Czy przekleństwo może się okazać błogosławieństwem? Owszem, najlepiej udowadniają to dzieje frazy „koniec historii”. W polskich uszach brzmiała ona niemal zawsze jak jeden z taktów marsza żałobnego. Jak trzask zamykających się w ciemną i mroźną noc drzwi, podczas gdy my znajdujemy się po niewłaściwej ich stronie. Ponieważ koniec historii miał być też końcem Polski. Wyglądało to wręcz tak, jakby jeden z tych finiszy nie mógł się obyć bez drugiego, droga do końca historii wiodła po trupie Polski.