Nowa armia Rosji. Część 1

Obrazek posta

(Fot. Pixabay)

 

Co więcej, dla przywódców w Moskwie relacje w świecie z całą pewnością są grą o sumie zerowej.  Do tego dochodzą instynktowne w kulturze strategicznej Rosjan i omawiane często w Strategy&Future uwarunkowania geograficzne, wzbudzające strach i skłaniające raczej Rosjan do analizy realnych możliwości potencjalnych przeciwników niż do wiary w ich dobre czy neutralne intencje. Chęć obrony własnych interesów, połączona z werbalną i symboliczną agresywnoścą, oraz występujące jednocześnie: kompleks wyższości i niższości w komunikacji strategicznej oraz brak instutucjonalnych ograniczeń dla władców rosyjskich czynią z Rosji nieustannie wymagającego aktora na scenie międzynarodowej, którego trudno jest inkorporować do jakiegokolwiek światowego ładu, powstałego z nadania innego mocarstwa, w tym w szczególności do konstruktywistycznego prymatu światowego pod auspicjami Stanów Zjednoczonych.

Autorytarny styl rządzenia i publicznego obnoszenia się, oparcie na siłowikach – siłowym aparacie państwa oraz służbach specjalnych, oligarchizacja w oparciu o wąską grupę osób pozostających w bliskich relacjach władzy, otrzymujacych za to przypominający „feudalny” nadział udział rentowy w systemie gospodarczym, tworząca swoisty system patrymonialny (70% elit ma korzenie w służbach bezpieczenstwa różnego rodzaju jeszcze sowieckich lub już rosyjskich), z jednym, nadrzędnym arbitrem tego systemu – Władimirem Putinem. Do tego dochodzi małe grono doradców i nieliczne, jeśli w ogóle, ograniczenia władzy, przypominające system państwowy za Romanowów lub za czasów sowieckich. Choć należy przyznać, że nawet Sowieci z tego punktu widzenia mieli jednak Politbiuro i Komitet Centralny KPZR, a przede wszystkim instytucjonalny system awansu w ramach partii komunistycznej z jakimiś mniej lub bardziej zdefiniowanymi regułami gry instytucjonalnej, czego nie ma obecnie. Do tego dochodzi kontrola mass mediów podobnie do czasów sowieckich, lecz chyba w sposób bardziej inteligentny i skuteczniejszy, ponieważ współcześni Rosjanie zwyczajnie lubią rosyjskie mass media w przeciwieństwie do czasów sowieckich. 

 

Oczywistym jest, iż nie da się uzyskać statusu mocarstwa i mieć wpływ chociażby na własny region i otoczenie geopolityczne bez posiadania sprawnego narzędzia polityki, jakim są siły zbrojne, a te doświadczyły głębokiego rozkładu po zakończeniu zimnej wojny.

 

Reformy Gorbaczowa – pieriestrojka i głasnost’ w latach 80-tych XX wieku zapoczątkowały kryzys sowieckich sił zbrojnych, które były połączone ściśle z systemem państwa więziami politycznymi i ekonomicznymi, a w związku z tym nie były w stanie wytrzymać szoków reform Gorbaczowa. Dramatycznie ścięto wówczas im finansowanie po załamaniu się sowieckiego systemu gospodarczego, a to skutkowało problemami z uposażeniami, korupcją i głębokim upadkiem morale służby, w tym także powszechną demotywacją wśród wyższej kadry dowódczej i oficerskiej.

Po upadku imperium szybko okazało się, że pomimo chaosu, upadku gospodarczego i społecznej dezorganizacji jest jednak kilka niezmiernie ważnych zadań do wykonania dla aparatu wojskowego niedawnego imperium. Począwszy od relokacji jednostek i sprzętu z obszarów imperium zewnętrznego, ale także z wewnętrznych republik dawnego imperium – do nowej Rosji. W Rosji, na Ukrainie, Białorusi i Kazachstanie pozostawał ponadto posowiecki arsenał broni jądrowej. Powyższe cztery kraje osiągnęły porozumienie i zobowiązały się oddać broń jądrową Rosji. Dużo trudniej szło dogadywanie się co do podziału wojsk konwencjonalnych wielkiej liczebnie i sprzętowo armii sowieckiej.

