Stoczkowskie opowieści

Obrazek posta

Historia ludzkości zna już takie przypadki, że człek gdzieś rusza na wędrówkę po świecie i trafia do zdawałoby się najmniej ciekawego miejsca, które to jest istną kopalnię ciekawych legend.

Otóż miałem okazję spotkać pewnego starego Skrybę, który jak to przystało na starca lubił sobie pofolgować z gawędą szczególnie przy jakimś pienistym napoju. Oczywiście wszystko w wersji jak najbardziej antyalkoholowej, jakby to powiedzieć, dla grzecznych dzieci po podstawówce.

No, więc razu pewnego, zaczął swą gawędę stary człeczyna, gdy tak przy stole siedliśmy, zatrzymał się strudzony wędrówką w skwarze i znoju pewien księżulek.

A siądę sobie pod tą smukła brzozą, pomyślał, a i siorbnę sobie troszkę świeżej wody. Słonko jak mówiłem grzało niemiłosiernie, wiaterek targał ten jeden, jedyny niesforny włos na czubku prawie łysej głowy.

Siadł, więc i …. No i chyba sen go musiał zmorzyć, a może działo się to naprawdę i jakimś cudem, został przeniesiony w czasie do… i tu się właśnie zaczyna cała historia.

Panie. Ejjjj opoju przebrzydły, rusz, że swe mało szlachetne siedzisko. Skryba podskoczył, pokazując jak to ten księżulo dygnął obudzony, gdy poczuł, że ktoś bezczelnie rwie mu ten jeden, jedyny włos, który tak namiętnie hodował.

Tfuuuuu, myślałem, że to jakaś smaczna dozownica.

Skryba się rozejrzał. Nikogo poza stadem kur wokół niego nie było. No nie licząc białego koguta, który właśnie sfruwał z gałęzi nad głową podróżnego.

No to nieźle musiało mi słonko przyjarać głowiznę, że już słyszę głosy, a tu żadnego żywego człowieka w około. Brrrrrr a może to duchy? No to jeszcze lepiej. Ale słyszał ktoś o duchach szlajających się w skwarny dzień razem z kurami?

Wiem, to pewnie sen jaki. No i chlast się biedny Skryba w policzek przypaździeżył aż mu gwiazdy łącznie z kilka gwiazd łącznie z kometami pojawiły na orbicie. Przyznam, mnie osobiście zabolało, gdy tak tą scenę starowinek przedstawiał.

Popraw z lewej. Będzie Ci równo puchło.

Rozejrzał się…nikogo. UUUUUUU….To pewnie jakieś toksyny w tym źródełku były. Umieram!!!! Ludzie, ludzie pewnie zatrułem się. Ooooo…czuję jak nogi drętwieją i nie ma czucia w stopach.

Teeee, łysol. Ogarnij się, bo zasnąłeś z podkulonymi nogami jak bociek, to i czucia nie masz. A w ogóle to rusz się, bo moje panie nie mogą robaków przegrzebać pod Twoim siedziskiem.

Kogut gada???

Cip cip cip…no chodźże do mnie malutki…no chodź.

Jak dziecko, jak pragnę tłustego robala…jak dziecko…na cipy chce wziąć starego koguta. Wróble sobie na te cipy łap frajerze. Grzebnął przy tym pazurem i dumnie poprowadził swoją kurzą czeredę.

Poderwał się Skryba jakby sam był tym kapłanem, by gonić koguta i pac na pysk…znaczy na twarz wylądował. Kogut prawdę mówił, że nogi mu ścierzpły i najpierw trzeba było rozchodzić nie jakąś gazelę udawać.

 

No i wiesz młody człowieku jak to w takich wypadkach bywa. Niż się ogarnął, kolana otrzepał, to po kogucie ni widu, ni słychu.

 Oto mam zagwozdkę. Wręcz dylemat moralny. Zbić majątek na takim kogucie, po jarmarkach lub wiecach wozić to dziwadło, czy uprzejmy donosik do eminencji biskupiej zrobić? Ot i problem natury moralnej. Mamona i życie jakiegoś mongolskiego maharadży, czy ubogie i uświęcone skromnego…hmmm proboszcza, a może jakiegoś biskupa pomocniczego? W końcu ilu może przede mną pochwalić się złapaniem dziwadła, wręcz diabelskiego pomiotu?

