Strategy&Future. Droga do drugiego cyklu brytyjskiego. Część 2. Konfrontacja USA-Chiny, podobieństwa i różnice

Obrazek posta

CZĘŚĆ 1

 

Zakładając, że stoimy dość blisko bezpośredniej konfrontacji USA-Chiny (a być może jesteśmy już w jej trakcie) przeanalizujmy, które z powyższych doświadczeń historycznych (poprzednia część) mogą pokrywać się ze współczesną sytuacją, a które są całkowicie inne.

Geograficznie sytuacja jest w miarę analogiczna. Chiny jako mocarstwo kontynentalne graniczące z innymi silnymi państwami oraz USA jako „wyspa” wobec Eurazji z Afryką. Różnicą jest to, że Pacyfik daje nieporównywalnie większą głębię strategiczną niż kanał La Manche. Wielka Brytania przed Trafalgarem mniej lub bardziej realnie obawiała się lądowej inwazji Francji. Lądowa inwazja Chin na USA jest nierealna (i vice versa, chociaż aktualnie to USA mają bazy wojskowe w pobliżu Chin, a nie odwrotnie). Populacja Chin jest większa niż USA, Francja również górowała pod tym względem nad Wielką Brytanią (w roku 1800 Francja 30 milionów, Wielka Brytania 10 milionów). Chinom z uwagi na swój kontynentalny obszar oparty o granice naturalne o wiele ciężej byłoby prowadzić klasyczną ekspansję militarną, taką jaką Francja prowadziła w Europie. Nie wydaje się jednak, aby był to cel Chin. Współcześnie wpływy zdobywać można bez konieczności fizycznego zajmowania danego terytorium.

Politycznie sytuacja USA przypomina sytuację Wielkiej Brytanii z okresu chaosu politycznego, walki stronnictw partyjnych i wzrostu poparcia dla ruchów radykalnych w parlamencie. Otwartym pozostaje pytanie, czy historia podaruje USA podobny bodziec do reform, jakim dla Wielkiej Brytanii była przegrana wojna o niepodległość USA. Amerykanie nie mają króla, który nawet pozbawiony realnej władzy mógłby obdarzyć zaufaniem jakiegoś młodego człowieka i powierzyć w jego ręce ster rządów nad krajem. Wbrew większości polityków, ale za to z poparciem zmęczonego politycznymi walkami społeczeństwa. O taki bodziec może być więc ciężko. Z drugiej strony Chinom kilka pokoleń po swojej rewolucji prawdopodobnie ciężko będzie wskrzesić i utrzymać rewolucyjny zapał w swoim społeczeństwie na podobieństwo Francuskiego. Prawdopodobnie zahamowanie gwałtownego wzrostu gospodarczego, może zostać w pewnym stopniu wykorzystane przez KPCh, jako pretekst do mobilizacji społeczeństwa przeciwko wrogom zewnętrznym. Długofalowo liczba ludności Chin będzie spadać, natomiast w USA, również dzięki migracji, wciąż rosnąć. Wynik obecnej rywalizacji prawdopodobnie rozstrzygnie się, zanim te procesy dadzą o sobie znać. Może to być jednak dodatkowy bodziec dla polityków Chińskich, którzy mając świadomość starzenia się społeczeństwa, będą chcieli wywalczyć lepsze miejsce w świecie, zanim ich potencjał zacznie się kurczyć.

