Weekly Brief 8–14.08.2020

Obrazek posta

(Fot. media.defense.gov)

 

CHINY & USA, CZYLI CZERWONE LINIE, TECHNOLOGIA I NIEKOŃCZĄCA SIĘ ESKALACJA

Mijający tydzień przyniósł urodzaj informacji dotyczących komunikacji strategicznej pomiędzy USA a Chinami, związanej z „zarządzaniem” coraz bardziej napiętą sytuacją na Morzu Południowochińskim. Jest to, jak się wydaje, próba wytworzenia mechanizmów (wzajemnych Rules of Engagement, jasno wyznaczonych „czerwonych linii” oraz kanałów komunikacyjnych), które pozwoliłyby na zminimalizowanie ryzyka wystąpienia niekontrolowanej eskalacji na wodach przybrzeżnych Chin.

W ubiegły czwartek sekretarz obrony USA Mark Esper rozmawiał przez telefon z szefem chińskiego MON-u Wei Fenghe; notatka opublikowana na stronie Pentagonu informuje, że (obok standardowych zaklęć, dotyczących „większej transparentności Chin w sprawie COVID-19 czy respektowania wspólnej deklaracji chińsko-brytyjskiej z 1984 roku) tematem rozmów było również utrzymanie otwartych kanałów komunikacyjnych i utworzenie mechanizmów niezbędnych do prowadzenia komunikacji kryzysowej i minimalizacji ryzyka.

Wei miał ze swej strony zaapelować do Chin o lepsze zarządzanie aktywnością USN na Morzu Południowochiński oraz powstrzymanie się od podejmowania niebezpiecznych demonstracji, „które mogłyby doprowadzić do eskalacji i zagrozić pokojowi w regionie”.

Dodajmy, że rozmowa odbyła się z inicjatywy strony amerykańskiej i Chiny początkowo nie były zainteresowane jej przeprowadzeniem; dopiero coraz bardziej asertywna aktywność USA na Morzu Południowochińskim miała sprawić, że Wei zdecydował się ostatecznie na rozmowę ze swym amerykańskim odpowiednikiem. W środę natomiast zastępca Wei Fenghe, Le Yucheng, stwierdził, że jest „gotowy odwiedzić USA w każdym momencie”, a zarówno Waszyngton, jak i Pekin powinny upewnić się, że relacje pomiędzy nimi nie wymkną się spod kontroli, szczególnie we wrażliwym okresie poprzedzającym wybory prezydenckie w Stanach.

Komunikacja strategiczna ma również miejsce za pomocą półoficjalnych – co nie znaczy niejawnych – kanałów. Tak, zdaniem autora „Weekly Brief”, należy odczytywać opublikowany przez SCMP w środę artykuł, którego autorzy, powołując się na anonimowe źródła w chińskiej administracji, twierdzą, że w wypadku ewentualnej konfrontacji „Chiny nie pociągną za spust jako pierwsze”. „Bardzo łatwo jest wydać rozkaz otworzenia ognia, ale ani Chiny, ani USA nie będą w stanie kontrolować konsekwencji, które przyniósłby ten rozkaz. Obecna sytuacja jest niezwykle napięta i niebezpieczna”. Fakt, że brakuje adekwatnych ustaleń dotyczących procedur deeskalacyjnych (te istniejące, takie jak wypracowany w 2014 roku zbiór procedur zwany Code for Unplanned Encounters at Sea, są – co słusznie zauważył niedawno były premier Australii Kevin Rudd – nieadekwatne do występujących obecnie zagrożeń), potęguje ryzyko niezamierzonej – i, co gorsza, niekontrolowalnej – eskalacji pomiędzy dwoma państwami.

W czwartek tymczasem do bazy położonej na leżącej na wodach Oceanu Indyjskiego wyspie Diego Garcia przebazowane zostały trzy bombowce strategiczne B2. Notatka prasowa INDOPACOM informuje, że „decyzja oznacza praktyczną implementację Narodowej Strategii Bezpieczeństwa USA”. Pojawienie się mogących przenosić broń jądrową bombowców na Diego Garcia ma miejsce na cztery dni przed rozpoczęciem ćwiczeń wojskowych ChALW w pobliżu archipelagu Zhoushan.

