S&F Hero: Strategiczne ryzyko dla Warszawy

Obrazek posta

System obrony powietrznej S-400 (fot. Wikipedia)

 

Dotyczy to przede wszystkim mórz przybrzeżnych zachodniego Pacyfiku, ale także Europy Środkowej i Wschodniej oraz Bliskiego Wschodu.

Na zachodnim Pacyfiku napięcie to przejawia się najsilniej w próbie uchwycenia przez Pekin kontroli nad strategicznymi i najważniejszymi na świecie morskimi liniami komunikacyjnymi na Morzu Wschodniochińskim oraz Południowochińskim, w rozszerzaniu wpływów polityczno-ekonomiczno-wojskowych w pierwszym i drugim łańcuchu wysp oraz w rozpoczęciu w ramach inicjatywy Nowego Jedwabnego Szlaku ekspansji lądowej przez masy lądowe Eurazji w kierunku Europy z pominięciem tradycyjnych morskich szlaków komunikacyjnych kontrolowanych przez USA. To skutkuje poszerzaniem wpływów i oddziaływania Chin na politykę mniejszych państw położonych w sąsiedztwie Państwa Środka na zachodnim Pacyfiku i w azjatyckiej strefie brzegowej (Rimlandzie) kosztem wpływów Stanów Zjednoczonych i dotychczasowego ładu międzynarodowego.

System światowy utrzymywany przez potęgę wojskową USA wciąż obowiązuje, ale słabnie i jego przetrwanie nie jest pewne. Pauza geopolityczna, zwana jednobiegunową chwilą, trwająca po zakończeniu zimnej wojny, właśnie się skończyła. Kluczowe elementy składające się na fundamenty systemu są kwestionowane. Dotyczy to szczególnie zdolności Stanów Zjednoczonych do swobodnej projekcji siły na morzach i oceanach oraz w strefie przybrzeżnej Eurazji (Rimlandzie), swobodnego dostępu wojskowego do odległych sojuszników w obliczu działania systemów antydostępowych A2AD (anti-access/area denial), siły i dynamiki ekonomicznej Stanów Zjednoczonych oraz dominacji gospodarczej Ameryki w świecie wobec rosnącej potęgi gospodarczej Chin i kluczowego miejsca Chin w gospodarce globalnej.

 

(Fot. Openphoto.net)

 

Zarysowująca się zmiana dotychczasowego układu sił w całej Eurazji i na jej wodach przybrzeżnych wpływa na obecność wojskową USA, która jest fundamentem systemu sojuszy bilateralnych i kolektywnych Waszyngtonu. Kształtująca się w głowach przywódców regionalnych sojuszników USA percepcja nowej rzeczywistości lada moment może wywołać indywidualne kalkulacje u  wiernych dotychczas sojuszników Ameryki, którzy będą chcieli przetrwać w nadchodzącym, zapewne bardziej hobbesowskim, świecie.

Przywódcy tych państw mogą uznać, iż USA lub NATO nie będą chciały lub nie będą mogły przyjść im z pomocą w momencie kryzysowym, a brak istnienia wielkiej amerykańskiej i NATO-wskiej strategii, która odpowiadałaby na palące wyzwanie, mógłby ich tylko w tym utwierdzić.

Kaskada indywidualnych kalkulacji mogłaby spowodować zmianę istniejącego systemu międzynarodowego. Byłby to koniec porządku stworzonego na zgliszczach II wojny światowej w Bretton Woods, z jego architekturą instytucjonalną, mechanizmami finansowymi i rolą dolara w obrocie międzynarodowym, które stanowiły kręgosłup ery globalizacji oraz statuowały pokojowy wpływ atlantyckiej architektury bezpieczeństwa.

Upadek systemu niósłby daleko idące konsekwencje: dla Stanów Zjednoczonych, dla NATO, dla sojuszników USA w Europie i na Pacyfiku, a w związku z tym dla równowagi sił w Eurazji i na całym świecie.

Skuteczne zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w bezpieczeństwo kluczowych geopolitycznie obszarów, takich jak zachodni Pacyfik czy Europa, stanowiło czynnik decydujący o stabilności systemu światowego. Zmiana może przynieść kryzys wiary w potęgę USA, a także w liberalny i wolnorynkowy model rozwojowy wraz z otwartą globalną wymianą towarową, może wreszcie podważyć fundamenty ładu liberalnego wspieranego przez amerykańskie mocarstwo morskie.