Jeśli chodzi o gospodarkę, na pierwszy rzut oka sytuacja tutaj jest dość analogiczna. Pod koniec XVIII wieku gospodarki Wielkiej Brytanii i Francji miały podobne rozmiary, choć różne charaktery. PKB Francji było wyższe, choć głównie z powodu większej populacji, PKB na osobę było większe w Wielkiej Brytanii. Sytuacja ta odpowiada obecnym gospodarkom USA i Chin. Znaczącą różnicą jest to, że to Wielka Brytania była wówczas nastawiona na eksport artykułów przemysłowych i stąd jej silne bodźce do ochrony szlaków handlowych i rynków zbytu. Obecnie to Chiny są „fabryką świata”, ale wciąż wiele z wytwarzanych przez nie produktów jest własnością zachodnich korporacji. USA podejmuje wysiłki w celu reindustrializacji, wciąż jednak niezbędnym pozostaje import wielu towarów z Chin. Stany Zjednoczone są natomiast samowystarczalne energetycznie, Chiny importują niezbędne im surowce energetyczne, polegając na szlakach morskich. Odpowiedzią dla nich w teorii mogłyby być nowe sposoby pozyskiwania energii, tak jak w XVIII wieku Wielkiej Brytanii udało się przezwyciężyć kryzys energetyczny spowodowany coraz większą trudnością pozyskania drewna opałowego przez rozpoczęcie masowego wykorzystania węgla (Kryzys energetyczny XVII wieku). W dziedzinie skokowego wzrostu produkcji przemysłowej również wydaje się, że stoimy na jego progu i zacznie się on w przeciągu kilku lat. Pytanie kto będzie w stanie szybciej i bardziej wydajnie wdrożyć nowe technologie (jak AI) do swojej gospodarki, a tym samym kto bardziej zyska. Tutaj możemy pisać bardzo wiele, ale przez brak wiarygodnych danych z Chin na końcu i tak będą to tylko spekulacje.

Stany Zjednoczone kontrolując system dolarowy liczą, że w wypadku wojny będą mogły zaciągać nieskończone kredyty na rynku finansowym, tak jak robiła to Wielka Brytania. Różnica jest taka, że Wielka Brytania w czasach pokoju starała się spłacać swoje zobowiązania. USA już teraz notują rekordowe deficyty budżetowe i wartości zadłużenia pomimo sytuacji teoretycznego pokoju. Chiny będą prawdopodobnie pozbawione możliwości zaciągania tak tanich kredytów, więc środki na rywalizację będą zdobywać bardziej tradycyjnymi metodami. Bądź poprzez podnoszenie podatków i ceł, bądź eksploatację podporządkowanych sobie (gospodarczo) obszarów, tak jak czyniła to Francja. Kwestią przyszłości pozostaje wykorzystanie walut cyfrowych. Być może umożliwią one np. Chinom sprzedaż obligacji indywidualnie obywatelom globalnego południa, co podniosłoby chińską zdolność zaciągania długu. Świat finansów, handlu i łańcuchów produkcji jest dziś nieporównywalnie bardziej zglobalizowany niż w początkach XIX wieku. Wojna pomiędzy dwiema największymi gospodarkami musiałaby przynieść destrukcyjne skutki. Istnieją procesy produkcyjne, które nie mogłyby się odbywać w przypadku zawieszenia handlu pomiędzy Chinami a USA czy szerzej światem zachodnim. Z punktu widzenia Chin ważne jest, aby nie antagonizować państw obszarów pozyskiwania aktywów gospodarczych. Wymuszanie blokady kontynentalnej było jednym z głównych powodów rozpadu imperium Napoleona. Wydaje się, że Chiny przez wzgląd na swoją historię i kulturę są w stanie zarządzić tą sytuacją inteligentniej. Kluczem będzie tutaj dopasowywanie się do „uniwersalnych dążeń ludzkości” (w tym przypadku państw globalnego południa), oferując im korzyści gospodarcze bez narzucania ideologii i kosztów. W odróżnieniu od Francji, która narzucała politykę gospodarczą przez mechanizmy blokady kontynentalnej i prawną poprzez Kodeks Napoleona.