Również w czwartek Departament Stanu USA poinformował o zakwalifikowaniu działających na terytorium kraju chińskich instytutów Konfucjusza jako „misje zagraniczne”, a więc instytucje zajmujące się sprawami dyplomatycznymi i konsularnymi, które są kontrolowane przez zagraniczne rządy. Przypomnijmy, że pod koniec czerwca podobny los spotkał szereg chińskich agencji informacyjnych, co z kolei doprowadzi najprawdopodobniej (jak pisaliśmy w ubiegłotygodniowym „Weekly Brief”) do opuszczenia Stanów Zjednoczonych przez większość dziennikarzy pracujących w tych mediach. Zdaniem Departamentu Stanu decyzja jest jedynie reakcją na „stwierdzenie stanu faktycznego (…) Instytuty Konfucjusza służą rozpowszechnianiu chińskiej propagandy i szkodliwym kampaniom przeprowadzanym na amerykańskich uniwersytetach i w szkołach”.

W sobotę (najprawdopodobniej, bo brak oficjalnego potwierdzenia Pekinu i Waszyngtonu w tej kwestii) odbędzie się telekonferencja podsumowująca pierwsze sześć miesięcy obowiązywania umowy handlowej. Na tym etapie relacji pomiędzy dwoma mocarstwami każda okazja do formalnej interakcji jest na wagę złota (po cenach z sierpnia anno Domini 2020); nawet jeżeli miałaby dotyczyć realizacji – a właściwie jej braku – postanowień podpisanej 15 stycznia umowy. Braku, bo do tej pory Chiny osiągnęły jedynie 39% (lub 48%, zdaniem Chin) wyznaczonego na pierwsze sześć miesięcy wolumenu importu z USA. Jest tak nawet pomimo poniedziałkowych słów Donalda Trumpa, który stwierdził, że „w obecnej sytuacji umowa handlowa znaczy bardzo niewiele”.

 

TAJWAN

Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami w niedzielę rozpoczął wizytę na Tajwanie sekretarz zdrowia USA, Alex Azar. Podczas poniedziałkowego spotkania z prezydent Tajwanu, Tsai Ing-wen, Azar chwalił reakcję Tajwanu na pandemię, nie szczędził również ciepłych słów „tajwańskiej demokracji (…) powinniśmy uznać tajwańskie społeczeństwo za wolne i demokratyczne (…) jestem tu po to, by wesprzeć Tajwan, również jego obecność i uznanie go za część międzynarodowej wspólnoty opieki zdrowotnej” – stwierdził Azar podczas wywiadu dla CNN. Zdaniem Azara „wizyta demonstruje siłę amerykańsko-tajwańskiego partnerstwa w zakresie zdrowia, jednego z wielu aspektów naszej wielowymiarowej przyjaźni (…) uważamy Tajwan za kluczowego partnera i najlepszy przykład demokratycznej success story. Zdaniem Chin wizyta Azara na Formozie jest „igraniem z ogniem (…) w relacjach pomiędzy USA a Chinami Tajwan jest najdelikatniejszą kwestią (…) USA poważnie naruszyły swoje zobowiązania w kwestii Tajwanu”.

Tymczasem w poniedziałek, gdy wizyta Azara na Tajwanie jeszcze trwała, samoloty sił powietrznych ChALW przekroczyły nieformalną linię rozgraniczającą wody terytorialne Tajwanu i ChRL w Cieśninie Tajwańskiej; w odpowiedzi systemy obrony powietrznej Formozy namierzyły i śledziły chińskie maszyny, dopóki nie opuściły one tajwańskiej przestrzeni powietrznej. Warto zauważyć, że chociaż Chiny nie uznają oczywiście Tajwanu za suwerenne państwo i sama granica morska jest umowna, to jednak maszyny sił powietrznych ChALW rzadko ją przekraczają; ostatnio wydarzenie takie miało miejsce w lutym, poprzednie w marcu ubiegłego roku – jednak aby znaleźć kolejną tego rodzaju demonstrację, trzeba by się cofnąć o niemal 20 lat. Przekroczenie linii było prawdopodobnie jedynie częścią ćwiczeń zorganizowanych przez ChALW w odpowiedzi na wizytę Azara; ćwiczenia prowadzono między innymi w Dowództwie Teatru Wschodniego; inne jednostki przeprowadzały natomiast ćwiczenia sprawdzające gotowość.

