O co chodzi ze zjawiskiem senility, czyli dalsza opowieść o Armii Nowego Wzoru. Część 1 (fragment książki „Wojna w kosmosie. Przewrót w geopolityce”)

Obrazek posta

Złożoność, zaawansowanie, a nawet rosnące koszty obrony systemu broni dają poczucie iluzji, że broń tak zaawansowana, wymagająca poniesienia kosztów, wiedzy, personelu, energii, roboczogodzin itd., musi być najlepsza z najlepszych. W rzeczywistości najczęściej jest inaczej, a zjawisko to jest symptomem narastającej słabości i wrażliwości broni na oddziaływanie przeciwnika.

Dla przykładu: obecność systemu obrony powietrznej Aegis w grupie bojowej lotniskowca jest mniej oznaką zaawansowania lotniskowców, a bardziej znakiem czasu, że współcześnie są one dość łatwym (i kuszącym) celem. Gdy dane uzbrojenie zmierza w kierunku senility, kontynuuje swoje zastosowanie, tak jak kawaleria to robiła jeszcze długo w XX wieku. Natomiast jego efektywność bojowa i koszty utrzymania w linii szybują aż do momentu, gdy dbanie o utrzymanie staje się ciężarem nie do uniesienia.

 

Jednym z symptomów starzenia się broni jest jej oderwanie się od ogólnej gospodarki. Broń, która powoduje redukcję wzrostu gospodarczego, nie jest już technologią przełomową na polu walki i już dawno przekroczyła szczyt swojego zastosowania i skuteczności. Zbudowanie nowoczesnych wojsk pancernych może być bardzo drogie i szkodliwe dla gospodarki cywilnej.

 

Stworzenie zaawansowanego centrum dowodzenia systemami umieszczonymi w kosmosie może także być kosztowne. Ale na pewno nadaje impet rozwojowy cywilnej gospodarce. Innowacje w przełomowych technologiach wojskowych zazwyczaj kreują także przełom w cywilnej technologii. Współczesna technologia, która chce z czołgu zrobić pojazd niewidoczny dla radarów, odporny na wszystkie rodzaje pocisków, zapewniający pełną ochronę załogi w każdych warunkach, lub lotniskowiec ochraniany wielowarstwowym systemem obrony, więc teoretycznie niezniszczalny, może być ślepym zaułkiem.

Proszę spojrzeć na następujący przykład: zadaniem lotniskowca jest patrolowanie i utrzymywanie pod kontrolą morskich linii komunikacyjnych. Osiąga się to przez zastosowanie amunicji przeciwokrętowej znajdującej się na pokładzie i w samolotach grupy bojowej lotniskowca. Jednak gdy lotniskowiec musi się bronić przed działaniami przeciwnika (który mu zagraża z coraz większego dystansu i na coraz liczniejsze sposoby), coraz większa część jego amunicji jest skoncentrowana na obronie, a nie na podstawowej funkcji strategicznej, jaką jest obrona linii komunikacyjnych Oceanu Światowego. Dzieje się to na rzecz misji susbsydiarnej obrony przed atakami wroga. Dodatkowo inne okręty muszą płynąć jako asysta lotniskowca w jego grupie bojowej, by go bronić przed okrętami podwodnymi, minami, pociskami manewrującymi, rakietami balistycznymi, samolotami uderzeniowymi, amunicją krążącą, amunicją klasy stand off, cyberatakiem itp. Żaden z tych okrętów nie ma oddzielnych zadań strategicznych – każdy jest przeznaczony do ochrony lotniskowca. Na dodatek to wszystko nie działałoby się, gdyby nie systemy umieszczone w przestrzeni kosmicznej, które spinają cały system detekcji, dowodzenia i obrony w jedną całość, będąc niezastąpionym multiplikatorem zdolności. Bez nich działania grupy lotniskowca nie miałyby ofensywnie sensu, a defensywnie szans.

