Rycina „Las resultas” Francisca Goi z serii „Okropności wojny” (Fot. Wikimedia)
COVID-19
W piątek 8 maja całkowita liczba wykrytych przypadków wystąpienia wirusa SARS-CoV-2 u ludzi przekroczyła cztery miliony; liczba zgonów 275 tysięcy.
Warto zauważyć, że w pierwszej dziesiątce krajów z największą liczbą wykrytych przypadków (w której, notabene, nie ma już Chin) są cztery, w których tempo rozprzestrzeniania się wirusa nie spadło; są to Brazylia, Wielka Brytania, Rosja oraz Stany Zjednoczone. W pozostałych przypadkach (Francja, Niemcy, Iran, Turcja, Włochy oraz Hiszpania) zanotowano zmniejszenie zachorowań. Warto dodać, że w niedzielnym wywiadzie dla Fox News prezydent USA Donald Trump zrewidował prawdopodobną jego zdaniem liczbę ofiar śmiertelnych pandemii w USA do 75–100 tysięcy. Przypomnijmy, że wcześniej Trump liczył, iż w wyniku pandemii COVID-19 życie utraci „jedynie” 60 tysięcy obywateli USA. Jeszcze wcześniej natomiast doradca Trumpa doktor Anthony Fauci szacował prawdopodobną liczbę zgonów na 100–240 tysięcy.
Na początku tego tygodnia dzienna liczba nowych zarażeń w Rosji przekroczyła 10 tysięcy i wciąż utrzymuje się na tym poziomie. Rosja znajduje się aktualnie na piątym miejscu pod względem liczby zarażonych, jednakże odnotowuje drugie największe po Stanach Zjednoczonych dzienne przyrosty chorych. Zdziwienie budzi przy tym bardzo niska liczba ofiar śmiertelnych. Według oficjalnych statystyk, w całym kraju z powodu COVID-19 zmarły dotychczas jedynie 1723 osoby. Jak tłumaczą rosyjscy lekarze, wynika to z bardzo zachowawczej metody zliczania zgonów. W USA oraz Hiszpanii za zmarłą z powodu koronawirusa uznaje się osobę, która zmarła i jednocześnie test na obecność wirusa dał wynik pozytywny. W Rosji aby zgon został zaliczony jako spowodowany przez pandemię, musi być udowodnione, że dana osoba nie zmarła na inną chorobę, np. na zapalenie płuc. Powoduje to sytuację, w której w kraju odnotowuje się rekordową liczbę zgonów spowodowanych zapaleniem płuc, krwotokami lub innymi schorzeniami, natomiast liczba zgonów na COVID-19 pozostaje wciąż bardzo niska. Drugim czynnikiem jest duże opóźnienie w przepływie informacji pomiędzy rosyjskimi urzędami. Uważa się, że z powodu zwiększonego obłożenia urzędów statystycznych informacje dotyczące liczby zmarłych mogą być publikowane z dwu- lub nawet trzytygodniowym opóźnieniem.
Do osób zarażonych wirusem obok premiera Miszustina dołączyli w tym tygodniu minister budownictwa Władimir Jakuszew oraz minister kultury Olga Lubimowa. Natomiast we wtorek z powodu choroby zmarł szef rosyjskiego programu kosmicznego Jewgienij Mikrin. Na koniec kwietnia liczba zarażonych pracowników rosyjskiego przemysłu kosmicznego wynosiła ponad 170.
W większość państw w Europie podejmowane są decyzje dotyczące łagodzenia przepisów ogólnonarodowej kwarantanny. W Hiszpanii otwarte zostaną, pod pewnymi restrykcjami, hotele i miejsca turystyczne, a rodziny będą mogły uczestniczyć w pogrzebach swoich bliskich. Wprowadzone zmiany będą dotyczyły jedynie części regionów. Madryt wraz z całym regionem stołecznym będzie wciąż objęty surowymi obostrzeniami.
Francja od 11 maja zostanie podzielona na czerwone i zielone strefy. W zielonych otwarte zostaną żłobki i szkoły podstawowe, natomiast restauracje i kawiarnie wciąż pozostaną zamknięte. W regionach oznaczonych jako czerwone, do których zaliczać się będzie na przykład Paryż wraz z regionem Île-de-France, nie zostaną wprowadzone żadne zmiany.
