Stoczkowskie opowieści. Duchy artylerzystów z mokradeł.

Obrazek posta

Zdawało się, że jeszcze niedawno byli rekrutami, których kapral nękał wymyślnym gnojeniem, lub niekończącą się musztrą i oddawaniem honorów. W końcu nawet na polu walki, żołnierz Królestwa Polskiego miał stanowić wzór do naśladowania. Stać prosto jak brzoza, kroczyć spięty jak struna, dumny i chmurny, ale nie durny. Mieć też w głębokim poważaniu śmigające przy uchu kule, ewentualnie szrapnele. Czyż nie było czegoś bardziej wzniosłego od bohaterskiej śmierci? W końca panny kochały się w tragicznych bohaterach.

Było ich trzech, Stanisław, Przemysław i Władysław. Istna banda trojga. Kapral, a za nim reszta kompanii inaczej nie wołała na nich jak SPAW.

Przez dwanaście długich tygodni, dzień w dzień żołnierze, a wraz z nimi nasi trzej „ławie” słuchali krzyków, przekleństw na zmianę z pogadankami z najlepszej agitki. Za cara, za króla, za mać i rodinu…i w kółko Macieju i jeszcze na odwyrtkę.

Aż nastał poranek29 listopada 1830 roku. Dzień najważniejszy w życiu młodego żołnierza, jest nim przysięga.

Kaprale dosłownie kocich mord dostawali, krzyk i jazgot niósł się po korytarzach koszar. Buty wypastować, spodnie na kant taki komar na nim pozbawił się przyrodzenia. Guziki wyczyścić by blask księcia Aleksandra oślepił. SPAW do mnie. Gotowi nicponie jesteście?

Tak jest panie kapralu. Gotowi, zwarci i wypomadowani, jak psa …rozumie kapral.

Kooooooompania zbióóóóórka. W dwuszeregu….baaaaaacznooość. Do praaaaawego równaj.

No…łajzy. Dziś staniecie się prawdziwymi żołnierzami. Od dnia dzisiejszego stajecie się klejnotem w królewskiej koronie. Macie szanować mundur, bo on jest polski. Dbać o swych towarzyszy i bez szemrania wykonywać rozkazy swoich przełożonych. Nawet te najbardziej debilne, macie w mig wykonać. Bo przysięgacie dziś swoje życie poświęcić Ojczyźnie.

I mimo, że dla cara Mikołaja, macie ją dziś złożyć, to jednak waszym najważniejszym obowiązkiem, jest bronić Polski. Paniali wsie i miasta? SPAW?

Paniali panie kapralu!!!!

Poooododdziaaaaaały na moją komendę, baczność!!!!!Do przysięgi

„Przysięgam Bogu Wszechmogącemu, w Trójcy Świętej Jedynemu, że Jego Cesarskiej Mości, Najjaśniejszemu Panu i Królowi Polskiemu, wierności dochowam, w każdej potrzebie służyć będę, rozkazom starszych i prawom państwowym z posłuszeństwem, ochotą i poświęceniem bezwzględnie podlegam, w wojsku się przyzwoicie i moralnie prowadzić będę, dla obrony Ojczyzny z niebezpieczeństwem życia stawać gotów jestem. Tak mi, Panie Boże, dopomóż.”

Pooooododdziały do miejsca zakwaterowania, odmaszerować!!!!!

 

Nim radość z pierwszej przepustki chłopakom wywietrzała z lekko dymiących głów, po upojnej nocy w lupanarze, a już historia się o nich upomniała.

Jak donosił Kuryer Dworski z dnia 1 grudnia 1830roku.

„Powstanie to chwila decydująca dla naszej Ojczyzny. Każdy Polak powinien wziąć udział w tej świętej walce o wolność!. Warszawa stoi na progu nowej ery. Zrzucenie jarzma niewoli staje się naszą codzienną rzeczywistością. Powstańmy wszyscy, aby wspólnie walczyć o naszą niepodległość!"