Wydaje się, że strategia zastosowana przez Wielką Brytanię i Francję będzie odpowiadała strategiom Chin i USA. Uwzględniając tutaj szczególnie spodziewane wahania decydentów amerykańskich i próbowanie różnych wariantów strategicznych. Od próby porozumienia z Chinami do totalnej konfrontacji. Położenie po drugiej stronie oceanu daje im komfort czasu, z którego korzystała również wyspiarska Wielka Brytania. Podobieństwem będzie też prawdopodobnie niemożność skupienia 100% sił z uwagi na zobowiązania USA w innych częściach świata. Różnicą jest natomiast sztywny (na razie) system sojuszy, który posiadają USA. Wielka Brytania nie miała stałych sojuszników (chociaż nie miała ich już podczas okresu wojen, przed wojnami stałymi sojusznikami były np. Portugalia i Niderlandy, a także z innych względów Hanower). Może on działać zarówno na korzyść, jak i w pewnych warunkach na niekorzyść USA. W przypadku, gdyby koszty obrony państw sojuszniczych przewyższały potencjalne zyski. Ostatecznie to wyborcy amerykańscy są recenzentami pomysłów swoich strategów i polityków, a nie społeczeństwa i politycy dotychczasowych amerykańskich sojuszników. A wydaje się, że obecnie idea utrzymywania systemu sojuszniczego coraz bardziej słabnie wśród Amerykanów. Niemniej jednak wykorzystanie sojuszników do pokonania Chin wydaje się być kluczem ewentualnego powodzenia strategii amerykańskiej, pytanie tylko w jakiej formule i na jakich kryteriach będą zawierane te sojusze. Wielka Brytania potrzebowała sześciu koalicji, aby pokonać Francję. Pytanie ilu koalicji (i z kim) potrzebować będzie USA. Zaznaczmy tutaj, że w trzech ostatnich konfliktach hegemonicznych Rosja zawsze zmieniała strony – w wojnach napoleońskich i 2. wojnie światowej na korzyść mocarstw morskich, w 1. wojnie światowej na ich niekorzyść szukając porozumienia z kontynentalnym Cesarstwem Niemieckim. Chiny oczywiście zdają sobie z tego sprawę, i mogą próbować inicjować konflikty w innych częściach świata, aby angażować zasoby swojego głównego rywala.

Sama jakość wojska wydaje się, że jest tutaj przeciwieństwem. Francja miała lepszej jakości i o wiele większą armię niż Wielka Brytania. Obecnie wydaje się, że USA mają lepszą, choć mniejszą armię niż Chiny. Flota Chińska jest intensywnie rozbudowywana, tak jak flotę swoją rozbudowywali Francuzi. US Navy jest jednak o wiele bardziej doświadczona i kontroluje światowe szlaki handlowe, tak jak Royal Navy pod koniec XVIII wieku. USA posiadają sieć baz wojskowych na całym świecie, porównywalny do kolonii brytyjskich. Chiny mają jedynie kilka baz, tak jak ówcześnie Francja posiadała niewiele kolonii.

Pod kątem dyplomatycznym stratedzy amerykańscy stoją obecnie na rozdrożu. Pomiędzy zachowaniem i wzmacnianiem systemu sojuszy (jak NATO), a przejściem do strategii równoważenia przy pomocy doraźnych koalicji przeciwko państwom mającym potencjał stać się hegemonami w Eurazji. Poniżej fragment artykułu oficera sił powietrznych USA „Contemporary Lessons from British Offshore Balancing Strategy in the Napoleonic Wars” Wild Blue Yonder (bywają problemy z dostępem do strony, dlatego zamieszczam przetłumaczony fragment z wnioskami końcowymi).

Jak widać powyżej, USA obecnie nie mają jednej nadrzędnej strategii jak powstrzymać Chiny, a poszczególne części ich polityki mogą wykluczać się nawzajem. Co do strategii chińskiej ciężko powiedzieć coś przekonującego. Można zauważyć jeszcze jedną analogię. Tak jak w Wielkiej Brytanii strategia kraju była dyskutowana i komentowana w parlamencie, tak możemy śledzić debatę strategiczną w USA. Strategia Francji w późniejszych latach powstawała w głowie Napoleona, strategia Chin powstaje najprawdopodobniej wewnątrz zamkniętej debaty w KPCH.

Chiny najprawdopodobniej preferują swój tradycyjny historyczny system hierarchii państw, przypominający system trybutarny. Chiny jako państwo środka, jednak bez zbytniego wpływania owego centrum świata na resztę. Prawdopodobnie bez żadnych gwarancji bezpieczeństwa innym członkom systemu, a jedynie doraźnym pilnowaniem swoich interesów gospodarczo militarnych. Obecny model współpracy w ramach BRICS wydaje się potwierdzać ten chiński model. Widać to szczególnie na podstawie współpracy Chin z Rosją, państwa te podejmują współpracę na różnych polach, jednak ciężko nazwać tę relację pełnoprawnym sojuszem. W części poświęconej dyplomacji warto wspomnieć o Tajwanie. Wielka Brytania i Francja nie miały nigdy przedmiotu, który generowałby taki spór, a jednocześnie miał tak ogromną wagę strategiczną. Podobną rolę strategiczną dla Wielkiej Brytanii odgrywał Gibraltar, kontrolując dostęp do Morza Śródziemnego. Jednak na jego odzyskaniu nigdy nie zależało w równym stopniu Francji co Hiszpanii.