Kwarantanna będzie też ograniczana na Ukrainie. Od 11 maja Ukraińcy będą mogli wchodzić do parków i lasów oraz na place zabaw. Otwarte zostaną zakłady fryzjerskie i restauracje (choć będą w nich obowiązywały specjalne zasady bezpieczeństwa), a także muzea i część biur, wśród nich biura prawników, np. notariuszy.
Końca lockdownu nie zapowiadają jak na razie władze Wielkiej Brytanii. W niedzielę wieczorem premier Boris Johnson ma ogłosić mapę drogową wychodzenia z ogólnonarodowego zamknięcia. Informacje płynące z otoczenia premiera wskazują jednakże, że żadne duże zmiany nie zostaną w najbliższym czasie wprowadzone.
Najmniejsze zmiany są spodziewane w Rosji. Anna Popowa, szefowa Rospotriebnadzoru odpowiedzialnego za monitorowanie rozwoju pandemii w kraju, powiedziała, że zasady kwarantanny mogą pozostać w mocy do końca roku lub do wprowadzenia szczepionki. Na ten moment rosyjskie regiony wydłużyły obowiązywanie ścisłej kwarantanny do końca maja.
Mijający tydzień obrodził wszelkiej proweniencji raportami, deklaracjami i listami otwartymi.
Jak słusznie zauważył Donald Trump, statystyki zgonów to tylko jedna strona medalu; drugą jest niszczycielski wpływ pandemii na gospodarkę. W miniony czwartek departament pracy USA opublikował kolejne dane dotyczące bezrobocia; w ubiegłym tygodniu przybyło w Stanach Zjednoczonych 3,2 miliona ludzi bez pracy. Oznacza to, że w ostatnich siedmiu tygodniach w Ameryce pracę utraciło 33,5 miliona ludzi. W piątek natomiast US Bureau of Labor Statistics (BLS) opublikowało dane dotyczące kwietniowego bezrobocia; według wspomnianego wyżej urzędu w kwietniu w USA przybyło 20,5 miliona osób bez pracy, a bezrobocie sięgnęło 14,7%. Trzeba jednak dodać, że są to dane oficjalne i jakkolwiek by to brzmiało, są one prawdopodobnie zdecydowanie zbyt optymistyczne. Składa się na to wiele czynników, najważniejszym z nich jest jednak sama metoda pomiaru. BLS stosuje sposób mierzenia bezrobocia nazywany U-3, który koncentruje się na wycinku populacji – mianowicie na tych, którzy są zatrudnieni na część etatu, zostali zwolnieni czasowo, ale spodziewają się podjąć pracę w ciągu najbliższych sześciu miesięcy, oraz na tych, którzy podejmowali próby znalezienia pracy w ostatnich czterech tygodniach. Rzecz jasna, ogromna większość tych, którzy utracili pracę w wyniku pandemii COVID-19, nie mogła aktywnie poszukiwać nowego zatrudnienia. Część komentatorów uważa, że jeżeli zastosowano by alternatywny sposób mierzenia bezrobocia, wliczający wyżej wymienione przypadki (nazywany U-6), okazać by się mogło, że bez pracy znalazło się pomiędzy 25 a 30% Amerykanów w wieku produkcyjnym.
Co więcej, pomimo stopniowego luzowania obostrzeń (zauważmy, że nie ma ono nic wspólnego z opublikowanymi kilka tygodni temu wytycznymi otwierania gospodarki) nie doszło, zdaniem przewodniczącego FED-u w Atlancie, do wzmożenia aktywności ekonomicznej, która wciąż jest o 40% lub więcej niższa niż na początku marca.
Kasandryczną wizję wpływu pandemii COVID-19 na ekonomię zaprezentował w ubiegłym tygodniu także Bank of England. Zdaniem brytyjskiego banku centralnego Wielką Brytanię czeka największa zapaść gospodarcza od Wielkiego Mrozu z roku 1709. BoE ocenia, że w drugim kwartale gospodarka Zjednoczonego Królestwa skurczyć się może o 25%; bezrobocie miałoby natomiast sięgnąć 9%.
