Spośród 1810 osób, które znalazły się na liście światowych miliarderów sporządzonej przez magazyn „Forbes” w 2016 roku, ponad 40 miało powiązania z biznesem kosmicznym. Stanowi to około 2 procent wszystkich miliarderów. Całkiem sporo, biorąc pod uwagę, że prywatny przemysł kosmiczny dopiero zaczął raczkować dzięki śmiałkom z New Space.
Śmiałkowie New Space przyjrzeli się na nowo potencjalnym rynkom oraz korelacji podaży i popytu. Działali zazwyczaj z własnymi pieniędzmi lub przy wykorzystaniu aniołów biznesu, względnie funduszy typu venture capital. Podejmowali niebagatelne ryzyko, omijając biurokracje państwowe narosłe wokół starego przemysłu kosmicznego, w tym partykularne interesy różnych lobbies, które żyły z wydatków publicznych na przemysł kosmiczny. Przedsiębiorcy New Space po prostu szukali zysków i pragnęli użyć w tym celu domeny kosmicznej. Nie szukali naukowej chwały ani abstrakcyjnego dążenia do szerzenia ogólnoludzkich ideałów w kosmosie.
Przyszłość pokaże, czy to oni byli prawdziwymi ojcami założycielami gospodarki kosmicznej. Z pewnością chcieli masowej produkcji satelitów, aby uzyskać godny zwrot z inwestycji. Zatrudniając najlepsze umysły na rynku kosmicznym, zaczęli konkurować z „ciężkimi krowami” dawnej epoki. Tradycyjne firmy z branży lotniczej i kosmicznej w międzyczasie stały się ociężałymi kolosami, preferowały stabilność i miliony procedur kontrolnych, zanim przesuną się o jeden centymetr w tworzeniu nowej technologii. Ludzie z New Space stawiali na innowacje, ryzyko, a inspiracja do „robienia Space’u” – jak się mówi w tej branży – stały się źródłem ich przewagi nad konkurentami. Z czasem dołączali do nich najlepsi. Spektakularny sukces firmy SpaceX jest tego zachwycającym przykładem.
Do pokonania potężnego oporu potrzebne były ogromne prywatne zasoby finansowe i upór najbogatszych ludzi na świecie, a jednym z nich był Elon Musk. Cała masa dotychczasowych firm konsultingowych i lobbystów połączyła w sieć zależności przemysł kosmiczny i różne agencje amerykańskiego państwa, a sieć była „podlewana” pieniędzmi amerykańskiego podatnika. Musk w swoich marzeniach o podróży na Marsa szedł ostro wbrew staremu przemysłowi kosmicznemu, co musiało być nie mniej dla niego męczące niż pokonywanie studni grawitacyjnej Ziemi, aby dostać się na orbitę. Wszystko to wyglądało jak praca Syzyfa – ciągłe, wieloletnie wysiłki bez nagrody. Pentagon oferował kontrakty dla SpaceX, by później je odwoływać. Przeszkody się mnożyły.
Przedsiębiorcy z New Space mimo wszystko nie odpuszczali, aż spowodowali rewolucyjne zamieszanie na zastałym rynku kosmicznym. Zapoczątkowali nowe procedury organizacyjne, dążyli do skali masowej, szybkiego zwiększania produkcji pojazdów kosmicznych i satelitów, wprowadzenia nowatorskich technologii, z najbardziej znanym przykładem konstrukcji rakiet wielokrotnego użytku.
Dzięki nowatorskiemu podejściu ludzie z New Space zgarnęli tyle lukratywnych kontraktów, że nic dziwnego, że New Space była solą w oku zbiurokratyzowanej NASA i firm, i organizacji żyjących z publicznych środków na przestrzeń kosmiczną. Zanim ludzie z New Space zdołali udowodnić, że dostęp do przestrzeni kosmicznej może być łatwiejszy, stary przemysł kosmiczny żył w świecie nadmiernej regulacji wszystkiego, z duszącą inicjatywy biurokracją i kulturą niewychylania się, gdzie nie dokonywano żadnych przełomowych innowacji. Ludzie z New Space udowodnili, że wojskowe starty w kosmos mogą kosztować 40 procent taniej niż to, co może zaoferować tradycyjny dostawca usługi – United Launch Alliance, ale i tak napotykali opór.