Od II wojny światowej Waszyngton utrzymywał sieć sojuszy z państwami zależnymi od niego w zakresie bezpieczeństwa, a położonymi w pobliżu najważniejszych arterii handlu międzynarodowego, wąskich przejść morskich oraz kluczowych skrzyżowań szlaków komunikacyjnych. Sojusznicy ci byli niezmiernie istotni dla USA. Na zachodnim Pacyfiku Amerykanie zbudowali system relacji z partnerami w strefie brzegowej Azji: Tajwanem, Singapurem, Filipinami, Koreą Południową oraz z potęgami morskimi Japonii i Australii. W centralnej i wschodniej Europie najpierw, podczas zimnej wojny, była to Republika Federalna Niemiec, a potem, po rozpadzie Związku Sowieckiego, państwa dawnego bloku sowieckiego położone na pomoście bałtycko-czarnomorskim pomiędzy Rosją leżącą w Heartlandzie a pokonanymi w wojnie światowej przez dominujące mocarstwo morskie Niemcami. To te państwa są ważnymi elementami stworzonego przez USA systemu światowego, realizowanego przez instytucje i architekturę Bretton Woods i NATO oraz nośnikami amerykańskiego przekazu liberalnego. Z punktu zaś widzenia geostrategii zajmują one kluczowe miejsca strategiczne w strefie zgniotu pomiędzy obszarem wpływów dominującego w systemie mocarstwa morskiego a potęgami kontynentalnymi Chin i Rosji.

 

(Fot. Wikipedia)

 

Słabnięcie przywództwa zazwyczaj jest osią obrotową dla sensu i celu polityki mocarstwa wschodzącego, w tym Rosji, co z punktu widzenia Polski stanowi najpoważniejsze wyzwanie na najbliższe lata. Przywódcy pretendenta mogą mieć jednak poważny dylemat: wyczuwają co prawda słabnięcie przywództwa USA i starają się uzyskać jak najwięcej nowego miejsca strategicznego, ale nie chcą ponosić nadmiernego ryzyka konfrontacji. Chcą zmienić układ, mają jednak trudność z wysondowaniem, jak bardzo Stany Zjednoczone są słabe czy też, w innym ujęciu, jak bardzo wciąż są mocne.

Natura pełzającej konfrontacji wynikającej z sondowania (testowania) siły lidera może być zmienna, bo jej środki mogą ulegać zmianie, ale podstawowa zasada jest ta sama: unikanie przez Rosję wielkiego ryzyka w konfrontacji z USA, zachowanie małej intensywności rywalizacji i prowadzenie jej na wysuniętych dla USA pozycjach geograficznych. Testowanie ustawiczne narusza amerykańskie zobowiązania i zdolność do projekcji siły, stanowiącej „uźródłowienie” Pax Americana i architektury atlantyckiej, w tym wiarygodności NATO.

Można sobie wyobrazić sytuację, w której sojusznicy USA na zachodnim Pacyfiku i w Europie zrozumieli, że ich warunki bezpieczeństwa się zmieniły, i w obliczu braku realnej zdolności do pomocy i utrzymania gwarancji ze strony USA podjęli decyzję o odwróceniu się od Stanów Zjednoczonych, co już jest widoczne na Bliskim Wschodzie. Wydaje się, że podobna zmiana na zachodnim Pacyfiku oznaczałaby koniec dotychczasowego systemu światowego, zważywszy na wagę tego regionu dla globalnej gospodarki oraz na potęgę gospodarczą Chin.

W Europie Środkowej i Wschodniej pojawiłaby się cała gama zachowań charakterystycznych dla chaotycznego okresu braku odczuwalnej i stabilizującej roli mocarstwa dominującego w systemie: poszukiwanie autonomii wojskowej przez poszczególne podmioty polityczne, formowanie regionalnych układów i sojuszy, w tym regionalny wyścig zbrojeń, finlandyzacja państw zależnych od sąsiedniego mocarstwa, odwrócenie sojuszy, reorientacja na nowe mocarstwo dominujące itp.

Z początkiem XX wieku Stany Zjednoczone zyskały status czołowej potęgi morskiej. Po dwóch wojnach światowych stały się dominującą, globalną potęgą morską z charakterystyczną dla sił zbrojnych USA wysuniętą obecnością w strefie brzegowej (Rimlandzie) Eurazji. Od tej obecności zależał subtelny i złożony system sojuszy i przekonanie sojuszników, że warto wspierać amerykański system światowy, który gwarantuje stabilność i szansę na rozwój gospodarczy. I właśnie wysunięta obecność, możliwa dzięki niezakłóconej i swobodnej zdolności do projekcji siły i utrzymania szlaków komunikacyjnych do sojuszników, pozwoliła Waszyngtonowi uniknąć podejrzeń, że jako typowa potęga morska, korzystając z przywileju bycia daleko, „za bezpieczną wodą”, będzie zmienny w podejściu do sojuszy, jak była w przeszłości inna morska potęga – Wielka Brytania, która prowadziła politykę „elastycznego” równoważenia kolejnych zagrożeń z Europy kontynentalnej, zasługując sobie tym postępowaniem na określenie „perfidny Albion”.