 

Wojska z imperium zewnętrznego miały wrócić do Rosji, podczas gdy te z republik miały zostać i stanowić zaczątek, a w praktyce fundament sił zbrojnych poszczególnych republik.

 

Doprowadziło to do sytuacji, że wojska z imperium zewnętrznego wracały do często nieprzygotowanych miejsc dyslokacji, a na zasadzie geograficznej poszczególne oddziały stacjonujące w dawnych republikach sowieckich miały w nich pozostać. Z tego powodu dość częste były niemalże otwarte bunty wśród żołnierzy rosyjskich stacjonujących w republikach postsowieckich. Zdarzało się, że całe jednostki odmawiały pozostania i chciały wracać do Rosji – np. 14 armia w Mołdowie. Też podobnie było z mniejszymi jednostkami w Gruzji i Tadżykistanie, gdzie wojska posowieckie zresztą zostały wciągnięte w tamtych chaotycznych czasach w lokalne etniczne konflikty wewnętrzne.

 

Co gorsza, wewnętrzne dystrykty wojskowe imperium, które za Sowietów miały w jednostkach niską gotowość bojowo-mobilizacyjną – takie jak moskiewski i północnokaukaski, stały się teraz obszarami frontowymi Rosji – zaraz na granicach niepodległych republik, które stały się z kolei dla Rosji obszarami niespokojnymi geopolitycznie.

 

Z tych wszystkich powodów armia rosyjska lat 90 tych XX wieku, wyłoniwszy się po upadku państwa sowieckiego jako znacznie słabsza struktura, miała przed sobą zupełnie nowe wyzwania. Najważniejszymi były: brak pieniędzy, niekorzystna demografia, zwłaszcza w rocznikach poborowych, słaba jakość umysłowa i fizyczna dostępnej puli poborowych oraz endemiczne uchylanie się od służby, „fala” starszych roczników wobec młodych rekrutów (tzw. dziadowszczyna) i wszechobecna przemoc wśród żołnierzy w trakcie służby koszarowej.

W pierwszej dekadzie po rozpadzie Związku Sowieckiego cięcia wydatków były ogromne, a nie wprowadzono nowego systemu funkcjonowania armii. Potężny niegdyś przemysł zbrojeniowy ledwo wiązał koniec z końcem, głównie sprzedając swe produkty za granicę. Własne wojska nie tylko nie otrzymywały nowego sprzętu. Nie rozwijano również programów przyszłości, nie dostarczano na czas i w stosownych ilościach nawet paliwa i amunicji na cykliczne szkolenia poligonowe. Nawet pensje oficerskie w kraju, w którym tradycyjnie kadra oficerska uważana była za elitę państwa, ciesząc się szacunkiem społecznym, wypłacano z opóźnieniami. Gotowość bojowa pozostawała na poziomie minimalnym lub zupełnie zerowym, a kadra oficerska i zawodowa dorabiała na cywilnych etatach, by zwyczajnie przeżyć do następnego miesiąca. Sprzęt wojskowy rdzewiał na placach i magazynach, a piloci nie latali wystarczającej liczby godzin by utrzymać poziom wymaganego wyszkolenia.

 

Ogromne państwo i jego potężne niegdyś siły zbrojne, mające w okresie jelcynowskiej smuty rozliczne pojawiające się wyzwania na swoich peryferiach dosłownie „rozchodziło się w rękach”. Mając powyższy stan sił zbrojnych na uwadze, nic dziwnego, że Rosja doznała klęski w początkowej fazie wojny czeczeńskiej (1994-1996).

