Jeden tydzień, 3 interwencje, aż 11 istnień do ocalenia!

Obrazek posta

Wielokrotnie to powtarzamy, że zajmujemy się przypadkami trudnymi, nawet beznadziejnymi. Chcemy dawać nadzieję i szansę tam, gdzie nikt inny nie próbuje. Nasze moce przerobowe to kilkoro pasjonatów, 3 pracowników na blisko 120 zwierząt, z których wiele wymaga specjalistycznej, indywidualnej opieki. Zazwyczaj staramy się zajmować pojedynczymi przypadkami. Nie chcemy dopuścić, by jakoś opieki dla już obecnych podopiecznych jakkolwiek spadła, jednocześnie nowym oddając takie samo zaangażowanie i siły. A co robimy, gdy nagle trzeba zając się 4 nowymi przypadkami, w tym jednym z aż 7 szczeniaków? Robimy wszystko co w naszej mocy. I wiele więcej. W ostatnich dniach obrodziło nam w zwierzęta katowane, zaniedbane, skrajnie stare, lękliwe, chore. Poznajcie te cudowne istoty i uratujcie je z nami!

VINCENT

Zajmujemy się oczywiście interwencjami. Współpracujemy przy dużych akcjach, ale takie pojedyncze, "małe", często wykonujemy sami. Tak było z Vincentem. Dostaliśmy anonimową informację o młodym kucu, trzymanym w urągających wszystkiemu warunkach. Oglądając zdjęcia włosy jeżyły nam się na głowie. Musieliśmy go uratować. Na miejscu okazało się, że zdjęcia nie oddają stanu "posesji". A już na pewno nie odrażającego smrodu. Nie było dyskusji, Vincent został zabrany mimo oporu, ale jego stan i otoczenie absolutnie nas do tego uprawniał. To się tak nie skończy, ale teraz najważniejszy jest on.

Szczęście w nieszczęściu to silny, młody zwierzak. Pełen wigoru. Aż nadto. To ogierek, więc dla jego własnego dobra i zdrowia, oraz możliwości bezpiecznej adopcji zostanie wysterylizowany. Stan kopyt jest, lekko mówiąc, zły. Tak, ktoś je obcinał, ale zapewne siekierą. Wyprowadzenie ich do poprawnej formy, a więc i uleczenie całego układu ruchu i poprawa postawy, będzie trwało długo. Wiele sesji specjalisty kowalskiego - wiele pieniędzy. Psychicznie jego dotychczasowe życie nie mogło się nie odbić urazami i swoistym niepokojem. W połączeniu z działającymi już gonadami daje to bardzo lękliwego i znerwicowanego kuca. Ale z waszą pomocą możemy mu zapewnić wspaniałą przyszłość!

MIA

Kiedy odbieraliśmy Vincenta, w innej ruderze na terenie "posesji" coś przykuło naszą uwagę. Może to ósmy zmysł? Doświadczenie? Zwykły przypadek? To w sumie nie ważne. Istotne jest jednak to, że za przeczuciem sprawdziliśmy wrak budynku, oddalony nieco od miejsca, gdzie przebywał Vincent. I strzał w dziesiątkę. Znaleźliśmy ją. Oto Mia.

Jeśli uważaliśmy, że Vinciu miał źle, to tutaj brakuje trochę słów. Stara, rozwalona, cienka buda bez żadnego wypełnienia. Nawet grama słomy. Wszędzie na około masa odchodów.  To wiadro na froncie zawierało bagno, nie wodę. W garnku resztki... czegoś. I te pióra. "Odpadki z produkcji". I przylepiona, w najbezpieczniejszym wg niej miejscu ona. Przecudnej urody, wyglądająca jak mix Golden Retrivera i Owczarka Podhalańskiego. Ledwie żyjąca ze strachu, nie, z przerażenia i rozpaczy. Zdradzająca symptomy jakie widzieliśmy wielokrotnie latami. Nie do pomylenia. Mia musiała być bitaKopanaKatowana. W "sprytny" sposób. Brak złamań, widocznych ciężkich blizn, kulawizny. Ale jej zachowanie, panika przy każdym ruchu człowieka, próba "zniknięcia" lub ucieczki, oczy mówią nam wszystko. 

Mia jest dorosłym, ale młodym psiakiem. Zęby ma bardzo mocno stępione, nawet nie chcemy wiedzieć w jaki sposób, ale dzięki młodości jeszcze nie zepsute. Może i krótkie, ale jednak całe jej życie spędzone w tym piekle odbiły się już na kondycji i zdrowiu. Ale nic czego nie można by wyleczyć. Tylko ta biedna, chora głowa. Ale nic! Specjalizujemy się w psach lękowych. Długą pracą, cierpliwością i miłością wyleczymy rany duszy. Jeszcze będzie radosnym, kochanym psiakiem. Jeśli my przetrwamy nadchodzącą zimę, ona też się uleczy.

