(Fot. Wikimedia Commons)
COVID-19
Niemal dokładnie rok temu, 30 grudnia 2019 roku, komisja zdrowia miasta Wuhan wydała pilny komunikat, informujący o odnotowaniu przypadków zapalenia płuc wśród klientów targu rybnego w Wuhan. Od tamtego czasu wirus SARS-CoV-2 wykryto u niemal 84,5 miliona ludzi; na wywołaną przez patogen chorobę, COVID-19, zmarło ponad 1,8 miliona z nich.
Od końca grudnia szereg państw na świecie rozpoczęło programy szczepień na nowy patogen; Unia Europejska rozpoczęła kampanię szczepień 27 grudnia; do końca 2020 roku UE miała otrzymać od producentów 12,5 miliona dawek; do końca 2021 roku ma zostać zaszczepionych 450 milionów obywateli państw należących do Wspólnoty. Niemcy rozpoczęły szczepienia w ubiegłą niedzielę; w kolejnych dniach do Berlina dołączały kolejne państwa Unii, w tym Polska, Belgia czy Łotwa. Podobna kampania od 14 grudnia trwa również w Stanach Zjednoczonych, gdzie szczepionkę podano już ponad milionowi Amerykanów. Tego samego dnia co w USA szczepienia rozpoczęto też w Kanadzie.
W czwartek tymczasem Chiny oficjalnie dopuściły do użycia stosowaną warunkowo już od lipca (od tamtego czasu użyto ponad 4,5 miliona dawek) szczepionkę wyprodukowaną przez Sinopharm. Jak informuje SCMP, łącznie co najmniej 10 krajów zdecydowało się kupić szczepionki wyprodukowane w Chinach; są wśród nich między innymi Bahrajn, ZEA czy Pakistan, ale również Ukraina i Węgry. Te ostatnie miały skorzystać z rosyjskiej szczepionki Sputnik V, jednak opóźnienia w dostarczeniu jej na Węgry sprawiły, że Budapeszt zapowiedział, iż zamierza skorzystać zarówno ze szczepionek zakupionych przez Unię, jak i z tych wyprodukowanych w Państwie Środka. Ukraina natomiast miała zakupić 1,8 miliona dawek szczepionki u Sinovac (szczepionkę tego producenta kupili również Turcy). Najwięcej szczepień w ujęciu per capita przeprowadza Izrael, gdzie ponad 150 tysięcy (2% populacji) osób dziennie poddawanych jest szczepieniom.
Autor „Weekly Brief” nie wie, ile szczepionek podaje się Filipińczykom, ale prawdopodobnie za mało, w niedzielę bowiem prezydent tego kraju, Rodrigo Duterte zagroził Stanom, że wypowie umowę o siłach wizytujących, jeżeli Waszyngton nie dostarczy Filipinom „co najmniej 20 milionów szczepionek”. Przypomnijmy, że w lutym Manila najpierw wypowiedziała umowę VFA (Visiting Forces Agreement), aby następnie w czerwcu zmienić decyzję. Cała ta sytuacja jest o tyle ciekawa, że powszechnie uważa się, iż Chiny będą prowadzić „dyplomację szczepionkową” (na co wskazują zresztą już przykłady i Węgier, i Turcji, i Pakistanu, a więc państw cieszących się dobrymi relacjami z Pekinem) i z pewnością rozważą zaoferowanie Manili specyfików wyprodukowanych przez Sinovac i Sinopharm. Oczywiście nie za darmo, ale skrajną naiwnością byłoby sądzić, że cokolwiek na tym świecie jest za darmo (tyczy się to i ewentualnych szczepionek dostarczonych Filipińczykom przez USA).