Dotychczasowa ufna percepcja polityki amerykańskiej przez sojuszników może ulec zmianie (jeśli już jej nie ulega). Wówczas, w świetle zarysowanej wyżej prawidłowości z trudnością utrzymania wysuniętej obecności, Stany Zjednoczone mogą mieć pokusę reagowania charakterystycznego dla mocarstwa morskiego, czyli balansowania poczynań i siły mocarstw kontynentalnych i używania ich jednego przeciw drugiemu. Przyczyną takiej zmiany mogą być po prostu koszty strategiczne utrzymania wysuniętej obecności wojskowej, koszty i wysiłek kontroli szlaków prowadzących do sojuszników oraz koszty wojskowego i politycznego wspierania tych sojuszników. Istotny wpływ ma tutaj rozwijanie przez Chiny i Rosję zdolności antydostępowych, zwanych w fachowym żargonie wojskowym A2AD (anti-access/area denial), które poważnie ograniczają Amerykanom możliwość przyjścia z pomocą sojusznikom na zachodnim Pacyfiku i w Eurazji.

Może to także uruchomić skłonność mocarstwa morskiego do zawierania wielkich układów z potężnymi rywalami ponad głowami starych sojuszników i ich kosztem. Ogłoszona jedynie rotacyjna, a nie stała obecność na wschodniej flance NATO wpisuje się niestety w niepokój sojuszników wynikający z takiego toku rozumowania.

Istniejący prymat USA, bezdyskusyjny po 1991 roku, był bardzo korzystny dla bezpieczeństwa Polski, a jego ewentualny koniec będzie, jak można przewidywać, oznaczał turbulencje także polskiej sytuacji geopolitycznej. Wzrost Chin może powodować powrót do gry międzynarodowej w trójkącie USA–Chiny–Rosja. Dotyczy to w szczególności zmiany polityki Stanów Zjednoczonych, która miałaby zapewniać pożądany przez Waszyngton stan równowagi sił w Eurazji przy wykorzystaniu Rosji jako jawnego lub dorozumianego sojusznika USA balansującego potęgę Chin. Wzrost potęgi Chin umożliwia Rosji prowadzenia polityki zmierzającej w kierunku rewizji ładu światowego w oparciu o siłę państw kontynentalnych, wypierających dominujące amerykańskie mocarstwo morskie z Eurazji oraz z jej wód przybrzeżnych, i kwestionowania w ten sposób pozycji i gwarancji wojskowych Waszyngtonu. A to – jak należy zakładać – może mieć wpływ także na stan bezpieczeństwa Polski położonej na granicy skutecznej projekcji siły wojskowej Stanów Zjednoczonych, nie mówiąc o znaczącym wpływie USA na szerszą architekturę bezpieczeństwa w Europie. W chwili pisania tych słów galopujące wydarzenia zdają się potwierdzać założenia wyjściowe pracy. W grze o nową równowagę Rosja może – z powodu swojego położenia geograficznego – odgrywać istotną rolę w zmaganiach o wysoką stawkę, kosztem dotychczasowej architektury bezpieczeństwa. Co w tym kontekście zrobi Rosja? Jakich dokona wyborów? Z kim ostatecznie połączy siły? To też, co zrozumiałe, są ważkie pytania, także z naszego – polskiego – punktu widzenia.

Zła kalkulacja i ocena sił dotychczasowego lidera może doprowadzić do błędu strategicznego, eskalacji napięcia, a nawet bezpośredniej wojny o dominację. To moment wielce ryzykowny, albowiem z jednej strony pretendent szybko rośnie w siłę, drugiej jednak mimo poważnych cięć w wydatkach Pentagonu, sekwestracji, redukcji liczebności wojsk lądowych oraz, w wymiarze wpływu technologii na sztukę wojenną, nadejścia epoki symetrycznego pola walki pomiędzy – w przybliżeniu – równorzędnymi przeciwnikami Stany Zjednoczone wciąż cieszą się dominacją w wielu dziedzinach wojskowości, a przy tym dysponują wysuniętą obecnością okrętów i baz marynarki wojennej oraz siłami powietrznymi o globalnym zasięgu, wreszcie systemem świadomości sytuacyjnej.

