Weekly Brief 28.12.2019 – 3.01.2020

Obrazek posta

(Fot. pbs.twimg.com)

 

IRAN TRACI NAJZDOLNIEJSZEGO DOWÓDCĘ…

Mamy nadzieję, że czytelnicy Strategy&Future wybaczą nam użycie klisz, gdy stwierdzimy, że rok 2020 zaczął się jak dobry kryminał – od trzęsienia ziemi. W piątek rano czasu polskiego w Bagdadzie zginął Ghasem Solejmani – generał dywizji Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej i przywódca sił Kuds, nazywany nie tylko „żyjącą legendą” Iranu, ale także drugą, po ajatollahu Ali Chameneim, osobą w tym państwie. Zanim jednak zagłębimy się w temat śmierci Solejmaniego, przedstawmy przynajmniej pobieżnie ciąg przyczynowo-skutkowy, który doprowadził do piątkowych wydarzeń.

W piątek 29 grudnia powiązane z Iranem szyickie bojówki przeprowadziły atak rakietowy na bazę USA nieopodal Kirkuku, w wyniku którego zginął pochodzący z USA pracownik cywilny i dwóch irackich żołnierzy; rannych zostało także kilku amerykańskich żołnierzy. W odpowiedzi siły USA przeprowadziły naloty na bazy Kata’ib Hezbollahu (szyickich bojówek wspieranych przez Iran) w Syrii i Iraku, w wyniku których zginąć miało ponad 25 bojowników. W reakcji na to z kolei w noc sylwestrową pod ambasadą USA w Bagdadzie zgromadził się tłum, pojawiły się także informacje, przekazywane między innymi przez „New York Times”, że doszło do wtargnięcia tłumu na teren budynków placówki dyplomatycznej USA. Pogłoski te wkrótce okazały się nieprawdziwe. W środowe popołudnie protestujący ostatecznie opuścili teren ambasady i bagdadzkiej „strefy zielonej”.

Prawdziwa eskalacja miała jednak miejsce tuż po północy czasu polskiego, kiedy to w samochód znajdujący się w bezpośrednim pobliżu lotniska w Bagdadzie uderzyły pociski rakietowe wystrzelone z amerykańskiego drona. W pojeździe tym znajdował się między innymi Abu Mahdi al-Muhandis – przywódca Kata’ib Hezbollahu i zastępca dowódcy Sił Mobilizacji Ludowej (Popular Mobilization Unit, PMU). W normalnych warunkach samo to byłoby wydarzeniem co najmniej znamiennym, jednak drugą ofiarą amerykańskiego nalotu był właśnie Ghasem Solejmani. Oprócz niego zginęło również pięciu innych oficerów (w tym inny generał IRGC, Hussein Jaafari Naya). Ich śmierci jednak właściwie nie dostrzeżono.

Solejmani był bowiem, według słów samego ajatollaha Chameneiego, „żywym męczennikiem rewolucji”, nie tylko odpowiedzialnym za każdą większą operację Teheranu poza granicami kraju, wzrost irańskich wpływów w Syrii, Jemenie czy Iraku w ostatnich latach, ale także weteranem wojny iracko-irańskiej i organizatorem działań wywiadowczych Iranu na całym świecie (łącznie z zamachami terrorystycznymi); człowiekiem, który zdaniem wielu stał w hierarchii wyżej niż prezydent Rouhani, dowódcą dysponującym wolną ręką w podejmowanych przez siebie działaniach i odpowiadającym jedynie przed Chameneim. Tu warto dodać, że siły Kuds, którymi dowodził Solejmani, są egzemplifikacją tego rodzaju działań, który przyniósł Iranowi tyle sukcesów: nie jest to regularny oddział wojskowy, ale raczej jednostka specjalna specjalizująca się w wojnie asymetrycznej prowadzonej poza granicami kraju, przeprowadzająca zamachy terrorystyczne (od Argentyny po Tajlandię, Indie czy nawet USA) i porwania (jak na przykład próba uprowadzenia amerykańskich żołnierzy z bazy w Karbali w 2007 roku, co doprowadziło zresztą do utworzenia przez siły specjalne USA Task Force 17, odpowiedzialnego za zwalczanie sił Kuds), ale też szkoląca siły sojusznicze (jak Hezbollah), doradzająca im na polu bitwy i dostarczająca im broń (wojna w Syrii, kampania przeciw Państwu Islamskiemu). To właśnie oddziały Kuds były narzędziem, które pozwoliło Teheranowi na zwiększenie wpływów w Iranie po upadku Saddama, częściowe wypełnienie próżni po wycofaniu USA z Iraku, a następnie pokonanie ISIS zarówno tam, jak i w Syrii. A narzędziem tym władał właśnie Solejmani, i to w sposób jak najbardziej bezpośredni, ponieważ dowódca Kuds nieraz dowodził właściwie z „linii frontu”. Trzeba zresztą przyznać, że Solejmani cieszył się szacunkiem nawet sił specjalnych USA.