 

KOREA POŁUDNIOWA

W mijającym tygodniu koreańskie siły zbrojne przedstawiły projekt budżetu na lata 2021–2025, dzięki czemu mogliśmy uzyskać wgląd w programy nabywcze planowane przez Błękitny Dom. Otóż dokument informuje, że Korea Południowa planuje budowę lotniskowca (nie byłby to helikopterowiec, jak w wypadku Japonii, czy też LHD, jak w wypadku USA), na którym miałyby stacjonować kupione przez ten kraj samoloty F-35B (których Korea Południowa kupiła w sumie 80). Projekt funkcjonuje na razie pod roboczą nazwą LPX (Landing Platform eXperimental). Nowa jednostka miałaby mieć wyporność w granicach 30–40 tysięcy ton i wejść do służby w okolicach 2030 roku.

 

MORZE ŚRÓDZIEMNE

W ubiegły czwartek w Kairze doszło pomiędzy Grecją a Egiptem do podpisania umowy dotyczącej wód terytorialnych. Jak to ujął egipski minister spraw zagranicznych Sameh Shoukry, umowa „pozwala obydwu krajom na wykonanie kolejnego kroku w celu efektywnego wykorzystania zasobów naturalnych znajdujących się na ich wodach terytorialnych, w szczególności obiecujących rezerw ropy naftowej i gazu”. Umowa jest powszechnie postrzegana jako odpowiedź na podpisany w ubiegłym roku podobny dokument pomiędzy Turcją i Libią. Nawiasem mówiąc, grecki premier stwierdził, że wraz z podpisaniem nowej umowy ta turecko-libijska „trafiła na śmietnik”. Może tak będzie, może nie – w każdym razie podpisanie umowy doprowadziło do kolejnej eskalacji napięć pomiędzy Ankarą a Atenami. W poniedziałek rząd Erdoğana poinformował o zawieszeniu rozmów demarkacyjnych dotyczących wód terytorialnych; tego samego dnia Ankara poinformowała o wznowieniu przez okręt Oruç Reis misji badawczej Navtex, zawieszonej pod koniec lipca dzięki interwencji Berlina. Oruç Reis faktycznie wznowił operacje badawcze na wschodnim Morzu Śródziemnym (na południe od położonej przy samym tureckim wybrzeżu wyspy Kastellorizo), ochraniany przez jednostki tureckiej marynarki wojennej; Grecja także skierowała tam swoje jednostki. Oruç Reis ma wykonywać powierzone mu zadania do 23 sierpnia – przy czym fakt, że otoczony jest z każdej strony jednostkami tureckimi i greckimi, sprawia, że prowadzenie działań badawczych będzie właściwie niemożliwe.

 

Dzień później okręt należący do greckiej marynarki wojennej otworzył ogień do tureckiego kutra rybackiego, który miał, zdaniem Aten, przemycać nielegalnych imigrantów. Tego samego dnia Turcja rozpoczęła wydawanie zgód na odwierty na kontestowanych przez Ankarę i Ateny wodach.

 

W odpowiedzi na wznowienie misji Navtex Grecja zaapelowała 11 sierpnia o zorganizowanie nadzwyczajnego spotkania ministrów spraw zagranicznych UE. W czwartkowe popołudnie greckie media poinformowały o zwołaniu narady w siedzibie premiera Grecji, w której to naradzie mają wziąć udział premier, szefowie MON, MSZ oraz szef sztabu greckich sił zbrojnych. Tego samego dnia premier Grecji Kiriakos Mitsotakis rozmawiał telefonicznie z Angelą Merkel.

Oczywiście, region nie byłby sobą, gdyby do uroczystości nie dołączyli inni; tak więc obok Grecji, Turcji, Egiptu, Libii, Włoch i Niemiec obecność zameldowała również Francja; w czwartek w położonej na Cyprze bazie Andreas Papandreou wylądowały dwa myśliwce Rafale należące do Armée de l’air. Równolegle marynarki wojenne Francji i Grecji rozpoczęły wspólne manewry na zachód od Cypru. Jak to ujął w jednym ze swoich tweetów Emmanuel Macron, „sytuacja na wschodnim Morzu Śródziemnym jest niepokojąca; jednostronna decyzja Turcji o rozpoczęciu wierceń powoduje napięcia (…) we współpracy z Grecją zadecydowałem o tymczasowym wzmocnieniu obecności francuskich sił zbrojnych w regionie”. Francja, uświęcony tradycją ważny gracz w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie, z pewnością patrzy krzywo na coraz wyraźniejsze i coraz bardziej ambitne neootomańskie zapędy Turcji Erdoğana.