W szczegółach chodzi o to, że współczesne lotniskowce mają tylko od 24 do 36 samolotów uderzeniowych stricte przeznaczonych do działań ofensywnych. Czasami jest tych samolotów więcej, jeśli misja jest zaplanowana pod kątem asymetryczności pola walki (gdy przeciwnik nie może sięgnąć lotniskowca) lub specjalnie została tak przygotowana. Pozostałych 60 statków powietrznych, krążownik, jeden lub dwa niszczyciele, jeden lub dwa okręty podwodne i cały zestaw okrętów zaopatrzeniowych i instalacji na brzegach istnieją po to, by ta relatywnie mała grupa samolotów uderzeniowych mogła zrzucić 8–12 ton bomb i rakiet w jednym czasie. Jako że zagrożenia dla lotniskowców rosną, a koszt utrzymywania operacyjnego idzie w górę, przy czym ich zdolności ofensywne mają tendencję spadkową, zmierzają w kierunku zera.

 

W końcu dopadnie ich senility; może już tak się stało, o czym mogą świadczyć obecne rozważania w ośrodkach badawczych floty USA. Takie postawienie sprawy na otwartym forum politycznym w USA byłoby rewolucją na miarę kłótni Saula i Dawida o tzw. dystrybucję szacunku i statusu, o której wspomnieliśmy wcześniej.

 

Gdy Goliat został wyposażony w dziesiątki kilogramów zbroi, tak że nie mógł rzucić włócznią na odległość wymaganą polem walki, czyli kilkadziesiąt metrów; kiedy kawaleria została tak opatulona zbroją, żeby konie mogły szturmować piechotę wyposażoną w broń palną, a one nie mogły biegać; kiedy krocie pieniędzy wydawano na pancerniki, by sześć lub dziewięć dużych dział z tych okrętów mogło wystrzelić kilkaset kilogramów ładunków wybuchowych na kilka czy kilkanaście kilometrów, wtedy już z pewnością mamy do czynienia ze zjawiskiem senility.

Broń jest jeszcze w stanie przetrwać na polu walki, ale jest to już bez sensu i generuje wielkie koszty. Nawet zaczyna stawać się niebezpieczna dla innych jednostek lub formacji, które się wciąż przydają w walce, a zamiast niej muszą zajmować się „białym słoniem wchodzącym w senility”. Pamiętajmy, że uzbrojenie nie chce opuścić areny dziejów, tak jak ludzie nie chcą umierać. Broń dotknięta zjawiskiem senility jest w stanie trwać na scenie dziejów, czyniąc wielkie szkody tym, którzy dalej ją forsują w służbie.

Najważniejszy element nowoczesnej wojny ostatnich 100 lat to produkcja i dostawy ropy naftowej. Od czasów obu wojen światowych aż do czasów współczesnych dostępność benzyny i materiałów pędnych determinowała losy bitew, kampanii, nawet całych wojen. Czołgi, samoloty, okręty (z wyjątkiem niewielkiej w sumie grupy atomowych okrętów) poruszają się dzięki ropie naftowej. Kontrola pól naftowych stała się celem strategii. Strategia Hitlera w czasie II wojny światowej została ukształtowana również przez ropę naftową. Dlatego podjął on ryzykowną grę, uderzając w 1942 w kierunku Kaukazu, co skończyło się katastrofą wojsk niemieckich w kotle stalingradzkim i ostateczną klęska III Rzeszy. Rajd Pattona przez Niemcy w 1944 roku został zastopowany przez brak paliwa do czołgów. Zagrożenie dla dostawy na światowy rynek ropy naftowej doprowadził do wojny USA z Irakiem w Zatoce Perskiej w latach 1990–1991.

 

W czasach przemysłowych zatem, gdy silniki spalinowe zastąpiły zwierzęta pociągowe, wiatr, żagle itp., wojna na lądzie, w powietrzu i na morzu zaczęła dotyczyć przede wszystkim linii logistycznych i ich organizacji, a mniej samej walki taktycznej i sztuki walki z wrogiem. To znaczyło, że problemem centralnym wojny stała się kwestia, jak zniszczyć zdolność wroga do prowadzenia wojny najlepiej bez angażowania się w taktyczne walki. Uznano, że najlepiej to osiągnąć przez zniszczenie jego systemu logistycznego i pozbawienie go paliwa niezbędnego do wykonywania manewru.