RÓŻA I JEJ 7 PĄCZKÓW

Różyczka sama jest jeszcze dzieckiem, nie ma jeszcze roku. To, ręka na sercu, jeden z najmądrzejszych, najkochańszych, najcudowniejszych psiaków, jakie w życiu spotkaliśmy. Tym bardziej szokuje stan w jakim ją znaleźliśmy.
Ją i jej 7 dzieci...

Skrajnie wychudzona, ale mimo to próbująca jakoś karmić ogromną czeredę swych dzieci, niespełna roczna suczka, o oczach jak gwiazdki. Róża. Różyczka. Uśmiecha się do ludzi, chce się przytulać cały czas. Cokolwiek ją spotkało, nie zabiło w niej radości i miłości. Choć prawie zabiło ją. Niedobory w tym ekstremalnie chudym ciele doprowadziły ją na skraj. Cudem miała pokarm, choć jakie mógł mieć wartości dla maluszków? Ale jest wyjątkowa. Jej dzieci też. Przeżyli razem, już w te pierwsze chłody. Znaleziona przypadkiem w ruderze dzięki wolontariuszom. 

Leczymy, poimy, grzejemy, karmimy, chuchamy i dmuchamy. Okropna, skołtuniona skorupa śmierdzącej  sierści została wyszorowana, filc usunięty, dzieciaki są dodatkowo specjalnie karmione, mają cały czas dodatkowe ogrzewanie. Tylko rachunki i faktury wciąż rosną, w tempie w jakim maluchy ostatnio wystrzeliły. Jeszcze trochę i będą do adopcji. Wiadomo po mamie, że to będą wyjątkowe psy. Do tego czasu jednak musimy o nie dbać jak nikt, więc musimy mieć za co.

ROMUŚ

Przez co przeszedł ten fenomenalny staruszek? Możemy się tylko domyślać. Znaleźliśmy go skrajnie wychudzonegoledwo stojącego na krzywych łapkach. Okropna, brudna i straszliwie śmierdząca sierść. Kręgosłup pod samą skórą o stanowczo nie takim kształcie jak powinien być. Łapki wątłe, bardzo krzywe, o wyraźnych zwyrodnieniach. Oczy paskudnie zaropiałe, o uszach to nawet nie ma co mówić. Zęby... zęby wyjaśniają po części chudość. To co zostało z jego uzębienia pokryte jest koszmarnym, szarobrązowym kamieniem. A zapach z pyszczka... tego nie da się opisać. Ani wytrzymać. Ogółem - koszmar!

Wiek wyjątkowo trudno ocenić, ale sądząc po wszystkich "objawach", spokojnie powyżej 15 lat! To wszystko w małym, pokurczonym ciałku. Które jakimś cudem działa. Znamy takie przypadki. Za młodu musiał być wyjątkowo silnym psem. Blizny i twardy charakter świadczy najpewniej o tym, co przypuszczamy. To uciekinier, znajda z jakiegoś koszmarnego miejsca. Jakiegoś zbieracza albo umieralni psów, która udaje schronisko. Miejsce, w którym dosłownie (jak nasz rezydent, Misio) Romeczek musiał przeżyć. I to zapewne większość swych lat

Ale jego wola, siła, chęć życia są niemierzalne! On ma jeszcze wiele do zrobienia i opowiedzenia. By tak mogło być, musimy koniecznie doprowadzić jego wątłe, ale wciąż działające ciało, do lepszej używalności. Suplementy, leki, konieczna sanacja zębów (po której zostaną pewnie same dziąsła...), kastracja ratująca życie (podejrzenie raka). On da rade, my tylko musimy mu to umożliwić. 

Te 4 historie wydarzyły się w przeciągu niecałego tygodnia! Tuż przed zimą gdzie cała praca i nakłady idą na przygotowanie naszych podopiecznych do trudów tej części roku. BŁAGAMY O WASZE DOBRE SERCA. Tylko wasza hojność sprawia, że Schronisko Pegasus może działać i ratować takie biedy! POMÓŻ IM!

schroniskopegasus schronisko pegasus azyldlazwierzat pies psy koń konie uratuj adoptuj

Zobacz również

Na ratunek poparzonej klaczy! (UWAGA! DRASTYCZNE ZDJĘCIA)
Ratujemy końskie dziecko!
By brzuchy były pełne

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...