Wieczorem w czwartek pojawiły się – niepotwierdzone – informacje, że Oruç Reis miał zostać staranowany przez jedną z greckich jednostek; w przemówieniu, które miało miejsce wieczorem, Recep Erdoğan stwierdził, że „ktokolwiek spróbuje zagrozić tureckim jednostkom, zapłaci wysoką cenę (…) [Grecy] właśnie przekonali się o tym po raz pierwszy”. Pojawiły się również sugestie, że okręty greckiej marynarki wojennej padły ofiarą tureckich zdolności EW (electronic warfare, wojny elektronicznej). W nocy z czwartku na piątek informacje o kolizji tureckiego okrętu badawczego i okrętu greckiej marynarki wojennej znalazły swe potwierdzenie.

Zarówno Ankara, jak i Ateny przeprowadziły ofensywę dyplomatyczną; w piątek grecki minister spraw zagranicznych Nikos Dendias spotkał się z Mikiem Pompeo oraz szefem austriackiego MSZ-u Alexandrem Schallenbergiem.

 

POMPEO CEE

Był kiedyś taki – dość czerstwy – żart o człowieku, który poszedł do seksuologa, dlatego, że „chyba jest z nim coś nie tak, bo mu się wszystko kojarzy”. Usłyszawszy to, lekarz zaczął rysować różne figury geometryczne na tablicy i pytać pacjenta o skojarzenia, które, oczywiście, były jednoznaczne. Po zakończonym badaniu lekarz postawił diagnozę, potwierdzającą obawy pacjenta, na co ten krzyknął z oburzeniem: A kto mi te wszystkie dupy rysował!?” Podobnie ma się sprawa ze Stanami Zjednoczonymi i Chinami. Otóż w środę Mike Pompeo rozpoczął wizytę w Europie Środkowo-Wschodniej i chociaż państwa, w których przebywał, znajdują się o pół świata od Chin, które nie mają z nimi ani bliskich relacji handlowych, ani nie łączy ich współpraca w zakresie bezpieczeństwa, to jednak Państwo Środka było głównym tematem rozmów – przynajmniej w wypadku Pompeo.

Sekretarz stanu USA rozpoczął swoją wizytę od Czech, gdzie w środę spotkał się z premierem Andrejem Babišem. Abstrahując od napomknienia o Rosji, której działania mają na celu „wypaczenie naszych demokracji i złamanie sojuszu zachodniego”, Pompeo poświęcił sporą część swego przemówienia Chinom, które „rzuciły wyzwanie wywalczonym z wielkim trudem wolnościom, w odpowiedzi na co Czesi podjęli suwerenną decyzję, aby chronić swój naród (…) słyszałem tę narrację, że moja wizyta ma związek z rywalizacją pomiędzy Chinami a Stanami Zjednoczonymi. Nic podobnego. Jest to decyzja, którą podejmą sami Czesi. Jestem pewien, że postawieni przed wyborem autorytaryzmu i demokracji wybiorą właściwie (…) widzimy, co dzieje się w Hongkongu; to jest model, który KPCh rozpowszechnia wszędzie, gdzie się pojawi”.

Pompeo zwrócił także uwagę na majową decyzję Czech o dołączeniu do tworzonej przez Waszyngton (na bazie bilateralnych, a nie wielostronnych, porozumień, co trzeba odnotować) koalicji państw dbających o stworzenie bezpiecznej (czytaj: nie chińskiej) infrastruktury 5G. Pompeo przypomniał również o inicjatywie Trójmorza, dzięki której „państwa regionu będą mogły rozwijać kluczowe gałęzie przemysłu, nie poświęcając przy tym swojej suwerenności”. Skoro już przy inicjatywie Trójmorza jesteśmy, to dodać warto, że Pompeo zapowiedział, że USA „gotowe są do zainwestowania nawet miliarda dolarów” w rozwój inicjatywy, aby „ochronić jej członków przed niejasnymi zasadami finansowania stosowanymi przez Chiny; oczekujemy także, że Czechy i pozostałe państwa również zrobią, co do nich należy”.

Sam Babiš – podobnie, jak niedawno Australijczycy – był znacznie ostrożniejszy w antychińskiej retoryce, stwierdzając jednak, że „wielokrotnie krytykowałem Chiny, bo nie inwestowały w Czechach tak, jakbym sobie tego życzył (…) wiem, że bilans handlowy z Chinami się poprawia; dalej odgrywają one niezwykle istotną rolę w naszej gospodarce – w Czechach swoje pieniądze inwestuje 2500 biznesmenów z USA, którzy zatrudniają 55 tysięcy ludzi”.