„Groza, groza”, jak powiedziałby Kurtz z „Jądra Ciemności”, wyzierała również z opublikowanych w środę prognoz Komisji Europejskiej. „Produkcja gospodarcza w pierwszej połowie 2020 roku znajdzie się w zapaści” – stwierdza dokument. Unijne PKB miałoby się skurczyć o 7,5%, aby następnie wzrosnąć o 6% w przyszłym roku. Zdaniem KE odbicie gospodarcze, jeżeli będzie miało miejsce, przybierze kształt litery U – a nie V, na co jeszcze niedawno liczono. Jest to jednak, jak stwierdza prognoza, możliwe jedynie w optymistycznym scenariuszu, zakładającym stopniowe znoszenie obostrzeń, brak nawrotów pandemii oraz skuteczność wprowadzanych rozwiązań monetarnych i fiskalnych. Autorzy prognozy zauważają, że dalszy przebieg pandemii nie jest możliwy do przewidzenia, i przyjmując inne założenia wyjściowe (dłuższy czas trwania, druga fala zarażeń), można oczekiwać innych – niemal uniwersalnie gorszych – scenariuszy.
Co więcej, dokument stwierdza także, że wolumen globalnej wymiany handlowej ulegnie długotrwałemu zmniejszeniu w wyniku permanentnego uszkodzenia globalnych łańcuchów wartości. KE przewiduje, że eksport ze strefy euro spadnie o 13% w tym roku, po czym nastąpi 10-procentowy wzrost w roku 2021. Gwoli oparcia tych danych w rzeczywistości: według opublikowanych w zeszłym tygodniu danych niemieckie przedsiębiorstwa wyeksportowały w marcu towary o wartości 108,9 miliarda euro – o 11,8% mniej niż w lutym i o 7,9% mniej niż w analogicznym okresie rok wcześniej.
Z kolei w poniedziałek Associated Press poinformowała o istnieniu stworzonego przez Department of Homeland Security czterostronicowego raportu, którego autorzy są zdania, że Chiny nie tylko celowo umniejszały powagę sytuacji i skalę pandemii COVID-19, ale czyniły to potajemnie, skupując artykuły ochronne oraz ograniczając jednocześnie ich eksport. Z tego z kolei łatwo wysnuć wniosek, że działania te miały na celu umożliwienie uruchomionej później przez Pekin „dyplomacji maseczkowej”.
W swym wywiadzie dla ABC News opinię tę powtórzył sekretarz stanu USA Mike Pompeo. Co więcej, zdaniem Pompeo istnieją solidne dowody na to, że wirus pochodził z laboratorium w Wuhan oraz że został on stworzony przez człowieka. Co zaskakujące – przynajmniej dla prostolinijnego autora „Weekly Brief” – w kolejnym zdaniu Pompeo powiedział, że zgadza się z opublikowanym w zeszłym tygodniu komunikatem dyrektora ODNI – który stwierdzał przecież, że wirus nie został najprawdopodobniej stworzony przez człowieka. W tym samym wywiadzie Pompeo z gracją XIX-wiecznego dyplomaty zauważył, że Chiny mają tradycję „zarażania świata”. I choć trudno odmówić słowom sekretarza stanu nieco racji (w końcu nie tylko nowy koronawirus, ale także SARS czy XIV-wieczna czarna śmierć zostały przywleczone na terytorium Europy z Chin), to mimo wszystko wypowiedzi takie sprawiają, że czasy, w których żyjemy – i tak już wystarczająco ciekawe – staną się najpewniej jeszcze ciekawsze.
Zwróćmy uwagę, że opinię podobną do tej przedstawionej w komunikacie ODNI wygłosił także szef Kolegium Połączonych Szefów Sztabów USA, Mark Milley, który stwierdził we wtorek, że „ciężar dowodów” wskazuje na to, iż wirus ani nie został stworzony sztucznie, ani nie pochodzi z laboratorium w Wuhan.
Podobnego zdania co Pompeo jest również Donald Trump, który w niedzielę wygłosił opinię, że „widział dowody” na to, że SARS-CoV-2 pochodził z instytutu wirusologii chińskiej akademii nauk w Wuhan, dodając jednocześnie, że jego zdaniem Chiny „popełniły potworny błąd (…) usiłowały go naprawić i ugasić pożar, który zaprószyły”.
