Początek i koniec

Obrazek posta

Początek i koniec

Wczoraj rano, nieco po przebudzeniu i po instynktownym luknięciu przez okno, by sprawdzić, czy jest śnieg na dachach okolicznych domów, wróciłem do łóżka. Postanowiłem jak zawsze sprawdzić w porannych internetowych przekazach, czy ktoś umarł, jakaś kolejna wojna wybuchła, albo też – w co trudno uwierzyć – może coś dobrego się wydarzyło.

W polskich mediach nic nie było, poza plotkami i opiniami jednych o drugich. Przypomniał mi się mój internetowy projekt sprzed lat „Wywrotka pełna szajsu". Opiszę go kiedyś. W amerykańskich mediach rajcowano się usunięciem członka Kongresu George'a Santosa z Izby Reprezentantów, w sensie „odebrano mu mandat poselski”. Cymesik, który tam się zdarzył po raz 6 w historii, a w Polsce nigdy. Gdybym był wilkiem, to bym zawył z tęsknoty.

Na Twitterze (nie potrafię używać nowej nazwy „X” tego portalu, to moja skaza, do dziś używam starych nazw ulic w Warszawie, co konfunduje moich młodszych rozmówców: na al. Solidarności nadal mówię Świerczewskiego, Jana Pawła II to wciąż dla mnie Marchlewskiego, szpital na Wołoskiej to dla mnie na Komarowa i, co chyba najgorsze, na Plac Bankowy mówię Plac Dzierżyńskiego). I na Twitterze wyskoczył mi wrzucony przez kogoś filmik. Autor zaanonsował go w ten sposób:

„Wielka Brytania w 1950r. Zwracacie uwagę na to samo, co ja?”

Chwyciłem haczyk. Kliknąłem. Usłyszałem znajome dźwięki i ujrzałem obrazki, które mnie ucieszyły. 


Kochana muzyczka z dzieciństwa, brytyjski klarnecista Acker Bilk i jego „Stranger At The Shore", nie wiem z jakiego powodu komunistyczne radio grało go regularnie, podobnie zresztą jak Luisa Armstronga Paula Robsona. Paula Ankę. Obejrzałem filmik dwukrotnie, by odgadnąć co ciekawego miał na myśli autor posta. Nic mnie nie zaintrygowało. Zajrzałem w komentarze. Pierwszy brzmiał:
„Biali ludzie?"
I natychmiastowa odpowiedź autora:
"Punkt za spostrzegawczość Panie BIAŁY! 🔥"
A więc o to chodziło. To była zawleczka. Intelektualny granat eksplodował chwilę później. Kolejne głosy anonsowały: „Czarny był tylko pies", „Nie ma Murzynów. Jeszcze Anglia była Anglią", „Ani jednego Polaka" (i odpowiedź: „Wypierdalaj pedale"), „To samo można było widzieć na polskich ulicach do lat 70... Brak urozmaicania kulturowego", „Murzyni byli wtedy na koloniach". „Dziewczynki bawią się jak dziewczynki, chłopcy jak chłopcy, faceci są facetami, a kobiety kobietami. Normalny świat bez tęczowych skrzywień". I tak dalej. Tysiące polubień. Konto autora okazało się rasistowskim ściekiem. Każdy jego wpis był homofobiczny, rasistowski, ksenofobiczny, i niemal wszystkie komentarze również. Nieco później natknąłem się na wywiad Lady Gagi, w którym powiedziała między innymi „Social media to globalny kibel".

Spoko. 

Sam filmik mi się bardzo podobał z przyczyn sentymentalnych. Przez moment miałem wrażenie, że pokazuje obrazki z mojego dzieciństwa. Mieszkałem niedaleko Ogrodu Saskiego i często zapuszczałem się w jego okolice. Tuż za Halą Mirowską i jej siostrą Halą Gwardii, gdzie pierwszy raz w życiu zobaczyłem koncert rockowy z Michajem Burano i Karin Stanek (aczkolwiek wisząc na piorunochronie przy uchylonym lufciku, bo mnie nie wpuścili), istniała wielka budowla o nazwie Pałac Lubomirskich. Tam mieściła się jakaś eksluzywną siedziba wojskowa, jakiś garnizon, stamtąd wyruszali żółnierze z warty honorowej i maszerowali równym krokiem dobry kilometr (było ich trzech) do przejścia przez torowisko tramwajowe i dalej przez cały Ogród Saski aż do Grobu Nieznanego Żołnierza - tam dokonywali zmiany warty. Przy grobie dwóch stało na stanowiskach pod kolumnami, dwóch innych, którzy swoją wachtę już odstali (nieruchomo przez 2 godziny w mundurze w upale!) dołączało do dowódcy trójki i wracali marszowym krokiem do Pałacu Lubomirskich. Ten pałac przesunięto na wielkich szynach wg jego osi, by przyjął pozycję frontem do Ogrodu.