To wciąż może uspokajać starych sojuszników w kluczowych obszarach zachodniego Pacyfiku i Eurazji co do ich pozostawania w zasięgu skutecznej projekcji siły USA. W związku z tym pretendent powinien dążyć do osiągnięcia zmiany systemu światowego powoli i bez podejmowania zbędnego ryzyka, a na pewno bez podejmowania szalonego ryzyka prowadzenia bezpośredniej wojny z dotychczasowym hegemonem.

Stopniowe sondowanie i testowanie siły USA umożliwia znacznie bardziej miarodajną ocenę, jaki jest realny układ sił. Historycznie rzecz biorąc, rosnące potęgi musiały się borykać z dylematem, jakimi metodami mierzyć siły hegemona i jak daleko iść w przesuwaniu wiecznie płynnego układu sił w relacjach międzynarodowych, zanim spotkają się z ostrą i bezpośrednią odpowiedzią potęgi do tej pory dominującej.

Strategia sondowania siły hegemona niesie ze sobą pokusę częstego testowania tej siły na odległych, wysuniętych pozycjach strategicznej obecności amerykańskiej w Eurazji, co teoretycznie pozwala badać siłę i dokonywać przesunięć (uzyskiwać koncesję) kosztem hegemona.

Zazwyczaj dokonuje się to na wymagających wojskowo pozycjach, na samym końcu wyciągniętych strategicznych szlaków komunikacyjnych, ale jednocześnie tam, gdzie wciąż istnieją zobowiązana dominującego dotychczas mocarstwa do obecności i wsparcia dla sojusznika. Te pozycje, przede wszystkim ze względu na geografię i tyranię odległości, wymagają dużego wysiłku, by je utrzymać. Natura pełzającej konfrontacji wynikającej z sondowania (testowania) siły hegemona może być zmienna, bo środki mogą się zmieniać, ale podstawowa zasada jest ta sama: unikanie wielkiego ryzyka w konfrontacji z USA, zachowanie małej intensywności rywalizacji i prowadzenie jej na wysuniętych dla USA pozycjach. Jednakże jest widoczne, pewne i udowodnione, że takie ustawiczne testowanie narusza amerykańskie zobowiązania i zdolność do projekcji siły, stanowiące dotychczas bezpośrednie źródło porządku jednobiegunowego (po upadku ładu dwubiegunowego w 1991 roku).

Polska ze swoim położeniem między zamkniętym kontynentalnie rosyjskim Heartlandem a otwartym na szerokie wody i żywszym gospodarczo europejskim Rimlandem spinanym przez NATO, stanowi państwo graniczne, buforowe, upchnięte w uskoku geopolitycznym pomiędzy potężnymi siłami, niejako w korytarzu.

Plan Rosji polega na wypchnięciu interesów Stanów Zjednoczonych z Europy i wymuszeniu nowej architektury bezpieczeństwa. Aby to osiągnąć, Rosja próbuje wykazać, że stara architektura bezpieczeństwa zwyczajnie się wyczerpała i nie odzwierciedla rzeczywistego układu sił w regionie i w Europie. Po osiągnięciu tego celu Rosjanie mieliby dodatkowy, niezmiernie istotny z gospodarczego punktu widzenia zysk.

Zaczęliby być traktowani jako równorzędny partner w trakcie negocjowania porozumień i  wyłaniania się nowych bloków gospodarczych – czy to na Pacyfiku, czy na Atlantyku. To stwarza istotną różnicę, właśnie taką, jaka istnieje pomiędzy junior partnerem a partnerem rzeczywistym. Dotyczy to elementarnych rozwiązań w zakresie ochrony wybranych sektorów przemysłu, przepływu kapitału i w samej strukturze władzy nad nowym blokiem gospodarczym.

Aby osiągnąć powyższy cel, Rosjanie kokietują Niemcy, które są zainteresowane szeroko rozumianym spokojem w naszej części kontynentu. Niemcom chodzi o brak zakłóceń w odbiorze ich eksportu, o współpracę z podporządkowanymi słabszymi organizmami gospodarczymi położonymi pomiędzy nimi a Rosją, uzależnionymi od gospodarki niemieckiej, oraz o dalsze pogłębianie współpracy z Rosją, a zapewne także z Chinami, oczywiście na korzystnych dla Niemiec zasadach.