Za to w tak zwanie gadzinówce można było spotkać oto, jakie teksty… gdyby w tym czasie była jedynie słuszna stacja to by w eter szło ….

"Wzywamy wszystkich mieszkańców Warszawy do zachowania spokoju i nieulegania prowokacjom radykalnych elementów, które dążą do wywołania chaosu i zamętu w naszym mieście.

Powstanie jest aktem nieodpowiedzialności, który naraża nas wszystkich na niebezpieczeństwo. Jedynie lojalność wobec naszego legalnego władcy, cara Mikołaja I, może zapewnić nam pokój i stabilność.

Radykalne elementy, które wznieciły to powstanie, działają na szkodę wszystkich obywateli Królestwa Polskiego. Wzywamy do opamiętania się i wsparcia legalnej władzy w przywracaniu porządku"

Brakowało tylko wyświechtanej frazy. Kto podniesie rękę na władzę najjaśniejszego, panującego na króla Mikołaja, temu władza tą rękę upierniczy przy samej d….

Trzech naszych „spawaczy” dostało rozkaz przeniesienia do korpusu generała Dwernickiego, który na Podole, na Wołyń miał ruszyć by tam rozpalić i ewentualnie kierować powstaniem przeciwko carowi. Więc maszerowali na wschód z nadzieją, że będą mogli wykazać się na polu walki.

Maszerowali za dnia, nocą pod namiotem spali. Jak się poszczęściło to czasem w jakieś stodole. Miało to czasem i pozytywną stronę, gdy można było zaznajomić się okolicznymi wieśniaczkami. Bo nie od dziś wiadomo, że pannom serce miękło, a kolana lekko drżały na widok przystojnych chłopaków w mundurach z orzełkiem na czapce.

Karczmy też nie powiem, swoje zarobiły. Bo, na co żołnierzowi żołd ma ciążyć w sakwie, gdy być może jutro już go nie wyda na zbytki. Gorzała i kości, piwo i gdy karciane, a wszystko w oparach tytoniu doprawione uśmiechem karczmarek usługujący w izbach na tyłach Astorii.

O ile Stanisław i Władysław za kołnierz nie wylewali i każdej chętnej pannie nie odpuszczali, to Przemysław wiersze pisał i tylko głośno wzdychał do swej lubej Hanny, która obiecała mu wianek, gdy z wojaczki wróci. Nie ma, co ukrywać, że przez te swoje teksty, stał się kompanijnym idiotą, z którego wszyscy głośno się wyśmiewali, lecz po cichu współczuli. Bo wiarusi starzy, już nie mieli złudzeń, że niewielu z nich wróci z wojennej zawieruchy. Więc tym bardziej głośno wyśmiewali wszelkie Przemysława odmowy, gdy mu podsyłali panienki, co bardziej do zabawy chętne.

Aż nadszedł 14 luty 1831 roku. W oddali pojawiło się wymarłe zdawało się prowincjonalne miasteczko. Nikogo ni widu ni słychu, nawet kur nie było widać. Wszyscy się schowali, lub przed wojskiem czmychnęli. Generał Dwernicki wezwał do swego sztabu, co ważniejszych dowódców i swój plan przedstawił. Wiemy, że Rosjanie zechcą nas wziąć w kocioł, to ich jest taktyka. My zaś musimy panowie tylko na nich zaczekać. Tu się zaczaimy i psubraty z armat kartaczami poczęstujemy. Strzelcy tu i tu stać mają, piechota dział pilnuje. Czy wszystko już wam jasne? Więc wracajcie i wykonać rozkazy. Pan major Staniewicz pozostanie, mam dla panna tajną misję. Proszę wybrać najlepszych z najlepszych i z działem ich wysłać w te oto miejsce. Proszę im przekazać, że od nich zależy czy hordy się przedrą, przez zmarznięte trzęsawiska. Mają trwać na posterunku aż ich zluzujemy. Chyba, że pierwej na posterunku polegną.