Z kolei w piątek niemiecki „Der Spiegel” poinformował o istnieniu raportu BND, który ocenia ostatnie komunikaty administracji Białego Domu jako „skalkulowaną dywersję”, mającą na celu zwrócenie gniewu amerykańskiej opinii publicznej ku Chinom i odwrócenie jej uwagi od błędów popełnionych przez Waszyngton. W raporcie podkreśla się jednocześnie, że Chiny wywierały presję na WHO, co doprowadziło do opóźnienia w ogłoszeniu przez Światową Organizację Zdrowia stanu pandemii; zdaniem autorów raportu 21 stycznia Xi Jinping miał zadzwonić do szefa WHO i prosić go o nieujawnianie informacji świadczących o przenoszeniu choroby z człowieka na człowieka. Działania te miały opóźnić reakcję innych państw na pandemię o sześć tygodni.
Warto dodać, że w ostatnich dniach prezydent USA zagroził także, że jeżeli Chiny nie będą kupować w USA określonej w umowie handlowej ilości produktów, to USA „zerwie umowę” i nałoży na chińskie produkty kolejne cła. Wypowiedzi Trumpa doprowadziły z kolei do piątkowej rozmowy telefonicznej pomiędzy sekretarzem skarbu USA Stevenem Mnuchinem a premierem ChRL Liu He. W toku rozmowy obie strony zobowiązały się do utworzenia „środowiska sprzyjającego” realizacji postanowień umowy handlowej; zdaniem Mnuchina obydwa państwa zadeklarowały także, że „pomimo globalnego kryzysu zamierzają wywiązywać się z postanowień umowy w wyznaczonych ramach czasowych”.
W niedzielę natomiast Reuters poinformował o planach utworzenia przez administrację w Białym Domu Economic Prosperity Network. EPN miałoby być sojuszem „zaufanych partnerów” Stanów Zjednoczonych (państw, organizacji pozarządowych, prywatnych przedsiębiorstw), działających w ramach zunifikowanych standardów w zakresie technologii cyfrowych, energii, infrastruktury, programów badawczych, edukacji czy handlu. Cel EPN najdosadniej podsumował podsekretarz Departamentu Stanu USA ds. Rozwoju Ekonomicznego, Energii i Środowiska, Keith Krach. Krach stwierdził, że USA „od kilku ostatnich lat pracowały nad przeniesieniem łańcuchów dostaw z dala od Chin, ale teraz wrzucamy najwyższy bieg (…) najważniejsze jest, abyśmy zrozumieli, które aspekty są kluczowe i gdzie znajdują się wąskie gardła”. Przełożony Kracha Mike Pompeo jeszcze w kwietniu stwierdził, że USA pracują z Australią, Indiami, Japonią, Koreą Południową, Wietnamem i Nową Zelandią nad „restrukturyzacją łańcuchów dostaw tak, aby obecna sytuacja już nigdy się nie powtórzyła”. USA mają również pracować nad utworzeniem instrumentarium prawnego, mającego zachęcić przedsiębiorstwa do przeniesienia produkcji z Chin; ma ono zawierać między innymi subsydia podobne do tych stosowanych przez Japonię czy też obniżki podatków. Trudno nie zauważyć pewnych podobieństw łączących EPN z zarzuconym przez administrację Trumpa jeszcze w 2017 roku Trans Pacific Partnership, z tym że – jak twierdzi były urzędnik nowozelandzkiego MSZ-u Charles Finny (w swoim czasie był głównym negocjatorem Wellingtonu odpowiedzialnym za kształt chińsko-nowozelandzkiej umowy o wolnym handlu) – porozumienia w ramach nowej inicjatywy miałyby przybrać bardziej charakter tak lubianych przez obecną administrację USA umów bilateralnych.
