Konflikt izraelsko-palestyński nie ma rozwiązania. I raczej jest mało szans na znalezienie tego rozwiązania w przyszłości. Ten konflikt jest zamkniętym, powtarzającym się cyklem przemocy. Jest jak Uroboros, gdzie przyczyna rodzi skutki, a skutki - nowe przyczyny. I tak bez końca. Tak, oczywiście, wiem o wpływach sił zewnętrznych na ten konflikt i wiem, że wielu uważa, iż to jest główny powód, dlaczego ta wojna się nie kończy. To prawda. Ostatni atak Hamasu na Izrael jest aktem na tyle korzystnym dla niektórych graczy, że ciężko uwierzyć, by był przypadkowy. Ale to manipulowanie i sterowanie konfliktem zawsze ma podstawę w postaci realnej wrogości i determinacji obu stron do kontynuowania wojny. Gdyby tej podstawy nie było - nie byłoby czym sterować. I nawet gdybyśmy Izrael i Palestynę odizolowali od świata i każdego wpływu z zewnątrz, konflikt między nimi by nie ustał.
Obecnie temat tego konfliktu zrobił się bardzo popularny i w internecie aż się roi od materiałów, które w ten czy inny sposób starają się szukać źródeł tej wrogości w historii. Historię zawsze dobrze jest znać, ale warto też pamiętać, że historia nie pomoże konfliktu tego rozwiązać. Wycieczki historyczne najczęściej służą jedynie budowaniu usprawiedliwienia dla każdej ze stron konfliktu, dlaczego to ona ma tutaj rację i jest dobrem, a druga nie ma racji i jest złem. W praktyce historyczne podstawy konfliktu niewielkie mają obecnie już znaczenie. Nie ma znaczenia do kogo należała ta ziemia 3000, 2000, 1300 czy 500 lat. Który z narodów i w jakim okresie tam się pojawił. Państwo żydowskie nie istniało od czasów rzymskich, ale tak się złożyło, że zaistniało. I to się już raczej nie zmieni w najbliższym czasie. Ktokolwiek czegokolwiek by nie chciał. Naród palestyński nie istniał zaledwie 70 lat temu. Ale zaistniał w wyniku całego tego konfliktu. Tak często bywa w historii, że ktoś, kto nie miał własnej tożsamości, zyskuje ją w wyniku wojen, rewolucji czy innych kryzysowych wydarzeń.
Obecny konflikt jest więc realny i jego podstawą jest radykalna postawa wobec siebie nawzajem po obu stronach. Obie strony uważają w tej chwili, że fizyczna likwidacja drugiej strony na tych terenach - jest rozwiązaniem sporu. Może nie w wyniku ludobójstwa, ale na przykład wypędzenia przeciwnika. Po obu stronach oczywiście istnieją też wewnętrzne konflikty i grupy ludzi mniej radykalnie nastawionych, ale w tej chwili decydenci po obu stronach, którzy prowadzą swoje narody w tej wojnie, tak uważają. I co ważniejsze, faktycznie taką, a nie inną politykę, prowadzą. Izrael jest mocno podzielony wewnętrznie i różne polityczne grupy inaczej patrzą na to, jaką politykę trzeba prowadzić wobec Palestyńczyków. Jednak na ogół Izrael jako państwo na Zachodnim Brzegu od wielu lat prowadzi strategię faktów dokonanych, celem której jest pełna aneksja tych terenów i faktyczna kontrola nad nimi, którą posiada w zasadzie już teraz. Zachodni Brzeg w teorii jest częścią Palestyńskiej Autonomii rządzonej przez organizację FATAH, która niegdyś przed podpisaniem porozumień z Izraelem była organizacją terrorystyczną i prowadziła walkę w sposób podobny do tego, jak obecnie to robi HAMAS. FATAH nadal ma w swoich regulaminach zniszczenie Izraela jako cel. Ale w rzeczywistości współpracuje z państwem żydowskim. No, a państwo to w pełni kontroluje sytuację na Zachodnim Brzegu. Kontroluje granicę z Jordanią, kontroluje zasoby, wodę, drogi. I najważniejsze: w zasadzie prowadzi politykę kolonizowania tych terenów. Ktoś powie, że nie nie, osadnicy są po prostu żydowskimi radykałami, którzy samowolnie zajmują te ziemie. Tak, to prawda i czasem Palestyńczycy z Zachodniego Brzegu (ci których ziemie osadnicy po prostu zajmują wypędzając miejscowych z niej) nawet wygrywali z nimi w izraelskich sądach. Ale państwo Izrael jako całość chroni tych osadników i używa ich osad jako punktów wpływu i kontroli na wrogim terenie. Izraelska armia buduje mury, instaluje punkty kontrolne koło tych osiedli umożliwiając im normalne funkcjonowanie na tych terenach i