Stukot kół

Obrazek posta

Stukot kół

Pociąg wystartował początkowej stacji z kwadransem opóźnienia. Gdzie zgubił ten kwadrans – nie mam pojęcia. Może z opóźnieniem opuścił PaFaWag czy inną fabrykę pociągów i później już nigdy tego spóźnienia nie nadrobił? Czaicie? Od pierwszego dnia ma zawsze kwadrans w plecy? A teraz pomyka z gwizdem pod podłogą, jakby tam siedział silnik od boeinga, ale nie mknie jakoś obłędnie szybko. Nie jest koleją szybkich prędkości. Koła nie stukają. Tego mi brak.

Bardzo lubiłem stukot kół, zwłaszcza gdy pociąg wpadał się na liczne rozjazdy i plątaninę torów przed jakąś większą stacją. te wszystkie ratapatpuf! Wtedy był to perkusyjny koncert, a ja jestem człowiek rytmu. Monotonne stukanie podczas jazdy dawało mi zawsze szansę wymyślania w głowie jakichś nowych piosenek, jakbym jechał z perkusistą. Podróż była przyjemniejsza.

W czasach ZSRR jechaliśmy pociągiem z Charkowa do Krasnodaru. Podróż trwała prawie 24 godziny. Zaduch, okna zamknięte na stałe. Koszmar. Ratował nas bufet, czy nawet jakiś kierownik pociągu, którym żenił nam szampany w ogromnych ilościach. Nie mógł uwierzyć, że jesteśmy w stanie tyle wypić. Po wielu godzinach, jakoś nad ranem, pociąg nieoczekiwanie stanął w stepie. Okazało się, że tym samym pociągiem jechała drużyna siatkarzy i musieli odbyć poranną rozgrzewkę. Wyskoczyli, pobiegali na trawce w kółko, robili skłony, przysiady, gimnastykowali się na świeżym powietrzu przez pół godziny, po czym wrócili do wagonu i ruszyliśmy dalej. 

Nazwy tych dawnych radzieckich miejscowości migają mi na ekranie telewizora codziennie. Połowy z nich już nie ma. A jak są, to zdruzgotane wojnami. Leżą w różnych państwach, autonomiach, czasem nie wiadomo gdzie - nie ma już ZSRR. Ale Abchazji z cudownym Suchymi nikt nie uznaje. Serce się ściska, jak się widzi te obrazki, zburzone budowle, rozszarpane ulice. I ukraińskie ruiny. Czuję się niepewnie, bo nie do końca wiem jak ta wojna przebiega. Znamy tylko informacje przychylne Ukrainie. Że Rosjan zginęło 100, może 200, a może i 300 tysięcy. A ilu Ukraińców? Zero informacji. Nie licząc makabrycznych zdjęć z Buczy czy Bachmutu, gdzie trupy walały się na ulicach. Amerykanie stracili w Wietnamie 58 tysięcy żołnierzy i mieli dosyć. Przyznali się do porażki pod naporem gniewu własnego  narodu. A tu 300.000 ludzi – i nic. 

Prigożyn. Dla wielu Robin Hood skrzyżowany z Janosikiem i Siedzącym Bykiem. A to zwykły gangster, wódz prywatnej armii rzezimieszków, gotowej wymordować wszystkich za odpowiednią kasę. Menel oderwany od butelki z kirą, stawiający cały świat na parapecie wieżowca. Szefunio wypuszczonych z więzień bandziorów i jego sowiecka Legia Cudzoziemska, pod nazwą Grupa Wagnera, do wynajęcia. Masz hajs – kontaktujesz się, ustalasz kwotę, miejsce i robisz przy ich pomocy rebelię gdzie trzeba. Groźnie wyglądały ostatnie dwie-trzy doby. A ja miałem nadzieję przeżyć całe życie bez wojny w zasięgu ręki.

Nie lubię wojen. Miałem w podstawówce kumpla, który kolekcjonował serię książeczek „z żółtym tygrysem”. Historyjki wojenne. Akcje, naloty, bitwy, wysadzanie mostów, zamachy. Przeczytałem kilka, ale nie pociągały mnie za bardzo. 
 