 

Logistyka stała się więc ogonem machającym psem. Armie starożytnej Grecji mogły przetrwać, korzystając z terenu, przez który przechodziły (pod warunkiem że nie zatrzymywały się na dłużej). Dywizja w trakcie wojny prusko-francuskiej w roku 1870 zużywała około 50 ton jedzenia i paszy dla koni i innych zwierząt pociągowych. W roku 1916 ilość ta wzrosła do 150 ton ze względu na zwiększony rozmiar logistyki i wielkie zużycie amunicji w artylerii. Na początku II wojny światowej potrzebowano około 300 ton w Afryce Północnej podczas tamtejszych kampanii, choć anglosascy planiści oczekiwali zużywania 650 ton na każdy dzień dla jednej dywizji walczącej we Francji. Sprawa nabrała rozmachu, gdy amerykańska dywizja pancerna z lat 90. XX wieku wymagała znacznie ponad 3 tysiące ton dostaw logistycznych dziennie.

Kluczowe w XX wieku stało się pozyskanie umiejętności, by zgrać gospodarkę i jej wydajność (bez złamania gospodarki cywilnej) z nowoczesnym polem bitwy, które pożerało zasoby. W każdym jej aspekcie – od kopani i szybów naftowych po fabryki i ropociągi, którymi dostarczano zasoby na front. Odpowiednie zarządzanie tą zdolnością oznaczało wygrywanie bitwy, kampanii, a nawet całej wojny.

Rewolucja w sprawach wojskowych dokonuje się, gdy pojawiają się niedrogie i dość proste środki, które w sposób stały mogą zagrażać logistyce i łańcuchom dostaw na front. Od razu na myśl przychodzą zdolności w cyberprzestrzeni, gdzie cały system logistyczny zależny jest od kontentu digitalnego i procesowania masy danych. Nowoczesna gospodarka wojenna mogłaby teoretycznie dalej funkcjonować, ale tylko przy zachowaniu stałej czujności i pod stałą presją, że wciąż grozi jej całkowite załamanie.

 

Epoka gospodarki petrochemicznej i balistycznych pocisków zbliża się do końca właśnie ze względu na złożoność i koszty systemu logistycznego. Rewolucja w sprawach wojskowych oparta na dominacji informacyjnej wynikającej z systemu rozpoznawczo-uderzeniowego, zabezpieczana przez rzutki, elastyczny i reaktywny, a przede wszystkim krótki łańcuch logistyczny, musi umożliwić selektywną autonomię działania – tak jak działania autonomicznych batalionowych grup bojowych. Stały się one symbolem trwającej rewolucji w domenie lądowej. Na Oceanie Światowym jej symbolem jest transformacja w kierunku rozproszonej śmiercionośności, gdzie okręty i systemy bezzałogowe rozpraszają się po bezmiarze oceanu, ale są ze sobą połączone węzłami komunikacyjnymi i efektorami, dzięki czemu rozpoznanie, naprowadzanie i rażenie są wykonywane w systemie naczyń połączonych, w tym przez maksymalnie rozproszone platformy bojowe. To też jest możliwe dzięki systemom w przestrzeni kosmicznej.

 

Zatem trzy kluczowe bronie – czołg, bombowiec i lotniskowiec – są poważnie zagrożone zjawiskiem senility. Są zagrożone przez nową inteligentną amunicję, przez sensory połączone w C2 i C5ISR, w tym przy użyciu systemów umieszczonych w przestrzeni kosmicznej. To powoduje, że koszty ich obrony szybują przy jednoczesnym niskim wzroście, a nawet relatywnym spadku efektywności bojowej. Jednocześnie pojawiają się nowe bronie zdolne do wypełniania zadań generujące dużo niższe koszty.

W obliczu tych trendów Amerykanie już jakiś czas temu podjęli decyzję, aby przesunąć punkt ciężkości z masowej produkcji broni do innowacyjnej technologii. To wymaga potężnych inwestycji finansowych oraz zmiany całej formuły szkolenia wojska. Ale nie wymaga masowego poboru licznych wojsk lądowych i wielkich mocy  produkcyjnych, których wymagał z kolei stary sposób. Dla przykładu: produkcja czołgów w USA skupiła się na poprawieniu systemu kierowania ogniem, by zwiększyć procent trafień czołgów wroga, a nie na liczbie czołgów własnych. Zaawanasowana awionika polepszyła zdolności przeżycia i skuteczności bojowej samolotu wielozadaniowego. W rezultacie takich innowacji amerykański system badań i rozwoju pod koniec zimnej wojny stał się katapultą dla szerokiego spektrum przemysłu zastosowań cywilnych w USA. Lata 90. XX wieku były dekadą transferu technologii z rynku wojskowego na cywilny na taką samą skalę jak w latach 50.

