(Fot. Wikimedia Commons)
INICJATYWA TRÓJMORZA
W czwartek Komisja do Spraw Zagranicznych Kongresu USA przyjęła zaproponowaną przez dwoje kongresmenów (demokratkę Marcy Kaptur i republikanina Adama Kinzingera) rezolucję wspierającą Inicjatywę Trójmorza. W dokumencie zauważa się między innymi, że „narzucony przez Sowietów komunizm spowodował niedorozwój infrastruktury energetycznej i transportowej, w szczególności na osi Północ – Południe (…) co z kolei przekłada się na brak »połączoności« w zakresie telekomunikacji, energii i dostaw wody”, oraz stale istniejącą zależność państw Europy Środkowo-Wschodniej od dostaw energii z Rosji, która „wykorzystuje tę słabość, aby osłabić instytucje demokratyczne w państwach Inicjatywy”. Dokument wymienia również część z inicjatyw infrastrukturalnych podejmowanych w ramach Inicjatywy Trójmorza, takich jak Viking Train (połączenie kolejowe łączące Litwę, Białoruś, Ukrainę, Bułgarię i Turcję; warto dodać, że jedynie Litwa i Białoruś są członkami Inicjatywy), połączenie kolejowe Bałtyk – Adriatyk, tworzone w ramach unijnego programu TEN-T (Transeuropejska Sieć Transportowa) czy też cyfrowa autostrada Trójmorza. W dalszej części dokument wyraża aprobatę Izby Reprezentantów m.in. dla dalszej rozbudowy infrastruktury transportowej i energetycznej w Europie Środkowo-Wschodniej, potępia podejmowane przez Moskwę próby wykorzystania węglowodorów do osiągania celów politycznych czy też – co interesujące – zachęca państwa Inicjatywy Trójmorza do rozszerzenia projektów infrastrukturalnych o kraje niebędące członkami NATO, w tym Ukrainę, Mołdawię czy też państwa Bałkanów Zachodnich. Jeszcze bardziej intrygujące, zdaniem autora „Weekly Brief”, jest „potwierdzenie możliwości wykorzystania przez prezydenta USA funduszy z Build Act do finansowania projektów podejmowanych przez Inicjatywę Trójmorza”. Jest to punkt wysoce intrygujący, wydawać by się bowiem mogło, że adresatami Build Act (Better Utilization of Investments Leading to Development Act) są państwa o niskim lub średnim stopniu rozwoju (wg tekstu ustawy kwalifikatorem miały być „widełki” Banku Światowego, w których ani Polska, ani większość państw Inicjatywy Trójmorza się nie mieści).
BUDŻET OBRONNY JAPONII…
Aż ośmioprocentowy wzrost wydatków zakłada przedstawiony w dobiegającym właśnie końca tygodniu projekt budżetu japońskich Sił Samoobrony na rok fiskalny 2021. Ma on wynieść łącznie 55 miliardów dolarów. Obok szeroko omawianych planów nabycia myśliwców F-35 projekt budżetu zawiera również pozycje takie jak unowocześnienie i dostosowanie helikopterowca Izumo do przyjmowania F-35, opracowanie własnych satelitów szpiegowskich czy rozwój broni hipersonicznej.
…I ESTONII
Projekt przyszłorocznego budżetu przedstawił również MON Estonii. Jest on również rekordowo duży, ma bowiem wynosić 760 milionów dolarów, co stanowi 2,3% estońskiego PKB. Tallin szczególnie dużą wagę ma przykładać do obrony wybrzeża, przy czym chodzi tu nie tylko o wybrzeże Morza Bałtyckiego, ale również o wody jeziora Pejpus, rozdzielające Rosję i Estonię. W tym momencie warto przypomnieć o ubiegłorocznych ćwiczeniach sił polskich i estońskich (Spring Storm 19), w ramach których na terenie Estonii Polacy rozlokowali systemy przeciwokrętowe NSM.
