„Ostatni dzień na Ziemi” (The Last Day on Earth). David Vann. Przekład Dobromiła Jankowska. Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2024.
8,5/10
Niedookreślone kategorie zła; BRAK UROJENIA. Żadnej ułudy. TWARDA realność. Ślepy i głuchy tłum, a w nim samotnik-sromotnik, planujący (od lat) masowe morderstwo.
Nie czytałem opowieści... o powieści i liczyłem, że David Vann raczy nas kolejny raz fikcją. Mocna, przeszywająca pewność, że jest to zmyślenie, była ogromna. A w finale czytam, jak pisarz dziękuje redaktorowi Tylerowi Cabotowi z „Esquire”. To on przydzielił Vannowi temat, to on z pisarzem pracował nad tekstem.
Tekstem szokującym.
W lutym 2008 roku na Northern Illinois University Steve Kazmierczak zabił i ranił kilkadziesiąt osób, po czym popełnił samobójstwo. A przecież był bardzo dobrym studentem, nagrodzonym przez dziekana.
Kiedy wiele lat temu dopadło mnie pisarstwo Trumana Capote, to ciężko było pozbierać myśli. Nie tylko lektura „Z zimną krwią”, ale także biograficzny (doskonały) film, dopełniał całości. Pokazywał jak temat morderstwa, można połączyć z własnym, osobnym życiem.
David Vann pisze inaczej, a jednak jest pierwiastek podobieństwa. Nie tylko dlatego, że wraca do samobójstwa ojca, do łatwości z jaką „dostawał” każdą nową broń. Portret mordercy, samobójcy z NIU to stadium człowieka wyczerpanego, targanego chorobami psychicznymi, konfliktami z bliskimi i rozchwianą tożsamością.
To, co wydarzyło się 14 lutego 2008 roku to finał finałów; makabryczna konkluzja.
Tekst „Ostatni dzień na Ziemi” czyta się zachłannie. I ciągle stawiałem sobie pytanie: - ile jest w tej narracji literackiego szaleństwa, a ile prawdy o kraju, w którym dostępność do broni, jest (aż tak bardzo) zatrważająca.
Kiedy kilkanaście lat temu poseł Andrzej Czuma z powagą zaczął rozprawiać, że i w Polsce powinniśmy kupować pistolety i karabiny, niczym w supermarkecie, to byłem przerażony. Kilkanaście razy byłem na strzelnicy sportowej, ale porzuciłem pasję oddawania strzałów do tarczy. Czasami w dziesiątkę, najczęściej w szóstkę. Powiedziałem basta, bo od lat cierpię na depresję i „zabawy z bronią” uznałem za idiotyczne i głupie zachowanie „dużego chłopca”. Walkę z własnymi demonami, trzeba było przerwać.
A pamiętajcie dokument z 2002 roku. Michael Moore swój obraz reklamował tak: „Co trzeci mieszkaniec Stanów Zjednoczonych posiada broń palną, która staje się przyczyną coraz to większej liczby zabójstw”. „Zabawy z bronią” miały tyle samo wrogów, co entuzjastów. Moore został nazwany „lewackim furiatem”. Jednakże czy jego film nie jest (naj) lepszym przykładem, że o problemach należy rozmawiać, a nie poddawać się narracji lobbystów, którzy uznają, że posiadanie broni, to największy „tryumf amerykańskiej demokracji”.
Książka Davida Vanna jest przedstawiana jako reporterski esej. Nie chcę podawać w wątpliwość tego określenia, ale po przeczytaniu „Ostatniego dnia na Ziemi” wiem jedno; pisarz pokazał, jak wiele potrafi. Nie tylko wymyślać, ale pracować nad materiałami sądowymi, policyjnymi i lekarskimi. Do tego dochodzi tsunami relacji. Dialogów, monologów, listów. Niby nikt dokładnie nie znał zamachowca, a tak naprawdę należałoby napisać „zbyt mało osób dostrzegało problem”.
Steve Kazmierczak podrzucany jak „gorący kartofel”. Z przychodzi na oddział, z pubu do ciemnej strony internetu. Maligna osobowości i w tym wszystkim planujący zamach – chory człowiek.
Kiedy już „był pewien”, że zacznie zabijać, to inicjował „garażowe wyprzedaże”. Sprzedawał konsole z „strzelankami”, ale także rzeczy drobne i z pozoru nieistotne. A potem nagle się wycofywał i przez ponad sześć lat nie brał prozacu i innych antydepresantów. Jak to możliwe, skoro żył w ciągłym napięciu, niesiony atakami paniki?! Do tego dochodziła paranoja i głosy, które słyszał tylko on.
Terencjusz pisał: „Nic, co ludzkie, nie jest nam obce”, ale człowiek na prochach staje się kimś innym.
Skrzywdzić siebie – bolesny, desperacki wybór! Zacząć strzelać do innych; zabijać – to w ogóle nie powinno podlegać żadnej dyskusji. A jednak?!
