Józef Mackiewicz w mundurze ułana 3 Pułku Strzelców Konnych, 1919 (fot. z archiwum rodzinnego rodziny Mackiewiczów, zbiory Muzeum Literatury im. A. Mickiewicza w Warszawie)
Jest to okoliczność tragiczna, bo Józef Mackiewicz z pewnością należy do najwybitniejszych polskich pisarzy XX wieku – nie tylko pod względem stricte literackim, ale przede wszystkim z racji dziedzictwa intelektualnego, które po sobie zostawił.
Autor Drogi donikąd urodził się w Sankt Petersburgu, dorastał w Wilnie. Wydaje się, że tożsamość przedwojennych Kresów, tej mozaiki kultur, narodów i religii, zdefiniowała Mackiewicza. Autor Sprawy pułkownika Miasojedowa był synem pomostu bałtycko-czarnomorskiego par excellence – mówił, że jego krajem pochodzenia jest Europa Wschodnia.
O Mackiewiczu mówi się, że jest pisarzem dla dorosłych – przy czym chodzi tu o dojrzałość intelektualną: umiejętność krytycznego spojrzenia na legendy, „uświęcone” postacie i postawy, utarte schematy myślowe. To właśnie robił Józef Mackiewicz, ściągając na siebie nienawiść komunistów i niechęć dużej części powojennej emigracji. Tak już jednak jest, że w Polsce, kraju, gdzie według Stefana Kisielewskiego największą czcią otacza się patetycznych głupców, takie pójście pod prąd, odbrązawianie narodowych mitów musiało skutkować ostracyzmem.
Jest przynajmniej jeden cytat z Mackiewicza, który na dobre stał się częścią języka polskiego: „Jedynie prawda jest ciekawa”. Realizm, niechęć do upraszczania czy pomijania obserwacji czy wydarzeń niewygodnych, niepasujących do obowiązującej narracji to nieodłączne elementy twórczości Mackiewicza. Drugą cechą – można powiedzieć charakterologiczną – jest jego nieprzejednana nienawiść do komunizmu. Jak krajem pochodzenia Mackiewicza miała być Europa Wschodnia, tak jego narodowością był antykomunizm. Za swoją bezkompromisowość Mackiewicz płacił prawdziwie wysoką cenę. O ile odwzajemniona nienawiść komunistów do Mackiewicza jest w pełni zrozumiała, o tyle trudno przeboleć fakt, że z ogromną niechęcią patrzyła na niego znaczna część emigracji.
Redakcja „Słowa” wileńskiego, lata 20. ,Mackiewicz w środku (fot. ADM)
Przyczyną był jego stosunek do działań Armii Krajowej podczas okupacji niemieckiej, najobszerniej wyrażony w Nie trzeba głośno mówić. Przede wszystkim dlatego, że w książce tej Mackiewicz bez złudzeń patrzył na relację łączącą rząd na uchodźstwie, a więc pośrednio i AK, oraz naszych sojuszników, z Winstonem Churchillem na czele. Owocem tej relacji były „sojusznicze zobowiązania”, które miały łączyć Polskę i ZSRR. Jej przejawem – z pełną powagą wypowiadane frazesy o potrzebie udowodnienia sojusznikom lojalności poprzez złożenie daniny krwi w absolutnie bezsensownej – jak uważał Mackiewicz – walce z niemieckimi okupantami oraz koordynacja działań i współpraca AK z Sowietami. Mackiewicz nie miał wątpliwości, że udowadnianie oddania sprawie sojuszniczej z jednej strony i współpraca z komunistami z drugiej musiały się skończyć tragedią i dogadaniem się naszych „przyjaciół” ze wschodu i zachodu ponad naszymi głowami. Między innymi za zakazaną przez rząd londyński krytykę współpracy AK z Sowietami spotkał Mackiewicza ostracyzm ze strony emigracji. W ten sposób Mackiewicz, podobno zresztą człowiek, który w przeciwieństwie do swojego brata Stanisława nie był duszą towarzystwa (o ile w żyłach jego starszego brata miała płynąć żubrówka, o tyle w żyłach Józefa Mackiewicz – raczej ocet), zdołał zrazić do siebie właściwie wszystkich. Komuniści widzieli w nim – słusznie – zaprzysięgłego wroga. Tymczasem emigracji przeszkadzała jego ostra krytyka koszmarnych błędów popełnionych podczas wojny, niekompetencji i naiwności; musiała ona z pewnością psuć dobry nastrój podczas długich nocnych rozmów. Niechęć do Mackiewicza była tym większa, że zarzucano mu kolaborację z Niemcami. Stało się tak z powodu kilku felietonów napisanych przez niego dla „Gońca Codziennego”, gadzinówki wydawanej w okupowanym przez Niemców Wilnie. Trzeba dodać, że ostatni felieton Mackiewicza w „Gońcu” był reportażem z Katynia, dokąd autor Kontry pojechał na zaproszenie Niemców, lecz także za cichym przyzwoleniem AK. Przy tej okazji losy Mackiewicza przecinają się z losami innego syna pomostu bałtycko-czarnomorskiego, którego sylwetkę wkrótce będziemy chcieli Państwu w Strategy&Future przybliżyć. Przecinają się w sposób dramatyczny – po serii artykułów opublikowanych w „Gońcu” AK wydała na Mackiewicza wyrok śmierci. Wykonania go odmówił nie kto inny, jak Sergiusz Piasecki. Zresztą Piasecki pojawia się również w Nie trzeba głośno mówić. Jest to dość typowe dla twórczości Mackiewicza, w której fikcja miesza się z reportażem, a części powieści przypominają bardziej felietony niż spójną literacką całość. Nurt publicystyczny jest w Nie trzeba głośno mówić wszechobecny. Mackiewicz daje nam opisy życia codziennego na okupowanych przez Niemców Kresach, ścierających się koncepcji ideologicznych czy strategii prowadzenia wojny przez Niemcy. Przedstawia oderwane od rzeczywistości, naiwne przekonanie rządu w Londynie, że współpraca z Sowietami pomoże Polsce odzyskać niepodległość, ale opisuje też przerażające okrucieństwo Niemców (zbrodnia w Ponarach) oraz grozę, beznadzieję i wszechobecną inżynierię społeczną, czyli po prostu codzienność pod panowaniem sowieckim.
Musimy głośno mówić. Nie tylko o Mackiewiczu – chociaż oddanie mu sprawiedliwości uważamy za bardzo ważne. Przede wszystkim jednak będziemy mówić głośno JAK Mackiewicz. Jest to autor, który wypowiadał się często o sprawach strategicznych, o decyzjach politycznych najwyższej wagi, pociągających najpoważniejsze konsekwencje. Mówił je wprost, podważając dogmaty i świętości, nie pozwalając sobie na luksus wyabstrahowanego od twardych realiów idealizmu. Dzisiaj, kiedy historia przyśpiesza i dobiega końca geopolityczna pauza, taka sama, oparta na obiektywnej ocenie rzeczywistości, analiza jest równie potrzebna.
„Nie trzeba głośno mówić” Wydawnictwo KONTRA (fot. zbiory autora)
Autor
Albert Świdziński
Dyrektor analiz w Strategy&Future.
Trwa ładowanie...