METALE ZIEM RZADKICH
W środę prezydent USA Donald Trump podpisał akt wykonawczy, ustanawiający „stan wyjątkowy” w amerykańskim przemyśle wydobywczym metali ziem rzadkich (rare earth elements, REE). W dokumencie stwierdza się, że jest „35 minerałów, które są: a) niezbędne dla bezpieczeństwa narodowego i gospodarki USA, b) których łańcuchy dostaw są niestabilne i podatne na zaburzenia oraz c) są kluczowe w procesie wytwórczym produktów, których brak miałby istotny wpływ na bezpieczeństwo narodowe USA”. Akt wykonawczy stwierdza również, że „zależność od Chin [w kwestii metali ziem rzadkich], z których Stany importują obecnie 80% wykorzystywanych przez siebie metali ziem rzadkich, jest szczególnie niepokojąca”. W dalszej części dokument rekomenduje „zwiększenie produkcji krajowej REE oraz utworzenie bezpiecznych łańcuchów dostaw krytycznie ważnych pierwiastków”, które mają być niezależne od „zagranicznych przeciwników”. Akt wykonawczy 45. prezydenta USA zakłada wreszcie przyznanie grantów i subsydiów dla przemysły wydobywczego REE.
Dodajmy, że w zeszłym tygodniu Chiny opublikowały dane dotyczące wydobycie REE, które wskazywały na 62-procentowy spadek ich eksportu (w sierpniu, w ujęciu rok do roku).
HI-TECH W WASZYNGTONIE
Amerykanie planują skrócić (near shore) lub relokować z powrotem do kraju (reshore) nie tylko łańcuchy dostaw REE, ale również innego krytycznie ważnego produkty – mikroprocesorów. Ellen Lord, podsekretarz Departamentu Obrony USA, podczas wtorkowej konferencji ComDef oznajmiła, że Pentagon pracuje nad sformułowaniem „strategii mikroelektroniki” (microelectronics strategy). Jak zauważyła Lord, mimo że „Stany Zjednoczone pozostają liderem w zakresie rozwoju i projektowania mikroprocesorów”, to „utrata zdolności do ich produkcji i testowania spowodowała utratę miejsc pracy i przyczyniła się do wolniejszego wzrostu gospodarczego”. Na dowód swych słów Lord przytoczyła dane statystyczne wskazujące, że 75% produkcji i 98% pakowania mikroprocesorów odbywa się w Azji; obecnie w USA ulokowane jest jedynie 12% globalnej produkcji mikroelektroniki. Przynajmniej do pewnego stopnia proces ów już się rozpoczął – wystarczy wspomnieć podpisaną w czerwcu umowę pomiędzy producentem mikroprocesorów Taiwan Semiconductor Manufacturing Corporation (TSMC) a rządem federalnym, w myśl której TSMC wybuduje fabrykę mikroprocesorów w Arizonie. Problem polega na tym, że TSMC – jak sama nazwa wskazuje – to firma tajwańska, której pracownicy niejednokrotnie podkupywani są przez firmy z Chin kontynentalnych (co siłą rzeczy rodzi obawy o bezpieczeństwo). Z kolei rodzimy producent układów scalonych, Intel, nie tylko oferuje produkty znacznie gorsze od TSMC, ale również rozważa całkowitą rezygnację z ich produkcji – i to pomimo tego, że rząd federalny obiecuje tej firmie sowite subsydia.
HI-TECH W PEKINIE
Do podobnych co Waszyngton wniosków dochodzi również Pekin. Autor opublikowanego w niedzielę przez „Global Times” artykułu dowodzi, że Chiny „czeka długi marsz”, u którego kresu jest pełna autarkia w zakresie projektowania i produkcji mikroprocesorów, a „amerykańska kontrola nad przemysłem wysokich technologii stanowi fundamentalne zagrożenie” dla Państwa Środka.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że w wypowiedzi tej Zbigniew Brzeziński znalazłby kolejny dowód na prawdziwość teorii konwergencji. Tak czy inaczej – bezpośrednim przyczynkiem dla powstania artykułu w „Global Times” była piątkowa decyzja Departamentu Handlu USA, nakładająca na amerykańskie firmy ograniczenia (konkretnie każdorazowy obowiązek uzyskania licencji eksportowej, podobnie jak w przypadku Huawei) w zakresie sprzedaży swoich technologii chińskiemu producentowi układów scalonych SMIC. Uzasadnieniem decyzji są „związki SMIC z Armią Ludowo-Wyzwoleńczą, stanowiące nieakceptowalne ryzyko dla USA”. Już dwa dni później jeden z chińskich podwykonawców SMIC poinformował, że odkupił wyprodukowaną przez holenderską firmę ASML maszynę fotolitograficzną. Jeżeli Chińczykom uda się przeprowadzić na tym urządzeniu proces odwrotnej inżynierii (a podobno Chińczycy są w tym całkiem nieźli), to może się to okazać dość istotnym krokiem na trasie „mikroczipowego długiego marszu”. Nawiasem mówiąc, sprzedającym w przypadku tej konkretnej transakcji był nie kto inny, tylko południowokoreańska firma SK hynix, która, jak informowaliśmy w poprzednim „Weekly Brief”, podobnie jak amerykański Intel, złożyła wniosek o przyznanie jej licencji na sprzedaż swoich produktów Huawei, jednak w przeciwieństwie do Intela nie otrzymała – przynajmniej na razie – odpowiedzi od amerykańskiej administracji.