Nie wiadomo również tak naprawdę, dlaczego USA się na taki krok zdecydowały – Solejmani był co prawda na celowniku Pentagonu od wielu lat, za każdym jednak razem odstępowano ostatecznie od zamiaru „pozbycia się go”, uznając, że konsekwencje takiej operacji przewyższają możliwe korzyści. Być może quasi-oblężenie ambasady USA przywołało najbardziej traumatyczne wspomnienia kolektywnej świadomości amerykańskiej administracji, takie jak oblężenie ambasady w Teheranie czy atak na ambasadę USA w libijskim Bengazi w roku 2012.

Być może USA uznały, że zabicie powszechnie uznawanego za najbardziej utalentowanego i niebezpiecznego irańskiego oficera, odpowiedzialnego za planowanie niezliczonych operacji (od walki z ISIS przez utrzymanie przy władzy Baszszara al-Asada po tłumienie niedawnych protestów antyrządowych w Iraku i Iranie), warte jest ryzyka eskalacji.

Być może Solejmani rzeczywiście planować miał ataki na personel USA na Bliskim Wschodzie, jak sugerował w swym wystąpieniu Mike Pompeo. Warto jednak zauważyć, że nawet jeżeli tak było, to Solejmani był, owszem, odpowiedzialny za ich planowanie, ale przecież nie za ich wykonanie – a więc zabicie go nie mogło wpłynąć na ich realizację, która nastąpić miała, według Pompeo, wkrótce. Może więc tak radykalny krok miał „zszokować” irańskie przywództwo i zademonstrować, że administracja Trumpa poważnie podchodzi do kwestii wyznaczanych przez siebie „czerwonych linii”.

Ciekawe były również oficjalne komunikaty administracji USA. Kilka godzin po śmierci Solejmaniego Pentagon poinformował, że faktycznie to wojska USA przeprowadziły operację. Interesujące jest natomiast to, że komunikat zaczyna się od stwierdzenia, iż do ataku doszło „na polecenie prezydenta” – co można uznać za wskazanie Donalda Trumpa jako odpowiedzialnego za eskalację konfliktu, którą można interpretować niemal jak wypowiedzenie Persom wojny – bo jak inaczej rozumieć zabójstwo generała z państwa, z którym USA nie są w stanie wojny? Nawiasem mówiąc, pamiętajmy też, że to Kongres ma prawo do wypowiadania wojny, a nie prezydent USA, pozostaje więc pytanie o legalność całej operacji – która z pewnością będzie podnoszona w najbliższych dniach (i z którego to podnoszenia i tak pewnie nic nie wyniknie).

