Ryczący prawie non stop generator prądu ani na chwilę nie pozwala zapomnieć jak nieznośne potrafi być życie. Kiedyś wyłączali prąd kilka razy dziennie. Teraz, mam wrażenie, że bardziej prądu nie ma niż jest. Tego z elektrowni, bo zawsze po dwóch sekundach ciszy i ciemności odpalają silniki rakiety. Tak mi się przynajmniej wydaje, bo huk generatora prawie zmiata mi laptop ze stolika. To nie moje życie jest nieznośne - nie mylmy nieznośnego hałasu z życiem - ale tych, co tych generatorów nie mają. Wśród nich są nasi nauczyciele. Nie pojawiają się na treningu albo na lekcji online, bo nie włączył się nieistniejący generator i nie było jak podładować telefonu. “Wali, pytam chłopaka w hotelowej restauracyjce, jak myślisz, kiedy można się spodziewać, że generator umilknie?”. “Ms Agata, pojęcie nie mam. Jak prąd włączą. Kto to wie”. Naiwne pytanie, ale myśli nie da się zebrać, taki huk, więc jestem usprawiedliwiona. Może nie do końca. Mogę przecież uciec do środka, schronić się w swoim pokoju, z ciemnym oknem od innej strony, gdzie klima buczy, ale ciszej.
Tu w ogródku hotelowym ze sztuczną trawą upał wali dzień i noc, bo temperatura nawet w nocy ledwo złazi do 28 stopni. W domu padłabym nieprzytomna przy takiej pogodzie. Zawroty głowy, duszności. Tu - adrenalina trzyma w pionie. Siedzę więc na zewnątrz pomiędzy upałem i hukiem, nie w ciemnym pokoju, z klimatyzacją ustawioną na stałe na 17 stopni, z wiadomościami lejącymi się z telewizora, które albo mrożą, albo podpalają. Korespondenci CNN nadają z Kijowa, nadają z Gazy, z Sudanu.
Nagle cisza. Elektrownia też znów nadaje. Od razu czuję się, jakby upał zelżał.
Nigeria mogłaby być elektrownią Aftyki. Ma ropy pod dostatkiem. Wydobywa nieco mniej niż Norwegia nieco więcej niż Katar. Dużo eksportuje. Tak dużo, że prawie cały dochód państwa z ropy się bierze. Sprawdzam sobie, w internecie czy my też ropę od Nigerii kupujemy. Też. Ale nie tylko, bo także kakao. Ciemno. Zgasły światła. Włącza się generator. Zapalają się światła. Huk. System działa bez zarzutu. Nikt nawet nie zwraca uwagi. Kakao czy czekoladę można kupić w Nigerii, ale tylko w hipermarketach jako towar importowany.
Patrzę na statystyki, oczom nie wierzę, jak ujemny jest bilans naszej wymiany handlowej z Nigerią. Sprzedajemy za sto milionów, a kupujemy za ponad 780. W euro. Cisza. Po dwóch minutach generator.
Ropa w postaci paliwa potrafi być w Nigerii towarem deficytowym. Od czasu, gdy byłam w Nigerii po raz pierwszy paliwo podrożało z 5 razy, pociągając za sobą wszystkie inne ceny, łącznie z ceną dolara. Paliwo jest drogie i nieobecne. Wczoraj Simon - mój kierowca - stanął w kolejce po benzynę o drugiej w nocy, abyśmy mieli jak dojechać do Iseri Oshun.
O siódmej pisze, że będzie po dziewiątej. O dziesiątej jeszcze go nie ma. “Madame, wciąż na stacji, nie wiem co robić”. Potem tłumaczy mi mechanizm: zatrzymali sprzedaż, bo liczą na podwyżkę cen.
Ciemno. Zgasły światła. Włącza się generator. Radio na telefonie wspieranym przez wi-fi nawet nie zauważa przejścia. Ja zauważam, bo hotelowy generator ryczy jak dwanaście harleyów. Skupić się nie da. Myśli latają od tematu do tematu. Do tego rozpadało się. Deszcz wali o dach i zagłusza nawet generator.
Trwa ładowanie...