QUAD
6 października w Tokio spotkają się ministrowie spraw zagranicznych czterech państw – Japonii, Indii, Australii i USA – należących do inicjatywy Quad. Jak informuje notatka prasowa indyjskiego MSZ-u, w trakcie spotkania omówiony zostanie „ład międzynarodowy po pandemii COVID-19 oraz konieczność wypracowania odpowiedzi na różnorakie wyzwania wynikłe z pandemii. Rozmowy dotyczyć będą również problemów regionalnych oraz potrzeby kolektywnego podkreślenia roli otwartego i wolnego Indo-Pacyfiku”.
Warto dodać, że jeszcze niedawno Stephen Biegun sugerował, że spotkanie miałoby się odbyć nie w Japonii, ale w Indiach. Nie do końca wiadomo, dlaczego miejsce rozmów uległo zmianie, warto jednak dodać, że zdaniem indyjskich mediów entuzjazm Waszyngtonu wobec planów rozszerzenia inicjatywy o kolejne państwa (sugerowanego przez Bieguna powstania Quad plus) uległ osłabieniu po wtorkowym wycofaniu się z Indii organizacji Amnesty International (AI wycofała się z Indii w związku z – jak to ujęli przedstawiciele organizacji – „polowaniem na czarownice zorganizowanym przez Delhi po tym, jak poddane krytyce zostały działania Indii wobec wyznawców chrześcijaństwa i islamu). Podczas czwartkowego briefingu prasowego Departamentu Stanu jeden z odpowiadających na pytania mediów urzędników stwierdził, że przed wyciąganiem pochopnych wniosków [na temat sformalizowania i rozszerzenia Quad o kolejne państwa na podobieństwo NATO] dziennikarze „powinni uważnie przeczytać wypowiedzi Bieguna, bo często przypisuje mu się słowa, które nigdy z jego ust nie padły (…) celem konsultacji w ramach Quad jest wymiana opinii i wzmocnienie obecnie istniejących struktur, a nie tworzenie nowych”. Podczas tego samego briefingu przedstawiciele Departamentu Stanu odnieśli się również do możliwego uczestnictwa Australii w zaplanowanych wspólnych ćwiczeniach morskich Indii, Japonii i USA, zachęcając władze w Canberze do wzięcia w nich udziału. Kończąc, dodajmy jeszcze, że pomimo ostrych wypowiedzi na temat Chin w kontekście ich obecności i działań w regionie Indo-Pacyfiku Biegun ostrożnie podszedł do kwestii trwających napięć na granicy chińsko-indyjskiej, zachęcając jedynie strony konfliktu do „wykorzystania kanałów komunikacyjnych i nieużywania siły zbrojnej”.
NIEMCY VS HUAWEI
W opublikowanym w ostatnią środę artykule „Financial Times” informuje (za niemieckim dziennikiem „Handelsblatt”) o kształcie opracowywanej właśnie przez rząd Angeli Merkel ustawy o bezpieczeństwie sieci telekomunikacyjnych. Powołując się na parlamentarzystów, którzy widzieli projektu ustawy, FT informuje, że wprowadzony zostanie dwustopniowy proces weryfikacji bezpieczeństwa dla dostawców technologii 5G, polegający zarówno na sprawdzeniu bezpieczeństwa wykorzystywanych urządzeń pod kątem technologicznym, jak i „politycznej ocenie” poziomu zaufania ich producentów. To ostatnie kryterium miałoby być weryfikowane przy współudziale niemieckiego aparatu bezpieczeństwa, który, eufemistycznie mówiąc, nie jest największym stronnikiem Huawei – a celem nowych regulacji z pewnością jest ta właśnie firma.