ISLAMABAD–TEHERAN–STAMBUŁ
Àpropos sojuszników Chin – we wtorek „Nikkei Asia” informowało, że w 2021 roku ma zostać otwarte połączenie kolejowe łączące miasta Pakistanu, Turcji i Iranu (Islamabad-Teheran-Istambuł), od pierwszych liter nazw miast nazwane ITI. Połączenie miałoby liczyć ponad 6,5 tysiąca kilometrów, z czego 1950 miałoby znajdować się na terytorium Turcji, 2600 Iranu, a 1990 Pakistanu; przebycie całej trasy ma trwać 10 dni – o 11 mniej niż podróż morska. Ów projekt infrastrukturalny trzeba, rzecz jasna, postrzegać przez pryzmat inicjatywy Pasa i Szlaku; zdaniem anonimowego przedstawiciela pakistańskiej administracji, cytowanego przez „Nikkei”, ITI miałoby łączyć się z Chinami (dokładnie z prowincją Sinciang) poprzez pakistańską linię kolejową ML-1 (MainLine-1), łączącą Peszawar i Karaczi, będącą zarazem kluczową inwestycją chińsko-pakistańskiego korytarza gospodarczego (ang. CPEC, China-Pakistan Economic Corridor). Nawiasem mówiąc, w lipcu 2020 roku Islamabad zaakceptował projekt rozbudowy i modernizacji liczącej 1872 kilometry linii ML-1 (mający polegać między innymi na utworzeniu drugiego torowiska oraz modernizacji już istniejącego), co pozwoliłoby pociągom towarowym i pasażerskim na osiąganie prędkości rzędu odpowiednio 120 i 160 kilometrów na godzinę. Obecnie wartości te wynoszą 80 i 65–110 kilometrów na godzinę. Cały projekt ma kosztować 7,2 miliarda dolarów; początkowo Pakistan liczył, że znaczną część kosztów (6,1 miliarda dolarów, około 85% kosztów całej inwestycji) pokryją chińskie pożyczki, oprocentowane na 1% – na to nie chciał się jednak zgodzić Pekin.
CŁA USA–UE
W środę biuro przedstawiciela USA ds. handlu poinformowało, że w związku z nałożonymi przez Unię Europejską w październiku cłami na niektóre amerykańskie produkty Stany Zjednoczone również zastosują retorsje handlowe, obejmując sankcjami towary produkowane przede wszystkim we Francji i Niemczech, w tym części do samolotów, wina niemusujące oraz inne alkohole (między innymi brandy czy inne destylaty z winogron) pochodzące z obydwu państw. Wymiana ciosów na linii Waszyngton – Bruksela ma korzenie w pierwszych latach nowego milenium. Wtedy dotyczyła nielegalnych subsydiów dla Airbusa (konkretnie: Airbusa A380). W 2014 roku natomiast to Unia Europejska oskarżyła Stany Zjednoczone o nielegalne subsydia, których beneficjentem miał być Boeing (konkretnie: Boeing 777X). W obydwu wypadkach Światowa Organizacja Handlu uznała, że strony pozwane są winne, dajączarówno USA, jak i Unii Europejskiej prawo do nałożenia ceł na określone produkty – co następnie obie strony sporu uczyniły.
Notatka zamieszczona na stronie internetowej USTR (US Trade Representative) wyjaśnia, że powodem nałożenia dodatkowych sankcji jest wybiórcze i nieuczciwe zachowanie UE, która skorzystała z kruczków prawnych (wybór specyficznego okresu – pandemii – do wyliczenia wysokości ceł czy też niewliczanie Wielkiej Brytanii do wolumenu wymiany handlowej), aby obłożyć cłami więcej amerykańskich produktów, niż USTR uznaje za „sprawiedliwe”.