Transformacja systemu kierowania ogniem, zwiększenie zasięgu i precyzji poza to, co niekierowany pocisk lub minimalnie kierowane oko mogło osiągnąć, było symptomem technicznej rewolucji. Dużo bardziej dramatyczne i historycznie istotne było wprowadzenie pocisków niebalistycznych, których trajektoria nie była determinowana w momencie wybuchu w lufie, ale podczas samego lotu. W czasie wojny w Wietnamie USA wprowadziły nowe bomby zrzucane z samolotu, których kurs nie był determinowany jedynie prawami fizyki – mogły one manewrować w kierunku celu, używając kamer telewizyjnych, laserów i sygnałów radiowych. Ta innowacja wraz z rakietami, które oferowały stały napęd zamiast napędu pochodzącego z jednorazowego wybuchu prochu, stała się kluczem do nowej epoki. Zapewniając manewrowość dzięki systemom naprowadzania, podniesiono dramatycznie poziom trafień i zniszczeń systemów przeciwnika.

Uwaga skupiła się na efektywności tych broni, gdy w 1973 roku okazało się, że Sowieci wyprodukowali kierowane pociski przeciwczołgowe, które były zadziwiająco skuteczne przeciw czołgom izraelskim. Podobny szok wywołała wojna o Falklandy w 1982 roku, gdy okazało się, że francuska rakieta Exocet jest w stanie zniszczyć brytyjskie okręty wojenne. W czasie wojny w Zatoce amunicja precyzyjna wydawała się decydować o jej wyniku. Jak to bywa z wielkimi przełomami, amunicja precyzyjna wydawała się wtedy tylko prostym rozwinięciem istniejących technologii, a nie zwiastunem fundamentalnie innego podejścia do prowadzenia wojny.

 

Tymczasem zaczęła się wyłaniać nowa kultura wojny. Nowa wojna teoretycznie nie miała ograniczenia zasięgu, a pociski mogły być sterowane z kosmosu. Jeśli mógł to czynić pocisk Tomahawk poruszający się z prędkością poddźwiękową i nadciągający z odległości setek kilometrów poza polem działań wojennych, dlaczego więc pociski przyszłości nie mogłyby tego robić z tysięcy kilometrów i z prędkościami hipersonicznymi, w stałej łączności z satelitami i zwrotnym przekazywaniem danych w przestrzeń kosmiczną w celu gromadzenia syntetycznego obrazu pola walki. Taki system broni stanie się bronią taktyczną za dużo mniejszą cenę ekonomiczną, polityczną i społeczną.

 

Fundamentalnym założeniem pola walki dotąd było to, że broń musi być na polu bitwy lub gdzieś blisko frontu, by skutecznie oddziaływać na przebieg starcia na poziomie taktycznym. Tak było z Grekami pod Maratonem i z Niemcami w bitwie w Ardenach. Dziś to założenie już nie obowiązuje na polu walki. Wcześniej zakładano również, że aby przetrwać kontakt z przeciwnikiem, system bojowy musi być ciężko uzbrojony (i broniony). Platforma drastycznie oddalona od pola bitwy w ogóle nie musi być bronią ani nie musi mieć systemów ochrony. Pocisk rakietowy może zostać odpalony z małego domku na Warmii lub z biurowca w Warszawie, albo z jaskiń w Tatrach położonych dziesiątki tysięcy kilometrów od celu. Wówczas cały koncept, czym jest pole walki, się zmienia i staje się nierozpoznawalny. Pojawia się natomiast potrzeba zbudowania całego systemu odporności państwa, który będzie znacznie szerszy niż czyste działania wojskowe.

W razie użycia systemów bojowych w przestrzeni kosmicznej poruszających się z prędkością kosmiczną, a strzelających ładunkami energii poruszającymi się z prędkością światła, skala i tempo pola walki staną się jeszcze bardziej przerażające. Zagrażając użyteczności broni tradycyjnych, nowe rodzaje broni zwiastują przełom na polu walki, który będzie przebiegał równolegle z przełomem geopolitycznym, który się teraz dokonuje.

 

Autor

Jacek Bartosiak

Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.

 

Jacek Bartosiak ANW Działania militarne Historia Kosmos Świat

Zobacz również

„Biesy” Fiodora Dostojewskiego – o ideologicznym opętaniu (Audio)
AUKUS a sprawa polska
Jacek Bartosiak przedstawia Koncepcję Armii Nowego Wzoru

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...