Oczywiście istnieją też różnice powodowane rozwojem technologicznym, ich wpływ jest nie do przecenienia. Istnienie broni jądrowej powoduje, że państwa nie mogą walczyć ze sobą na 100% swoich możliwości, skończyłoby się to ich potencjalną zagładą. Nowe domeny jak powietrzna, cyfrowa, elektromagnetyczna i kosmiczna w sposób znaczący zmieniają możliwe strategie i zakres działań państw. Niezwykle istotną różnicą jest, że 200 lat temu nie było internetu, a wraz z nim możliwości bezpośredniego oddziaływania na społeczeństwo przeciwnika. Przy czym nie jest to dostęp równy. Aktualnie Chiny mają de facto osobny internet, więc klucze do treści konsumowanych przez ich społeczeństwo, są pod kontrolą państwa (partii). Jednocześnie Chiny same mają dostęp do społeczeństwa amerykańskiego (czy nawet światowego), którego percepcję mogą próbować kształtować. Zgodnie z naukami Sun Zi o tym, że najwyższą formą zwycięstwa jest wpłynięcie na myślenie przeciwnika, aby sam zrezygnował z walki, pogodziwszy się z naszymi celami. Otwartym pytaniem pozostaje, czy poprzez samą ilość i wagę nowych czynników i pól rywalizacji wcześniej nieistniejących, równoważą one wagę „tradycyjnych” czynników rozpatrywanych wcześniej.

Co dalej?

Spróbujemy nakreślić w jakimś stopniu prawdopodobny (nie twierdzę, że to jedyny wariant przyszłości) scenariusz wydarzeń. Aktualnie przed Amerykanami decyzja, co dalej z ich systemem sojuszniczym. Wśród polityków i strategów nie ma jednomyślności, w jaki sposób skonfigurowany system sojuszy wzmocni najbardziej stające do konfrontacji z Chinami USA. W przypadku braku jednoznacznej decyzji najbardziej prawdopodobne jest trwanie zobowiązań w obecnym kształcie. Jednocześnie wydaje się, że w pewnym momencie USA, nawet jeśli będzie to nie do końca zamierzone, wywołają wojnę o niepodległość Tajwanu. Być może nawet nie do końca licząc się z samymi Tajwańczykami. Przy obecnym układzie sił prawdopodobnym jest, że wojny tej USA nie będą w stanie wygrać. Sojusznicy amerykańscy w regionie mogą nie być zbyt chętni na wystawianie się na ryzyko bezpośrednich uderzeń chińskich, więc będą pomagać tylko logistycznie i wywiadowczo, co byłoby na rękę Chinom. Determinacja USA może być jednak na tyle duża, że Amerykanie mogą nałożyć restrykcje na chiński handel w takim wymiarze, że narażą się większości pozostałych państw świata. Amerykańskie prawo pozwala prezydentowi na wystawianie listów kaperskich, Amerykanie w obliczu mniejszej liczebności własnej floty mogliby się teoretycznie odwołać do tego typu narzędzi z przeszłości. Innym krajom ciężko byłoby przeciwdziałać w obliczu przewagi US Navy i jej najbardziej oddanych (czy uwikłanych) sojuszników. Być może powstałoby coś w rodzaju trzeciej Ligii Zbrojnej Neutralności (najprawdopodobniej pod przewodnictwem Indii, które wydaje się, że grają obecnie rolę podobną do Rosji z wojen napoleońskich) a część krajów sympatyzujących z Chinami opuściłoby ONZ lub jednostronnie ogłosiło przeniesienie jej siedziby (mieszczącą się w końcu w Nowym Jorku). Chińczycy prawdopodobnie chcieliby zdobyć regionalną dominację morską i powietrzną nad i wokół Tajwanu. Nie muszą podejmować się inwazji na samą wyspę, bo punktem ciężkości wojny dla obu stron byłoby zniszczenie zdolności projekcji siły rywala wokół Tajwanu. Nawet w przypadku wygrywania wojny Chiny nie mogłyby być zbyt agresywne, żeby nie straszyć sąsiednich krajów i nie wpychać ich w sojusz z USA. Amerykanie mogą zdecydować, że w przypadku niemożności obronienia Tajwanu przed wpadnięciem do chińskiej strefy wpływów, zniszczą (a najlepiej jeszcze oskarżą o to Chiny) fabryki mikroprocesorów. Historia uczy, że państwa walczące o najwyższą stawkę nie mają skrupułów w używaniu swojej siły wobec słabszych, a potencjalnie mogących stać na drodze (Melos, Kopenhaga). Najprawdopodobniej, z uwagi na naciski reszty świata, Amerykanie w końcu zdaliby sobie sprawę, że ta wojna jest nie do wygrania.