Zdaniem autora „Weekly Brief” jest to z pewnością krok we właściwym kierunku; ostatecznie, jak argumentował w swym absolutnie genialnym memorandum z 1907 roku brytyjski dyplomata Eyre Crowe, mocarstwa morskie nie mogą liczyć na utrzymanie swej potęgi, posługując się (jedynie) kijem; aby ich potęga przetrwała, muszą „zsynchronizować” swoje interesy z interesami szerszej społeczności międzynarodowej. Narzucając swym sojusznikom konieczność wyboru pomiędzy bezpieczeństwem „made in the USA” a prosperity „made in China”, Stany skazywały się na klęskę w starciu hegemonicznym pomiędzy tymi dwoma potęgami. Problem polega na tym, że aby choć częściowo zastąpić Chiny jako partnera ekonomicznego, Stany Zjednoczone musiałyby zdobyć się na monumentalny wysiłek ekonomiczny i nie mamy przekonania, czy w obecnej sytuacji Waszyngton na taki wysiłek stać.
Na przykład zdaniem autorów raportu opublikowanego przez University of Technology Sydney pomysł australijsko-chińskiego decouplingu jest „zombie economic idea”, którego realizacja spowodowałaby ogromny kryzys ekonomiczny. Według autorów Australia nie może na poważnie rozważać decouplingu z Państwem Środka, ponieważ gospodarka tego kraju legitymuje się pozytywnym bilansem handlowym (wynikającym głównie z eksportu surowców naturalnych oraz produktów rolno-spożywczych do Chin), a jej przemysł nie będzie w stanie podjąć rywalizacji z Chinami. Przypomnijmy: Chiny są odbiorcą 33% australijskiego eksportu; druga Japonia jedynie 13%; USA – 5%.
Dodajmy, że w odpowiedzi na ostanie sugestie amerykańskiego establishmentu Chiny zaczęły rozważać możliwe scenariusze odpowiedzi. Jeden z nich miałby, zdaniem dziennikarzy „South China Morning Post”, przewidywać zalanie rynków amerykańskimi papierami dłużnymi, co miałoby spowodować krach dolara i doprowadzić do końca statusu dolara amerykańskiego jako globalnej waluty rezerwowej.
Ponadto w poniedziałek Reuters informował, że według wewnętrznego raportu przygotowanego przez China Institutes of Contemporary International Relations (CICIR) i przedstawionego samemu sekretarzowi Xi reakcja wspólnoty międzynarodowej na wybuch pandemii jest podobna do tej, jaka miała miejsce po masakrze na placu Tiananmen. Co więcej, zdaniem autorów raportu Chiny muszą na poważnie brać możliwość eskalacji do poziomu konfliktu kinetycznego pomiędzy ChRL a USA. Raport stwierdza także, że USA starają się podważyć zaufanie chińskiego społeczeństwa do KPCh oraz zniechęcić inne państwa do uczestnictwa w inicjatywie Pasa i Szlaku. Autor „Weekly Brief” nie dysponuje wiedzą wystarczającą do stwierdzenia, czy przecieki dotyczące raportów przygotowywanych dla ścisłego kierownictwa Komunistycznej Partii Chin są rzeczą powszechną – ośmiela się jednak zgadywać, że prawdopodobnie nie, a więc publikacje prasowe miały służyć zakomunikowaniu przez Pekin rosnącego niepokoju i wysłaniu ostrzeżenia Stanom Zjednoczonym i ich sojusznikom, że pewne granice nie powinny zostać przekroczone.
Kto wie, być może jedną z tych granic byłoby podejmowanie przez USA dalszych działań zmierzających do uzyskania przez Tajwan uznania międzynarodowego? W ostatnich dniach Stany Zjednoczone miały podejmować próby zaproszenia Formozy do uczestnictwa w posiedzeniach WHO w charakterze obserwatora; do tego właśnie zachęcał w swym środowym wystąpieniu Mike Pompeo, stwierdzając jednocześnie, że decyzję taką podjąć może szef WHO, Tedros Adhanom Ghebreyesus, jeżeli zostanie ona zaakceptowana przez zwyczajną większość członków organizacji.
Przypomnijmy: w kwietniu USA, dotychczas największy płatnik netto, zawiesiły wpłacanie składek na rzecz Światowej Organizacji Zdrowia.