Zwolennicy dawnego podejścia, którzy chcą się wypowiadać na ten temat, argumentują, że system nie był wcale ustawiony przeciwko mniejszym firmom z New Space. Projekty w przemyśle kosmicznym były po prostu ogromne i wymagały od firm nie tylko ogromnych zasobów, lecz także bardzo dużego doświadczenia w ich realizacji, a tego firmy z New Space nie miały i nie mogły mieć. Za to do przygotowania rozwiązań wymagających jedynie intelektualnej pracy koncepcyjnej mogły być zatrudniane i to się ponoć działo. Nie spodziewano się bowiem, że firmy New Space mogłyby zaprojektować i zbudować międzykontynentalny pocisk balistyczny, podczas gdy giganty takie jak Lockheed-Martin mogły sobie pozwolić na wydawanie pieniędzy na projekty przyszłości lub na badania i rozwój niezwiązane wprost z aktualną produkcją i realizowanymi kontraktami.
Pojawiła się argumentacja, że taki człowiek jak Elon Musk to wielki znak zapytania dla amerykańskiego Departamentu Obrony. Ludzie zajmujący się w tam planowaniem wojny w kosmosie nie chcą ufać firmom, których wielkie projekty zbudowane są wokół jednej osoby. Gdy ta osoba umiera, jego firma może nie przetrwać śmierci charyzmatycznego lidera. Czyli myślenie mogło być następujące: z punktu widzenia amerykańskiego programu kosmicznego ten konkretny facet i inni ludzie z New Space mają ciekawe pomysły i w obecnej rzeczywistości potrafią je zrealizować, ale czy można polegać na firmie SpaceX bez Elona Muska?
Może jednak sytuacja się zmieniła w ostatnich latach. Firmy New Space zdobywają kontrakty, rynek się rozrósł, dostęp i użytkowanie przestrzeni kosmicznej przez wielu graczy staje się „nową normalnością”. Space X i jej konkurenci z New Space wystrzeliwują w kosmos potężne rakiety, zaczęli również otrzymywać kontrakty od NASA. Wiodące firmy New Space mają ambicję uczestniczenia w programie Artemis i wysyłania ludzi na Księżyc oraz wygrywają z tym związane przetargi. Kiedy piszę te słowa, pojazd kosmiczny Starship firmy SpaceX został wybrany w kwietniu 2021 roku na lądownik księżycowy.
SpaceX słynie z wystrzeliwania satelitów konstelacji nazwanej Starlink, aby zapewnić dostęp do internetu, dosłownie z kosmosu, na Ziemi, przede wszystkim do tych odległych miejsc, gdzie internet z tradycyjnej sieci jest wielkim problemem. Chodzą plotki, że firmy kosmiczne z New Space zaczynają uczestniczyć w tajnych programach Pentagonu, polegających na tworzeniu łatwo zastępowalnych satelitów wojskowych w ogromnych konstelacjach na orbicie oraz szybkiego ich wynoszenia w razie awarii. Zastępowalnych systemów wróg nie zdoła zniszczyć jednym uderzeniem, więc tanie satelity New Space są tu doskonałym remedium.
Elon Musk jest znany z tego, że chce wylądować na Marsie i założyć tam kolonię. Takie przedsięwzięcie wymagałoby tysięcy podróży z ładunkiem i ludźmi między Ziemią a Marsem. Musk koncentruje więc wysiłek SpaceX na zaprojektowaniu pojazdu kosmicznego zdolnego do realizacji takich zadań. Mówi o tym przez cały czas i, co ważne, wydaje ogromne pieniądze, aby osiągnąć ten cel. Prototypy kolejnych pojazdów kosmicznych i ich kolejne starty są transmitowane na żywo w internecie, często kończą się katastrofą w powietrzu lub na stanowisku startowym. Ten człowiek nie ma obaw występujących w przemyśle kosmicznym finansowanym z pieniędzy podatnika, że coś może pójść nie tak. Jego wysiłki, sukcesy i porażki są na widoku publicznym, otwarte na krytykę, komentarze, podziw i nienawiść. Człowiek ten wzbudza ogromne emocje i zainteresowanie i jest to fascynujące. Można śledzić na własne oczy rodzącą się rewolucję skomunikowania kosmicznego. Podobnie można śledzić z zapartym tchem działania Jeffa Bezosa, do niedawna najbogatszego człowieka na świecie, który próbuje swoich sił w kosmicznej firmie Blue Origin, czy pasjonata Richarda Bransona z jego Virgin Orbit i Virgin Galactic.