TYP 003
Według opublikowanego przez „Global Times” artykułu, w 2021 roku Chiny zwodują nowy, trzeci już wybudowany przez to państwo, lotniskowiec. Podobne informacje przekazywała w listopadzie „Nikkei Asian Review”, dodając, że nowa jednostka miałaby wejść do służby w 2025 roku („The Diplomat” twierdził natomiast we wrześniu, że okręt zostanie zwodowany w 2022 roku). Warto dodać, że w przeciwieństwie zarówno do pierwszego (typ 001, Liaoning, który zaczął życie w schyłkowym okresie ZSRR jako Wariag, bliźniacza jednostka służącego obecnie w marynarce wojennej Rosji – z problemami– Admirała Kuzniecowa), jak i do drugiego chińskiego lotniskowca (wybudowanego co prawda w całości w Chinach, ale bazującego na Wariagutypu 002) trzecia tego typu jednostka pełniąca służbę w Marynarce Wojennej Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej miała zostać zaprojektowana w całości w Chinach. Typ 003 ma również zostać wyposażony w katapultę (a nie rampę, jak jego poprzednicy), co ma rozwiązać jedną z bolączek chińskich myśliwców pokładowych, jaką są ograniczenia w wadze przenoszonego uzbrojenia. Co więcej, na pokładzie nowego lotniskowca ma zostać zainstalowana katapulta elektromagnetyczna, stosowana obecnie jedynie na najnowszym lotniskowcu US Navy, USS Gerald Ford. Wspomniany artykuł w „Global Timesie” wymienia również inne typy uzbrojenia mające wejść do służby w ChALW do 2025 roku (w tym kolejne niszczyciele klasy 052d, a także klasy 055) oraz, co ciekawe, „masową produkcję myśliwców J-20 (…) wyposażonych w wyprodukowane w Chinach silniki”. Wspominając mające miejsce w ubiegłym roku napięcia na Morzu Południowochińskim, autor tekstu stwierdza, że „arsenał ChALW odegrał kluczową rolę w ochranianiu ludności Chin przed koronawirusem, odstraszaniu amerykańskich prowokacji, ochronie suwerenności i integralności terytorialnej w Cieśninie Tajwańskiej i na granicy z Indiami”.
CAI – EPILOG
W ostatnim „Weekly Brief” informowaliśmy o przełomie w negocjacjach dotyczących CAI (umowy o inwestycjach bezpośrednich pomiędzy UE i Chinami), który miał miejsce w połowie grudnia i który umożliwiły niespodziewane koncesje strony chińskiej. I jeżeli ktoś miał jeszcze sądził, że kwestie wartości moralnych czy los Ujgurów mogą wykoleić negocjacje, został ostatecznie odarty ze złudzeń w środę, gdy Ursula von der Leyen poinformowała, że UE i Chiny osiągnęły porozumienie w kwestii umowy CAI.
W opublikowanym na stronie Komisji Europejskiej komunikacie informuje się, że „Chiny zobowiązały się do znaczniejszego niż kiedykolwiek wcześniej otwarcia swojego rynku (…) sprawiedliwego traktowania europejskich firm, transparentności w kwestii subsydiów oraz ustanowienia reguł dotyczących wymuszonego transferu technologii”. Komunikaty KE i przecieki do prasy są jednymi z niewielu źródeł opisującymi treść umowy, która jest niejawna; zdaniem Asia Times nawet członkowie europarlamentu (a PE będzie musiał ją ratyfikować) otrzymali jedynie skróconą wersję dokumentu.
Jak stwierdziła szefowa KE Ursula von der Leyen, „porozumienie wprowadzi nową równowagę w unijnych relacjach ekonomicznych z Chinami (…) i zapewni europejskim inwestorom bezprecedensowy dostęp do chińskiego rynku, tworząc miejsca pracy i pozwalając naszym gospodarkom rosnąć”. Valdis Dombrovskis stwierdził natomiast, że osiągnięcie porozumienia „da ogromny impuls do rozwoju europejskiemu biznesowi na jednym z największych i najszybciej rozwijających się rynków świata”.