Wiadomo wszem było, że nie było lepszej drużynki, którą SPAW tworzyli. Tam gdzie dziewięciu normalnie trzyfuntówkę obsłużyć musiało, im nawet pięciu było aż nad to. Więc major ich wskazał i rozkaz im wydał. Tu się zasadzicie i siec srogo macie. Nim kur trzy razy zapieje będzie już po sprawie. Wiem, że dobrze się sprawicie, więc medal i awans, jak w ruskim banku macie.

Nie minęła godzina, a sześciu kanonierów szaniec nad Świdrem z darni i brzózek młodych wokół swego działa zgrabnie sformowało. Tylko teraz czekać i być przygotowanym na to, co przez wiele miesięcy nawet we śnie ćwiczyło.

Władysław ma za zadanie lufę przeczyścić, miarkę prochu wsypać, stemplem dobić przebitkę i kulę włożyć. Do panewki podsypać, lont mieć zapalony.

Przemysław okiem rzuca i korekty wprowadza.

Stanisław kule z wozu nosi i lawetę przesuwa. Reszta też zna swe zadania i miejsce w tej „ krwawej zabawie”. Szmaragdowe mundury i szare szynele z unoszącej się gdzie nie gdzie mgiełki zaczęły się wynurzać. Szli ostrożnie, by się nie zdradzić Polaczkom. Zajść ich od tyłu lub z boku i pogonić spłoszonych.

Cicho sza panowie, jeszcze tylko chwilka. Stanisław bądź gotowy, Władysław od lont zadbaj. Jeszcze parę kroków, no podejdźcie bliżej. Mam was na oku swołocze, ja już was przegrzmocę.

Ognia krzyknął Przemysław i jatka się zaczęła. Świst kul i jęk rannych rozlał się nad Świdrem. Rosjanie wszystkiego się spodziewać mogli, lecz nie armat nad bagnem. Fortel się nie udał, lecz atak szedł nadal. Kto się ostał żywy ten próbował czmychnąć, lecz sotnia kozaków ruszyła na naszych chłopaków. Ci bili się dzielnie, padali zmęczeni, lecz kur chyba nie piał i nikt ich nie zluzował.

Walka trwała długo. Działo się rozgrzało, zmarznięta ziemia też powoli zaczęła się topić. Najpierw po kostki z czasem po kolana, bagno się po swoje też upomnieć chciało.

Przemysław resztę zachęcał, by raźniej ładowali, bo już świt powoli nadchodzi i zapewne niedługo usłyszą pianie łukowskiego koguta. Biały kogut w końcu zapiał, obwieścił zwycięstwo. Lecz drużynka SPAW już nie usłyszała. Bagno ciała wchłonęło razem z ich trzyfuntówką. Nikt chłopaków nie zluzował, może i w ferworze walki o nich też zapomniał.

Lud zaś okoliczny po dzień dzisiejszy czasem, gdy noc jest gwiaździsta widuje na łąkach nad Świdrem strapionych żołnierzy, którzy ciągle jak w malignie sennej wykonują taniec jakby ładowali armatę i na sygnał kolegi czekali, by salwę wykonać. Legenda jak głosi, że jeden z nich przeżył i z piękną Hanną pod Stoczkiem po latach się osiedlił. Czasem swoje dzieci, a później i wnuki, prowadzał nad rzekę i o wojnie z wrogiem i żywo rozprawiał. Żałował, że kolegów ciał nigdy nie znalazł, lecz gdy kur się odzywał czasem z krzykiem się budził i pędził do swoich, do druhów do braci.

Któregoś poranka nie wrócił. Nikt go już nie odnalazł. Zapewne powiadam Wam, że gdy czerwony kur zapieje on ze swym działem ponownie w obronie Ojczyzny powstanie.

Zobacz również

Żelazna droga na szczyt. Odcinek 3
pamiątka znad morza
Poczciwe jest życie młynarza..

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...