I ty, Brutusie, i ty również z nami. O „Juliuszu Cezarze” Williama Szekspira w nowym przekładzie Antoniego Libery (recenzja książki)

Obrazek posta

Oba te wydarzenia dzieliło niecałe pół wieku. Kilkadziesiąt lat trzęsienia ziemi, po którym ze starego świata nie został kamień na kamieniu. Życie i śmierć Juliusza Cezara były dla polityki mniej więcej tym samym, co życie i śmierć Jezusa Chrystusa dla wszystkiego innego. Wielkim przesileniem, zniesieniem dotychczasowych zasad i ustaleniem nowych, stałych, jeśli nie wiecznych reguł i punktów odniesienia. Spiskowcy zostawiają w ciele zamordowanego Cezara trzydzieści trzy rany, tyle, ile lat miał Chrystus w chwili śmierci. Na moment przed zamachem na swe życie Cezar trzykrotnie, publicznie, w teatralnym geście (mającym przekonać lud rzymski o jego skromności i czystości intencji) odmawia przyjęcia korony. Tak jak trzy razy Chrystus oparł się kuszeniu Szatana na pustyni. I jak trzykrotnie zaparł się Go święty Piotr, zanim zapiał kogut. Po czym zaledwie parę dni później również trzy razy usłyszał od Zbawiciela, że ma paść Jego baranki. Co potwierdziło władzę Piotra i jego następców. I wprowadziło ich na „kurs kolizyjny” z następcami Cezara.

Każdy z nich, Cezar i Chrystus, zostaje na moment przed swoją śmiercią uznany przez tłum za króla. A jednocześnie w historii obu tych śmierci zmienność rozwrzeszczanego ludu, jego podatność na demagogię i najniższe pobudki odgrywa jedną z głównych ról. Chrystus był „Barankiem prowadzonym na rzeź”, Cezar – zgodnie ze słowami Brutusa – został zgładzony „jakby był kozłem ofiarnym dla bogów”. Najważniejszy rytuał założonego przez Jezusa Chrystusa Kościoła, ofiara mszy świętej, jest powtórzeniem tamtej chwili, Kalwarii i śmierci Boga. Od tamtej chwili powtarza się ona nieskończoną ilość razy, każdego dnia, na całym świecie. Tę samą rangę i znaczenie starają się nadać zabiciu Cezara w dramacie Szekspira przywódcy spisku, Kasjusz i Brutus.

 

Kasjusz:

Tak, zróbmy to! Obmyjmy ręce krwią.

O, ileż razy w ilu miejscach świata,

W ilu językach, znanych i nieznanych,

Ta wzniosła scena będzie odgrywana!

 

Brutus:

I ileż razy w różnych widowiskach

Ten Cezar, który leży tu bez ducha –

Jak proch – u stóp posągu Pompejusza,

Będzie się niby wykrwawiał i padał!

 

Śmierć Chrystusa była aktem najwyższej, szalonej pokory. Głównym powodem zabicia Cezara była jego nieposkromiona pycha. Tak pisał starożytny historyk, Plutarch: „Głównym powodem śmiertelnej nienawiści, jaką żywiono do Cezara, było niezaspokojone pragnienie, by nazywano go królem”. Obu zabito z lęku, by nie stali się królami. I zarówno śmierć Jezusa, jak i Juliusza sprawiła, że okazali się kimś dużo więcej: Chrystusem i Cezarem.

W przedmowie do nowego tłumaczenia dramatu Szekspira Antoni Libera pisze, że dokonał go głównie z myślą o twórcach teatru. Pisze on dialogi tak, by przede wszystkim – jak mawiał Jerzy Stuhr – dobrze leżały one aktorom w gębach. Dlatego właśnie ten przekład, bliższy intencji niż słów Szekspira, potoczysty i naturalny, jest doskonałą okazją, żeby zadać temu przenikliwemu Anglikowi kilka naiwnych pytań. Dać się ponieść tej opowieści, nie patrzeć na nią jak na „przykład dramatu elżbietańskiego”, ale uniwersalny wykład na temat ludzkiej natury. Ambicji i zazdrości, przywiązania i zdrady. Ponieważ w wiedzy o człowieku, tak jak w każdej dziedzinie, istnieją pewne stałe. Ludzie kochają, zdradzają, pną się w górę i spadają na łeb na szyję mniej więcej zawsze w ten sam sposób. Zmieniają się tylko narzędzia i dekoracje. Ale samo starcie natury i cnoty, ambicji i lęku dokonuje się tak samo. W tym sensie, o ile polityka pozostaje jeszcze dziedziną ludzką, a nie tylko domeną bezosobowych sił, dramaty Szekspira się bezcennym źródłem wiedzy na jej temat. Narzędziem wykształcającym zmysł, instynkt tragiczności. W tych bajkach nie ma złych wilków i niewinnych czerwonych kapturków. Nie zwykły one kończyć się dobrze, ich zakończenia wymykają się prostemu podziałowi na dobro i zło. Nie mają bowiem na celu pocieszać czy kołysać do snu, tylko przeciwnie – otrzeźwiać.