KE poinformowała, że Chiny zobowiązały się do znacznego zliberalizowania dostępu do sektora przemysłowego, w szczególności produkcji samochodów elektrycznych, przemysłu chemicznego, sprzętu telekomunikacyjnego, wyposażenia medycznego. Podobna sytuacja ma mieć również miejsce w odniesieniu do sektora usługowego – przetwarzania danych w chmurze, usług finansowych, prywatnej opieki zdrowotnej, międzynarodowego frachtu morskiego oraz transportu lotniczego. Dzięki temu europejski przemysł ma funkcjonować w realiach przewidywalnego i transparentnego systemu prawno-regulacyjnego (ponieważ „Chiny nie będą dłużej mogły zabraniać dostępu lub stosować praktyk dyskryminacyjnych”), który zagwarantuje również utworzenie „przejrzystych zasad subsydiowania przedsiębiorstw państwowych, zakaże wymuszonego transferu technologii oraz innych praktyk zaburzających konkurencję”. Tak więc, przynajmniej w części sektorów, europejskie firmy nie będą zmuszone do wchodzenia we współpracę z lokalnymi, chińskimi, firmami.
Wypada również dodać, że w charakterze listka figowego wystąpiły wspomniane przez autora „Weekly Brief” w ubiegłym tygodniu konwencje praw pracowniczych ILO; w toku negocjacji Chiny miały „wysłać silny sygnał”, że podpiszą te z nich dotyczące pracy przymusowej („wysłać silny sygnał” nie znaczy „podpisać”, a „podpisać” nie znaczy „przestrzegać” – ale zdaniem KE to, jak widać, nic nie szkodzi).
W rozmowach konkludujących negocjacje wziął udział – obok Angeli Merkel, wspomnianej już Ursuli von der Leyen czy Charlesa Michela – prezydent Francji Emmanuel Macron, który, przynajmniej formalnie, nie miał żadnego powodu, aby w nich uczestniczyć. Fakt ów, podobnie jak fakt, że los Ujgurów i Hongkończyków nie przekreślił porozumienia, a także fakt, iż to Francja i Niemcy podjęły decyzję dotyczącą CAI właściwie jednostronnie, okazał się szokiem (SZOKIEM!) dla sporej części komentatorów.
Zaskakujący wydał się również części komentatorów fakt, że UE zgodziła się na podpisanie CAI właśnie teraz – na zaledwie kilkanaście dni przed objęciem prezydentury w Stanach Zjednoczonych przez Joe Bidena, który deklarował podjęcie bliższej współpracy ze swoimi europejskimi partnerami. Przykładem owej odnowy więzi transatlantyckich miał (ma?) być Szczyt Demokracji – okazuje się, najwyraźniej, że jakkolwiek cenna jest możliwość odbycia szczytu (który dałby z pewnością asumpt jego uczestnikom do wygłoszenia spiżowych sentencji dotyczących praw człowieka, zrównoważonego rozwoju i wspólnoty wartości), to dla Francji i przede wszystkim Niemiec nieco ważniejsza jest jednak obsługa going concernwłasnego przemysłu, jego właścicieli i milionów osób przezeń zatrudnianych.
Zdumienie faktem zawarcia umowy wyraził również p.o. doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA Matthew Pottinger, który stwierdził, że „przywódcy obydwu partii w USA i przedstawiciele rządu Stanów Zjednoczonych są zaskoczeni i zdumieni faktem, iż UE zdecydowała się na podpisanie traktatu handlowego tuż przed objęciem władzy przez nowego prezydenta USA (…) pośpiech i gotowość KE do współpracy z Pekinem, pomimo jego groteskowych naruszeń praw człowieka, sprawiły, że opadły maski. Niektórzy europejscy politycy i komentatorzy twierdzili, że to administracja Trumpa jest odpowiedzialna za pogorszenie relacji transatlantyckich. Teraz jest oczywiste, że to nie wina prezydenta Trumpa, ale kluczowych europejskich urzędników. Spójrzcie w lustro”. W odpowiedzi Bruksela, między innymi ustami Valdisa Dombrovskisa, stwierdziła, że zawarcie umowy wyrównuje szanse w dostępie do chińskiego rynku, zaburzone w wyniku podpisania „pierwszej fazy” umowy handlowej pomiędzy USA a ChRL.