Chiny – choć Pompeo nie nazwał tego wprost – pozostawały również centralną częścią w wypadku drugiej kwestii, która miała być poruszana podczas rozmów pomiędzy dwoma politykami, a mianowicie energii; Stany Zjednoczone uważają, jego zdaniem, że pojawiła się szansa, aby „poprawić bezpieczeństwo energetyczne państw regionu, niezależnie od tego, czy mówimy o gazie ziemnym, czy energii jądrowej”. Jeśli chodzi o energię pochodzącą z atomu, Pompeo odnosił się do otworzonej w 1985 roku elektrowni Dukovany, którą rząd Czech planuje unowocześnić; jak zauważył sekretarz stanu, „dopuszczenie pewnych państw do współtworzenia infrastruktury energetycznej tworzy realne zagrożenia i grozi utratą suwerenności”.

Godny odnotowania jest również dwugłos co do Białorusi, w której wypadku Babiš i Pompeo zamienili się rolami; ten ostatni, jastrząb w stosunku do Chin, ograniczył się do stwierdzenia, że „USA obserwują z wielkim niepokojem sytuację na Białorusi (…) apelujemy o ochronę pokojowo protestujących (…) to będzie w najlepszym interesie wszystkich zainteresowanych”. Babiš natomiast stwierdził, że wydarzenia na Białorusi są szokujące i skandaliczne, a „białoruski reżim jest nieakceptowalny, podobnie jak nieakceptowalne są wydarzenia ostatnich kilku dni”. Babiš oznajmił również, że Czechy przyłączają się do apeli premiera Morawieckiego o zorganizowanie szczytu UE w sprawie sytuacji na Białorusi.

Pompeo przemawiał także w czeskim senacie, gdzie również poświęcił większość uwagi Chinom, po raz kolejny wymieniając wszystkie winy Państwa Środka (od Sinciangu przez Hongkong, Tajwan, Morze Południowochińskie aż po Huawei oraz nacisk ekonomiczny Chin na „niepokorne państwa”); Pompeo po raz kolejny powtórzył również narrację o konieczności oddzielenia KPCh i społeczeństwa Chin. Ze stylistycznego punktu widzenia musimy również odnotować, że sekretarz Pompeo rozwinął w sobie niejakie skłonności do kwiecistych (niemal tak kwiecistych, jak kwiecisty jest język chiński) analogii; odnosząc się do roli odgrywanej w gospodarkach Czech i USA przez małe przedsiębiorstwa, Pompeo zauważył, że „żyzna gleba wolności wydaje wspaniałe plony aktywności ludzkiej, gdy wolność jest tolerowana”.

Pompeo został również zapytany o możliwość poprawienia relacji z Rosją; podobnie jak w innych niedawnych wystąpieniach dał do zrozumienia, że Stany Zjednoczone na to właśnie liczą i szukają wszystkich płaszczyzn porozumienia z Kremlem, od kwestii związanych ze zwalczaniem terroryzmu po rozmowy rozbrojeniowe; w wypadku tych ostatnich sekretarz stwierdził, że „balans strategiczny musi zostać zredefiniowany; liczymy na owocne rozmowy z Rosjanami”.

Dzień później Pompeo był już w Ljubljanie – i z grubsza rzecz biorąc, mówił niemal o tym samym co w Pradze: 5G (rządy obydwu państw podpisały w środę deklarację analogiczną do czeskiej), bezpieczeństwo energetyczne (na Słowenii Pompeo również mówił o energii jądrowej i gazie ziemnym). Podobnie jak w Pradze, podczas konferencji prasowej w Ljubljanie Pompeo unikał jednoznacznej krytyki Łukaszenki, nie odnosząc się na przykład do sugerowanej przez premiera Janšę propozycji zorganizowania ponownych wyborów.

Pompeo zauważył wreszcie, że wysiłki USA koncentrują się na stworzeniu „opartej na wartościach wspólnoty państw – takich jak Indie, Japonia, Australia czy Korea Południowa oraz kraje europejskie i południowoamerykańskie, które mogłyby handlować ze Stanami Zjednoczonymi”. Pompeo, nawiasem mówiąc, pomimo całego zapału dbał, aby nie przekroczyć pewnych czerwonych linii w stosunkach z Chinami; uniknął na przykład deklaracji, że Tajwan również może stać się częścią wspomnianej wyżej wspólnoty, napomykając jedynie o dalszej współpracy z Formozą w kontekście zwalczania zagrożeń pandemicznych.