„Juliusz Cezar” William Szekspira to dramat o ambicji jednostek i namiętnościach tłumu. Ambitny jest, jak już powiedzieliśmy, Cezar, ale ta sama cecha charakteru skrzykuje i łączy w spisek jego zabójców. Tych, którzy nie chcą ugiąć kolan przed tyranem, pragną pozostać bohaterami – mieć jakąś rolę do odegrania w dramacie polityki. Słowem – zachować przy życiu republikę. Rzym, w którym duma miała swe źródło w równości między obywatelami i równym obowiązywaniu prawa wobec każdego z nich. Gdzie władza kontekstu, okoliczności, ponadludzkich sił wyższych została sprowadzona do minimum, za to indywidualny czyn, cnoty i akty woli decydowały niemal o wszystkim. Pierwszą i najprawdziwszą ze wszystkich republik. Rzym, który swoich ostatnich obrońców znalazł w osobach spiskowców, na których czele stali Brutus i Kasjusz.

 

Ten drugi „wolałby nie żyć niż wiecznie zginać kark przed równym sobie”.

 

Ten człowiek stał się bogiem! Ja zaś jestem

Jakąś podrzędną istotą, co musi 

Płaszczyć się przed nim, kiedy tylko ten

Raczy mnie ujrzeć albo skinąć ręką

 

Reakcja Kasjusza na monarchiczne zakusy Cezara jest instynktowna, Brutus z kolei, jeśli miałby się kierować afektem, pozostałby przy boskim Juliuszu. Kocha go i szanuje, według niektórych historyków był nawet jego nieślubnym synem. Żałuje, że nie może zabić ducha Cezara, nie tykając przy tym ciała. Jest człowiekiem politycznym, zdolnym do realizowania swojego człowieczeństwa wyłącznie w agonie i na agorze, w życiu publicznym. Wie, że upadek republiki będzie oznaczał koniec tak rozumianej polityki. Staje przeciwko Cezarowi w imię zasad, w imię Rzymu, którego jest jednym z ostatnich reprezentantów. Jego stoicyzm, jego cnotliwość, jego miłość do życia publicznego wsuwają mu w rękę nóż i każą mu wbić go w serce Cezara. A jednocześnie dokładnie te same cechy spowodowały jego upadek.

Osią dramatu Szekspira jest rywalizacja między Brutusem a Antoniuszem, najbliższym stronnikiem zamordowanego tyrana. Pojedynek na „mowy pogrzebowe” po śmierci Cezara, w którym zwycięzcę wyznaczyła wola powszechna ludu. Tłumu, żeby nie powiedzieć wprost – tłuszczy, którą nowym podmiotem politycznym uczynił właśnie Cezar. To on jako pierwszy zrozumiał polityczną wagę tego żywiołu, jakim jest spontaniczne zgromadzenie. Zobaczył w nim bestię, którą potrafił ujarzmić. A następnie napuścić na senatorów, instytucje republiki. To właśnie tłum torował mu drogę do korony. Jego geniusz polegał na zrozumieniu, że chociaż ludzie chwalą republikańskie cnoty, i dlatego należy się z nimi obnosić, to jednak miłość ludu zapewnia co innego. Za naprawdę dobrego człowieka, takiego, który byłby godny nim władać, lud jest w stanie uznać tylko swojego dobroczyńcę. Dlatego właśnie cesarski pałac wznosił się na ruinach republiki. Cezar zmienił zasadę władzy, jej wewnętrzny silnik, napęd. W republice była nim polityczna równość i bohaterska cnota. Cezar „intronizował” na ich miejsce brutalną siłę i pierwotny instynkt. A Brutus tego nie rozumiał, dlatego tak, a nie inaczej mówił do żądającego wyjaśnień po śmierci Juliusza tłumu:

 

Brutus:

I cóż byście woleli: zachować Cezara przy życiu 

I żyć samemu w niewoli czy też pozbawić go życia

I żyć jak ludzie wolni?

 

Cezar był dzieckiem szczęścia i cieszyłem się z tego

Cezar odznaczał się męstwem, dlatego oddaję mu hołd

 

Lecz Cezar był również pyszny – pyszny i żądny 

Władzy – i z tego właśnie powodu pozbawiłem go życia

 

Czy jest tu kto tak marny, by gotów był żyć w niewoli?

Jeżeli tak, niech mówi, bo to jego obrażam.