Warto też pamiętać, że według opublikowanych jakiś czas temu przez „The New York Times” przecieków administracja Bidena „nie zamierza podpisywać jakichkolwiek umów handlowych, dopóki nie zostaną przeprowadzone znaczące inwestycje krajowe”. Podczas trwania otwartego konfliktu technologiczno-dyplomatyczno-handlowego z Chinami, Stany Zjednoczone nie przedstawiły jak dotąd realnego i składnego planu wygrania owej rywalizacji (nie są nim, wbrew pozorom, wspólne wartości ani piękne historie Mike’a Pompeo o „słodkim aromacie wolności” i zbrodniczych posunięciach Pekinu wobec muzułmanów w Sinciangu) ani też zachęt ekonomicznych dla swych sojuszników, które to zachęty miałyby ich przekonać do przeciwstawienia się Pekinowi, a tym samym zaakceptowania ryzyka zerwania lukratywnych relacji handlowych z Państwem Środka. Chiny natomiast zaprezentowały zarówno solidny kij (którym oberwała już na oczach całego świata Australia – przy całkowitej bierności Waszyngtonu, dodajmy), jak i marchewkę – właśnie w postaci dalszego, ułatwionego i szerszego, dostępu do własnego rynku.
Dla innych logika posunięć zarówno Chin, które zaoferowały znaczne ustępstwa, jak i Niemiec oraz Francji, które na chińską propozycję przystały, była całkowicie zrozumiała i sprowadza się do fait accompli, faktów dokonanych, a więc – wykorzystania okresu przekazania władzy w Stanach Zjednoczonych do zajęcia jak najlepszej pozycji negocjacyjnej vis-à-vis obydwu biegunów rywalizacji hegemonicznej. Europa dalej będzie współpracować ze Stanami Zjednoczonymi, które nie mogą się od niej tak po prostu odwrócić (Spykman). Chiny natomiast zdają sobie sprawę, że to interesy, a nie retoryka determinują posunięcia państw (przynajmniej tych, które pragną być więcej niż jedynie efemerydą) – a więc strukturalny charakter napięć pomiędzy USA i Chinami nie pozwoli im ustąpić – również pod przywództwem Bidena.
Czy więc ogłoszona w środę informacja była niemiecko-francuską odpowiedzią na propozycję AKK i znakiem, że Europa wybiera postulowaną przez Josepa Borrela „doktrynę Sinatry” zamiast zapowiadanego przez niemiecką minister obrony narodowej „nowego niemieckiego realizmu”? Z pewnością Europejczycy zapewnili sobie lewar ekonomiczny w relacjach z Chinami oraz dyplomatyczny w relacjach z USA. Pamiętać przecież trzeba, że proces doprecyzowywania szczegółów umowy (mechanizmy sprawdzające przestrzeganie jej zapisów, sposoby rozwiązywania sporów itp.), a także sam proces ratyfikacji mają potrwać do dwóch lat. Podobnie więc jak jest obecnie z dopuszczeniem do niemieckiego rynku Huawei, tak i w wypadku umowy z Chinami Unia Europejska – Niemcy – będzie mogła grać procesem uzgadniania detali porozumienia i procesem jego ratyfikacji, przyspieszając go lub spowalniając w zależności od potrzeb.