zamykając Palestyńczyków w odosobnionych enklawach. Izraelskich osadników na Zachodnim Brzegu 10 lat temu było zaledwie 40 - 50 tys. Teraz jest co najmniej 500 tys. I ta liczba wzrasta. Wzrasta też cena polityczna, którą musiałby zapłacić każdy izraelski rząd, który chciałby zatrzymać tę postępującą aneksję tych terenów. Odwrócenie tej polityki robi się coraz mniej realne. Palestyńska autonomia wobec tego jest w zasadzie fikcją. Rząd palestyński sformowany tam na bazie FATAHu niewiele kontroluje. Nie jest w stanie tak naprawdę prowadzić żadnej polityki ekonomicznej czy socjalnej. Czy chce ją prowadzić, to inne pytanie, ale nawet gdyby chciał, nie może. W ten sposób, nie ma znaczenia, kto i co deklaruje. W praktyce państwo Izrael na ten moment prowadzi politykę powolnego przejmowania kontroli nad Zachodnim Brzegiem i przynajmniej częściowego wyparcia stamtąd ludności palestyńskiej. Takie działania w prawie międzynarodowym mają dość jednoznaczne określenie.
Strefa Gazy jest czymś zupełnie innym. Zachodni Brzeg pomimo trudnej sytuacji Palestyńczyków tam, nie jest zupełnie zamknięty pod względem ekonomicznym. Tak, jest on kontrolowany przez Izrael, ale to jest terytorium odwiedzane przez turystów i z nieporównywalnie większą aktywnością gospodarczą niż Strefa Gazy. W tej ostatniej pełną kontrolę przejęła organizacja HAMAS, która jest radykalną islamską organizacją łączącą jednocześnie w sobie cechy nacjonalistycznej bojówki. HAMAS też kontroluje w pełni władzę cywilną w Strefie Gazy na każdym poziomie. Ma swoje szkoły, przedszkola, islamski uniwersytet, urzędy, wreszcie rząd cywilny. Strefa Gazy w ten sposób stała się prawdziwym państwem terrorystycznym. Niegdyś Izraelczycy sami popierali działalność tej organizacji, w której widzieli przeciwwagę dla FATAHu. Wtedy działalność HAMASu miała charakter islamskiej organizacji charytatywnej. Ironia polega na tym, że Izrael sam sfinansował powstanie szkół i islamskiego uniwersytetu w Gazie stworzonych przez założyciela HAMASu szajcha Ahmada Jasina. Z czasem ta organizacja jednak coraz bardziej się wzmacniała i coraz bardziej się radykalizowała. W roku 2007 w wyniku wojny domowej HAMAS zniszczył struktury FATAHu w strefie Gazy i od tamtego czasu rządzi tam w oparciu o prawo szariatu. Strefa Gazu w odróżnieniu od Zachodniego Brzegu jest terytorium w zasadzie odizolowanym od świata. Ten niewielki pasek ziemi jest jednym ogromnym miastem z populacją ok 2,2 mln osób. To jest terytorium, w którym rządzi bieda i gniew. Bezrobocie wśród osób młodych sięga 80 %. Służba w strukturach HAMASu jest tak naprawdę jedyną pewną pracą tam i ta organizacja świetnie wykorzystuje rozpacz miejscowych kierując ją w stronę Izraela. Okropne ataki terrorystyczne, których dokonuje HAMAS na cywilach izraelskich jest w wypadku tej organizacji dowodem jej skuteczności dla tych, którzy ją finansują. Uderzenia, które dokonuje w odpowiedzi Izrael wcale nie są dla HAMASu czymś dotkliwym. Wręcz przeciwnie, to jest to paliwo, które zawsze daje im nowego rekruta i utwardza ich pozycje. HAMAS jest organizacją, która żywi się wojną i chaosem. Gdyby konflikt nagle jakimś cudem wygasł, nie miałaby żadnych podstaw do istnienia. Więc w dużej mierze i polityka Izraela na Zachodnim Brzegu, i uderzenia na obiekty cywilne w Strefie Gazy są HAMASowi na rękę. I jednocześnie tak samo ataki HAMASu na Izrael, jakby strasznie to nie brzmiało, są dobrym paliwem dla radykalnej części elit i społeczeństwa izraelskiego, którzy zyskują w ostatnim czasie coraz więcej wpływów na politykę tego państwa. Bo to jest dla nich idealny pretekst do kontynuowania ostrej linii na wyczyszczenie Zachodniego Brzegu i Gazy z ludności arabskiej i zaanektowanie tych terenów. My niewiele słyszymy dyskusji i mało mamy informacji o tym, co się dzieje na Zachodnim Brzegu, dlatego że pod względem informacyjnym walka Izraela z terrorystami HAMASu dominuje w całym kontekście konfliktu izraelsko-palestyńskiego. W ten sposób ta walka służy jako dobra przykrywka dla pełzającej aneksji Zachodniego Brzegu.