Następnie na temat operacji wypowiedział się sekretarz stanu USA Michael Pompeo, mówiąc, że przyczyną ataku było nieuchronne i poważne ryzyko dla sił USA stacjonujących w regionie. Pompeo dodał też, że USA pozostają oddane polityce deeskalacji napięć i chcą uniknąć wojny z Iranem. Czyż to nie prawdziwa amerykańska wariacja na temat rosyjskiej doktryny escalate to de-escalate? Warto dodać, że tę samą uwagę Pompeo miał przekazać (według jego własnych słów) członkowi chińskiego Politbiura; rola Chin może okazać się istotna przy moderowaniu irańskiej reakcji; pamiętajmy, że dopiero zakończyły się manewry chińskiej, irańskiej i rosyjskiej marynarki wojennej na wodach Zatoki Omańskiej oraz że Chiny są znaczącym importerem irańskiej ropy naftowej – więc zamknięcie cieśniny Ormuz może nie być Pekinowi na rękę.

Co zrobi Iran? Tego oczywiście nie wiemy – ambasador tego państwa akredytowany przy ONZ stwierdził, że odpowiedzią na działania zbrojne są działania zbrojne. Trudno sobie jednak wyobrazić, aby Teheran postanowił rozpętać otwartą wojnę ze Stanami Zjednoczonymi, z której ostatecznie nie mógłby wyjść zwycięsko, a która zmusiłaby USA do dalszego podtrzymywania swej obecności w regionie, z którego miały się przecież wycofać. Jednak nawet bez otwartej wojny USA były zmuszone do zwiększenia obecności w Iraku, gdzie skierowana została brygada (w sile 3500 żołnierzy) 82. Dywizji Powietrznodesantowej.

Nawiasem mówiąc, o ile Iran konflikt ten by przegrał, to kto wie, czy nie pociągnąłby ze sobą i Stanów Zjednoczonych, które po raz kolejny musiałyby się skupić na tym „zbroczonym krwią piasku” (jak to ujął w przypływie natchnienia Donald Trump), poświęcając przy tym setki miliardów dolarów, zasoby materialne i intelektualne, które mogłyby zostać wykorzystane w rywalizacji z Chinami. Bardziej prawdopodobne jest, że Iran (poprzez siły Kuds) kontynuować będzie dziedzictwo Solejmaniego, wzniecając coraz to nowe pożary na Bliskim Wschodzie i wciągając USA w grę, w której Iran zawsze czuł się najlepiej, a więc działania asymetryczne. Tak być może należy rozumieć słowa ambasadora Iranu przy ONZ Majida Ravanchiego, który powiedział, że to Teheran zadecyduje o czasie i miejscu, w którym „zemści się” na USA.

I, jak w dobrym kryminale, napięcie stale rośnie; w piątkową noc pojawiły się informacje, że lotnictwo USA (chociaż i tego nie możemy być do końca pewni) przeprowadziło kolejną serię nalotów na cele w Iraku; po raz kolejny miały to być oddziały PMU (People’s Mobilization Units) oraz inne milicje szyickie powiązane z Teheranem. To będzie ciekawy początek roku, również ze względu na sytuację na Białorusi, którą w sobotę odwiedzić miał Pompeo, który jednak odwołał wizytę w związku z sytuacją w Iraku. Fakt, że amerykański polityk jednak Mińska nie odwiedzi z pewnością nie jest dla Białorusi dobrą informacją, bo ta uwikłana jest w coraz mniej przyjemny spór z Rosją.

 

…BIAŁORUŚ ROSYJSKĄ ROPĘ…

Po prawdopodobnym niepowodzeniu negocjacji integracyjnych pomiędzy Rosją i Białorusią – i niezwykle ciekawym wywiadzie Aleksandra Łukaszenki dla Echa Moskwy – wydaje się, że Moskwa postanowiła sięgnąć po drastyczniejsze środki mające skłonić Mińsk do bardziej życzliwego spojrzenia na kwestię integracji.