New Space w kontekście nowej gospodarki kosmicznej to przede wszystkim urządzenia CubeSat – prawdziwa rewolucja w rozmiarach i kosztach systemów satelitarnych. Przy wielkości 10 centymetrów sześciennych satelita New Space może kosztować mniej niż 100 tysięcy dolarów. Coraz więcej firm kupuje więc je, aby monitorować swoją działalność na Ziemi – od wycieków ropy po poziom jej magazynowania (co widać najlepiej z kosmosu), produkcję rolną. Od monitorowania granic po leśnictwo i badanie poziomu emisji CO2 przez budynki lub określenie powierzchni nieruchomości na potrzeby obliczenia podatku katastralnego. Wojsko również zrozumiało, co to dla nich oznacza. New Space zmieni oblicze wojny orbitalnej w kosmosie, zapewniając zastępowalność sensorów i systemów, zwiększając ich wydajność w coraz gęstszej ich sieci, w tym jej odporność na zniszczenie. Tym samym podniesie próg odstraszania przeciwnika, który chciałby wykonać scenariusz wyprzedzającego uderzenia na systemy w kosmosie – czyli kosmicznego Pearl Harbor.
Zanim jednak z huraoptymizmem przyjmiemy, że postęp jest jedyną możliwością stojącą przed ludzkością, zacytujmy jednego z miliarderów z tej listy – Elona Muska – który zasłynął tezą, że „wiedza inżynierska też potrafi zanikać, zatem możliwy jest jej regres”. Musk oczywiście jest powszechnie znany z tego, że narzeka na to, że nie robimy na Ziemi wystarczająco dużo, aby doskonalić rakiety i podróże kosmiczne. Ale jest również znany z tego, że uczy się rzeczy, które buduje i za które płaci, w tym mechaniki orbitalnej i zaawansowanej fizyki oraz często o tych skomplikowanych sprawach rozmawia publicznie. Czasami jego dogłębna wiedza na te tematy wprost zadziwia słuchaczy. Jak może znaleźć czas i zapał, aby dosłownie pożerać całe pokłady bardzo trudnej do przyswojenia wiedzy i rozmawiać o niej z łatwością ze znającą się na tej materii publicznością?
Christin Davenport napisał o tych ludziach książkę zatytułowaną The Space Barons (Baronowie kosmosu), w której opisał, w jaki sposób inwestują oni swoje fortuny w epickie wskrzeszenie amerykańskich programów kosmicznych, wykorzystując innowacje w stylu Doliny Krzemowej, aby radykalnie obniżyć koszty podróży kosmicznych, a nawet wysłać ludzi dalej niż kiedykolwiek chciała NASA. Jak pisze Davenport, przedsiębiorcy, którzy założyli wcześniej jedne z najpotężniejszych marek na świecie – Amazon, Microsoft, Virgin, Tesla, PayPal – teraz dążą do największej rewolucji w swoim życiu – do rewolucji skomunikowania kosmosu.
Książka Davenporta jest fascynującym opisem ponoszonego ryzyka i wielkiej przygody związanej z narodzinami nowej ery kosmicznej, napędzanej przez bogaczy, którzy walczą o położenie kresu monopolowi starego przemysłu w kosmosie. Kosmiczni baronowie to także opowieść o rywalizujących start-upach walczących z uznanymi kontrahentami oraz o perypetiach śmiałków, których wielu spośród ludzi obserwujących dokonujący się przełom uważa za geniuszy.
Autor
Jacek Bartosiak
Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.
Trwa ładowanie...