Jednak pośród tych wszystkich raportów brak jest innego, również przecież kluczowego. Otóż do tej pory nie został opublikowany raport sekretarza stanu USA dotyczący sytuacji w Hongkongu. Przypomnijmy: na mocy podpisanego 28 listopada Hong Kong Human Rights and Diplomacy Act administracja USA jest zobowiązana do składania corocznych raportów dotyczących stanu demokracji w Specjalnym Regionie Administracyjnym. W swym środowym przemówieniu sekretarz Pompeo oznajmił, że USA wstrzymują się z publikacją raportu do zakończenia Narodowego Kongresu Ludowego Chin, które odbędzie się 22 maja. Pompeo dodał, że jeżeli dojdzie do dalszego zmniejszania autonomii Hongkongu, USA rozważą wprowadzenie kolejnych sankcji (w tym na chińskich urzędników odpowiedzialnych za naruszanie demokracji czy zwalczanie opozycji); może również dojść do utracenia przez SAR uprzywilejowanego statusu handlowego w relacjach z USA. Dodajmy, że w ostatnich tygodniach w Hongkongu doszło do aresztowań przedstawicieli hongkońskiej opozycji (w sumie 15 prominentnych działaczy); szefowa hongkońskiej administracji Carrie Lam zdymisjonowała także czterech wysokich rangą przedstawicieli administracji, zastępując ich bardziej prochińskimi urzędnikami.
Kończąc wątek mniej lub bardziej jawnych raportów, odezw i listów, wypada wspomnieć o jeszcze jednym. Mianowicie w środę chiński dziennik „China Daily” opublikował list, sygnowany przez ambasadorów 27 krajów Unii, przygotowany z okazji 45. rocznicy nawiązania stosunków dyplomatycznych przez UE i Chiny. Zauważyć trzeba, że list ów, podobnie jak unijny raport dotyczący dezinformacji, nie przeszedł nienaruszony przez sito chińskiej cenzury; wersja listu opublikowana przez „China Daily” nie zawiera fragmentu stwierdzającego, że pandemia rozpoczęła się w Chinach.
CHIŃSKA TRIADA NUKLEARNA
Ostatni tydzień przyniósł nieco informacji na temat nowego chińskiego bombowca strategicznego Xian H-20, który miałby zostać zaprezentowany podczas planowanego na listopad bieżącego roku Zhuhai Airshow. Zdaniem Pentagonu H-20 miałby stanowić odpowiednik amerykańskiego B-2 (lub jego następcy, B-21), charakteryzować się niską wykrywalnością, zasięgiem około 5300 mil (ponad 8500 kilometrów) oraz być zdolny do przenoszenia 45 ton uzbrojenia (przy masie startowej wynoszącej około 200 ton). Największym problemem konstrukcyjnym jest stała przywara chińskich konstrukcji, a więc brak odpowiednich silników (stąd opisywane w „Weekly Brief” podchody pod ukraińską Motor Sicz). Obecnie Siły Powietrzne Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej w roli bombowca strategicznego dysponują jedynie maszyną Xian H-6, a więc licencyjną i unowocześnioną wersją sowieckiego Tu-16. Wprowadzenie do służby H-20 znacznie zwiększyłoby projekcję siły militarnej Chin, przybliżając je do osiągnięcia nowoczesnej triady nuklearnej – przynajmniej w wymiarze czysto sprzętowym – istotną kwestią pozostaje przecież także wypracowanie odpowiedniej doktryny, procedur etc.
Warto także dodać, że w piątek chiński tabloid „Global Times” opublikował edytorial, którego autor stwierdza, że Chiny jak najszybciej muszą dojść do poziomu tysiąca strategicznych głowic nuklearnych, aby, jak argumentuje autor, powściągnąć amerykańskie ambicje wobec Państwa Środka.
Dodajmy jeszcze, że w ubiegłotygodniowym „Weekly Brief” informowaliśmy, że do służby w chińskiej marynarce wojennej weszły właśnie nowe okręty podwodne o napędzie nuklearnym typu 094A, zdolne do przenoszenia rakiet jądrowych o zasięgu międzykontynentalnym JL-2.