O ile urządzenia wyprodukowane przez firmę z Shenzhen mogą uzyskać aprobatę (tak jak miało to miejsce w Wielkiej Brytanii), to zarówno uznaniowość drugiego kryterium, jak i realne powiązanie Huawei z chińskim aparatem państwowym mogą znacznie spowolnić ekspansję firmy na niemieckim rynku, jeżeli nie uniemożliwić. Warto pamiętać, że nie są znane szczegóły ustawy, kryterium „zaufania” również może podlegać interpretacji, a część niemieckich operatorów sieci komórkowej już wykorzystuje sprzęt Huawei do tworzenia sieci 5G – ale jeżeli potwierdzą się obecne doniesienia, to wymowa aktu prawnego jest jasna i powinna być traktowana jako poważne uderzenie w Huawei.
GÓRSKI KARABACH
W niedzielę nad ranem rozpoczęły się starcia w Górskim Karabachu; zdaniem władz samozwańczej – i nieuznawanej nawet przez Armenię – Republiki Górskiego Karabachu (oficjalnie azerskiej eksklawy, faktycznie pod kontrolą Erywania), konflikt wybuchł z winy Azerbejdżanu, którego wojska miały rozpocząć atak artyleryjski na szereg wiosek i ośrodków miejskich położonych wzdłuż linii rozgraniczenia – umownej granicy pomiędzy Karabachem a Azerbejdżanem. Zdaniem Baku to Armenia rozpoczęła konflikt, a działania Baku miały charakter kontrofensywy. Tak czy inaczej jeszcze w niedzielne popołudnie Azerowie informowali o zajęciu siedmiu wiosek znajdujących się na terenie Karabachu (nawiasem mówiąc, już dzień później – w poniedziałek – Ormianie informowali o odbiciu owych wiosek z rąk sił azerskich). Trzy strony konfliktu – Armenia, Republika Górskiego Karabachu i Azerbejdżan – wprowadziły stan wojenny i zarządziły powszechną mobilizację; jednak ani Baku, ani Erywań nie zdecydowały się na wypowiedzenie wojny, chociaż pod koniec tygodnia obie strony zaczęły wykorzystywać uderzenia artyleryjskie wobec pozycji znajdujących się na terenie zarówno Armenii, jak i Azerbejdżanu. Sytuacja jest tym bardziej niebezpieczna, że Azerbejdżan bezpośrednio wspiera Turcja, Armenia natomiast jest państwem członkowskim Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ang. CSTO) – pod auspicjami Moskwy.
Jeżeli jednak planem Azerbejdżanu była „krótka wojna”, uwieńczona uzyskaniem kontroli nad terytorium samozwańczej republiki i jej stolicą, Stepanakertem, to – przynajmniej na razie – nijak nie można mówić o jego sukcesie. Do piątku 2 października nie udało się Azerom osiągnąć większych zdobyczy terytorialnych – i to pomimo znacznego (choć nieformalnego) zaangażowania w konflikt Turcji, która – po Syrii, Libii i po wschodnim Morzu Śródziemnym – angażuje się w kolejny konflikt w swoim sąsiedztwie. Wydaje się, że Ankara chętnie powtórzyłaby „scenariusz libijski”, w którym jej obecność militarna w strefie konfliktu została uzgodniona z Moskwą i usankcjonowana na scenie międzynarodowej. W czwartek Recep Erdoğan, przemawiając w tureckim parlamencie, stwierdził, że sytuacja w Republice Górskiego Karabachu „była ignorowana” przez USA, Francję i Rosję „przez ostatnie 30 lat”, a sposobem na zakończenie trwającego konfliktu jest opuszczenie Karabachu przez „ormiańskich najeźdźców”, Turcja natomiast będzie stała ramię w ramię ze swymi „azerskimi braćmi i siostrami”. W przeciwieństwie do Ankary, Moskwa zdobyła się jedynie na znacznie bardziej stonowane wypowiedzi, apelując do obu stron o zaprzestanie walk. Jednocześnie, w obliczu natychmiastowego załamania się ofensywy azerskiej, Rosja mogła sobie pozwolić na odrzucenie tureckiej propozycji rozwiązania konfliktu, która – w uproszczeniu – sprowadzałaby się do osiągnięcia porozumienia podobnego do tego podpisanego niemal dokładnie rok temu w Soczi. To z kolei oznaczałoby permanentną i zalegitymizowaną obecność Turcji na Kaukazie.