Jako dzieiciak dziesiątki razy biegłem pod ten Pałac i maszerowałem obok żołnierzy ze zgrają koleżków z podwórka, tak nam się podobał ten równy krok dzwoniący podkutymi oficerkami o płyty chodnikowe, o asfalt i potem o żwir, którym wysypane były wszystkie alejki w Saskim ogrodzie. Chrzęściły bosko. I to jest właśnie ten bliźniaczy obrazek z londyńskiego filmu. Miałem złudzenie, że może ktoś wkleił parę kadrów z Warszawy. 

Tak, czarnych ludzi wtedy w Polsce nie było. Kiedy jeden kiedyś pojawił się na Marchlewskiego któryś z koleżków wpadł na podwórka, kiedy siedzieliśmy koło trzepaka i wrzasnął: "Murzyn idzie, chodźta zobaczyć!" i pobiegliśmy. Rzeczywiście, szedł czarnoskóry człowiek. Nie byliśmy rasistami. Mogliśmy równie dobrze smoka zobaczyć. Wierszyk "Murzynek Bambo" Juliana Tuwima z 1935 roku nie miał w swej intencji szydery z innej rasy - wzbudzał życzliwość. Kończył się słowami „szkoda, że Bambo czarny, wesoły, nie chodzi razem z nami do szkoły”. Ale z jakiegoś nieznanego powodu istniał wokół antysemityzm. 

Określenie „Żyd" było poważną zniewagą. Największy bandzior na naszej dzielnicy, skazany później za zabójstwo, miał ksywę Żydu". Kiedy porwano syna działacza politycznego Bolesława Piaseckiego, Bogdana, piętnastolatka, którego znaleziono zamordowanego w piwnicach budynku, w którym mieszkał Bogdan Olewicz, mówiło się, że zamordowali go Żydzi. Kiedy pewnego dnia jakiś chłopak krzyknął do mnie "Ty Żydzie!", opowiedziałem o tym matce, a ona się zmartwiła. W czasie wojny ukrywała żydowskiego krawca na Lubelszczyźnie, w rejonie hołubionym dziś przez Czarnka, gdzie stawiane są przez niego pomniki tzw. żołnierzom wyklętym. Pamiętała co Polacy słowiańscy zgotowali semickim braciom. Dopiero na poziomie liceum sytuacja się nieco zmieniła, co nie znaczy, że poprawiła. Moi najbliżsi przyjaciele byli żydowskiego pochodzenia i zostali z Polski wygnani w 1968 roku. A ja im współczułem i płakałem, kiedyśmy się żegnali na dworcu Warszawa Gdańska.

Antysemityzm mnie mierzi. Rasizm mnie mierzi. Homofobia mnie mierzi. Pogarda mnie mierzi i przygnębia.

Romek Czystaw, mój wielki przyjaciel w latach nastoletnich, koleś formatu Tomka Sawyera, późniejszy wokalista mojego Dzikiego Dziecka i następnie Budki Suflera ("Nie wierz nigdy kobiecie" śpiewał on właśnie), skomponował kiedyś piosenkę, zresztą piękną, o tekście "Nadeszła chwila ta, w bój ruszył czarny lud, który przez tyle lat cierpiał nędzę, głód". Tacy byliśmy.

A potem, gdzieś w 1977 roku chyba, jechałem z polskim koleżką nowojorskim autobusem przez Manhattan, był wielki strajk, śmieciarze nie wywozili śmieci i zawartość ulicznych koszy fruwała w powietrzu, mróz straszny, i sobie gaworzyliśmy beztrosko po polsku, nie zwracając uwagi na otoczenie, w końcu koleżka, który nie był tak życzliwie nastawiony do odmienności, warknął jakiś bluzg pod adresem czarnoskórych ludzi, kopiących właśnie kartony na środku 5 Alei, i wtedy siedzący kilka foteli przed nami czarnoskóry człowiek odwrócił się i rzucił czystą polszczyzną  "Uspokójcie się, kurwa, bo tu niektórzy rozumieją po polsku!". Zdębieliśmy. Z zaskoczenia, ze strachu i wstydu. Przeprosiliśmy go, a on wyjaśnił, że studiował w Polsce, już nie pamiętam co. 