Obecna polityka państwa izraelskiego robi powstanie państwa palestyńskiego w zasadzie niemożliwym. Albo przynajmniej bardzo mało prawdopodobnym. To samo w sobie nie może nie radykalizować Palestyńczyków, bo zapędza ich w ślepy zaułek. Ta sytuacja zaś jest dobrym paliwem dla organizacji podobnych HAMASowi, które atakują Izrael i przekonują jego elity, że rozmowy z terrorystami nie są możliwe, więc ostra polityka jest jedynym słusznym rozwiązaniem. A to prowadzi do nowych ataków i rozszerzenia kontroli nad Zachodnim Brzegiem I tak nasz Uroboros dostaje się do własnego ogona, który pożera i tak w kółko. Zewnętrzne siły zaś grają w swoją grę. Jedni próbują ustabilizować sytuację w regionie z korzyścią dla siebie. Inni na odwrót destabilizują, próbując obalić stary porządek i na jego ruinach zbudować nowy. Sytuację w samej Palestynie zmienić prawdopodobnie może tylko mocna zmiana sytuacji geopolitycznej w wyniku jakiegoś kryzysu o charakterze globalnym. Ale to już inny temat trudny do prognozowania.
Tak wygląda bardzo uproszczony obraz tego konfliktu. Dlaczego w ogóle podjąłem się tego tematu? Chce mocno ostrzec was, drodzy czytelnicy, przed zbyt pochopnym zajmowaniem czyjejś strony w tym konflikcie. Ja wiem, że to jest obecnie bardzo popularne i ten konflikt wzbudza wielkie emocje. Ktoś jest oburzony okrutnym wycinaniem cywilów w izraelskich osadach, a ktoś zabiciem cywilów w uderzeniach lotniczych na Gazę. Ale ja chcę wam powiedzieć, że nie musimy tu jednoznacznie opowiadać się po żądnej ze stron po to, by zostać ludźmi. Sytuacja w tym konflikcie nie jest ani czarno-biała ani jednoznaczna. Ataki terrorystyczne są godne jednoznacznego potępienia tak samo, jak i uderzenia na cywilów i wyrzucenia miejscowej ludności z terenów przez nią zamieszkanych. Nie widzę przyczyny, dlaczego mam wybrać jedną ze stron i zamknąć oczy na ofiary z drugiej strony i na te przestępstwa, które popełniają ci, których popieramy. Bez względu jaką stronę popieramy. Izrael ma prawo do istnienia w pokoju. Palestyńczycy mają prawo żyć na własnej ziemi. Nawet jeżeli te dwie tezy są nie do pogodzenia, to nie oznacza, że mamy popierać czystkę etniczną z jednej czy drugiej strony. Czyny godne potępienia, mają być potępione. Stosowanie odpowiedzialności zbiorowej za zbrodnie wojenne godne jest potepienia. To jest jedyne rozsądne podejśćie do tego typu wojny i zachowanie tego zdrowego rozsądku robi się tym wazniejsze, im więcej w świecie jest wojen i śmierci niewinnych.
Trwa ładowanie...