Obecności i roli Ankary w walkach w Republice Górskiego Karabachu nie da się przecenić. Niemal od początku konfliktu armeńskie media informowały o uczestnictwie syryjskich najemników w walkach, rzecz jasna po stronie Azerbejdżanu. Zdaniem Ormian wojownicy mieli być zwożeni na terytorium Azerbejdżanu jeszcze przed konfliktem i mieli otrzymywać azerskie paszporty. Jak informowała Sky News Arabia, w czwartek niewymieniony z nazwiska urzędnik Departamentu Stanu USA potwierdził prawdziwość tych informacji; podobnie zresztą jak prezydent Emmanuel Macron. W środę armeński MON informował o zestrzeleniu Su-25 armeńskich sił powietrznych przez turecki myśliwiec F-16; doniesieniom tym zaprzeczyła rzecz jasna zarówno Ankara, jak i Baku. O fakcie tym warto wspomnieć nie tylko dlatego, że jeżeli doniesienia Erywania zostałyby potwierdzone, oznaczałoby to aktywny udział Turcji w konflikcie, ale również dlatego, że Ormianie grozili, że jeżeli dojdzie do tego rodzaju eskalacji, to wykorzystane zostaną posiadane przez to państwo pociski Iskander; Azerbejdżan z kolei dysponuje wyprodukowanymi w Izraelu systemami Lora, które według oficjalnych danych mają zasięg około 400 kilometrów. Tych właśnie pocisków, nawiasem mówiąc, użyto w piątek, niszcząc jeden z mostów na autostradzie pomiędzy armeńskim miastem Goris i Stepanakertem. Jest to jedna z dwóch autostrad łączących terytorium Armenii oraz Górskiego Karabachu (druga, położona na północy Karabachu, łączy armeński Wardenis z Martakertem).
Azerbejdżan korzysta również ze znacznej liczby zarówno izraelskich, jak i tureckich dronów (w tym TB-2 Bayraktar, znanych już z wojny dronowej nad Idlibem); azerski MON regularnie upublicznia zresztą nagrania z BSP (najczęściej z TB-2 właśnie), pokazujące ataki na kolejne ormiańskie cele. Ataki, dodajmy charakteryzujące się, jak się wydaje, dużym procentem skuteczności. Warto również zwrócić uwagę na mające miejsce w pierwszych godzinach konfliktu zniszczenie kilku (według Baku dziewięciu) systemów obrony powietrznej OSA, przy pomocy BSL właśnie. Oczywiście zupełnie otwarte pozostaje pytanie, czy jeżeli Turcja wysyła (najprawdopodobniej) do Karabachu najemników, myśliwce i samoloty wczesnego ostrzegania, to dlaczegóż miałaby nie wysłać kilkunastu doświadczonych (m.in. w walce dronowej nad Idlibem czy w Libii) operatorów BSL. Warto także wspomnieć, że azerskie z kolei media informowały, iż izraelski dron kamikadze IAI Harop został użyty do zniszczenia wyrzutni S-300. Nawiasem mówiąc, w czwartek Armenia odwołała z Izraela swojego ambasadora. Stało się to w związku z dostarczaniem przez ten kraj uzbrojenia Azerom. W piątkowy wieczór armeńskie media informowały o wykorzystaniu wspomnianego wyżej systemu obrony powietrznej do zniszczenia pocisków (lub dronów) nad oddalonym o osiem kilometrów od stolicy miastem Abowian.