Tu Wagner w głównej roli. Ryszard Wagner. I jego 



Robert Gawliński miał hobby żołnierzykowe. Po prostu kolekcjonował ołowiane żołnierzyki i odtwarzał nimi różne dawne bitwy. Miał tego niezliczone ilości. I stale polował na kolejne. Dziś mam wrażenie, że ołowianych już się chyba nie produkuje, raczej plastikowe, ale nie jestem pewien. Ołowiany człowieczek z mundurze czy zbroi miał swój ciężar. I 7 cm wzrostu. Ja kochałem księcia Witolda w czerwonym żupanie, replikę z matejkowskiej „Bitwy pod Grunwaldem”, z koniem, z którego można go było zdjąć i próbować postawić na nogach, ale wtedy wywracał się, niczym pijany Lee Marvin z filmie „Cat Balou”. Robert instalował na stole naprawdę poważne makiety swoich bitew. Tu lewe skrzydło, tam jazda konna, gdzieś artyleria, poważna rzecz. 

Piotrek Szkudelski, perkusista Perfectu, miał inne hobby: pasjami sklejał modele samolotów, głównie wojennych. W czasach PRL była to pasja trudna do uprawiania, bo zakazana była sprzedaż modeli niemieckich z czasów II wojny światowej, a były bardzo pociągające. Te wszystkie messerschmitty, ale też angielskie spitfiery były nie do zdobycia. Robiłem za dobrego wujka i wracając do Polski z USA wiozłem zawsze kilka pudełek w skali 1:72 dla niego w darze. Całował je, jak tylko je dorwał w ręce. I naprawdę misternie sklejał. Wciąż nie mogę odżałować, że przedwcześnie, nagle odszedł. 

Były perkusista Testu, Jasio Staszek, ma hopla na punkcie starych zegarków i starych radioodbiorników. Kupuje złomy i rekonstruuje. Odnawia, picuje, naprawia. Nie wiem jak to robi. Czasem na swojej stronie na FB pokazuje kolejne okazy i to naprawdę zapiera dech. https://www.facebook.com/janusz.staszek12 Zwłaszcza, jak się weźmie pod uwagę, że mieszkają (razem z żoną Marysią, świetną wokalistką!) w niewielkim mieszkaniu i wszystkie półki są zastawione tymi urządzeniami. Niejedna Desa wymięka. Naszej „Chwili” na Ogrodowej ofiarował zajebiste radio z magicznym okiem. 

Czarek Szlązak, nieżyjący saksofonista i multiinstrumentalista 2+1, po iluś latach grania odkrył w sobie pociąg do malowania. Kupił sztalugę, płótno na blejtramie, deskę-paletke, farby olejne i zaczął malować pejzaże. Widziałem jego wzburzone fale morskie i łodzie. Bylem zaskoczony. Znakomicie mu szło. 

Prigożyn wymiękł i udał się na Białoruś. Nikt teraz nie wie co tam się wydarzyło. Facet z prywatną armią postawił pod ścianą wielkie sowieckie imperium i nastraszył całą kulę ziemską. A potem bezkarnie się stlenił. Kruche to wszystko. Jak się zna trochę Rosjan, to sprawy wyglądają niekiedy banalnie. Z jakiegoś powodu regularne wojska rosyjskie zbombardowały pozycje wagnerowców, zabijając iluś prigożynowych watażków. Prigożyn nie miał wyjścia, musiał koleżkom pokazać, że nie pęka, nie pozwala sobie w rosół kichać, trzyma lejce i postanowił wrzasnąć w odwecie "jedziemy na Putina”. Tyle. 200 km od Moskwy skapował, że chyba przesadził, i dostał od Putina i Łukaszenki szansę wycofania się bez obciachu (co się jeszcze okaże).

Czas chaosu. To, co się dzieje w Polsce, jest dla mnie nie do ogarnięcia. Szczekanie na oporny naród ze strony rządzących - nie ma precedensu. Gomułka jednak się miarkował, choć był draniem strasznym. Więc staram się nie czytać, nie widzieć, nie słuchać, bo me†lik nie jest mim dobrym sprzymierzeńcem. Patrzę na zawody lekkoatletyczne, Kiedyś przesiadywałem na stadionie Skry na każdym mityngu, ale dziś ten stadion nadal przypomina ruiny Koloseum. Mają go odbudować. Kiedy to się skończy? W październiku. To także moje zadanie.
___

Przed chwilą odciąłem opaskę, w której grałem na Męskim Graniu. Tak się artystów taguje, żeby mogli się poruszać po całym terenie koncertu. Komuś, kto napisze do mnie jakiś fajny post - prześlę ją na pamiątkę. Tak to wygląda.





Widzimy się o 21:00 na FB!

Love. ZH



 

Zobacz również

Wojna grubych z chudymi
Osiem dni w tygodniu
Dzisiaj

Komentarze (3)

Trwa ładowanie...