Szczyty i Kościuszko. To nie o górach rzecz będzie...

Obrazek posta

Bywają takie miejsca na mapie Bajkowego Podlasia, do których chętnie wracam. Nota bene chyba całe Podlasie jest nimi usiane, ale to już inna historia. Weźmy na ten przykład Szczyty. Kiedyś jedna duża jednostka administracyjna, później dwie mniejsze. Co w nich takiego niezwykłego spytacie się zapewne?

Ehhh niedowiarki….Jeśli mówię, że bajkowe to już powinniście uszami zastrzyc. Już sama legenda o genezie nazwy dóbr Szczyty jest sama w sobie niezwykła. Jeśli kto jej nie zna, to jak mawiał jej główny bohater…to żeś trąba Kochanieńki, ale nie od mego herbu. Podpowiem tylko tym wszystkim, którzy nie bardzo są na bieżąco z herbami…Trąby to herb Radziwiłłów.

Ale  odłóżmy na bok barwną postać, jaką był Panie Kochanku i wróćmy na chwilę do ław szkolnych. Ja staję za katedrą, wy siadacie grzecznie i łapki do góry, kto wie, o kim będę w tej chwili Wam mówił.

Otóż wielki Polak, bohater nad bohatery. Choć postury nikczemnej, kawaler z bardzo wielkim bagażem doświadczeń w tzw. sferze polityczno - salonowej. Któż to taki?

Nie…nie jest ten w dwóch różnych butach i w kociej sierści utytłany.

Podpowiedź Wam dam…

 

Ja, Tadeusz Kościuszko, przysięgam w obliczu Boga całemu Narodowi Polskiemu, iż powierzonej mi władzy na niczyj prywatny ucisk nie użyję, lecz jedynie jej dla obrony całości granic, odzyskania samodzielności Narodu i ugruntowania powszechnej wolności używać będę.

 

No i widzę konsternację na waszych inteligentnych twarzach. Co mają Szczyty wspólnego z kimś takim jak Tadziu Kościuszko? A mają, mają. Bo chociaż zapewne nigdy tu jego noga nie powstała, to, …ale o tym może już sami posłuchajcie.

Jak już Wam wspomniałem zapewne, a jeśli nie to z lekcji historii powinniście pamiętać, że nasz wielki bohater narodowy był osobą niezwykle nieśmiałą. Może nie typ klasowego gamonia i takiego popychadła, ale jak to czasem bywa, nie lubił pchać się do jupiterów. Wszystko to trochę z powodów kompleksów. Gdyż jak to mawiają, z metra był cięty. Na francuskim obcasiku i w rogatywce mierzył w porywach zawrotne metr sześćdziesiąt wzrostu. Wiec gdzie poszedł do knajpy już, jako dorosły niby facet, to kelner w pierwszej kolejności o dowód go prosił. Gdy zaś chciał cos powiedzieć, to …no właśnie. Trzeba było czymś się wspomóc, a wtedy nabierał śmiałości i tak zwana mu szajba waliła. Pierwszy był wtedy do bójki i zwady. Ale kto by chciał dziecko uderzyć, pytam się?

A damy serca? Hmmm…no właśnie. Opiekować się, przytulać…głaskać po główce i owszem. Ale no wiecie, coś więcej. Z dzieckiem? Tfu tfu tfu.

Na chwile zostawmy więc Tadzia i wróćmy do Szczytów podlaskich. Na ten czas ich właścicielem był gościu zwany Węgierski. Niech was nie wprowadza w błąd jego nazwisko. Z Madziarem może miał tyle wspólnego, że gulasz i tokaj uwielbiał. A tak to był z krwi i kości Polak rodowity. W kręgach salonowych obyty, może niezbyt majętny, ale słuchać umiał i wiedział z kim trzymać, komu jakąś przysługę tez zrobić.

Gdy więc na salonach zaczęto rozmawiać o buncie przeciw Rosji, uszka w szpic postawił. Bo jak to od wieków u nas bywa, po kilku kielichach albo o piłce kopanej gadamy, albo na ruskich psy wieszamy. W tamtych to czasach, piłka jeszcze nie była dobrze znana, więc temat polityczny był na samym szczycie.

Król to dupa wołowa i nie umie rządzić. Ja to bym Kaśce bobu zadał.

A głupoty gadasz Waść. Trzeba by naród skrzyknąć i ruskich wykopsać.

