubering; i tak zresztą nieopłacalny w czasach zarazy), toteż musiałem większość mojej uwagi i sił przekierować na inne tory, by jakoś ogarniać rzeczywistość i mieć gdzie spać oraz co jeść.
Jest to głównie desperackie kombinowanie na różne sposoby, ale szczegółów Wam oszczędzę - dość będzie powiedzieć, że poezja planów, marzeń i założeń, jak zwykle, sromotnie przegrywa z prozą życia. Zwłaszcza odkąd kryzys postpandemiczny nabiera rozpędu i powoli przeradza się w recesję, a życie zdaje się całkowicie wymykać z rąk.
Słowem jednym lub kilkoma - jest ciężko. Na tyle ciężko, że naprawdę nie sposób skupić się na pisaniu. Zwłaszcza że mam graniczące z pewnością poczucie, iż nie jest to w tej chwili droga dokądkolwiek. Nie dla mnie w każdym razie.
A skąd to wiem? Bo - miałem tego nie mówić, póki sprawa nie będzie przyklepana odpowiednią ilością podpisów, ale że raczej nie będzie, to co mi tam... - mam ukończoną książkę, fajną taką, ale nie mogę znaleźć dla niej wydawcy.
O samej książce nie powiem Wam na razie nic, prócz tego - i właśnie dlatego że - jest to bardzo klimatyczne fantasy, zaplanowane na trzy albo cztery tomy, którego jestem jedynie - albo aż - współautorem (choć uczciwiej byłoby stwierdzić, że jestem "autorem asystującym").
Fakt, że powieść nie jest wyłącznie moja, wiąże mi ręce i język na tyle, że więcej o samej książce powiedzieć nie mogę.
W każdym razie pierwszy tom jest, a drugi się pisze powolutku, ale... Ale poczucie bezcelowości tworzenia tego dzieła (i wszystkich innych zresztą), wpływa na mnie i drugą (w zasadzie pierwszą) Autorkę bardzo demotywująco.
Tekst ma rekomendację dwóch znanych polskich pisarzy i redaktorów, sam również jestem osobą w jakimś stopniu rozpoznawalną w środowisku, współautorka powieści też już publikowała inne swoje teksty, jednak w dzisiejszych czasach to nic nie znaczy, niestety. Wciąż czekamy na odpowiedź od kilku wydawnictw, ale ciężko spodziewać się odpowiedzi innej niż wszystkie dotychczasowe (o ile w ogóle były jakieś odpowiedzi): "tekst naprawdę solidny/fajny/dobry/, ale obecnie rynek jest bardzo trudny, więc nie jesteśmy zainteresowani wydawaniem debiutantów*/autorów mało znanych". A niektórzy wprost nam napisali, że nawet nie czytali tekstu, bo z góry wiedzą, że go nie wydadzą. No więc mamy taką oto sytuację:
Nikt nie wydaje debiutantów, bo -> wydawanie debiutantów jest bardzo ryzykowne, bo -> moje nazwisko na siebie nie pracuje, bo -> jestem debiutantem i nikt mnie nie zna, bo -> nikt nie wydaje debiutantów, bo...
Przepraszam, jeśli brzmię jakbym się żalił. Nie to jest moim celem. Po prostu jako moi Patroni zasługujecie na wiedzę o tym, jak się sprawy mają. Naprawdę chciałbym Wam powiedzieć o tej książce w inny sposób i przy innej okazji, ale jest jak jest i inaczej być - być może - nie będzie, więc nie widzę sensu w dalszym trzymaniu kart (powieści) przy orderach. A może po prostu szukam rozgrzeszenia za to, że tak bardzo zaniedbuję pisanie, swoje marzenia i Was przy okazji. Jeśli możecie, to rozgrzeszcie. Jeśli nie - pamiętajcie chociaż, że próbowałem.
Że dalej próbuję. Bo oczywiście nie składamy broni i nie zamierzamy się poddać. Zawsze znajdzie się jakieś nowe wydawnictwo, z którym jeszcze nie próbowaliśmy nawiązać współpracy. A nawet jeśli nie, to nękanie wydawców głupimi pytaniami nie jest prawnie zabronione, więc...^^
Poza tym - bardzo powoli, ale jednak - pracuję też nad kilkoma innymi tekstami. Dwie książki, kilka opowiadań... Jasne, w obecnej sytuacji rynkowej odechciewa się wszystkiego, a do tego nakłada się tu brak czasu, wieczny egzystencjalny niepokój, nieuleczalna choroba, chaos, zmęczenie, rozgoryczenie i rozczarowanie sobą, życiem i światem po roku 2020, i wszystko wygląda coraz gorzej, więc niczego nie chcę - i nie mogę - obiecywać, ale wiem jedno: z całą pewnością nie zamierzam odpuszczać. Owszem, czasami nie mam już sił na nic więcej, niż tylko usiąść w kącie i płakać (mniej więcej metaforycznie), ale poddawanie się chyba po prostu nie leży w mojej naturze. Dlatego nie skreślajcie mnie jeszcze, okej?
Dobra, powoli kończę i wracam do prób zrobienia czegoś bardziej konstruktywnego - może aktualizacji treści na Patronite. Mam nadzieję, że wybaczycie mi słowotok oraz fakt, że nie poddaję go żadnej autocenzurze (kusi, ale uczę się zwalczać perfekcjonizm, a to jest bardzo dobre ćwiczenie).
Gdyby ktoś chciał mi (nam - nie zapominajmy o Soni) trochę pomóc, zostając moim Patronem albo odnawiając wygasłą już subskrypcję, to zupełnie się nie obrażę, wiadomo, ale nie to jest celem mojej wiadomości - mimo wszystko nie chodzi mi o branie, tylko o dawanie.
Peace!
Trwa ładowanie...