ERICSSON I HUAWEI
Case in point, jak to mówią Anglosasi, prymatu twardych interesów nad wartościami dostarcza sprawa Huawei i Ericssona. Oto w piątek szwedzkie media poinformowały, że prezes Ericssona Börje Ekholm oznajmił szwedzkiej minister handlu Annie Hallberg, że jeżeli zakaz obecności Huawei na szwedzkim rynku nie zostanie zniesiony, to poda się do dymisji. Powtórzmy: prezes produkującego sprzęt 5G szwedzkiego Ericssona zagroził szwedzkiej minister rezygnacją, jeżeli nie dopuści ona do obecności na szwedzkim rynku jego konkurencji. Nie jest tak oczywiście dlatego, że powodowany przywiązaniem do wartości i umiłowaniem zdrowej sportowej rywalizacji prezes Ericssona ujął się za Huawei bezinteresownie (najwyraźniej nie przeszkadzają mu też rzucane na Huawei oskarżenia o bliskie powiązania z aparatem państwowym ChRL); jest tak dlatego, że Ericsson kontroluje 10% chińskiego rynku 5G, a jego prezes obawia się, że Chińczycy w ramach retorsji wykluczą ze swojego rynku sprzęt szwedzkiej firmy.
TRADE DEAL
Skoro już o umowach handlowych mowa: jak obliczyli analitycy Bloomberga, w roku 2020 Chiny kupiły w Stanach Zjednoczonych towary za połowę zadeklarowanej w ramach umowy handlowej kwoty; podczas gdy eksport z USA miał być wart 172 miliardy dolarów, Państwo Środka nabyło towary za 50,5% tej kwoty. W rozbiciu na poszczególne kategorie wygląda to tak, że Chiny kupiły 54,1% zadeklarowanych w styczniu produktów przemysłowych, 52,9% żywności i 31,1% nośników energii.
Tymczasem w piątek zarząd nowojorskiej giełdy poinformował, że rozpoczął działania zmierzające do usunięcia z niej trzech chińskich spółek. Wszystkie trzy to operatorzy sieci komórkowych (China Mobile Ltd., China Telecom Corp. Ltd., China Unicom Hong Kong Ltd.); wszystkie trzy są również notowane na giełdzie w Hongkongu i żadna z nich nie świadczy usług na amerykańskim rynku, a więc, jak zauważa Bloomberg, decyzja władz NYSE jest w znacznej mierze symboliczna. Trzeba mimo wszystko zwrócić uwagę na praktyczny wymiar delistingu, zapoczątkowanego jeszcze w maju, wraz z decyzją NASDAQ o wprowadzeniu wymierzonych w chińskie przedsiębiorstwa ograniczeń. Warto także zwrócić uwagę na fakt, że wszystkie trzy spółki są obecne w znacznie większym stopniu na hongkońskiej giełdzie; w maju informowaliśmy czytelników „Weekly Brief”, że Pekin, świadom zamiarów Waszyngtonu, będzie nakłaniał chińskie przedsiębiorstwa do przeprowadzania debiutów na giełdach w Londynie, Szanghaju czy Hongkongu; to właśnie na tej ostatniej giełdzie debiutował producent układów scalonych SMIC.
BIAŁORUŚ
Aleksander Łukaszenka ogłosił termin Ogólnobiałoruskiego Zgromadzenia Ludowego. Zebranie ma się odbyć w dniach 11–12 lutego. Forum było w ostatnich miesiącach przedstawiane przez prezydenta jako potencjalny organ, który miałby przejąć część należących do niego prerogatyw. W wielu wypowiedziach Łukaszenka mówił o przekazaniu części swoich kompetencji zgromadzeniu oraz, co wydaje się ważniejsze, o rozpoczęciu przez ten organ reformy białoruskiej konstytucji. Jednakże w ostatnich dniach prezydent zmienił linię, ogłaszając że zgromadzenie ludowe nie będzie miało kompetencji pozwalających mu na wprowadzanie zmian do konstytucji. Dodatkowo stwierdził, że nie przekaże mu żadnej „wściekłej władzy”, a więc wydaje się, że oznacza to całkowite wycofanie się z planu przedstawianego jeszcze kilka tygodni temu. Rosyjscy eksperci są zdania, że Łukaszenka gra na czas, licząc na to, że z miesiąca na miesiąc rosyjskie zaangażowanie będzie jedynie malało, a on sam zdoła utrzymać się przy władzy. Wydaje się jednak, że białoruski przywódca może się mylić. Jeden z rosyjskich portali śledczych, odpowiedzialny m.in. za opublikowanie materiałów udowadniających bezpośrednie zaangażowanie Kremla w wewnętrzne sprawy Gruzji i Armenii, opublikował dokumenty mające poświadczać, że środowisko związane z generałem Władimirem Czernowem pracującym w administracji prezydenta federacji od początku jesieni pracuje nad wzmocnieniem antyłukaszenkowskiej, prorosyjskiej opozycji. Według ujawnionych dokumentów aktualnie trwają prace nad stworzeniem na Białorusi bloku politycznego o takim właśnie zabarwieniu, który byłby zdolny obsługiwać rosyjskie interesy po przekształceniu kraju w republikę o modelu parlamentarno-prezydenckim. Choć ujawnionym informacjom brakuje jeszcze odpowiedniego potwierdzenia, to wpisują się one w kształtujący się od sierpnia obraz sytuacji. Wszystko na to wskazuje, że najbliższy miesiąc i trwające przygotowania do ogólnobiałoruskiego zgromadzenia mogą okazać się decydujące dla politycznej przyszłości naszego wschodniego sąsiada.