Przegranie wojny o Tajwan może dać szanse na moment reform i opamiętania, tak jak w Wielkiej Brytanii przyszedł taki moment po przegraniu amerykańskiej wojny o niepodległość. Nawet po przegranej lokalnej wojnie, baza przemysłowa USA byłaby nie naruszona, a długi wobec Chin prawdopodobnie uznane za niebyłe. Paradoksalnie, może to wyglądać na receptę dla chcącego powtórzyć wyczyn swojej poprzedniczki w dzierżeniu hegemonii USA. Kluczem wydaje się być rozwój nowego rodzaju przemysłu, który skokowo zwiększyłby produkcyjność oraz przekierował uwagę społeczeństwa, z problemów politycznych na nowo otwarte możliwości bogacenia się. Obecnie wydaje się, że szansę na takie zwiększenie produktywności da w niedalekiej przyszłości bądź zastosowanie AI do zautomatyzowania produkcji, bądź w trochę dalszej import surowców i pozyskiwanie energii z kosmosu. Najprawdopodobniej podczas wojny społeczeństwo amerykańskie byłoby poddawane silnej kampanii propagandowej przez Chiny w celu zrezygnowania z wojny. Natomiast amerykańska infrastruktura krytyczna byłaby na pewno atakowana przez chińskich hakerów. Doświadczenie niedawnej wojny dawałoby szanse na reformę tych obszarów, np. na fizyczne odcięcie się od sieci chińskiej, bądź na ustanowienie większej kontroli ruchu w sieci. W warunkach politycznych USA takie zmiany są obecnie raczej nie do pomyślenia i zaakceptowania przez społeczeństwo, przegrana wojna mogłaby wytworzyć silną presję na zmiany, tak jak swego czasu wytworzyła przegrana wojna w Wietnamie.

Chiny po ewentualnym zdobyciu Tajwanu powinny poważnie zastanowić się nad rezygnacją z militaryzacji Morza Południowo-Chińskiego, żeby nie katalizować powstawania koalicji przeciwko nim. Powinny skupiać się na atakowaniu infrastruktury krytycznej w USA i podtrzymywaniu tam zamętu społecznego. Powinny być gotowe na pójście na duże ustępstwa na rzecz kluczowych sojuszników np. Rosji. Po ostatecznym wygraniu z USA i tak będą mogły wymusić na nich duże ustępstwa, gdyby uznały, że leży to w ich interesie.