 

Z czasem kierowano do zbuntowanej republiki jednostki już lepiej wytrenowane i wyposażone, choć wciąż zbierane z różnych części kraju i kombinowane z różnych zupełnie jednostek, co źle świadczyło o gotowości bojowej, zgraniu i ogólnie jakości sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej.

Za czasów Jelcyna kwestia reformy wojska pozostawała stałym elementem debaty w Rosji. Braki wykazane w pierwszej wojnie czeczeńskiej unaoczniły konieczność bardzo głębokich zmian, ale wszelkie wysiłki spełzały raz po raz na niczym. Dopiero za nowej władzy Putina po 1999 r. i za rządów jego poplecznika Sergieja Iwanowa w roli szefa rosyjskiego ministerstwa obrony narodowej coś się ruszyło, choć nie na wymaganą wyzwaniami skalę, a wojska rosyjskie nadal wchodziły w XXI wiek ze starym sprzętem sowieckim i nieprzystającą do nowszych czasów strukturą sowiecką.

 

Anatolij Serdiukow, twarz wielkiej reformy wojska rosyjskiego (fot. Wikipedia)

 

Historycznie rzecz biorąc, w Rosji wielkie reformy wojskowe, czy to za caratu czy w czasach sowieckich, były przeprowadzane albo w wyniku ciężkich klęsk wojennych, albo w odpowiedzi na zmienioną naturę państwa rosyjskiego, albo antycypowania transformacji otoczenia geopolitycznego, w którym funkcjonowało.

 

Za Rosji carskiej sławne reformy Milutinina i Stołypina były wynikiem klęski w wojnie krymskiej i w wojnie japońskiej. Potem w latach 20-tych i 30-tych XX wieku Frunze i Tuchaczewski próbowali znajdować formułę odpowiedzi najpierw dla zagrożenia dla istnienia nowego państwa komunistycznego, a potem na rozwój niemieckiej myśli wojskowej i zdolności armii niemieckiej antycypując niemiecką próbę rewizji ładu powersalskiego.

 

Już w trakcie II wojny światowej reformy Timoszenki miały umożliwić sprostanie budzącej szacunek wojennej machinie niemieckiej, a wielkie reformy armii czerwonej dokonywały się w trakcie walki na śmierć i życie z Niemcami w latach 41-45.

Po wojnie światowej przeprowadzono reformy Żukowa w połowie lat 50 tych dopasowując do nowej sytuacji na kontynencie europejskim i stworzeniu NATO, by z kolei w latach 60 kolejną reformą szukać odpowiedzi na nowe sposoby prowadzenia wojny z użyciem nowych środków bojowych – rakiet, taktycznej broni jądrowej itp. Wreszcie nadeszły wielkie reformy legendarnego marszałka Ogarkowa w latach 70 tych i 80 tych, które uczyniły wojska sowieckie dość nowoczesnymi i potężnymi, stawiając je na progu wojny nowoczesnej w ramach rozpoczynającej się rewolucji w sprawach wojskowych. Następnie przyszedł czas posowiecki i reformy spóźnione co najmniej o 20 lat. Tak duże opóźnienie jest najlepszą miarą skali upadku imperium po 1991 r.

Za czasów rządów Putina finansowaniu armii bardzo pomógł okres wzrostu cen ropy naftowej po 2002 r.  Pomiędzy rokiem 2001 a 2007 wydatki na modernizację zwiększyły się dwukrotnie – do wysokości 573 mld rubli. Siły rosyjskie stawały się przez cały ten czas coraz mniejsze i bardziej mobilne ze stopniowo poprawiającą się gotowością bojową. Choć z drugiej strony wojna sierpniowa z Gruzją w 2008 roku niezmiennie wykazała fatalny stan zdolności wywiadu i rozpoznania, niski stan sprawności środków dowodzenia i łączności. Szczególnie brakowało amunicji precyzyjnej, szwankowała logistyka, stary był podstawowy sprzęt używany przez wojsko rosyjskie, a rekruci pozostawali słabo lub niewystarczająco wyszkoleni do zadań nowoczesnej wojny.