Musimy również wspomnieć o rozmowie Pompeo ze słoweńskim dziennikarzem, który najwyraźniej (cóż za błąd ambasady!) nie przedstawił listy pytań do sekretarza stanu. Oto bowiem pod koniec wywiadu rozmówca Pompeo spytał go, czy przypadkiem kampania rozpętana przez USA w stosunku do Huawei nie jest przykładem hipokryzji, ponieważ, po pierwsze: Pompeo sam przyznał, że za jego czasów w CIA „kradliśmy, oszukiwaliśmy i kłamaliśmy”, a po drugie, Stany Zjednoczone same prowadziły rozległe programy szpiegowskie, czego najlepszym przykładem jest fakt, że NSA podsłuchiwała telefony Angeli Merkel. Gdzież więc, pytał redaktor Jure Tepina, jest różnica pomiędzy działaniami Chin i USA? Otóż zdaniem Pompeo, będzie dla Tepiny lepiej, jeżeli nie będzie więcej używać cytatu o praktykach Pompeo z czasów jego szefowania w CIA (gdyż jest on niepełny i mylny); po drugie działania Chin i USA są zupełnie różne, bo w końcu „wszystkie państwa szpiegują w celach zapewnienia sobie bezpieczeństwa”, ale Chiny prowadzą szpiegostwo przemysłowe na całym świecie, czego USA nigdy nie robią.

W piątek wreszcie Pompeo rozpoczął jednodniową wizytę w trzecim z czterech państw, które odwiedza podczas obecnej wizyty – w Austrii. Podobnie, jak w wypadku dwóch poprzednich krajów, rządy USA i Austrii również podpisały wspólną deklarację, która jednak, w przeciwieństwie do tej słoweńskiej (czy też czeskiej oraz polskiej), nie zawierała w swym tekście ani jednego słowa o 5G (Austria nie przejawia gotowości wykluczenia ze swojego rynku Huawei i zapowiedziała, że działanie w tej sprawie zamierza koordynować z UE, co podkreślił zresztą podczas wspólnej konferencji z Pompeo szef austriackiego MSZ-u Alexander Schallengberg); zamiast tego stanowiła raczej dość nieprecyzyjnie sformułowaną deklarację dotyczącą dalszej współpracy obydwu państw w procesie pokojowym na Bałkanach Zachodnich.

Ostatnim krajem na trasie wschodnio-europejskiego tournée Pompeo będzie Polska.

 

5G

Bardzo istotną, z punktu widzenia rozwoju sieci 5G, decyzję podjął Pentagon, o czym poinformowała w poniedziałek administracja Białego Domu. Mianowicie „uwolniono” 100 megaherców (pomiędzy 3450 a 3550 MHz) nieprzerwanego pasma sub-6 dla sieci 5G. Dla Stanów Zjednoczonych krytyczną przeszkodą w rozwoju sieci 5G jest fakt, że najpraktyczniejsze do wykorzystania pasmo (czyli poniżej 6 GHz, stąd nazwa sub-6 lub mid-band) jest w dużym stopniu zajęte albo przez poprzednie generacje sieci komórkowych, albo też – co równie ważne – jest w dużym stopniu zarezerwowane do celów wojskowych. To z kolei oznacza, że USA miały ograniczoną możliwość rozbudowy tańszego i praktyczniejszego „wariantu” 5G. Fakt, że wspomniane wyżej pasmo uwolniono (i to w bardzo krótkim czasie, wystarczy bowiem przypomnieć, że opublikowany w zeszłym roku raport Pentagonu DIB – Defense Innovation Board sugerował, iż jakiekolwiek próby „przekwalifikowania pasm zajmą lata), jest doskonałą wiadomością dla Stanów.

 

TIKTOK

Pojawiają się informacje dotyczące implikacji ubiegłotygodniowego rozporządzenia wykonawczego Donalda Trumpa, dotyczącego TikToka i WeChata. Zdaniem agencji Reutera w praktyce zakaz miałby oznaczać niemożność ściągania aplikacji ze sklepów Apple i Google (Google jest właścicielem Androida), reklamowania TikToka w amerykańskich mediach lub też akceptacji ToS (Terms of Service, warunków umowy, która to zgoda jest niezbędna przy ściąganiu wszystkich aplikacji na urządzenia elektroniczne). Warto obserwować realne działania podejmowane przez Biały Dom w celu wykluczenia z amerykańskiego rynku tych dwu aplikacji, jest bowiem więcej niż prawdopodobne, że wypracowany w ten sposób szablon będzie w przyszłości stosowany wobec innych chińskich aplikacji. To właśnie zdawał się sugerować w Pradze Mike Pompeo, kiedy stwierdził, że rozporządzenia wykonawcze są „obszerniejsze” i niekoniecznie dotyczą tylko dwóch wymienionych explicite aplikacji.