Rasizm tli się w niewidzialny sposób. Pomieszkuje w zakamarkach i zaułkach ludzkiej duszy. czasem wyskakuje znienacka, rzuca banana na boisko piłkarskie, rzuca się z pięściami na ciemnoskórego przechodnia bez powodu. Niepojęte. 

Na mojej wsi, na jednej z posesji, powiewają od kilkunastu dni dwie flagi: polska i palestyńska. Nikt ich nie zerwał, choć wiszą przytwierdzone nisko, do ogrodzenia. W okolicy, może nie bezpośredniej, ale jednak, mieszka wielu obcokrajowców, głównie Azjatów, więc ksenofobia raczej tu nie działa. W nieodległym centrum handlowym krąży wielu ludzi o różnym kolorycie skóry, niektórzy w turbanach, kobiety z hidżabach, albo co najmniej w chustach zakrywających włosy, w powietrzu frunie łagodne "Lulajże Jezuniu" śpiewane przez Mazowsze chyba, gdyby dziś nakręcony filmik wrzucić to internetu za 50 lat, ludzie mogliby być zdziwieni. Bo nie wiemy co się wydarzy. Czy będzie kolorowo, jak na Manhattanie, czy biało, jak sobie wymarzył autor postu na Twitterze. 

Kilka dni temu w Promie Kultury na Saskiej Kępie odbyła się kameralna impreza, zorganizowana przez Polską Fundację Muzyczną. Powstała 20 lat temu i właśnie uświetniała swój jubileusz. Świetna rzecz. Zagrałem tam z Wojtkiem Waglewskim i kontrabasistą jazzowym Piotrem Rodowiczem. Spotkałem wielu dawnych przyjaciół i sporo ludzi z kolejnej generacji artystów. Gdy byliśmy młodzi, nikt z nas nie przypuszczał, że kiedyś będzie potrzebował pomocy, nie będzie miał kasy na leki, gdzie mieszkać, emerytury. Tomek Kopeć, który Fundację wymyślił, jest idealnym szefem tej organizacji. Był szefem wytwórni Pomaton i potem EMI, dziś szefuje firmie dystrybuującej firmy do kin Galapagos, sam był kiedyś aktywnym harcerzem. Pomaton od tego startował - od produkcji i dystrybucji kaset magnetofonowych z piosenkami harcerskimi. Człowiek skrupulatny, pomocowy, super. A teraz zajrzyjcie na stronę Fundacji i zobaczcie ilu ludziom już pomogła. Cała kolumna nazwisk jest niżej po prawej. 

➡️ https://pfm.waw.pl
 
Na widowni był m.in mój wielki friend Wojtek Morawski, który właśnie takiej pomocy potrzebuje. Były bębniarz Klanu, Perfectu, Breakout, czołowy sideman, fantastyczny myśliciel, dziś ma problemy neurologiczne, grać nie może, musi korzystać z opieki. Widzieć go uśmiechniętego to było wielkie coś. Wcześniej Fundacja pomagała Zbyszkowi Łapińskiemu (pianiście z tercetu Kaczmarski, Gintrowski, Łapiński), Marka Ałaszewskiego (sparaliżowanego po udarze), Wojtka Kordę (po kilku udarach), dziś wspiera Leszka Świerszcza, muzyk jazzowego, który dorobił się znakomitego klubu koncertowego w USA i świetnie mu się wiodło, grali tam wielcy Amerykanie (m.in. Kansas i Gary Moore) i cała śmietanka polska - a teraz wylądował bez kasy w Polsce i mieszka w domu opieki społecznej. Ciężko się wiedzie wielu artystom. Takie to są losy.

Z lewej Jarek Bem, brat Ewy Bem i Alka Bema, były perkusjonistą Bemibek, i Wojtek Morawski (z prawej)


Aktualnie  Fundacja wspomaga Elę Dmoch z 2+1, Jana A.P. Kaczmarka (wstrząsająca historia polskiego zdobywcy Oscara...), Katarzynę Gaertner (kompozytorkę "Małgośki" której dom spłonął wraz z instrumentami...).  Nikt nie wie ilu z nas zapuka do drzwi tej Fundacji, los lubi fikać fikołki. Kliknijcie proszę :)


I tak oto dopłynęliśmy do brzegu na dziś. O tych i innych rzeczach pogadamy dziś na moim FB. Jak zwykle - o 21:00 :)

Love.
ZH ☮️


 

 🔥

 

Zobacz również

Patriotyzm
Paradise
Czyż nie dobija się koni?

Komentarze (4)

Trwa ładowanie...