BREXIT
W czwartek Komisja Europejska poinformowała o wszczęciu wobec Wielkiej Brytanii procedury o naruszenie prawa UE, co ma związek z procedowaną ustawą naruszającą ustalone wcześniej przez Londyn i Brukselę porozumienie dotyczące granicy pomiędzy Irlandią a Irlandią Północną. Dzień później natomiast zakończyła się kolejna tura negocjacji brexitowych – i choć do przełomu nie doszło (kością niezgody pozostają m.in. prawa pracownicze, regulacje środowiskowe czy też prawa do połowów), to zdaniem części brytyjskich mediów doszło do zbliżenia stanowisk, o czym świadczyć ma również zaplanowana na sobotę rozmowa telefoniczna pomiędzy premierem Johnsonem a Ursulą von der Leyen, podczas której obie strony mają „podsumować przebieg negocjacji i omówić kolejne kroki”.
TIKTOK
W niedzielę przyszedł, i minął, drugi już termin sprzedaży TikToka wyznaczony przez administrację w Białym Domu – i tak, jak miało to miejsce dwa tygodnie temu, do „zbanowania” aplikacji nie doszło. Tym razem na drodze do wyrugowania chińskiej aplikacji stanął sędzia sądu okręgowego Carl Nichols, który przychylił się do wniosku właściciela aplikacji, ByteDance, o zawieszenie wykonywania zarządzenia wykonawczego z 6 sierpnia. Zdaniem SCMP jest wysoce prawdopodobne, że ewentualna transakcja – jakkolwiek by ona ostatecznie wyglądała – zostanie zawarta dopiero po wyborach prezydenckich, zwłaszcza że Donald Trump ma teraz na głowie inne problemy, od kampanii prezydenckiej po wykryty u niego w czwartek COVID-19.
COVID-19
W piątkowy wieczór liczba wykrytych przypadków wystąpienia wirusa SARS-CoV-2 u ludzi przekroczyła 34,8 miliona; ponad 1,03 miliona osób zmarło na wywołaną przez nowego koronawirusa chorobę COVID-19.
W ostatnim tygodniu ustabilizowała się liczba nowych zachorowań w USA, wynosząca obecnie około 40 tysięcy przypadków dziennie; Stany wciąż przewodzą w statystykach wykrytych zachorowań (ponad 7,5 miliona i zgonów (ponad 213 tysięcy). Do grona osób zarażonych patogenem dołączył w czwartek prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump; w piątkowy wieczór czasu polskiego Trump został przetransportowany do szpitala; zdaniem Białego Domu decyzja jest wynikiem „przesadnej zapobiegliwości”, a amerykański przywódca ma jedynie lekki kaszel.
Nie ma większych wątpliwości, że z drugą falą zachorowań mierzy się obecnie szereg państw europejskich; przykładowo w Czechach średnia liczba dziennych zachorowań w ostatnim tygodniu wyniosła ponad 2,2 tysiąca; w Holandii niemal 3 tysiące (trzykrotnie więcej niż w poprzednim szczycie pandemii na przełomie marca i kwietnia); we Francji ponad 11 tysięcy (na przełomie marca i kwietnia nowych zachorowań było średnio około 4 tysięcy. Dla porównania: w czwartek w Singapurze wykryto 21 przypadków wystąpienia wirusa SARS-CoV-2 u ludzi (z czego 15 to przypadki „zaimportowane”), w Korei Południowej 77; w Chinach 11, a na Tajwanie 1.
Tymczasem w piątek kontrolowana przez Demokratów Izba Reprezentantów przyjęła przedstawiony przez Nancy Pelosi pakiet stymulacyjny dla amerykańskiej gospodarki, którego wartość wynosi 2,2 miliarda dolarów. Nic nie wskazuje jednak na to, aby projekt Demokratów miał uzyskać aprobatę zarówno kontrolowanego przez Republikanów Senatu, jak i Białego Domu. Tymczasem wraz z całkowitym wygaśnięciem poprzedniego pakietu stymulacyjnego 30 września pracę stracą najprawdopodobniej 32 tysiące pracowników amerykańskich linii lotniczych. Tymczasem w ubiegłym tygodniu w Stanach Zjednoczonych przybyło w sumie niemal 1,49 miliona wniosków o zasiłek dla bezrobotnych; ogółem bezrobocie w Stanach wynosi około 8,1%; oznacza to, że około 11,7 miliona Amerykanów pozostaje bez pracy – a pamiętajmy, że wygaśnięcie CARES ACT spowoduje dalszy wzrost bezrobocia.
