Po wyjściu z lasu, traktowani godnie ludzie odzyskują godność.
Dwa dni temu uratowani przez POPH – Podlaskie Ochotnicze Pogotowie Humanitarne i zaprzyjaźnionych z nami aktywistów. W procedurze.
Po piekle pogranicza, którego nie zapomną.
Bezpośrednio w lesie otrzymali pomoc od Katarzyny Mazurkiewicz-Bylok i Człowieka Lasu. Jeden z Syryjczyków, chorujący na cukrzycę, wymagał udzielenia natychmiastowej pomocy.
W tej samej grupie znalazły się też dwie siostry – Syryjki. Były na pograniczu bite, poniżane. Ich matka została wyrzucona na Białoruś, mimo problemów zdrowotnych i próśb o pomoc medyczną.
Uchodźcy potwierdzili też to, co wcześniej usłyszałem od innych cudzoziemców, którzy byli na pograniczu polsko-białoruskim. Otóż polscy mundurowi przez płot handlują z wycieńczonymi ludźmi żywnością, napojami czy papierosami.
Niewielki pakiet z jedzeniem i wodą kosztuje 20 euro lub powerbank. Paczka papierosów też 20 euro.
Uchodźcy mówili też o uczciwych mundurowych, którzy za darmo podawali przez płot żywność i napoje.
W drodze do ośrodka dla cudzoziemców w Białej Podlaskiej zatrzymaliśmy się na posiłek w restauracji prowadzonej przez Kurda i Turka.
Jeden z Syryjczyków z roztargnienia zostawił tam kurtkę z dokumentami i pieniędzmi.
Dzisiaj znajoma poszła o nią zapytać. Nic nie zginęło.
Kurtka, dokumenty i pieniądze w komplecie wrócą do właściciela.
Jestem niezwykle wdzięczny mojej Patronce Ewie Wdowiak, która pomogła w przetransportowaniu Syryjczyków z placówki Straży Granicznej do Białegostoku, a chwilę później po raz pierwszy pojechała do Puszczy Białowieskiej w ramach akcji humanitarnej.
Podróż z syryjskimi uchodźcami była dla mnie wyjątkowa również z tego względu, że gdy byli jeszcze w lesie, bezpośrednio rozmawiałem z nimi podczas dyżuru na alarmowym telefonie POPH.
Dla wielu cudzoziemców – ofiar kryzysu humanitarnego na pograniczu polsko-białoruskim – to jedyna nadzieja na ratunek, a czasami nawet na przeżycie.
Trwa ładowanie...