 

Czy jest tu kto tak dziki, by nie chciał być Rzymianinem?

Jeżeli tak, niech mówi, bo to jego obrażam.

 

Czy jest tu kto tak podły, by nie miłował ojczyzny?

Jeżeli tak, niech mówi, bo to jego obrażam.

 

Brutus potrafił przemawiać, ale robił to od niechcenia. Mówił tak, jak żył, o tym, w co wierzył, był prostolinijny i integralny. Nie doceniał retoryki, umiejętności zagrania na emocjach; nie rozumiał – bo dawno ją już w sobie przezwyciężył i poskromił – namiętności i jej destruktywnego wpływu na umysły. Dlatego tłum był w stanie przyznać mu rację, pokiwać pokornie głowami, może nawet wznieść kilka okrzyków na jego cześć. Zaakceptował jego argumenty, ale nie zapłonął siłą jego idei.

„Cezar osiągnął cel, bo zdradził swoją klasę i zdobył ludzi odwołując się do tego, co w nich najgorsze. To właśnie jest ukrytym tematem sztuk rzymskich – zepsucie ludzi jest kluczem do rządzenia Rzymem” – pisze w książce „Szekspir i polityka” Allan Bloom. Szekspir nie oskarżał tłumu, ale go rozumiał. Wiedział, że jest taki, jak większość ludzi – słaby, poddający się instynktom, skupiony na przetrwaniu. Wiedział, że lud nie nadaje się do rządzenia, jest przyczyną ciągłego niepokoju. Ale też rozumiał, że może i nie jest on ręką, która dokona wielkich czynów, ale mieczem, bez którego nawet najsilniejsze ramię rzymskiego senatora okaże się bezbronne. Tego wszystkiego nie potrafił, nie chciał zrozumieć Brutus. Bo jego celem nie było pozbycie się Cezara, ale uratowanie republiki. Nie mógł zacząć posługiwać się tłumem, bo to oznaczałoby, że już przegrał. Dlatego w swojej przemowie starał się go wychować, uwznioślić, natchnąć ideałami i miłością do politycznych cnót. I być może nawet by mu się to udało, gdyby zaraz po nim nie wystąpił Antoniusz. Człowiek, który poznał odkrytą przez Cezara tajemnicę, wziął od niego lekcję. Nie mówi do rzymskiej biedoty o cnotach, tylko o pieniądzach. Nie tłumaczy śmierci Cezara, ale pokazuje jego okrwawione zwłoki. W głębi serca gardzi tłumem, dlatego wie, jak do niego trafić, jakie namiętności rozpętać. „Im bardziej zepsuci słuchacze, tym wspanialsze są mowy” – jak pisze Bloom.

 

Antoniusz:

Popatrzcie, mam tu pismo Cezara – opieczętowane –

Które znalazłem w jego gabinecie.

Jest to rozporządzenie jego woli.

Ostatniej woli. To znaczy testament.

Gdybyście mogli go poznać – niestety,

Nie mogę wam go odczytać w tej chwili – 

To byście rzucili się do zmarłego

I całowali jego biedne rany,

A w jego świętej krwi maczali chustki

 

Tłum:

Przeczytaj! Testament! Testament!

 

Po mowie Brutusa nie krzyczeli „Republika! Republika!”, bo jego słowa mogły im co najwyżej schlebiać, ale ich nie rozumieli. Szekspir, chyba w pełni świadomie, kontynuując tę niewypowiedzianą wprost paralelę między Chrystusem a Cezarem, nadaje tej scenie wagę i dramatyczność chwili, w której podburzony przez faryzeuszy tłum Żydów żądał uwolnienia Barabasza. „Nie tego, ale Barabasza. Nie Zbawiciela chcemy, tylko mordercę” – „Nie chcemy republiki, tylko testamentu. Nie cnót, a drachm”. „Ukrzyżuj! Ukrzyżuj!” – „Bunt! Wznieść bunt”. To jest ten sam tłum. Tłum zawsze jest taki sam.

Rzymska biedota nie znała republiki, więc nie mogła jej pożądać. A tłum ma to do siebie, że zawsze kieruje się pożądaniem, zmieniają się tylko jego obiekty. Niewiele jest też dla niego rzeczy równie podniecających, jak widok krwi.

 

Antoniusz:

I teraz patrzcie: tu Kasjusz wbił miecz;

A tu – zawistny Kaska, a tu – Brutus,

Ten ukochany jego, wierny Brutus!

I spójrzcie, jak chlusnęła krew z tej rany.

 

(…)

 

Ja mówię prosto, po ludzku, jak jest;

I mówię tylko to, co i tak już wiecie;

A wręcz nie mówię, tylko pokazuję:

Te biedne rany, te otwarte usta.