O ile Białorusi i Moskwie udało się porozumieć w kwestii cen gazu – ta miała zostać ustalona 1 stycznia na okres dwóch miesięcy (pozostanie ta sama, co w zeszłym roku – 127 dolarów za 1000 metrów sześciennych), to podobnego porozumienia nie udało się osiągnąć w kwestii ropy naftowej – pomimo tego, że Łukaszenko, Miedwiediew i Putin przed nowym rokiem przeprowadzili co najmniej dwie rozmowy telefoniczne poświęcone właśnie cenom surowców.

W związku z tym 1 stycznia pojawiły się informacje, jakoby Rosja przestała dostarczać do białoruskich rafinerii ropę naftową, w wyniku czego te mają, wedle słów rzecznika prasowego Biełnaftachimu, pracować na najniższych możliwych technicznie obrotach. Pamiętajmy, że dochody z rafinacji i dalszej sprzedaży ropy naftowej stanowią istotny element białoruskiego budżetu. Informacje te znalazły następnie swe potwierdzenie w komunikatach Transnieftu, który ustami rzecznika prasowego oznajmił, że rosyjskie firmy naftowe nie przedstawiły ofert dostaw surowca na Białoruś. Niezakłócone pozostają natomiast dostawy ropy naftowej przez rurociąg Przyjaźń, docierające dalej na Zachód.

Warto dodać, że pomoc Białorusi zaproponowała Łotwa, oferując dostawy surowca poprzez swoje porty i linie kolejowe. Nie ma natomiast informacji o tym, jakoby jakąkolwiek sygnalizację w tym zakresie prowadziła Polska. Przypomnijmy, że w zeszłym roku Łukaszenko sugerował, że Mińsk może rozważyć kupno ropy naftowej pochodzącej z tranzytu przez Polskę i państwa bałtyckie.

 

…TAJWAN DOWÓDCĘ SZTABU GENERALNEGO

Stało się to w katastrofie lotniczej, to nie byle jakiej, bo przywodzącej niestety na myśl katastrofę polskiej Casy lub też inne, nawet bardziej jeszcze tragiczne karty polskiej historii najnowszej. Otóż 2 stycznia w katastrofie wojskowego helikoptera UH-60 Blackhawk zginął szef sztabu Republiki Chińskiej generał Shen Yi-ming i siedem innych osób (w tym dwóch innych generałów).

Przypomnijmy, że 11 stycznia na Formozie odbędą się wybory prezydenckie i parlamentarne. Obawiając się zewnętrznej ingerencji w wybory, Tajpej zdecydowało się na przyjęcie tzw. ustawy antyinfiltracyjnej, zakazującej prowadzenia aktywności politycznej podmiotom finansowanym przez „wrogie siły zewnętrzne” i kryminalizującej takie poczynania.

Podobnej natury obawy są obecne również po przeciwnej stronie Cieśniny Tajwańskiej. Oto dyrektor Biura ds. Makao i Hongkongu ChRL Zhang Xiaoming stwierdził, że te same „złowrogie siły”, które wywołały kryzys w Hongkongu, starają się również zdestabilizować Makao. Zhang powołał się przy tym na słowa wypowiedziane przez Xi Jinpinga podczas jego niedawnej wizyty w Makao i obietnicę, że Chiny nigdy nie pozwolą na mieszanie się w swoje wewnętrze sprawy państwom trzecim.

Tymczasem jeżeli w protesty w Hongkongu faktycznie zamieszane były owe „zewnętrzne siły”, to przyznać trzeba, że znają się na tym, co robią, bo niepokoje w Specjalnym Regionie Administracyjnym trwają nieprzerwanie. Również początek nowego roku w Hongkongu odbył się pod znakiem masowych (ponad milion ludzi) protestów i starć z policją, podpaleń stacji i pociągów MTR, w wyniku których policja aresztowała ponad 400 protestujących.