Podczas środowej konferencji prasowej zorganizowanej wspólnie przez włoskiego ministra spraw zagranicznych Luigiego di Maio i sekretarza stanu USA Mike’a Pompeo pierwszy z nich zaznaczył, że Rzym „bierze do siebie ostrzeżenia Waszyngtonu w kwestii bezpieczeństwa sieci 5G i jest świadomy spoczywającego na państwach NATO obowiązku zapewnienia bezpiecznej komunikacji”. Wypada jednak dodać, że Luigi di Maio podkreślił również, iż Włochy są zwolennikiem „wspólnych europejskich rozwiązań”. Te, jak wiadomo, Komisja Europejska zaproponowała jeszcze w styczniu, jednak nie wydaje się, aby rozwiązania zaproponowane przez Brukselę były wystarczające dla Waszyngtonu (vide: przykład Wielkiej Brytanii).
O ile jednak rozmowy z laikatem w wykonaniu Pompeo uznać można za udane, to trudno jest podobnym przymiotnikiem opisać przebieg rozmów Pompeo ze Stolicą Piotrową. Oto jeszcze przed wizytą okazało się, że papież Franciszek odmówi udzielenia audiencji sekretarzowi stanu, co – według wypowiedzi Watykanu – ma mieć związek ze zbliżającymi się wyborami prezydenckimi w USA (oraz, zgadujemy, znaczącymi różnicami ideologicznymi pomiędzy Trumpem a Franciszkiem). Watykan nie był również skłonny zrezygnować z przedłużenia zawartego w 2018 roku porozumienia, w myśl którego chińscy biskupi powoływani będą spośród kandydatów wyselekcjonowanych przez Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików Chińskich (jak widać nie tylko w Polsce byli księża patrioci). Jak się wydaje, w wyniku wszystkich tych despektów Pompeo z trudem powstrzymał się od grubiańskiego zrugania pontifeksa, ograniczając się do stwierdzenia, że USA oczekują, że „każda instytucja wykorzysta swój autorytet i siłę, aby walczyć z naruszeniami praw człowieka” – a zdaniem Pompeo „nigdzie na świecie wolność religijna nie jest tak zagrożona jak w Chinach”. Pompeo wezwał również Watykan do „przedstawienia bardziej stanowczego stanowiska i dania świadectwa moralnego wobec zbrodni, które mają miejsce w Chinach”.
SPACE
W zeszłym tygodniu szef NASA Jim Bridenstine podpisał wspólne oświadczenie na temat współpracy przy programie Artemis z Riccardem Fraccaro, podsekretarzem stanu przy premierze Włoch. Oznacza to, że do grona państw, które zdecydowały się otwarcie przystąpić do ogłoszonych wiosną Artemis Accords, oprócz Japonii, Kanady i Australii należy dodać pierwszy europejski kraj – Republikę Włoską. W dość ogólnikowej deklaracji można przeczytać, że Włochy mają zapewnione miejsce wśród państw, które wspólnymi siłami wylądują załogowo na Marsie, oraz że wezmą udział w eksploracji Księżyca. Tak jak przy umowach z innymi państwami, tak i w tym wypadku w zamian za miejsce w szeregu państw mających czerpać w przyszłości korzyści z eksploatacji zasobów księżycowych Włochy zobowiązały się do zainwestowania w rozwój programu Artemis. Według krajowych gazet inwestycje mają przekroczyć w sumie miliard euro.
Tymczasem nie plany, ale faktyczny start rakiety przeprowadziły Chiny. W sobotę z platformy w Taiyuan wystartowała rakieta Long March 4B z dwoma satelitami na pokładzie. Misja przebiegła bez żadnych problemów, ale, co ciekawe, start rakiety był objęty tajemnicą. O planowanych startach chińskich rakiet rzadko kiedy można się dowiedzieć z dużym wyprzedzeniem, ale tym razem nie wystosowano nawet ogłoszenia o zamknięciu lotów nad miejscem startu rakiety. To już 29 rakieta wysłana przez Chiny w przestrzeń, ale zgodnie z zapowiedzią z początku roku Państwo Środka planuje przeprowadzić około 40 startów w 2020 roku.