Jeden mały problemik, taki tyci tyci. Trzeba znaleźć koguta, złapać i się wtedy zmierzyć z kryzysem wiary. Jak sobie umyślił, tak i zrobił. Ruszył do osady w poszukiwaniu koguta.

Niech będzie pochwalony!!! Powitał pierwszą napotkaną osobę, a była to nieprawdopodobnie rumiana i całkiem zgrabnie jakby to powiedzieć młoda kobieta. No wiesz młody człowieku i tu i tu też miała krągłości. A te oczyyyy. No normalnie można było w nich utonąć.

Ej, panie Skrybo…to księżą tacy skorzy do oceniania kobiecych wdzięków?

Niech Ci będzie, pomińmy ten motyw i idźmy dalej. Więc napotkaną cud mniut dziewczynę, grzecznie powitawszy zagadnął tak, by nie wydać się ze swoimi zamiarami?

A panienka nie wie, może jakiś ke ejf si tu gdzie w pobliżu macie. Bo zgłodniałem, a nic tak sił nie dodaje, jak pikantne piersi ….

Cham i prostak. Żeby nie sutanna, to bym tak zaserwowała Plaskacza. A idź tam na żydki, może jakieś piersi ci dadzą.

Niech się panienka, nie nerwujsja. Ja może nie wysłowił się, Mnie chodzi o takie kogucią potrawę, a nie broń Boże, o jakie igraszki.

A co? Elgebeciak? Tu porządna osada i nam takich tu nie potrzeba.

Nieeee. Normalny chłop ze mnie, znaczy duchowny. Idę krużganek oświaty nieść tutejszemu ludowi i wypędzać złe z obejść. Słyszał ja, że ponoć Szatan często postać koguta przybiera. A nic tak nie wzmaga chuci do życia, jak zjedzenie kilku kogutów do wieczerzy. Nie chcę za darmo oczywiście. Za każdego z nich pomodlę się, egzorcyzmy odprawię.

Już widzę jak niosą Ci te koguty. Żeby Ci tej chuci, chociaż do śniadania stało.

Ale wiadomo wiara czyni cuda. Ksiądz zaczął lud oświecać, potępieniem straszyć, efekt był taki, że kobiety prześcigały się w przynoszeniu potraw z kogutów podobno, pod różną postacią. A to nadziewane, a to na chrupko panierowane. Pieczone, smażone i na parze gotowane. Tylko skąd wiedzieć, czy biały kogut do garnka też trafił? Faktem, że księżulo po miesiącu wstając krzesła, macał czy jajka przez przypadek nie zniósł.

Fortel sienie udał, musiał księżulek przyznać. Nie został ani bogaty, ani tym bardziej wysoko postawiony. Z czasem sam przestał już wierzyć w to, co widział i słyszał. Na przypiekające słonko i senną malignę to złożył.

Czasem za plecami słychać było śmichy dzieciaków, co za nim krzyczały….

Kukuryku koguciku, nastrosz piórka na kuperku i kokoszkę dziobnij troszkę!!!

Parę razy dałby sobie rękę dać uciąć, że dzieciaków nie było w pobliżu, a tylko szary kogut grzebał wraz z kurami w podwórku tej prze zgrabnej i pyskatej gospodyni, która nigdy nie przyniosła mu swoją drogą drobiowej potrawy.

Po jakimś czasie osada słynęła z nastu jadłodajni z drobiowym menu. Nawet król, gdy się zatrzymał w swej podróży po królestwie swoim, zapragnął potrawki z kogucika, by móc moce witalne przywołać.

Chyba musiała mu w pamięci utkwić potrawka lub efekt jej konsumpcji, bo przy okazji nadania praw miejskich przy kogucie, jako herbie, sam się upierał.

Spytasz się zapewne mój młody słuchaczu, gdzie się podział ten biały kogut, co nie umiał trzymać języka za zębami. Otóż żył sobie w najlepsze, troszkę przez swoją wyszczekaną gospodynię wytarzany w sadzy, długo jeszcze chodził po świecie i nie jednego opoja lub śpiocha nie na żarty wystraszył.

 

Zobacz również

Żelazna droga na szczyt. Odcinek 2
Stoczkowskie opowieści. Duchy artylerzystów z mokradeł.
pamiątka znad morza

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...