WENEZUELA
Wenezuelskie siły bezpieczeństwa miały udaremnić próbę zamachu stanu. Według dostępnych informacji próba zamachu miała zostać podjęta w niedzielę, gdy na plaży w miejscowości Macuto (położonej o 45 minut drogi od Caracas) wylądowały łodzie motorowe transportujące uzbrojonych „najemników”, jak scharakteryzował ich szef wenezuelskiego MSW. W operacji sił bezpieczeństwa Wenezueli zginąć miało sześciu z nich, aresztowano 13 kolejnych. Co jeszcze ciekawsze, dwóch z aresztowanych (Airan Berry i Luke Denman) miało pochodzić z USA; według Caracas są oni weteranami armii amerykańskiej. W odpowiedzi Wenezuela oskarżyła USA o próbę wywołania „spirali przemocy, która doprowadzić miała do przewrotu”. W niedzielę do zorganizowania operacji przyznał się Jordan Gourdeau, szef prywatnej firmy wojskowej Silvercorp; Gourdeau był również szefem ochrony podczas niektórych wieców wyborczych Donalda Trumpa. Zdaniem Gourdeau operację miał zlecić przywódca wenezuelskiej opozycji Juan Guaidó. Według Associated Press finansowanie operacji miał zapewnić dziedzic fortuny imperium Kraft Foods.
Zarówno szef departamentu obrony Mark Esper, jak i Donald Trump oraz sekretarz stanu USA zaprzeczyli, jakoby Stany miały zorganizować i sfinansować nieudaną operację. Mike Pompeo dodał, że gdyby USA były w całą operację zaangażowane, „to jej wynik byłby całkiem inny”.
DŁUGI MARSZ
We wtorek około godziny 10.00 czasu Greenwich z platformy startowej na wyspie Hajnan wystartowała chińska rakieta Chang Zheng 5B (Długi Marsz 5B). Start i lądowanie kapsuły powrotnej odbyło się zgodnie z planem. Start rakiety był pierwotnie planowany na 24 kwietnia, ale został przełożony ze względu na problemy techniczne. Rakieta ma możliwość przeniesienia sześciu osób lub trzech osób i 500 kilogramów ładunku. Rakiety z rodziny Chang Zheng mają być według planów zdolne do dostarczania ciężkich ładunków zarówno na niską orbitę ziemską, orbitę geostacjonarną, jak i dla misji międzyplanetarnych. Przeprowadzony lot miał według ekspertów być w dużej mierze testem samego systemu nośnego, który zgodnie z planem ma posłużyć do umieszczenia na niskiej orbicie ziemskiej głównego modułu chińskiej stacji kosmicznej Tiangong-Tianhe. Jeżeli wierzyć zapewnieniom Chin, stacja kosmiczna ma zostać ukończona w przeciągu dwóch lat. Dodajmy jeszcze, że od 2011 roku Chiny nie mogą korzystać z ISS (International Space Station) – decyzja ta podjęta została wskutek nacisków USA.
Zgodnie z komunikatem wydanym przez Chińską Akademię Technologii Kosmicznych w trakcie trwającego dwa dni i 19 godzin lotu tajkonauci przeprowadzili testy osłon, owiewek, ale także test druku 3D w warunkach nieważkości. Do testu użyto specjalnie zaprojektowanej drukarki 3D, na której wydrukowano fragment struktury o kształcie plastra miodu.
Nie wszystko poszło jednak zgodnie z planem; wehikuł odpowiedzialny za sprowadzenie części wyposażenia (bądź też, na przykład próbek pobranych z powierzchni innych ciał niebieskich) najprawdopodobniej uległ awarii podczas powrotu na Ziemię.
W kolejnych miesiącach (najprawdopodobniej w lipcu) Chiny spróbują wysłać na powierzchnie Marsa misję Tianwen-1; na powierzchni Czerwonej Planety znaleźć się ma chiński łazik; na jej orbicie natomiast sonda. Na koniec roku Chiny planują natomiast misję Chang’e, której celem będzie dostarczenie na Ziemię próbek pobranych z powierzchni księżyca. Obie te misje korzystać będą właśnie z rakiety nośnej Długi Marsz-5B.