***
A pamiętajcie „Słonia”? Obraz z 2003 roku jest fabularyzowaną wersją ostatnich godzin życia ofiar i sprawców strzelaniny z amerykańskiego liceum w Columbine. Psychologia, socjologia, rozdwojona jaźń, pokiereszowana tożsamość.
Gdy oglądałem ten film, głośno stawiałem pytanie; - czy jest sens pokazywania (takiego) stadium okrucieństwa? Samotności na ostrzu noża…
Co do filmów, to Steve Kazmierczak jest fanem serii „Piła”, chorego filmu o okrutnym mordercy, któremu zadawanie bólu sprawia szaloną przyjemność. Czwarta część „Piły” jest w narracji Vanna zaznaczana i „wywyższana”. Amerykański pisarz cyzeluje każdy objaw okrucieństwa. Horrory, łatwość w zakupie broni, kulawy system zdrowotny. Albo „to”: - „Manson przemawia do każdego elementu życia Steve’a, w tym możliwości wielokrotnego zabójstwa, zadając pytanie: A co, jeśli samobójca zabija?”.
Lub „to”: - „Główny problem być może leżał w tym, że Steve zażywał koktajle. Mieszanki leków, kto wie, jakie miały skutki. Z symptomów, które pojawiały się przez lata – epizody psychotyczne, halucynacje, paranoja, niepokój, napady gniewu, bezsenność, obsesje, rozpacz i tak dalej – które pojawiały się wcześniej, a które zostały wywołane przez tabletki”.
***
David Vann pisze z rozmachem. Gęsto tutaj od bólu i przerażenia. To kolejny dowód – powód, by mówić/pisać, iż mamy do czynienia z pisarzem kompletnym. Nie tylko sprawnie operuje fikcją, misternie manewruje aktami i „prasówką”. Jednak coś, co przekonuje mnie najmocniej, to umiejętność wsłuchania się w żywych i zmarłych. Vann – dlatego mowa o eseju – sprawnie przywołuje bibliografię, skrupulatnie łączy… kropki. Tworzy źródło bestialstwa.
***
Obraz narysowany przez amerykańskiego pisarza to kolaż. Bo poza aktami, rozmowami, obrazami, jest istotna kwestia seksualności. Prawie „wszystko” jest tutaj kompulsywne i patrzymy niczym na zapis EKG. Góra – dół, bardzo rzadko neutralny „środek”. Erupcja choroby dwubiegunowej.
***
Czy podobna sytuacja mogłaby się wydarzyć „tu i teraz”? Nie mamy marketów z amunicją, ale na pewno mamy ludzi w kryzysie osobowości. Jeśli „problem ginie w tłumie”, to pewność, że dojdzie do tragedii, rośnie każdego dnia, każdego roku. Steve Kazmierczak przez lata przygotowywał się do zbiorowego morderstwa, a jednak David Vann umiejętnie przybiera postać „adwokata diabła”. Próbuje, na podstawie zgromadzonego materiału, dokładnie scharakteryzować „żywy obraz chodzącego trupa”.
***
W zderzeniu z prozą Vanna dopadło mnie zdanie: „Ostatnie badania socjologiczne dowodzą, że […] zjawiska zbiorowej przemocy podlegają swoistej logice i są przejawem pragmatycznego sposobu myślenia, który porządkuje świat w myśl zasady, że nowoczesne państwo powinno być racjonalnie zaprojektowane i administrowane”. Magdalena Ickiewicz-Sawicka w pewien bezduszny sposób dowodzi naukowego oblicza zła.
Lecz bez naukowego kontekstu nigdy nie będziemy w stanie zrozumieć, dlaczego dzieje się tak wiele zniekształceń, tak wiele łajdactwa.
Lub „to”:
- „Spojrzenie na problematykę zbrodni z perspektywy kulturowej pozwala dostrzec jej paradoksalną naturę – z jednej strony jako czyn, który w zbiorowej świadomości wiąże się przede wszystkim z umyślnym pozbawieniem życia, spotyka się ze szczególnym potępieniem ze strony społeczeństwa; z drugiej zaś – trudno byłoby zaprzeczyć temu, że jednocześnie rodzi liczne społeczne i kulturowe fascynacje, jakie można zaobserwować we współczesnej kulturze – w szczególności popularnej”. (Pod redakcją Szymona Cieślińskiego Natalii Dmitruk Joanny Płoszaj – Wrocław 2020)
***
Książkę przeczytałem w jeden dzień. Za szybko! Ta fabuła powinna rezonować w czytelniku dłuuugo. Wprawdzie kilka dni „chodziłem z tą historią”, ale poza warstwą dokumentalną, najbardziej zajmował mnie warsztat Vanna. Przeczytałem także pozostałe książki w tłumaczeniu Dobromiły Jankowskiej i z każdą kolejną publikacją dochodzę do wniosku, że ten duet zaprzyjaźnił się literacko.
Jestem w stanie wyobrazić sobie inną translację, ale Jankowska tak bardzo, tak mocno współgra z tym pisarstwem, więc po co i dlaczego eksperymentować?
Vann i Jankowska to współautorzy najwyższej próby.
Trwa ładowanie...