Nawiasem mówiąc, zdaniem „Asia Times” zakaz udostępniania WeChata na urządzeniach Apple może kosztować tę firmę 30% globalnej sprzedaży telefonów komórkowych.

 

ZEA – IZRAEL

W czwartek Zjednoczone Emiraty Arabskie i Izrael podpisały dokument normalizujący stosunki dyplomatyczne pomiędzy tymi dwoma państwami. O zawarciu porozumienia poinformowano najpierw na stronie internetowej Białego Domu, który wydał oświadczenie oznajmiające, że Donald Trump, książę koronny Muhammad ibn Zajid oraz premier Izraela Benjamin Netanjahu osiągnęli porozumienie prowadzące do całkowitej normalizacji stosunków i uznania dyplomatycznego Izraela przez ZEA.

Podobne oświadczenie opublikował następnie Izrael, a na końcu o fakcie jego istnienia poinformował również ibn Zajid, chociaż w znacznie bardziej lapidarnej formie, bo za pomocą tweeta. W rolę listka figowego – wbrew własnej woli, co podkreśliły zarówno władze palestyńskie, jak i Hamas oraz Hezbollah – wcielili się Palestyńczycy; jak argumentował książę ZEA, podpisanie dokumentu miało na celu zawieszenie aneksji Zachodniego Brzegu. Faktycznie, Izrael zapowiedział wstrzymanie planu aneksji wspomnianych wyżej terenów, jednak, jak zaznaczył Netanjahu, jedynie tymczasowo.

Lektura dokumentu wskazuje, że w niedalekiej przyszłości ma dojść do szeregu spotkań dwustronnych, których przedmiotem będzie otworzenie placówek dyplomatycznych, utworzenie połączeń lotniczych, współpraca w zakresie bezpieczeństwa, telekomunikacji, energii czy inwestycji.

Tym samym ZEA stały się trzecim państwem arabskim, które uznało Izrael (wcześniej uczyniły to Egipt w 1979 i Jordan w 1994 roku). Izrael i Zjednoczone Emiraty Arabskie już od dłuższego czasu kultywowały nieformalne relacje dyplomatyczne, które miały zostać zapoczątkowane w latach 90. z inicjatywy ZEA zainteresowanych kupnem amerykańskiego sprzętu wojskowego i obawiających się jednocześnie, że Tel Awiw może skutecznie storpedować te zamiary.

Cóż robi z ludźmi (i państwami) groźba słynnej pułapki Kindlebergera, a więc wizja, materializująca się już w całej okazałości, opuszczenia regionu przez Stany Zjednoczone i rosnącej obecności starych imperiów: Iranu i Turcji. Iran, nawiasem mówiąc, nazwał decyzję „strategicznym głupstwem”; Ankara oznajmiła, że „nigdy nie zapomni i nigdy nie wybaczy hipokryzji ZEA”.

 

COVID-19

W piątkowy wieczór liczba potwierdzonych przypadków wystąpienia wirusa SARS-CoV-2 u ludzi przekroczyła 21,34 miliona; zmarły ponad 763 tysiące osób. W samych Stanach Zjednoczonych wykryto niemal 5,5 miliona zachorowań; w Brazylii prawie 3,3 miliona, w Indiach ponad 2,5 miliona. Chiny, gdzie pandemia się rozpoczęła, „wypadły” już poza pierwszą trzydziestkę państw z największą liczbą zachorowań; przed nimi znajduje się na przykład Ukraina czy Izrael. Nawet w Korei Południowej, a więc jednym z państw najlepiej radzących sobie z pandemią, w piątek odnotowano 166 nowych zachorowań, jest to najgorszy wynik od pięciu miesięcy.