Nowy szef MON – Anatolij Serdiukow ogłosił po wojnie gruzińskiej pakiet szeroko zakrojonych reform i programów modernizacyjnych, w tym program rozwoju sił zbrojnych z naciskiem na znaczące podwyższenie gotowości bojowej i profesjonalizację służby oraz pozyskanie nowego uzbrojenia.

Wydatki na wojsko skoczyły z 57 mld USD do 91 mld USD.

 

Serdiukow zastał wojsko ze starym sowieckim systemem mobilizacji, gdzie zawodziła koordynacja i podstawowe zgranie. Jednostki składające się na większe oddziały i formacje się nie znały i nie ćwiczyły z sobą.

 

Masowa mobilizacja systemu sowieckiego alarmowała potencjalnego przeciwnika uprzedzając go o planowanym działaniu polityczno-wojskowym kierownictwa w Moskwie i nie nadawała się do konfliktów na peryferiach imperium, gdzie niezbędna była szybka i dynamiczna akcja, często z zaskoczenia.

Stary model powodował niską gotowość poddodziałów w czasie pokoju. Stanowiło to odwieczną bolączkę carskiej jak i sowieckiej armii, nie mogących sobie poradzić z ograniczeniami mobilizacyjnymi infrastruktury ogromnego państwa. Warto pamiętać, że Sowieci mieli plany wojenne zakładające masową mobilizację, potrzebną do głębokich operacji zmechanizowanych w wielkiej wojnie, w której mobilizacją objętych było 5 milionów mężczyzn w głównej fali mobilizacji. Celem było prowadzenie wojny z NATO w Europie i z Chinami na Zabajkalu i Dalekim Wschodzie. Cały system dowodzenia został nastawiony bardziej na sprawne zmobilizowanie mas ludzkich niż na ich dowodzenie. Zbyt dużo było administracji w stosunku do realnych sił bojowych w linii. Zbyt dużo w linii było różnego sprzętu jednego rodzaju i jednej generacji – przede wszystkim wskutek sowieckiego grzechu nadmiernego dbania w państwie o interesy kompleksu przemysłowo-obronnego i jego interesów ekonomicznych, zrośniętych przecież z państwem i z partią. Na przykład w linii były trzy rodzaje czołgów podstawowych tej samej, najnowszej generacji: T-64, T-72 i T-80, ale każdy z nich miał inny silnik, działo i system kierowania ogniem, przy w miarę podobnych parametrach bojowych. Mnóstwo było też w linii starego sprzętu, którego nie chciano się pozbyć ze względu na kontynentalne rozmiary państwa i potrzeby jego aborbcji w razie wielkiej mobilizacji. Stąd w linii służyły nawet czołgi T-10 z lat 40 tych i 50 tych XX wieku. Mnóstwo tego rodzaju starego sprzętu zalegało w magazynach, które wymagały do obsługi i pilnowania przez rzeszę kadry wojskowej. W 1991 r. 3,4 mln ludzi służyło w armii sowieckiej, z czego ponoć aż 1,2 miliona obsługiwało magazyny armijne! Te proporcje z punktu zadań stawianych nowoczesnemu wojsku były absurdalne.

 

Za początek wielkiej, można już śmiało powiedzieć – historycznej reformy – należy przyjąć dzień 15 lutego 2007 r., w którym wydano dekret nr 177 dotyczący mianowania Sierdiukowa na szefa MON. To symboliczny początek budowy nowej armii rosyjskiej i prawdziwa rewolucja mentalna w kraju.