 

INDIE WYDAJĄ ZGODĘ NA OBECNOŚĆ HUAWEI W INFRASTRUKTURZE SIECI 5G

Trzydziestego grudnia indyjskie ministerstwo komunikacji i technologii oznajmiło, że w budowie infrastruktury sieci komórkowych piątej generacji uczestniczyć będą mogli „wszyscy” globalni gracze – w tym chiński Huawei. Jest to interesująca wiadomość, zważywszy na geopolityczną rywalizację pomiędzy Delhi i Pekinem, nie wspominając już o współpracy Indii i USA, wyrażającej się chociażby w uczestnictwie obu tych krajów – obok Australii i Japonii – w QUAD (Quadrilateral Security Dialogue).

Interesujący – i przypominający ten rozbrzmiewający obecnie w Niemczech – dwugłos na temat roli Huawei pojawił się również we Włoszech. Komisja ds. bezpieczeństwa włoskiego parlamentu zaapelowała o „bardzo poważne rozważenie” wykluczenia Huawei i ZTE z przetargów na budowę sieci 5G, stwierdzając, że obawy o bezpieczeństwo są w „znacznym stopniu uzasadnione”. Opinia ta nie spotkała się jednakże z aprobatą Stefano Patuanellego, włoskiego ministra rozwoju gospodarczego, który stwierdził, że uczestnictwo Huawei w przetargach „nie podlega dyskusji”, a odpowiednie mechanizmy bezpieczeństwa przyjęte przez administrację w Rzymie w odniesieniu do użycia komponentów Huawei (zdaniem ministra najlepszych zarówno pod względem ceny, jak i technologii) gwarantują bezpieczeństwo państwa.

Pozostając w temacie chińskiej obecności w Europie, warto zwrócić jeszcze uwagę na dwa wątki: po pierwsze w czwartek 2 stycznia pojawiły się informacje, jakoby prezydent ChRL Xi Jinping miał zastąpić premiera tego kraju Li Keqianga w roli gospodarza tegorocznego szczytu 17+1 (zaplanowanego na kwiecień). Zauważmy, że wszystkie (z wyjątkiem inauguracyjnego) dotychczasowe spotkania w ramach inicjatywy 17+1 odbywały się przy udziale premiera, a nie prezydenta Chin. Zmiana ta jest często interpretowana jako znak zwiększonej uwagi, którą Państwo Środka planuje poświęcić Europie Środkowo-Wschodniej. Chcielibyśmy jednak przypomnieć również, że zeszłotygodniowe spotkanie trójstronne pomiędzy Koreą Południową, Chinami i Japonią, chociaż zostało w teorii zorganizowane przy udziale Li Keqianga, w praktyce zostało poprzedzone spotkaniem przywódców Korei i Japonii z Xi Jinpingiem – co niektórzy poczytali za znak osłabienia pozycji chińskiego premiera kosztem Xi. Autor „Weekly Brief” nie odważy się jednak na dalsze enuncjacje w tym zakresie, ponieważ świadom jest, że analiza dynamiki relacji personalnych wewnątrz Komitetu Stałego chińskiego Politbiura wykracza poza stan jego wiedzy.

Druga interesująca informacja dotyczy otwarcia filii szanghajskiego uniwersytetu Fudan w Budapeszcie. Jest to pierwszy przypadek, gdy chiński uniwersytet otwiera swój kampus poza granicami kraju. Węgierski minister innowacji i rozwoju oznajmił, że otwarcie filii pozwoli na dalszą promocję chińskich inwestycji i uruchomienie nowych centrów badawczo-rozwojowych na Węgrzech.

 

JAPONIA BLOKUJE CHIŃSKIE INWESTYCJE W SALWADORZE…

…które miały być rezultatem porozumień podpisanych pomiędzy oboma krajami podczas grudniowej wizyty prezydenta Salwadoru w Chinach. Oprócz stacji uzdatniania wody czy biblioteki jedną z inwestycji miał również być stadion piłkarski, a jak wszyscy wiemy, akurat Salwador w imię piłki nożnej gotów jest pójść na wojnę. Tradycyjnie również Chiny zadeklarowały gotowość inwestycji w infrastrukturę, w tym budowy linii kolejowej i obwodnicy stolicy państwa San Salvador.