TURCJA
Minister spraw zagranicznych Turcji Mevlüt Çavuşoğlu poinformował, że Stany Zjednoczone wyszły z propozycją (z którą kilkakrotnie wychodziła już wcześniej Turcja) utworzenia wspólnej grupy roboczej, której celem miałoby być rozwiązanie kwestii związanych z zakupionymi przez Ankarę systemami S-400 oraz nałożonymi ostatnio przez USA sankcjami w ramach ustawy CAATSA. Turcja miała przystać na propozycje Waszyngtonu i już rozpoczęto rozmowy dotyczące formowania owej grupy. Wizja rozpoczęcia wspólnego dialogu ze stroną amerykańską zeszła się z kolejnym wydarzeniem na linii Ankara – Moskwa. We wtorek w Soczi z ministrem Çavuşoğlu spotkał się Siergiej Ławrow. Obaj dyplomaci spotkali się już po raz szósty w 2020 roku, co pokazuje wyraźnie intensywność działań nawet, albo może raczej szczególnie, w obliczu tylu spornych kwestii. Tematów rozmowy było wiele, ale do najważniejszych należała kwestia armeńsko-azerbejdżańska, libijska, kwestie związane z przesyłem gazu oraz szczepionką na COVID-19. Na wspólnej konferencji już po spotkaniu ministrowie ogłosili, że Turcja włączy się w produkcję szczepionki Sputnik V, oraz zgodnie skrytykowali amerykańskie sankcje wprowadzone przeciwko Turcji. Miniony tydzień to dla Ankary również podpisanie umowy handlowej z Wielką Brytanią, która obejmuje handel wart w zeszłym roku blisko 25 miliardów dolarów.
KALININGRAD
Rosyjskie lotnictwo z obwodu kaliningradzkiego ćwiczyło w minionym tygodniu odpieranie inwazji przeciwnika. W ćwiczeniach brała udział eskadra należąca do Floty Bałtyckiej. Na uwagę zasługuje jednakże scenariusz ćwiczeń. Zgodnie z informacją podaną przez stronę rosyjską scenariusz przewidywał, że samoloty wroga przekraczają granicę w celu dokonania bombardowań oraz ataków rakietowych na strategicznie ważne obiekty znajdujące się w eksklawie.
NDAA 2021 – EPILOG
Senat USA, zgodnie z przewidywaniami, przegłosował weto Donalda Trumpa wobec ustawy budżetowej Pentagonu na rok fiskalny 2021 (NDAA 2021). Tak jak sugerowały amerykańskie media, członkowie Kongresu spotkali się na nadprogramowej sesji, poświęconej prezydenckiemu wetu właśnie, i skutecznie je obalili.
Autor
Albert Świdziński
Dyrektor analiz w Strategy&Future.
Trwa ładowanie...