Panowie…cicho, nie gardłujcie na próżno. Jeszcze, kto doniesie i poruta będzie. Ruskie byli, są i będą tu rządzić. My zaś powinniśmy przy nich jedynie się bogacić.

Wojny nam trzeba z ruskimi. Na pohybel z nimi!!!

Ale kogo na wodza? Kto naród poderwie?

No i Węgierski się wtedy odezwał. Ja znam kogoś takiego. Si wi po cholerze. Ni to, że jakiś tam z klucza partyjnego nominat. Pełną gębą sztabowy artysta. Lecz trzeba go będzie z lekka urobić, lecz już w tym moja głowa.

Tak, więc zaprosił Kościuszkę Węgierski na lampkę dobrego reńskiego do Wierzynka. Więc po którejś z kolejek zaczyna mu prawić do ucha.

Wiesz, co Tadziu? Rzecz jest zgoła gardłowa. Nie to, żebym Ci za grosz nie ufał. Będzie niedługo się działo. Więc przyda się nam opinia gościa od fortyfikacji. No, bo wiesz, Pepi (dla niewtajemniczonych książę Józef Poniatowski zwany był przez kumpli Pepi) ma stanąć na czele wojska i chce skopać Rosjanom zadki. Lecz przydałby się nam ekspert, który w tv by to komentował. No wiesz, taki trochę od siedmiu boleści, ale co by miał lekką mowę. Może pleść trzy po trzy, parapiętnaście. Ale aby przy tym po opozycji też jechał.

Ale jak to? Kto chce dać temu fircykowi taką ważną też rolę? Toż on nie ma za grosz doświadczenia!!! Tu trzeba chłopa z jajami. Co trochę prochu powąchał. Ja to bym inaczej zrobił….

No tak…rzekł na to Węgierski. Ja też tak ludziom mówiłem, ale oni w koło, że Tadziu to cienias i nie da rady.

Ja? Ja nie dam rady? Potrzymaj no tego pucharka. Ja im zaraz pokażę jak się zabrać za sprawę. I tak lekko wstawiony na rynek pod pomnik Adama poleciał. I dawaj performens robić dla pucu, jak to ma wyglądać. Turystów jak to w Krakowie, było wtedy od metra. Więc wnet się po Polsce rozniosło, że Kościuszko wojnę wywołał. Gdy więc nazajutrz wytrzeźwiał był już wodzem naczelnym.. Jak to później się rypło, to już insza inszość niestety.

Sam Węgierski zaś znalazł swoją nową przystań życiową. U pięknej Izy Branickiej, doradzał i był jej kancelarzystą. Tu liścik jakiś napisał. Tu zaś komuś widzenie załatwił. Schlebiał i też do uszka coś szepnął wesołej księżnej Branickiej. Choćby to o figurze świętego Nepomucena.

Księżno…toż się nie godzi, by święty wśród nimf i satyrów stał se. Ma patrzeć na gołe piersi i zadki. Toż nam kuria wnet naśle jeszcze jakąś kontrolę. Wiem. Księżna ma ich w głębokim i bezgranicznym …no właśnie. Ale jak się przyczepią, to nas niemiłosiernie z ambon oczernią. Więc może ja wezmę i Nepomucenka postawię w swoim niewielkim majątku. Niechaj pod cerkwią stoi. Gotów jestem też nawet, za fakturę opłacić. Wiem, że księżna ostatnio, nie bardzo groszem też pachnie. Więc machniom akt własności figury, by nikt nas nie posądzał, o jakiś przekręt bankowy.

Od tej pory do dzisiaj święty stoi pod cerkwią. Odnowiony na cacy, z dorobioną rączką też prawą. Tą mu żołdak odstrzelił, gdy mu szajba odbiła. Teraz już jak nowiutki, jakby prosto spod lwowskiej igły  wyszedł. Stoi i oko cieszy nasz Nepomucen szczytowski.

Tak, więc będąc na miejscu wspomnijcie czasem i Tadzia. Chłop jak umiał tak się też starał, by nas spod ruskich  wyrwać na zawsze. Komu to po troszku też zawdzięczamy? Właścicielowi dóbr Szczyty panu Węgierskiemu Janu Walentemu.

Zobacz również

Królowe lysty piszą do księżnej ...
Białą damą być, ach damą być...
Kolejna legenda herbowa...

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...