Co jednak ważniejsze, w toku wizyty prezydent Salwadoru Nayib Bukele zapowiedział również dołączenie do inicjatywy Pasa i Szlaku. Jednak gdy pod koniec grudnia Salwador oznajmił zamiar przeprowadzenia postępowania przetargowego na budowę portu morskiego (który powstać ma dzięki japońskiej pożyczce o wysokości około 100 milionów dolarów), a chęć wzięcia w nim udziału zasygnalizowało chińskie przedsiębiorstwo, które miałoby uzyskać koncesję operatora, Japonia powiedziała basta. Tokio zagroziło mianowicie wycofaniem pieniędzy, jeżeli Salwador nie wykluczy chińskich podmiotów, których obecność jako operatorów infrastruktury jest „niepożądana zarówno przez Stany Zjednoczone”, jak i przez Japonię.

 

PRAWO KOŚCIELNE W CZARNOGÓRZE

Do – jakże długiej – listy państw zmagających się z wybuchami niezadowolenia społecznego dołączyła właśnie Czarnogóra. Są one wynikiem wejścia w życie nowego prawa, pozwalającego państwu na przejmowanie mienia należącego do organizacji religijnych, jeżeli te nie będą mogły udokumentować swej własności przed rokiem 1918. Ustawa zyskała ostatecznie aprobatę parlamentu mimo prób zablokowania głosowania przez partię opozycyjną (podjętych między innymi przy użyciu gazu łzawiącego i petard). To z kolei wywołało noworoczne protesty na ulicach stolicy kraju Podgoricy, w których miało wziąć udział kilka tysięcy ludzi.

 

TURCJA TWORZY PODSTAWĘ PRAWNĄ DLA OBECNOŚCI WOJSKOWEJ W LIBII

Ogłoszony przez Recepa Erdoğana w zeszłym tygodniu projekt ustawy pozwalającej na wysłanie regularnych jednostek armii tureckiej do Libii w celu wsparcia rządu jedności narodowej (GNA, Government of National Accord) uzyskał w czwartek aprobatę tureckiego parlamentu. Potencjalne wysłanie wojsk tureckich do Libii było przedmiotem kilkugodzinnej rozmowy Donalda Trumpa z prezydentem Erdoğanem; gospodarz Białego Domu miał stwierdzić, że ewentualna interwencja Ankary „skomplikuje sytuację” w Libii. Zresztą do decyzji Ankary bez entuzjazmu podeszli właściwie wszyscy żywotnie zainteresowani sytuacją w regionie. Liga Arabska podkreśliła konieczność uniemożliwienia zewnętrznej ingerencji w Libii, która pozwolić by mogła na pojawienie się w regionie ekstremistów. Także Rosja wyraziła zaniepokojenie decyzją Erdoğana, zupełnie zresztą uzasadnione, bo wspiera ona konkurencyjny dla GNA rząd w Tobruku i współpracującą z nim LNA (Libijską Armię Narodową, Libyan National Army). Pytanie jednak, czy interesy w Libii są dla Rosjan na tyle ważne, aby ryzykować znaczące pogorszenie swych relacji z Ankarą i mogącą z tego wyniknąć utratę dostępu do cieśnin tureckich. Na koniec dodajmy, że wkrótce w Strategy&Future ukaże się artykuł Ridvana Urcosty opisujący dynamikę relacji pomiędzy Turcją a Libią i innymi państwami wschodniej części basenu Morza Śródziemnego.

 

Autor

Albert Świdziński

Dyrektor analiz w Strategy&Future.

 

Albert Świdziński Weekly Brief

Zobacz również

Jaka piękna katastrofa na Bliskim Wschodzie (Audio)
Jacek Bartosiak o „Jesus – The Unknown Economist” (Podcast)
Nowa armia Rosji. Część 1

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...