 

Antoniusz i lud rozumieli się między słowami, ponad nimi. Również dlatego, że on sam – to już temat innego rzymskiego dramatu Szekspira, „Antoniusza i Kleopatry” – ulegał namiętnościom, znał cnoty, praktykował je nawet, ale był nieskończenie bardziej „cielesny” od stoickiego Brutusa. Według tego drugiego pełnią życia można było żyć tylko jako republikański „homo politicus”. Antoniusz wzgardził polityką, republiką, cesarstwem, światem – postawił ponad nie ciało Kleopatry. To dopiero w jej objęciach był w pełni i naprawdę sobą. Na końcu okazało się to przyczyną jego klęski, ale teraz, w obliczu mordu na Cezarze, ta jego cecha zapewniła mu triumf.

 

Tłum:

Pomścić! Natychmiast!

Szukać ich! Łapać! – Podpalić im domy!

Dopaść i zarżnąć! – żaden z nich nie może

Ujść z tego żywy.

 

Spiskowcy przegrali rywalizację o względy rzymskiego ludu, przegrali wojnę o Rzym. Przegrali też ostatnią bitwę, w której naprzeciwko wojsk Kasjusza i Brutusa stanęli Antoniusz i Oktawian, którego Cezar zdążył przed swą śmiercią usynowić. Większa część tego dramatu jest poświęcona upadkowi republiki. Ale w ostatniej jego scenie, kiedy patrzymy na Antoniusza i Oktawiana stojących nad trupem Brutusa, jest nam dane zobaczyć narodziny cesarstwa. Duch Juliusza Cezara ścigał i dopadł spiskowców już po śmierci jego ciała. Ale Antoniusz i Oktawian wiedzą, że duch Cezara – duch siły, instynktu, mocy miecza i namiętności – nie wystarczy do stworzenia nowej politycznej formy; żeby wznieść cesarski pałac, potrzebne są fundamenty. A tymi będą dopiero ruiny, resztki i wspomnienia republiki. Te, które leżą teraz przed nimi, z mieczem wbitym w brzuch. Równie mocno jak duch Cezara, potrzebny im jest teraz duch Brutusa. Powidoki politycznej wolności republiki. Wspomnienie, choćby pozór republikańskich cnót. Sam cynizm w rządzeniu namiętnościami tłumu nie wystarczy. Nawet rzymska tłuszcza musiała pokiwać z uznaniem głowami nad racjami, dla których Brutus zabił Cezara. Nie wolno tego faktu zlekceważyć. Trzeba postawić Brutusa w cesarskim panteonie nieopodal boskiego Juliusza. Sakralizować jego czyny i cnoty. Oddać im hołd. Tak właśnie kończy się „Juliusz Cezar” Williama Szekspira. Oddaniem honorów, uczczeniem zabójcy tyrana. Ci, którzy doprowadzili do tej śmierci, mówią teraz do jego zwłok: I ty, Brutusie, jesteś nam potrzebny. I ty będziesz z nami.

 

Antoniusz:

To był najszlachetniejszy z nich Rzymianin.

Reszta to mali ludzie, zawistnicy;

Natomiast on naprawdę się przejmował

Dobrem ogółu i dla niego działał.

Był nieposzlakowanej uczciwości 

I żył wzorowo. Wszystkie elementy

Jego natury były tak szlachetne,

Że człowiek ten doprawdy był Człowiekiem.

 

Oktawian:

Trzeba więc oddać mu wszelkie honory,

Jakie należą się takim Rzymianom.

Niech jego ciało spocznie na tę noc

W moim namiocie; po czym odprawimy

Stosowny pogrzeb z wojskową oprawą.

Bitwa skończona. A więc chodźmy śmiało

Uczcić zwycięstwo i cieszyć się chwałą.

 

Autor

Jan Maciejewski

Stały felietonista „Rzeczpospolitejˮ i magazynu „Plus Minusˮ. Były redaktor naczelny wydawanych przez Klub Jagielloński „Pressjiˮ. Publikował na łamach portalów: Teologia Polityczna, Rebelya, Klub Jagielloński oraz w pismach „Do Rzeczyˮ, „Wszystko co najważniejszeˮ i „Lidove Novinyˮ. Nakładem wydawnictwa Teologii Politycznej ukazała się jego książka „Milczenie katedryˮ.

 

Jan Maciejewski Recenzje

Zobacz również

Jan Maciejewski recenzuje książkę „Juliusz Cezar” Williama Szekspira (Audio)
Jacek Bartosiak i zespół Strategy&Future rozmawiają o konfrontacji Iran-Izrael
Albert Świdziński czyta „What in the world… Czyli w co grają Amerykanie? Część 2″ (Audio)

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...