W powyższym scenariuszu decydująca rywalizacja dopiero by się wtedy rozpoczęła. Chyba, że USA zaakceptowałoby redukcję swojej strefy wpływów ponownie do zachodniej półkuli, ale jest to niezwykle mało prawdopodobne. Obie strony powinny skupić się na osiąganiu przewag w kluczowych domenach przyszłości. Wydaje się, że kiedyś główną domeną zostanie przestrzeń kosmiczna. Kolejna kluczowa domena cyfrowa (dająca z kolei dostęp do finansowej) może być bezpośrednio od niej zależna. Na przykład w wypadku, gdyby podmorskie kable internetowe zostały uszkodzone w wyniku wojny. Wtedy kontrolę nad internetem miałby ten, kto posiadałby zdolności dostarczania go z kosmosu. Tak jak obecnie wczesna wersja systemu Starlink. Dodatkowo w wypadku zadziałania koncepcji, którą prezentuje obecnie Starship, możliwym stałoby się wysyłanie dużych ładunków np. militarnych w dowolne miejsce na Ziemi w krótkim czasie. Już teraz coraz więcej krytycznie ważnych dla państw i ich bezpieczeństwa systemów znajduje się w przestrzeni kosmicznej. USA powinny spróbować powtórzyć XIX wieczny koncept Wielkiej Brytanii „równowaga w Europie, dominacja na morzach” w wariancie „równowaga na świecie, dominacja w kosmosie”. Dysproporcje pomiędzy populacjami, wytwórczością i ogólnym potencjałem są aktualnie zbyt duże, aby Ameryka była w stanie ponownie odpowiadać za 50% produkcji przemysłowej świata. Nawet gdyby Chiny przegrały wojnę i wpadły w problemy wewnętrzne, najprawdopodobniej Indie szybko zajęłyby ich miejsce. Amerykańscy stratedzy już od dawna obawiają się „kosmicznego Pearl Harbor”. Zdali sobie sprawę, że w wypadku zniszczenia amerykańskich satelitów możliwości sił zbrojnych USA zostałyby znacznie zredukowane. Amerykanie powinni odwrócić to myślenie i dążyć do „kosmicznego Trafalgaru”. W przypadku zniszczenia lub unieszkodliwienia orbitalnych systemów swoich rywali (co oczywiście byłoby bardzo destabilizujące, na granicy wojny nuklearnej) USA zdobyłyby hegemonię nad tą kluczową w przyszłości domeną. Mogłyby ustanowić dodatkowo reguły (pod dowolnym pretekstem, czy to walki z zaśmieceniem orbity, czy monitoringiem CO2) regulujące jakie podmioty, na jakich warunkach, jakiego typu obiekty mogą umieszczać na orbicie. Zbudowałoby to solidne podstawy pod kolejny amerykański cykl hegemoniczny. Obecnie obowiązujące prawo morskie wywodzi się z prawa morskiego Wielkiej Brytanii, ówczesnego hegemona domeny morskiej. Jeśli w przyszłości jakieś mocarstwo zdoła wywalczyć chwilową chociażby, ale początkową hegemonię domeny kosmicznej, również będzie miało przywilej ustanowienia obowiązujących w niej praw.

Gdyby Stanom Zjednoczonym udało się obronić swoją hegemonię, być może kolejnym obrazkiem „potęgi”, po XIX wiecznym brytyjskim okręcie liniowym i XX wiecznej amerykańskiej grupie bojowej lotniskowca, będzie rakieta pionowego lądowania dostarczająca drony bojowe gdzieś w głębi Eurazji. Tam, gdzie akurat będą potrzebne, aby wesprzeć lokalne kraje w walce o cele zbieżne z celami zaoceanicznego hegemona. Mimo wszystko według mnie nie da się obronić tezy, że mocarstwo pretendujące zawsze musi przegrać konflikt hegemoniczny. Wskazywałaby na to dotychczasowa historia, przynajmniej w formie tabelki, którą przygotował Modelski. Gdyby istotnie tak było, moglibyśmy zakładać, że najprawdopodobniej Amerykanie obronią swoją hegemonię (z jakąś małą szansą, że kolejnym hegemonem będą Indie). Wszystkie konflikty hegemoniczne jednak wymagają ogromnej mobilizacji społeczeństw państw walczących, a najczęściej rozstrzygają się w pewnym momencie „o włos” vide mgła pod przylądkiem Świętego Wincenta czy samotny niszczyciel wracający do głównej floty japońskiej zauważony przez amerykańskie samoloty pod Midway. W czasach zamętu najpotężniejszą boginią jest Tyche.

Mateusz Oleszkowicz USA Now We Know - wasze eseje w S&F Świat

Zobacz również

Strategy&Future. Polska i broń jądrowa (prezentacja, kwiecień 2024 r.)
Jacek Bartosiak o lekcjach z wojny na Ukrainie w ramach projektu S&F (Część 1)
Konspiracja wyobraźni – rozmowy o Polsce Antoniego Opalińskiego w S&F. Rozmowa z Markiem B...

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...