Zamiast glampingu. Darmowe campingi w Estonii

Obrazek posta

Wyobraźcie sobie, że siedzicie kolejną godzinę w aucie. Do celu jeszcze daleko, a jedziecie właśnie przez gęsty las. Szyba samochodu w dół. Wdychacie tyle powietrza, ile możecie.

Albo wybraliście się na przejażdżkę rowerową po puszczy. Słońce powoli się zawija za horyzont, a jakoś szkoda czasu na powrót.

W Estonii ponad połowę terytoriów zajmują lasy. Zarządza nimi Riigimetsa Majandamise Keskus, organizacja przypominająca Lasy Państwowe. Poza zwyczajowymi pracami pośród drzew, RMK wyznacza szlaki turystyczne, dba o obiekty noclegowe, przygotowuje miejsca biwakowe i pozwala rozpalać ogniska.

Można wyjść z auta i usiąść przy stole pod wiatą. Zwykle gdzieś z boku stoi robocza popielniczka. Potrzebę załatwić w suchej toalecie, gdzie zawsze wisi rolka papieru. Jeśli nie uzupełnił jej leśniczy, zrobił to człowiek, który biwakował w tym miejscu wcześniej.

Jeśli jest zimno, można rozpalić ognisko. Niektóre miejsca wyposażone są w ruchomy ruszt i komin. Kawałek dalej pod daszkiem ukryto porąbane drewno. Wystarczy na noc. Ktoś zostawił jeszcze węgiel i małą siekierkę. Na tablicy napisane jest wyraźnie: zadbaj, by drewna wystarczyło kolejnej osobie.

Można przenocować, nie wydając żadnych pieniędzy. Zasada jest jedna: biwakuj, ale nie dłużej niż 24h.

Riigimetsa Majandamise Keskus mają swoją apkę. To mapa, która jest dokładniejsza od Googla. Widać małe ścieżki i drogi na skróty. Widać też ikonki z ogniskiem. Jest ich niemal trzysta w całym kraju.

Veere campsite. Rumba site. Ohtu campfire. Kaksikute campfire. Nawet na małej wysepce Osmussar. (Bardzo melodyjny język mają Estończycy, mimo wielu zdublowanych spółgłosek.) Każde miejsce na mapie jest opisane: amenities, facilities, fireplace, hiking options, sights. Obok zdjęcia. Nawigacja. Opcja udostępnienia znajomemu.

Dotarliśmy do Veere. Chłodna, kamienista plaża w ścisłym rezerwacie Teesu. Niczego nie brakuje. Buszują mrówki. Rozpościera się płycizna. Woda zimna, ale Czesi, którzy byli obok, weszli. Pachnie wydmą. Nie ma żadnych śmieci, poza kilkoma petami w ognisku. Spędzamy tu spokojne popołudnie pijąc piwo i herbatę. Jemy rybę usmażoną na ruszcie. Najbliższy sklep to jakieś siedem kilometrów. W pobliżu tylko las i pusta droga. Kawałek dalej jakiś stary, butwiejący port. Zero straganów, wrzawy. Sąsiedzi są. Zapraszamy ich, bo trafiło im się miejsce bez paleniska. Decydują się wieczór spędzić sami. Na czytaniu we dwoje. I jest w tym też jakaś ulga. Że nie będzie imprezy. Że wszyscy śpimy w tym rezerwacie spokojnie. Słońce zachodzi grubo po 23, a wstaje bardzo wcześnie.

Na campingach RMK w Estonii spaliśmy wielokrotnie. Większość z nich leży nad wodą. W pobliżu szlaków pieszych i rowerowych. Nie ma tam jednak za bardzo co robić i wszystkie wyglądają prawie tak samo. Jest to denerwujące i krzepiące zarazem. Ten nietknięty las. Wyciszony, w którym czas się zatrzymał, ale internet śmiga.

Przydatne linki:

apka RMK

polski Wiating

polski Wiating (mapa)

natura wiating las biwak camping

Zobacz również

Święte oburzenie
Spadający z budynków
Bałtycki brutalizm. Linnahall

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...