W drugim kwartale gospodarka Wielkiej Brytanii skurczyła się o 20% (rok do roku); jest to największy spadek odnotowany w państwie należącym do grupy G7; dla porównania, gospodarka Francji odnotowała spadek o 18,9%; Włoch o 17,1%, Niemiec o 11,9%, Polski natomiast o 8,2% (wszystkie dane rok do roku). Każde z powyższych państw znalazło się w stanie technicznej recesji. Przewiduje się, że deficyt budżetowy USA wyrażony jako procent PKB wyniesie w tym roku 18%, najwięcej od 75 lat. Bilans sześciu tylko banków centralnych: FED-u, ECB, BoE (Wielka Brytania), BoJ (Japonia), RBA (Australia), BoC (Kanada) osiągnie 28 bilionów dolarów.

Po raz pierwszy od 21 tygodni liczba nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych w USA spadła poniżej miliona i dla tygodnia zakończonego 8 sierpnia wyniosła 963 tysiące.

 

BIAŁORUŚ

9 sierpnia na Białorusi odbyły się szóste wybory prezydenckie w post(?)komunistycznej historii tego państwa. Co zupełnie szokujące, po raz szósty – według administracji w Mińsku – wygrał je Aleksander Łukaszenka, który według komunikatu komisji wyborczej zdobył 80,08% głosów; 10,09% głosów zdobyła Swietłana Cichanouska. Frekwencja wynieść miała 84,27%. Nieoficjalnie – między innymi na podstawie dziesiątek zdjęć protokołów wyborczych – mówi się, że zdecydowane zwycięstwo odniosła Cichanouska. Równie mało zaskakujący co „wygrana” Łukaszenki był fakt, że natychmiast po zamknięciu lokali wyborczych na Białorusi rozpoczęły się protesty. Reżim Łukaszenki, który od tygodni ściągał do Mińska oddziały policji i OMON-u i najwyraźniej bardzo obawiał się „scenariusza ukraińskiego”, natychmiast odciął dostęp do głównych placów w największych miastach kraju. W całym kraju wyłączono Internet; w Mińsku zamkniętych zostało co najmniej pięć stacji metra. Protesty – oraz akcja pacyfikacyjna białoruskich sił bezpieczeństwa – trwały przez cały tydzień; od wtorku natomiast z coraz większą częstotliwością zaczęły się odbywać strajki w zakładach pracy. W czwartek do akcji dołączyły załogi ośmiu z 10 największych państwowych przedsiębiorstw. Do piątku władze zatrzymały ponad siedem tysięcy osób; w czwartek wypuszczono niemal tysiąc z nich. Wypuszczono – a właściwie przetransportowano do Moskwy – również zatrzymanych na Białorusi w ubiegłym tygodniu najemników z Grupy Wagnera. W międzyczasie na Litwę wywieziona została Cichanouska; wkrótce potem opublikowane zostało nagranie (wykonane najprawdopodobniej w biurze szefowej białoruskiej CKW), w którym przestraszona Cichanouska wzywa protestujących do przestrzegania prawa.

Zarówno wygrana Łukaszenki, jak i następujące po niej protesty nie mogły być zaskoczeniem, ale ich skala (dziesiątki tysięcy osób w Mińsku, ale również w miastach przemysłowych i na wsiach) już tak. Wraz z nasilaniem się akcji strajkowej Mińska administracja przestała „dokręcać śrubę”, sygnalizując nawet pewną gotowość do deeskalacji. W czwartek szef białoruskiego MSW Jurij Karajeu przeprosił tych z protestujących, którzy zostali zaatakowani przez policję bez powodu, dodając, że siły porządkowe „nie są satrapami”.

Ponieważ sytuacja na Białorusi jest kluczowa w kontekście bezpieczeństwa narodowego RP, a wydarzenia zachodzące w następstwie wyborów prezydenckich są złożone i następują po sobie w błyskawicznym tempie, uważamy, że formuła „Weekly Brief” nie jest odpowiednim narzędziem, aby je właściwie opisać (musiałaby to być siłą rzeczy jedynie przyczynkowa „obiegówka”, ani nie zgłębiająca mechanizmów, które kształtują sytuację na Białorusi, ani nie formułująca prawdopodobnego kierunku, w jakim się ona rozwinie). Dlatego w najbliższych dniach S&F opublikuje serię artykułów dotyczących naszych wschodnich sąsiadów.

 

Autor

Albert Świdziński

Dyrektor analiz w Strategy&Future.

 

Weekly Brief Albert Świdziński

Zobacz również

Su-57 i jego miejsce w doktrynie WKS. Część 1
Strategy&Future 2020 – pierwsze spotkanie dla subskrybentów
Żołnierzom i oficerom Wojska Polskiego (Audio)

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...