ARTEMIS
Do opinii publicznej wyciekły informacje o tym, że administracja prezydenta Trumpa jest w trakcie tworzenia umowy międzynarodowej znanej pod nazwą Artemis Accords. Umowa miałaby być zawarta pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a tymi krajami, które „myślą podobnie” w kwestii górnictwa księżycowego. Zgonie z jej treścią państwa i firmy wydobywające materiały na księżycu będą mogły wyznaczyć strefy bezpieczne, dzięki którym unikną zniszczeń lub zakłóceń spowodowanych przez konkurencyjne podmioty. Według projektu jeśli podmiot będzie zbliżał się do czyjejś strefy bezpiecznej, będzie zobowiązany poinformować o tym z wyprzedzeniem oraz dojść do porozumienia w kwestii tego, w jaki sposób przemieszczać się w pobliżu strefy bez jej zakłócania. Dodatkowo umowa ma tworzyć ramy prawne w prawie międzynarodowym, dzięki którym firmy będą mogły być właścicielami pozyskanych kopalin. Według informacji ani Rosja, ani Chiny nie mają być zaproszone do przyjęcia wypracowanych rozwiązań.
TRYBUNAŁ W KARLSRUHE
We wtorek niemiecki trybunał konstytucyjny w Karlsruhe wydał wyrok, dotyczący legalności prowadzonego przez ECB od 2015 roku programu PSPP (public sector purchase programme – wart 2,2 biliona euro program skupowania obligacji państw strefy euro w celu utrzymania inflacji na poziomie 2%, uznawany za „luzowanie ilościowe”). Trybunał stwierdził, że działania ECB podejmowane są z przekroczeniem jego kompetencji, tym samym podważane jest orzeczenie TSUE z grudnia 2018 roku, które uznało, że realizacja programu PSPP prowadzona jest w ramach mandatu przysługującego Europejskiemu Bankowi Centralnemu.
Trybunał nakazał przeanalizowanie i przedstawienie przez ECB uzasadnienia programu, i udowodnienie, że spełniał on kryterium proporcjonalności (konkretnie: „w wyczerpujący i dobrze uzasadniony sposób udowodnić, że cele polityki monetarnej wyznaczone w PSPP nie są nieproporcjonalne w stosunku do efektów ekonomicznych i fiskalnych programu”) – w ciągu 90 dni. Jeżeli tak się nie stanie bądź wytłumaczenie nie zostanie uznane za satysfakcjonujące, niemiecki bank centralny otrzyma zakaz dalszego uczestnictwa w programie. Problem polega rzecz jasna na tym, że statut ECB dyktuje, iż rządy narodowe nie mogą wpływać na prowadzoną przez niego politykę – a co dopiero się z niej tłumaczyć.
Zdaniem szefowej ECB Christine Lagarde ECB jest „niezależną instytucją, odpowiadającą przed Parlamentem Europejskim i wciąż realizować będzie swój mandat”.
Decyzję skrytykował także były szef Bundesbanku Ernst Weltke, który stwierdził, że decyzja trybunału oznacza „renacjonalizację” europejskiej polityki monetarnej, i zaapelował do rządu federalnego o nierealizowanie postanowień wyroku.
Ciekawych informacji w tej sprawie dostarczył „Der Spiegel”. Zdaniem gazety Komisja Europejska rozważa wszczęcie procedury naruszenia wobec Niemiec. Jednak zdaniem tego samego czasopisma minister finansów RFN Olaf Scholz zalecił już przeanalizowanie nowego programu (PEPP), utworzonego na potrzeby walki z kryzysem wywołanym przez pandemię nowego koronawirusa, pod kątem zgodności z orzeczeniem trybunału w Karlsruhe. Warto tu dodać, że obostrzenia istniejące w PSPP (które niemiecki Trybunał Konstytucyjny uznał za niewystarczające) zostały znacznie „rozwodnione” w przypadku PEPP.
KIM
Zadość stało się naszym życzeniom, wyrażonym w ubiegłotygodniowym Weekly Brief – w ubiegłą sobotę północnokoreańska machina propagandowa zaprezentowała film, na którym widać szanownego przywódcę podczas ceremonii otwarcia fabryki nawozów. Live to die another day, Kim!
Autor
Krzysztof Uchnast
Stażysta w Strategy&Future. Student Międzydziedzinowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych i Społecznych na Uniwersytecie Warszawskim, w ramach których realizuje dyscypliny stosunków międzynarodowych, studiów wschodnich oraz amerykanistyki.
Instruktor Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej. Lubi stary jazz i skoki spadochronowe.
Trwa ładowanie...