 

Począwszy od tego, że wybrany do przeprowadzenia reformy został nie wojskowy, lecz urzędnik skarbówki. Reformowanie zaczęło się od dalekowschodniego dowództwa armijnego na samym początku 2008 r., gdy już pierwsze ćwiczenia prowadzone według nowych reguł wykazały absurdalność starego systemu dowodzenia i jego struktury. Ostatecznie reforma została formalnie ogłoszona po wojnie sierpniowej z Gruzją w wrześniu i październiku 2008 r.

Skalę dokonanych od tamtego czasu zmian obrazuje prosty fakt: obecnie siły zbrojne Federacji Rosyjskiej mają realnie około 800 tysięcy wojskowego personelu. Tymczasem w roku 1985 r. było około 5.3 mln personelu w siłach zbrojnych Związku Sowieckiego oraz pomiędzy 3 a 4 miliona w różnych fazach postępującej lawinowo dezintegracji imperium w latach 1991-1992, z czego Rosjanie przejęli nieco więcej niż połowę sprzętu posowieckiego. Redukcja posowiecka była wymuszona nie tylko stanem finansów państwa, potrzebą unowocześnienia oraz podwyższenia gotowości bojowej istniejących jednostek, ale w dużej mierze faktem, że populacja kraju zmniejszyła się z grubsza do połowy populacji ZSRS oraz była spowodowana redefinicją percepowanych zagrożeń ze strony de facto nowych sąsiadów na południu i na zachodzie kraju.

W wyniku reformy rozwiązane miały zostać niepotrzebne jednostki. Stara, nieruchawa struktura przewidywała aż 203 dywizji szkieletowych (niektóre miały zaledwie 10% ukompletowania) i transformację struktury w kierunku mobilnych i w pełni obsadzonych 83 brygad przy znacznej redukcji kadry oficerskiej – w dużej części zbędnej i nienowoczesnej. Z 350 tys. etatów oficerskich planowano zatrzymać jedynie 150 tys. Ostatecznie stanęło na 220 tysiącach, ponieważ opór kadry sabotującej reformy był wyjątkowo obstrukcyjny wobec reformy, wobec czego kierownictwo MON-u musiało się liczyć z tą siłą oporu i dokonano delikatnych koncesji na rzecz establishmentu i sił status quo.

Nowy nacisk miał zostać położony na nowość w Rosji, czyli szkolenie zawodowych podoficerów – szkieletu każdej armii zachodniej – oraz na szkolenie kadetów w szkołach kadeckich, gdzie założeniem była także formacja kadetów pod kątem mentalnego przygotowania do służby. Terminem docelowym realizacji zmian był rok 2017, gdy wojska lądowe miały osiągnąć stan 450 tysięcy żołnierzy zawodowych i kontraktowych; a łączna liczba całego personelu sił zbrojnych miała być mniejsza od 1 miliona. Do tego planowano, że w roku 2020 około 70% stanów uzbrojenia będzie stanowić sprzęt nowy.

Drastycznie zmniejszono liczbę dowództw i stopni pośrednich dowodzenia oraz ustalono stałe funkcjonowanie czterech strategicznych dowództw, przy czym w 2015 roku wprowadzono piąte – Arktyczne, odpowiadając na rosnącą rolę wojskową Arktyki.

Twarz reformy – minister Serdiukow drastycznie zmniejszył administrację tyłową całych sił zbrojnych oraz liczby etatów w dowództwach w celu poprawienia linii dowodzenia i szybkość podejmowania decyzji. Zredukowano struktury wertykalnie i horyzontalnie by system był klarowny, szybszy, wydolniejszy i elastyczny. W roku 2014 powołano w Moskwie nowoczesne Narodowe Centrum Zarządzania Obronnego –  celu prowadzenia działań w ramach nowoczesnej bitwy zwiadowczej.

 

Autor

Jacek Bartosiak

Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.

 

Jacek Bartosiak

Zobacz również

Jaka piękna katastrofa na Bliskim Wschodzie
Rosyjska wojna hybrydowa – o co chodzi?
Weekly Brief 21–27.12.2019

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...