To zresztą w średniej i długiej perspektywie sprzyja realizacji projektu gospodarki wielkiego obszaru w wydaniu MittelEuropy, który poza tym, że wzmacnia Niemcy gospodarczo i politycznie na wschodzie, wzmacnia również Niemcy politycznie na zachodzie Europy, podnosząc ich pozycję w stosunku do Francji. Notabene pogłębianie się tego trendu wymusiłoby jeszcze mocniej niż sam kryzys walutowy nowe rozdanie sił w Unii Europejskiej. Przy czym jest to tak duża i niebezpieczna dla istnienia UE rewizja, że mogłaby spowodować upadek całego projektu wspólnotowego, gdyż zaprzeczałaby istocie projektu paneuropejskiego, którego fundamentem było i jest równoważenie sił Francji i Niemiec, właśnie ze względu na powracającą tendencję Niemiec do dominacji w Europie. To z kolei tym bardziej oddaliłoby Niemcy od „sił atlantyckich” i pchnęło je w kierunku współpracy z rewizjonistami systemu zaprojektowanego przez USA, czyli z Chinami i Rosją.

Amerykanie nie traktują przy tym Rosji jak poważnego przeciwnika, dokładnie tak samo jak Mikołaj II nie traktował Japonii przed wojną 1904/5, zmuszając Japończyków do coraz większych ustępstw. A to doprowadziło do przegranej wojny na odległym z perspektywy stolicy carów teatrze zmagań. W Waszyngtonie decydenci nie chcą widzieć w Rosji nikogo więcej niż junior partnera i w związku z tym chcą „załatwić” sprawę ukraińską bez istotnych zmian swojej polityki. A już z pewnością nie chcą odwoływać reorientacji na Pacyfik. Amerykanie zmuszeni są do przyjęcia strategii powstrzymywania Chin przy jednoczesnych problemach z finansowaniem swoich sił zbrojnych.

Paradoksalnie to właśnie relatywna słabość Rosji, niepowodująca poważnego alarmu w Waszyngtonie, może wciągnąć Polskę w bardzo niebezpieczną i ryzykowną grę, bo testowanie architektury może się odbywać właśnie na Polsce lub państwach bałtyckich, do których pomoc może dotrzeć tylko przez Polskę, a to czyni naszą ojczyznę punktem ciężkości ewentualnego konfliktu.

Do realizacji planu Amerykanów poza walczącą Ukrainą z powodu geografii idealnie nadają się Polska i położona nad Morzem Czarnym Rumunia jako swoiści prokurenci sprawy amerykańskiej działający na rzecz zakotwiczenia świata atlantyckiego w sercu Europy, pomiędzy rewizjonistyczną Rosją a nieprzewidywalnymi Niemcami.

Wystawia nas to na zawsze ryzykowną konfrontację z Rosją, co więcej możemy stać się przedmiotem (a nie podmiotem) negocjacyjnym w trakcie rozmów pokojowych między USA a Rosją, do których wcześniej czy później dojdzie.

O naszych interesach będzie się wtedy decydowało ponad naszymi głowami, chyba że zbudujemy wcześniej własną podmiotowość, odważymy się na samodecyzyjność strategiczną i zadbamy o własne zdolności wojskowe, które umożliwią nam wpływanie na równowagę na pomoście bałtycko-czarnomorskim.

Amerykanie – gdyby się sami w pełni nie zaangażowali (a będzie to widać po dyslokacjach i zdolnościach wojskowych w czasie pokoju) – będą mogli prowadzić wojnę o swoje interesy w Europie Wschodniej per procura i pozostawić sobie w ten sposób przestrzeń na ustępstwa wobec Rosji. W dogodnej (albo wymuszonej sytuacją, np. napięciem na Pacyfiku) chwili da im to możliwość zaproponowania porozumienia pokojowego kosztem prokurentów bez istotnego uszczerbku dla własnych sił i środków oraz przy możliwie najmniejszym uszczerbku dla własnej wiarygodności wobec innych mocarstw (ale już nie wobec państw średnich i małych, jak w trakcie II wojnie światowej, bo one nie będą decydować o ładzie światowym). Dlatego tak ważna jest codzienna ocena wiarygodności amerykańskiego zaangażowania wojskowego i sposób dyslokacji wojskowych, bo one w dużej mierze będą decydować, ile pola manewru Waszyngton w razie eskalacji i konfrontacji zechce zachować tylko dla siebie.

 

Autor

Jacek Bartosiak

Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.

 

Jacek Bartosiak

Zobacz również

„A potem były zabory” – Jacek Bartosiak o dziele Andrzeja Maksymiliana Fredry (Podcast)
Obrona państw bałtyckich – możliwy scenariusz konfliktu i rekomendacje dla NATO według naj...
Weekly Brief 9–15.11.2019

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...