Podczas ostatniego pobytu w Ukrainie sporo czasu poświęciłem na spotkania z elektrykami odbudowującymi zniszczone przez rosjan sieci energetyczne. Jednym z moich rozmówców był Sasza, czterdziestolatek z wioski Szewczenkowe, który do ekipy monterów trafił niemal wprost ze szpitala, gdzie wcześniej zawiodła go rosyjska bomba.
- Wiosną zeszłego roku pomagałem wyciągać 84-latka, sąsiada, którego zasypało w chałupie. Chłop ponad dwie godziny spędził pod gruzami, ale przeżył. Kilka miesięcy później sąsiedzi musieli wygrzebywać i mnie – Sasza zaśmiał się smutno, po czym ze szczegółami opisał, jak wybuch bomby pogruchotał mu nogę.
Rozmawialiśmy w ruinach domu wspomnianego staruszka. Dziś to na poły zawalona chata, z podwórkiem zamienionym w potężny lej. Patrząc wzdłuż drogi, 300 metrów dalej znajduje się dom kultury. Okazały budynek jak na standardy wsi Szewczenkowe. I to właśnie ten obiekt – zajęty rzekomo przez ukraińskie wojsko – zamierzał zniszczyć rosyjski samolot. Legendarna rosyjska celność sprawiła, że placówka ocalała, a przepadło z hukiem domostwo bogu ducha winnego 84-latka.
– Ale kable i słupy zrywali i powalali celowo, żeby uprzykrzyć nam życie – podkreślał Sasza.
C.d. już niebawem.
-----
Nz. Przywołane w tekście podwórko/fot. Marcin Ogdowski
Trwa ładowanie...