BIAŁORUŚ
Coraz bardziej aktywna polityka zagraniczna uprawiana przez prezydenta Macrona zawiodła go na początku tego tygodnia na Litwę i Łotwę. W obu krajach Macron mówił o potrzebie większego wojskowego uniezależnienia się od USA i wznowienia dialogu z Rosją, która ma być jednym z niezbędnych aktorów w kwestii budowania pokoju na kontynencie. Mimo korzystnego dla Rosji przekazu słowa prezydenta Macrona o możliwej mediacji prowadzonej przez Francję między Rosją a białoruską opozycją spotkały się z ostrą krytyką Kremla; Dmitrij Pieskow ostrzegł go przed wszelkimi zewnętrznymi próba ingerencji w wewnętrzne sprawy Białorusi. Spotkania z litewskimi i łotewskimi politykami miały również dotyczyć kwestii nałożenia sankcji na Turcję i Białoruś na piątkowym szczycie Unii. Ostatecznie wczoraj kraje Unii Europejskiej doszły do porozumienia i objęły sankcjami około 40 urzędników posądzanych o fałszowanie wyborów na Białorusi oraz tłumienie manifestacji; próżno jednak szukać pośród nich samego Aleksandra Łukaszenki. Sankcje spotkały się z natychmiastową reakcją Mińska. Oprócz ogłoszenia faktu utworzenia analogicznej listy osób objętych sankcjami Mińsk zażądał również ograniczenia liczebności polskiego i litewskiego korpusu dyplomatycznego oraz ze względu na przyjęcie „nowych regulacji dotyczących udzielania akredytacji” cofnął akredytacje wszystkim zagranicznym dziennikarzom pracującym na Białorusi.
W trakcie pobytu w Wilnie prezydent spotkał się ze Swiatłaną Cichanouską. Rozmowa za zamkniętymi drzwiami trwała jedynie pół godziny i nie zakończyła się ani spotkaniem z mediami, ani ogłoszeniem wspólnego oświadczenia.
WSCHODNIE MORZE ŚRÓDZIEMNE
Po serii technicznych spotkań odbywających się pod egidą NATO Jens Stoltenberg ogłosił uruchomienie specjalnego mechanizmu, którego celem jest zapobieganie kolejnym eskalacjom na linii Grecja – Turcja. Utworzono między innymi gorącą linię łączącą bezpośrednio kierownictwa obu państw oraz mechanizm wczesnego wyjaśniania kryzysów w przestrzeni powietrznej.
Należy jednak zauważyć, że podłoże konfliktu pozostaje wciąż niezmienione. Grecy na wyspach oraz Turcy na swoim wybrzeżu stosują tę samą metodę wyznaczania wód terytorialnych, a mianowicie linię sześciu mil morskich od brzegu. Metoda ta jest jednakże przedawniona, jeśli weźmiemy pod uwagę prawo międzynarodowe, ponieważ zgodnie z Konwencją Narodów Zjednoczonych o Prawie Morza z 1982 roku zasięg wód terytorialnych można wyznaczać linią sięgającą 24 mil morskich. Jeśli Grecja zaczęłaby stosować się do treści konwencji, burząc stosunkowo stabilne status quo, doprowadziłoby to do sytuacji, w której Morze Egejskie stałoby się de facto wewnętrznym jeziorem Grecji – czego, rzecz jasna, bardzo obawia się Ankara. O tym, że obawa ta leży u podstaw całego konfliktu, świadczą słowa wysokiego rangą tureckiego dyplomaty cytowanego przez greckie media, który powiedział, że jakiekolwiek rozmowy z Grecją muszą dotyczyć również statusu części z wysp Morza Egejskiego oraz podziału przestrzeni powietrznej.
W całej tej sytuacji swoją obecność wojskową w regionie planują zwiększyć Amerykanie. W poniedziałek minister obrony narodowej Grecji poinformował, że obok już istniejącej na Krecie bazy US Navy powstanie kolejna tego typu instalacja; sugeruje się również, że Waszyngton rozważa przeniesienie taktycznej broni jądrowej z tureckiej bazy İncirlik do Grecji.
Autor
Albert Świdziński
Dyrektor analiz w Strategy&Future.
Trwa ładowanie...